Newsletter Subscribe
Enter your email address below and subscribe to our newsletter

Podczas gdy program Orka wkracza w kluczową fazę, włoski koncern Fincantieri przedstawił naszej redakcji swoją propozycję – nowoczesny okręt podwodny U212 NFS. Choć Włosi deklarują gotowość szerokiej współpracy przemysłowej i podkreśla przystosowanie jednostki do Bałtyku, na część pytań dotyczących harmonogramu, parametrów i offsetu nie chcieli odpowiedzieć.
W artykule
Aby czytelnik mógł lepiej zrozumieć treść tego artykułu, warto zacząć od pytań, które wysłałem do koncernu Fincantieri w ramach przygotowania poniższej publikacji. Dotyczyły one:
U212 NFS w wersji proponowanej Polsce zachowuje konfigurację zamówioną przez włoską Marynarkę Wojenną (Marina Militare). Sześć wyrzutni torpedowych kalibru 533 mm pozwala na użycie do 12 ciężkich torped Black Shark Advanced produkcji WASS, a także na stawianie do 24 min morskich. Producent zapewnia, że jednostka jest przystosowana do odpalania rakiet przeciwokrętowych średniego zasięgu oraz manewrujących pocisków dalekiego zasięgu. Na pokładzie przewidziano system obrony przeciwtorpedowej, zwiększający szanse przetrwania w warunkach realnego zagrożenia.
Okręt przystosowano do współpracy z siłami specjalnymi – posiada śluzę w żaglu (lock-out) umożliwiającą skryte opuszczanie jednostki oraz dostęp do SDV (SEAL Delivery Vehicle) i modułu DDS (Dry Deck Shelter). Wyposażono go w interfejsy dla SDV, pozwalające na bieżące monitorowanie parametrów oraz ładowanie systemów zasilania i podtrzymywania życia.
Producent wolał nie zdradzać prędkości maksymalnej okrętu. Podał za to, że zasięg przekracza 6500 mil morskich… choć już bez wyjaśnienia, przy jakiej prędkości ten wynik może uzyskać włoski okręt.
Według Fincantieri, U212 NFS został zaprojektowany z myślą o skutecznym działaniu w warunkach Morza Bałtyckiego. Kompaktowa konstrukcja w połączeniu z bardzo niską sygnaturą magnetyczną – uzyskaną dzięki zastosowaniu stali niemagnetycznej i systemów kompensacji magnetycznej – oraz ograniczoną sygnaturą akustyczną, wynikającą z użycia modułów dźwiękochłonnych dla wszystkich newralgicznych elementów i cichego napędu zoptymalizowanego wzdłuż całej linii (śruba, kielich śruby, stery), ma zapewniać możliwość długotrwałego operowania w skrytości. Producent podkreśla również, że konfiguracja sterów rufowych w układzie X zwiększa manewrowość przy niskich prędkościach, co jest szczególnie istotne na płytkich wodach.

Fincantieri jest również uznanym liderem w dziedzinie oceny podwodnych środowisk zagrożeń i może wspierać realizację kluczowych wymagań bezpieczeństwa związanych z ochroną portów, podmorskich kabli, gazociągów i innych elementów infrastruktury krytycznej. Szerokie portfolio zaawansowanych technologii i rozwiązań szytych na miarę pozwala odpowiadać na rosnące zapotrzebowanie w tym coraz bardziej strategicznym obszarze.
Fincantieri odwołuje się do doświadczeń swoich spółek działających w Polsce, w tym Vard Engineering Gdańsk, oraz deklaruje wdrożenie programu Transferu Kompetencji i Technologii (TOKAT). Miałby on obejmować prefabrykację wybranych podzespołów w polskich zakładach i rozwój krajowych kompetencji w zakresie MRO. W odpowiedziach zabrakło jednak precyzyjnej listy elementów przeznaczonych do produkcji w Polsce, udziału krajowych firm w wartości kontraktu czy zakresu przekazywanej dokumentacji technicznej.
U212 NFS wyposażono w hybrydowy układ napędowy łączący ogniwa paliwowe AIP z akumulatorami litowo-jonowymi (Li-ion). Rozwiązanie to pozwala dostosować profil pracy zespołu napędowego do charakteru misji i ograniczyć konieczność snurkowania. AIP umożliwia wielodniowe działanie z zachowaniem skrytości, ponieważ – w odróżnieniu od doładowania akumulatorów z generatora dieslowskiego – nie wymaga wynurzania na głębokość peryskopową. W zależności od sytuacji taktycznej okręt może pracować na AIP, na zasilaniu akumulatorowym lub łączyć oba tryby. Zastosowanie akumulatorów Li-ion zwiększa gęstość energii i sprawność całego układu, wykorzystując synergię obu technologii.
Włoska strona przedstawiła ogólną koncepcję i przeznaczenie U212 NFS, lecz nie odniosła się do harmonogramu dostaw w przypadku podpisania kontraktu w ciągu najbliższego roku. Nie podano też podstawowych parametrów – wymiarów, wyporności, prędkości maksymalnej, głębokości zanurzenia ani liczebności załogi. Nadal bez odpowiedzi pozostają pytania o typy pocisków rakietowych przewidzianych dla polskich jednostek, czas działania w trybie AIP oraz zakres i formę szkolenia załóg. W obecnej sytuacji geopolitycznej są to informacje, które powinny mieć kluczowe znaczenie przy ocenie oferty.

Włoska propozycja w programie Orka to kolejny element układanki, która zdecyduje o kształcie polskich sił podwodnych na długie lata. Choć Fincantieri nie odpowiedziało na wszystkie pytania, producent przedstawił argumenty, które – jego zdaniem – czynią U212 NFS jednostką dobrze dostosowaną do specyfiki Bałtyku i wymagań NATO.
Dodatkowo, ze strony włoskiej – zamiast odpowiedzi na wszystkie pytania – otrzymałem informację zupełnie niezwiązaną z omawianą ofertą. Zapewniam, że nie pominę tego wątku i odniosę się do niego w moim komentarzu.
Teraz pozostaje czekać na odpowiedzi od pozostałych oferentów – koreańskiej Hanwha Ocean oraz niemieckiego TKMS. W teorii w grze mogłaby być też szwedzka oferta SAAB, ale projekt ich nowego okrętu jest opóźniony i jak dotąd nie zbudowano żadnej jednostki proponowanej dla naszego kraju, więc trudno traktować go jako realną alternatywę w obecnej fazie programu. Na reakcję francuskiej Naval Group raczej nie należy się spodziewać, bo propozycję wysyłałem do przedstawicieli koncernu w wiadomości na LinkedIn niemal rok temu i do dziś nie otrzymałem odpowiedzi.
Dopiero zestawienie wszystkich ofert pozwoli rzetelnie ocenić, która z nich najlepiej odpowiada na potrzeby Marynarki Wojennej RP. Bo jak się okazuje, czasem wystarczy zapytać, żeby usłyszeć odpowiedź… albo jej nie dostać.
Zapraszam do śledzenia kolejnych publikacji o programie Orka – pisanych z perspektywy polskiego podatnika, który będzie musiał sfinansować ten program, oraz w kontekście realnego zagrożenia czającego się tuż za naszymi wschodnimi granicami. Bo w tej grze stawką nie są tylko nowe okręty, lecz także bezpieczeństwo państwa, przyszłość polskiego przemysłu okrętowego i sposób, w jaki wydajemy nasze publiczne pieniądze.
Po otrzymaniu i opublikowaniu wszystkich odpowiedzi przyjrzymy się szczegółowo każdej z ofert, porównując je pod kątem realnej wartości dla naszego kraju.
Autor: Mariusz Dasiewicz


W trzeciej, najbardziej wymagającej części mojej opinii o programie ORKA wchodzimy tam, gdzie kończą się proste wybory, a zaczynają realne ryzyka: niejasne harmonogramy, deklaracje trudne do zweryfikowania i konstrukcje, które – choć obiecujące – wciąż nie istnieją w gotowej postaci. To właśnie włoski U212 NFS i szwedzka A26 najmocniej dzielą opinię publiczną oraz ekspertów.
W artykule
Jedni widzą w nich przyszłość europejskich okrętów podwodnych, inni – drogę do wieloletnich opóźnień i luki w zdolnościach, na którą Polska dziś po prostu nie może sobie pozwolić. W tej części postaram się oddzielić polityczne szumy od faktów i sprawdzić, czy te dwie oferty naprawdę odpowiadają potrzebom Marynarki Wojennej RP, czy są jedynie dobrze zaprojektowaną narracją.
Może zacznijmy od włoskiego koncernu stoczniowego Fincantieri który proponuje Polsce okręt U212 NFS – rozwinięcie niemieckiej linii U212 z włoskimi modyfikacjami, kompaktowym kadłubem o niskiej sygnaturze, rozwiniętym AIP i zapleczem dla sił specjalnych. Na papierze to konstrukcja, która mogłaby odnaleźć się na Bałtyku. Problem w tym, że w pakiecie z tą ofertą jest zbyt wiele znaków zapytania: niejasny harmonogram dostaw, brak pełnej konfiguracji platformy, mało konkretów o szkoleniach i udziale polskich stoczni, a nawet brak podstawowych danych technicznych, które na tym etapie powinny być standardem.
Dodatkowo dochodzi kontekst, który każe podchodzić do tej propozycji z większą ostrożnością – poziom deklaracji, narracji i obietnic jest tu znacznie wyższy niż poziom twardych, weryfikowalnych konkretów. Nie chcę rozwijać tego wątku w tym akurat tekście (szerzej opisałem to w tekście (link do tekstu) , ale w skrócie: im więcej polityki i emocji wokół oferty, tym bardziej powinien nas interesować chłodny bilans ryzyka.
Czytaj również: Minister Kosiniak-Kamysz: program Orka priorytetem
Do swojej oferty Włosi dorzucili ostatnio mini–okręt podwodny do operacji specjalnych oraz okręt pomostowy niemieckiej konstrukcji, wymagający zgody Berlina i TKMS – co samo w sobie jest źródłem dodatkowych opóźnień i niepewności. Ani mini-orka, ani okręt pomostowy nie są dziś rozwiązaniami sprawdzonymi operacyjnie przez włoską flotę, a w programie tej skali różnica między „może” a „działa” ma znaczenie kluczowe.
Dlatego U212 NFS pozostaje dla mnie osobiście propozycją ciekawą, ale zbyt mocno opartą na „słowie honoru”, a zbyt słabo na twardych gwarancjach, których Polska w obecnej sytuacji geopolitycznej wyjątkowo potrzebuje.
Szwedzka A26 Blekinge to dziś najbardziej polaryzująca oferta w całym programie Orka. Z jednej strony ma swoich entuzjastów wśród ekspertów i wojskowych, którzy od lat podkreślają, że to konstrukcja niemal „skrojona pod Bałtyk” – cicha, nowoczesna, z interesującymi rozwiązaniami technicznymi. Z drugiej strony mamy twarde fakty: wieloletnie opóźnienia, brak ukończenia dwóch pierwszych jednostek dla Svenska Marinen oraz pytanie, czy moce produkcyjne stoczni w Karlskronie są w ogóle w stanie dostarczyć Polsce okręty w czasie dla nas akceptowalnym. A26 osiągnie pełną dojrzałość dopiero po 2030 roku – w obecnych warunkach geopolitycznych to data obciążona dużym ryzykiem.
Oferta Saaba opiera się na rozwiązaniach, które na Bałtyku mogłyby wyglądać bardzo dobrze na papierze: kadłub o małej sygnaturze, układ Stirling Mark V, system 9LV, portal MMP dla bezzałogowców podwodnych. Problem polega na tym, że to wciąż obietnica przyszłych zdolności, a nie system, który można zobaczyć w regularnej służbie. HMS Blekinge i HMS Skåne nadal powstają, a dodatkowe zamówienia dla FMV przesuwają większość dostaw na lata 2026–2032. Innymi słowy – mówimy o okrętach, które jeszcze nie przeszły pełnego cyklu życia w szwedzkiej flocie.
Dodatkowym obciążeniem jest polityczny kontekst. Wspólny list premierów Wielkiej Brytanii i Szwecji, przedstawiany jako sygnał poparcia dla A26, pokazuje, jak bardzo ta oferta stała się elementem gry dyplomatycznej. Ale o tym napisze za chwilę. Tymczasem polska decyzja w sprawie Orki powinna opierać się na realnych harmonogramach i gotowych rozwiązaniach, a nie na gestach sojuszniczych i medialnych efektach. Szwedzka propozycja ma swoje niewątpliwe atuty – ale właśnie dlatego, że mówimy o projekcie wrażliwym czasowo i finansowo, wymaga ona największej ostrożności, chłodnego dystansu i bardzo twardych zapisów w ewentualnym kontrakcie.
Czytaj więcej: Kolejne opóźnienia w Szwecji. Okręty podwodne typu A26 dopiero po 2030 roku
Cokolwiek się wydarzy, dla mnie jako wydawcy nie będzie to żadna tragedia. Mam narzędzie, z którego mogę korzystać po to, żeby nasze społeczeństwo wiedziało, co się kryje pod kołderką. Skoro każdy obywatel na płacić za ten program tak ogromne pieniądze, to właśnie nasza Marynarka Wojenna i nasz przemysł powinni mieć z takiego „dealu” realną, namacalną wymianę korzyści – a nie tylko ładne slajdy i przyszłe obietnice, których termin realizacji sięga daleko poza nasze obecne bezpieczeństwo.
I tutaj muszę się do czegoś przyznać – do własnych przemyśleń i przeczucia co do tego, kto ostatecznie wygra Orkę. Dwa lata temu jedna z osób powiedziała mi wprost, że to postępowanie wygrają Francuzi. A ja mam tę przypadłość, że zapamiętuję szczegóły na lata. Kiedy zestawię tamtą rozmowę z późniejszymi sygnałami i zachowaniem części instytucji, dziś mam niestety około 95% pewności, że to właśnie „kraj koniaku i szampana” wygra ten kontrakt. Czy mam rację – okaże się to w piątek. I jak rzadko kiedy – szczerze chciałbym się mylić.
Dlatego ta decyzja nie powinna wynikać z geopolitycznych sympatii ani z medialnych fajerwerków. Każda oferta powinna mieć własną wartość, lecz tylko jedna zbuduje zdolność, której nie będzie trzeba ratować po kilku latach kolejnymi programami naprawczymi. Rząd, który dziś zatwierdzi wybór okrętów podwodnych dla Polski, wpisze się w annały historii – jako ten, który po dekadach zaniedbań uratował Dywizjon Okrętów Podwodnych w Gdyni i przywrócił Polsce jedną z najbardziej wymagających, a zarazem strategicznych domen działania. Jeśli wicepremier Władysław Kosiniak-Kamysz będzie za dwadzieścia lat cytowany w podręcznikach historii, to nie za konferencje prasowe, lecz za decyzję, która zapewniła polskiej flocie podwodnej ciągłość, skrytość i realną siłę oddziaływania pod wodą.
Czytaj też: Oczekiwany przez lata program Orka na finiszu
Warto przy tym pamiętać o prawdzie, którą w tej dyskusji zaskakująco często się pomija: od wyboru oferenta do pojawienia się okrętu w Porcie Wojennym Gdynia jeszcze długa droga, wymagająca i pełna ryzyka. Po podpisaniu kontraktu dopiero zacznie się walka o harmonogram, o moce produkcyjne stoczni, o utrzymanie finansowania przez kolejne rządy. Okręty podwodne nie powstają w rytmie konferencyjnych deklaracji – powstają w ciszy hal, gdzie każdy miesiąc opóźnienia przekłada się na stratę, którą Marynarka Wojenna odczuje najdotkliwiej: pod wodą.
Dlatego Orka powinna być wyborem suwerennym, odpornym na lobbing, gesty sojusznicze i emocjonalne kalki. Musi być decyzją dorosłego państwa, które nie pyta, co inni o tym sądzą — tylko co samo potrzebuje, by przetrwać i zbudować siłę na kolejne dekady.
To właśnie teraz, na naszych oczach, w piątek zostanie ogłoszona decyzja, która rozstrzygnie, czy za cztery lata Dywizjon Okrętów Podwodnych osiągnie oczekiwany przez wszyskich poziom zdolności, umożliwiającym zabezpieczenie polskiego Bałtyku.
Mariusz Dasiewicz