Szefowa KE Ursula von der Layen w środowym orędziu o stanie Unii ogłosiła, że Komisja zaproponuje zwiększenie celu redukcji emisji gazów cieplarnianych do 2030 r. z 40 proc. do co najmniej 55 proc. w odniesieniu do poziomu z 1990 r.
Były minister środowiska, dziś prezes Fundacji Promocji Pojazdów Elektrycznych Marcin Korolec podkreśla, że proces, związany z podwyższeniem celu będzie trudny dla wszystkich państw członkowskich, a dla niektórych krajów nawet trudniejszy. Korolec przypomniał, że na przykład Słowacja ma 12 proc. PKP z sektora produkcji samochodów, gdzie zatrudnionych jest 80 tys. pracowników, podczas gdy cały kraj to 6 mln ludzi
Elektryfikacja transportu oznacza rewolucję przemysłową i kompletną zmianę w przemyśle motoryzacyjnym i redukcję miejsc pracy – wskazał. „My mamy górników, Słowacy pracowników sektora motoryzacyjnego – i jest ich tam wielokrotnie więcej w porównaniu do liczby ludności” – zaznaczył Korolec.
Jak podkreślił, przy zwiększeniu celu z 40 do 55 proc. dla Polski realny wysiłek to 8 pkt proc. redukcji, ponieważ 47 proc. realnie można osiągnąć z istniejącymi politykami.
Korolec ocenił również, że należy szukać rozwiązań niż symbolicznie kontestować propozycje Komisji Europejskiej.
„Lepiej dziś wejść z pozytywnym językiem do tej dyskusji, po to, żeby mieć lepszą sytuację w negocjacjach, które i tak będą się realnie konkludować w głosowaniach większościowych, niż obstawać na poziomie symbolicznym przy np. sprzeciwie wobec neutralności. Zachęcam do szukania rozwiązań niż symbolicznego kontestowania” – powiedział b. minister.
Jak przypomniał, w konkluzjach Rady Europejskiej jest zapisane, że państwa, które nie deklarują gotowości realizacji celu neutralności klimatycznej mają dostęp jedynie do 50 proc. środków na sprawiedliwą transformację.
„W związku z tym wydaje mi się, że na najbliższej radzie premier polskiego rządu powinien w końcu taką deklarację złożyć – bo szkoda samemu obcinać sobie środki, które są tak potrzebne na transformację” – ocenił Marcin Korolec.
Izabela Zygmunt z Polskiej Zielonej Sieci zaznaczyła, że aby znaleźć się na drodze w pełni zgodnej z celami Porozumienia Paryskiego, w kolejnych latach trzeba będzie podnieść poprzeczkę jeszcze wyżej, i – jej zdaniem – UE to zrobi.
„Dla Polski to znak, że minął czas na zasłanianie się +szczególnym punktem startowym+ i pora na serio zacząć rozmawiać o punkcie dojścia i drodze do niego. Mamy szansę na 700 mld złotych z przyszłego budżetu i funduszu odbudowy, które trzeba wykorzystać na naprawdę odważną i głęboką transformację zeroemisyjną. Jedyną alternatywą jest zostanie na długie dziesięciolecia energetycznym skansenem Europy” – oceniła Zygmunt.
Natomiast Zofia Wetmańska, analityczka ds. klimatu z think-tanku WiseEuropa oceniła, że niewątpliwie wyznaczony cel będzie się wiązał z koniecznością zwiększenia nakładów inwestycyjnych we wszystkich sektorach.
„Jednocześnie pozwoli on na bardziej równomierne rozłożenie w czasie wysiłku inwestycyjnego związanego z dekarbonizacją gospodarki. Tym samym cel 55 proc. pozwoli uniknąć skokowego wzrostu potrzeb finansowych w późniejszych okresach, kiedy mogą nie być dostępne równie tanie środki publiczne jak te, które dla Polski przewiduje Europejski Plan Odbudowy” – oceniła Wetmańska.
Z kolei Urszula Stefanowicz z Koalicji Klimatycznej wskazała, że z punktu widzenia nauki nawet proponowane przez Komisję 55 proc. jest niewystarczające i jest bardzo prawdopodobne, że Parlament Europejski zaproponuje wyższy cel.
„Pierwsze konsekwencje rabunkowego podejścia do środowiska i zakłócania równowagi klimatycznej już nas dosięgają” – powiedziała Stefanowicz. Jej zdaniem, „jeśli nadal będziemy wprowadzać jedynie kosmetyczne zmiany, głośno chwaląc się, że robimy co trzeba, przegapimy szansę na przeprowadzenie transformacji sprawnie i osiągnięcie przy tym największych współkorzyści”.
Źródło: PAP