Newsletter Subscribe
Enter your email address below and subscribe to our newsletter

Szef resortu obrony Mariusz Błaszczak wyznaczył nowego dowódcę Centrum Operacji Morskich – Dowództwa Komponentu Morskiego. Został nim kontradmirał Krzysztof Jaworski, który do tej pory pełnił funkcję dowódcy 3. Flotylli Okrętów.
Kontradmirał Krzysztof Jerzy Jaworski urodził się 5 czerwca 1966 roku w Gdyni. W 1985 r. rozpoczął studia na Wydziale Nawigacji i Uzbrojenia Okrętowego w Wyższej Szkole Marynarki Wojennej. Po jej ukończeniu, w 1990 r., został skierowany do 3. Flotylli Okrętów do 2. dywizjonu Okrętów Rakietowych na pierwsze stanowisko służbowe, dowódcy działu rakietowo-artyleryjskiego na ORP „Metalowiec”, przechodząc kolejno wszystkie szczeble dowodzenia do dowódcy ORP Hutnik w latach 1994-1997.
Następnie do 2001 r. zajmował stanowiska w sztabie dywizjonu: oficera flagowego i zastępcy dowódcy dywizjonu-szefa sztabu. Kolejne stanowiska to szef Sekcji Operacyjnej w Sztabie 3. Flotylli Okrętów i starszy specjalista Oddziału Operacyjnego Zarządu Operacji Morskich N-3 Sztabu MW. W marcu 2007 r. objął stanowisko dowódcy dywizjonu Okrętów Rakietowych.
W 2010 r. został skierowany do służby w Zespole Asystenta Szefa Sztabu Generalnego ds. Marynarki Wojennej w Sztabie Generalnym WP w Warszawie. Dwa lata później, w 2012 r., wrócił do Gdyni, na stanowisko Szefa Oddziału Szkolenia Dowództw i Ćwiczeń w Dowództwie Marynarki Wojennej. W 2013 r. pełnił obowiązki na stanowisku szefa sztabu w pionie zastępcy dowódcy ds. wsparcia NATO Training Mission (NTM-A) w Afganistanie. Po powrocie z misji rozpoczął służbę w Zarządzie Uzbrojenia Inspektoratu MW Dowództwa Generalnego RSZ, po czym, w czerwcu 2014 r., skierowany został na podyplomowe studia polityki obronnej w Narodowym Uniwersytecie Obrony w Waszyngtonie (USA). Po ukończeniu studiów, w sierpniu 2015 roku, objął obowiązki szefa Sztabu 8. Flotylli Obrony Wybrzeża w Świnoujściu. Decyzją Ministra Obrony Narodowej, z dnia 2 maja 2016 r., został wyznaczony na stanowisko dowódcy 3. Flotylli Okrętów w Gdyni. 29 listopada 2016 r., na pokładzie historycznego niszczyciela ORP Błyskawica, z rąk Prezydenta RP Andrzeja Dudy, odebrał nominację na stopień kontradmirała. Decyzją Ministra Obrony Narodowej z dnia 25 kwietnia 2018 r. został wyznaczony na stanowisko dowódcy Centrum Operacji Morskich – Dowództwa Komponentu Morskiego.
Oprócz dyplomu AMW, legitymuje się również dyplomami: podyplomowych studiów dowódczo – sztabowych w Akademii Dowódczej Marynarki Wojennej w Newport, USA, studiów podyplomowych w Akademii Marynarki Wojennej, podyplomowych studiów polityki obronnej w Narodowym Uniwersytecie Obrony w Waszyngtonie oraz kursów: Przeszkolenia Oficerów Szczebla Operacyjno – Taktycznego w Akademii Marynarki Wojennej i Planowania Operacyjnego w Akademii Obrony Holandii.
Kontradmirał Krzysztof Jaworski został odznaczony m.in.: „Brązowym Krzyżem Zasługi”, srebrnym medalem „Za Długoletnią Służbę”, dwukrotnie „Gwiazdą Afganistanu”, złotymi medalami „Za Zasługi dla Obronności Kraju” i „Siły Zbrojne w Służbie Ojczyzny”, a także medalem NATO ISAF.
Uroczystość objęcia dowodzenia Centrum Operacji Morskich – Dowództwa Komponentu Morskiego i zdania obowiązków dowódcy 3. Flotylli Okrętów rozpocznie się uroczystym apelem, który odbędzie się przed okrętem-muzeum ORP Błyskawica we wtorek 22 maja o godzinie 9:00. Podczas uroczystości oddany zostanie osobisty salut armatni oraz odbędzie się defilada pododdziałów COM-DKM i 3. FO. Następnie kontradmirał Krzysztof Jaworski, na pokładzie okrętu szkolnego ORP Wodnik, wyjdzie na morze, gdzie podczas parady okrętów pożegna się z Gdyńską Flotyllą. W uroczystości wezmą udział między innymi Dowódca Generalny RSZ generał broni Jarosław Mika i zastępca Dowódcy Operacyjnego RSZ generał brygady dr inż. pil. Tadeusz Mikutel.
Źródło: COM – DKM

Polska jest o krok od jednej z najważniejszych decyzji morskich ostatnich dekad. Wybór okrętów podwodnych w ramach programu Orka zadecyduje o bezpieczeństwie naszego państwa na co najmniej kilkadziesiąt lat. W momencie, gdy od rządu oczekuje się chłodnej analizy i pełnej koncentracji na polskim interesie strategicznym, w dyskusję wchodzi czynnik, którego niewielu się spodziewało – oficjalne wsparcie polityczne dla jednej z ofert.
W artykule
Jak podaje portal WNP, premierzy Szwecji i Wielkiej Brytanii przesłali do Warszawy wspólny list, który szwedzka i brytyjska dyplomacja przedstawia jako polityczne poparcie Londynu dla szwedzkiej oferty A26. To już nie jest wyłącznie sprawa rozmów technicznych czy biznesowych. To wejście na poziom gestów politycznych kierowanych pod adresem polskiego rządu.
To pytanie, czy takie wsparcie jest nam w ogóle potrzebne, pada dziś w wielu miejscach, od gabinetów po zwykłe rozmowy. I nie jest to reakcja przesadna.
Polska nie wtrąca się w brytyjskie programy dotyczące okrętów podwodnych o napędzie jądrowym. Nie komentujemy budowy następców okrętów typu Dreadnought, nie wchodzimy w dyskusje o tym, jakie jednostki mają trafić do Royal Navy, nie podpowiadamy Londynowi, jak ma wyglądać ich flota podwodna za dwadzieścia lat. Dlaczego więc to Londyn uznał, że może komentować nasze decyzje? Dlaczego akurat teraz, gdy od odpowiedzialnego wyboru zależy bezpieczeństwo państwa graniczącego z krajem, w którym toczy się wojna?
Czytaj więcej: TKMS: chcemy, by Polska dołączyła do podwodnej potęgi Europy
To nie jest spór o technikę ani o sympatie polityczne. To sprawa zasady. Polska znajduje się na wschodniej flance NATO i funkcjonuje w zupełnie innym rytmie strategicznym niż kraje zza Morza Północnego. Nie możemy pozwolić sobie na lata spokojnego oczekiwania. Każdy błąd, każde opóźnienie i każda błędna decyzja może stworzyć lukę bezpieczeństwa, z którą zostaniemy na dekadę i która realnie wpłynie na nasze bezpieczeństwo. Luki w zdolnościach podwodnych nie zasypie się deklaracjami ani politycznymi gestami.
Polska nie oczekuje podpowiedzi, jak ma modernizować Marynarkę Wojenną. Oczekuje szacunku dla swojej autonomii decyzyjnej – tak jak sama szanuje autonomię sojuszników. Kiedy Brytyjczycy podejmowali decyzje dotyczące rozwoju swoich SSN-ów, nikt w Warszawie nie pisał listów, nikt nie udzielał rekomendacji, nikt nie wskazywał kierunku. Mowa o programach o skali nieporównywalnie większej niż polska Orka.
Dlatego zdziwienie nie jest emocją, lecz reakcją na zaburzenie równowagi, która dotychczas była oczywista: my nie ingerujemy w cudze decyzje i powinniśmy oczekiwać dokładnie tego samego.
Mamy tu jeszcze jeden element, o którym trudno nie wspomnieć. Brytyjskie koncerny – Babcock, Thales UK i MBDA UK – od kilku lat mają w Polsce silną pozycję. To oni są strategicznymi partnerami Polskiej Grupy Zbrojeniowej przy budowie fregat Miecznik w PGZ Stoczni Wojennej w Gdyni. Współpraca jest faktem i nikt jej nie kwestionuje.
Natomiast sama obecność brytyjskich firm w polskich programach zbrojeniowych nie daje podstaw, by obca stolica formułowała deklaracje dotyczące naszego wyboru w programie Orka. Partnerstwo nie oznacza prawa do sugerowania rozstrzygnięć w sprawach, które z definicji muszą pozostawać wyłącznie w gestii polskiego rządu. Zwłaszcza gdy chodzi o zdolności podwodne i bezpieczeństwo morskie państwa, które musi kierować się własnym harmonogramem zagrożeń, a nie oczekiwaniami zagranicznych partnerów.
Z oficjalnych informacji wiemy o przesunięciu terminów dostaw i wzroście kosztów programu A26. Aneks do umowy odsunął przekazanie dwóch pierwszych okrętów szwedzkiej marynarce wojennej na lata 2031 i 2033 oraz zwiększył wartość kontraktu. Nie jest to jednak kwestia incydentalna, lecz element szerszego problemu, o którym w branży mówi się od lat: szwedzki SAAB ma widoczne trudności z dotrzymywaniem ambitnych harmonogramów, co przekłada się na ryzyko dla państw oczekujących na nowe jednostki.
W programie Orka liczy się wyłącznie to, co jest zdolne do działań na morzu. Polska potrzebuje partnera, którego okręty już dziś funkcjonują w służbie i wykonują zadania operacyjne, nie projektu jednostek pozostających na etapie dokumentacji. Szwedzka konstrukcja może i jest interesująca, lecz dopiero w przyszłości. Na ten moment pozostaje zapowiedzią na kolejne lata, a bezpieczeństwa państwa nie da się oprzeć na rozwiązaniach, które dopiero mają wejść w fazę realizacji. Zwłaszcza że proces modernizacji naszych sił podwodnych został ograniczony do absolutnego minimum.
Czytaj też: Czy hiszpańskie okręty podwodne typu S-80 to dobra propozycja dla Polski?
Przez ostatnie dekady przeszliśmy likwidację Kobbenów, wygaszenie kolejnych zdolności i stopniowe zawężanie pola operacyjnego. Marynarka Wojenna RP działa dziś na granicy możliwości. Każdy rok zwłoki powiększa lukę, której na morzu nie wypełnią żadne deklaracje polityczne.
W tym świetle szczególnie zastanawia, że właśnie oferta najbardziej obciążona opóźnieniami zyskuje polityczne wsparcie zza granicy. Trudno nie zapytać, z czego wynika taki kierunek działań i jakie argumenty go uzasadniają. Nie przesądzamy odpowiedzi, wskazujemy jedynie na okoliczności, które wymagają uważnego namysłu. Polska powinna opierać swoje decyzje na realnej ocenie ryzyka oraz własnym harmonogramie potrzeb operacyjnych, nie na wrażeniu tworzonym przez dyplomatyczne gesty. W praktyce liczy się wyłącznie to, co rzeczywiście trafi do polskiej marynarki wojennej i zostanie wcielone do służby w czasie mającym dla nas znaczenie strategiczne.
Partnerstwo w NATO nie oznacza prawa do popierania i sugerowania procesów zakupowych innych państw. Polska nie zabiera głosu w sprawie tego, jaki okręt ma zastąpić HMS Vanguard lub HMS Astute. Nie ocenia niemieckiego programu 212CD, nie wchodzi w dyskusje dotyczące koreańskich KSS-III.
Warto przy tym pamiętać, że brytyjski Babcock uczestniczy w programie S-80 jako dostawca istotnych systemów i komponentów okrętowych. S-81 Isaac Peral został już przekazany hiszpańskiej Armada Española i bierze udział w operacjach oraz ćwiczeniach NATO. Skoro Londyn współpracuje przy programie, którego prototypowa jednostka realnie strzeże morskich granic Hiszpanii, tym bardziej rodzi się pytanie, dlaczego polityczne wsparcie kierowane do Warszawy dotyczy kadłuba, który wciąż pozostaje tylko na papierze i horyzoncie wielu kolejnych lat.
Jak widać, lobbing w tym programie staje się coraz bardziej nachalny i wielowarstwowy. Dlatego powinniśmy oczekiwać jednego: poszanowania naszego procesu decyzyjnego oraz świadomości, że modernizacja Marynarki Wojennej RP musi pozostawać w pełni w gestii polskiego rządu. Wszystko inne wygląda już nie jak neutralne wsparcie sojusznicze, lecz jak gra interesów, w której gdzieś w tle pojawia się drugie dno.
Bo na końcu pozostaje zasada, którą przed laty ujął Aleksander Fredro: „Wolnoć, Tomku, w swoim domku”. Polska ma pełne prawo decydować o własnym bezpieczeństwie – bez podpowiedzi z zewnątrz.