Fika na peryskopowej. Sojusznicza pomoc, czy coś więcej?
Opublikowane:
29 czerwca, 2025
Fot. @HmsDasher/X
Na okręcie podwodnym uczestniczącym w BALTOPS 25 nie ma miejsca na zbędne rzeczy. Każdy metr przestrzeni, każdy litr wody i… każda porcja kawy mają swoją cenę – czasem większą, niż mogłoby się wydawać. Gdy podczas ćwiczeń BALTOPS 25 zabrakło tej ostatniej, do akcji wkroczył okręt Royal Navy. Ale czy naprawdę chodziło tylko o kawę?
W artykule
Gdy podczas BALTOPS 25 zabrakło „amunicji dla ducha”
O tej historii pisały już niemal wszystkie media – od szwedzkiego Expressen, który jako pierwszy dotarł do szczegółów, przez brytyjskie portale marynarki wojennej, aż po polskie serwisy branżowe w tym Defence24. Relacja, w której zabrakło torped, dymu i eskalacji, ale nie zabrakło… ironii i znaczenia.
Podczas ćwiczeń BALTOPS 25, jednym z największych manewrów NATO na Bałtyku, doszło do sytuacji nietypowej, ale symbolicznej. Załoga szwedzkiego okrętu podwodnego HMS Södermanland zgłosiła do dowództwa sojuszniczego alarm – na jednostce skończyły się zapasy kawy. I choć dla niewtajemniczonych może to brzmieć jak suchar dnia, sprawa potraktowana została poważnie. Sygnał dotarł do brytyjskiego okrętu patrolowego HMS Dasher, który zorganizował błyskawiczną pomoc zaopatrzeniową dla szwedzkiej załogi.
.@HmsDasher came to the rescue of Swedish submariners when they suffered an ‘emergency’ on #NATO exercises in the Baltic.
Rzutka z workiem mielonej kawy oraz zapas włoskich ciastek zostały przekazane w ustalonym punkcie, przy sprzyjających warunkach pogodowych, w obecności NATO-wskich kanałów łączności. Dowództwo Royal Navy nazwało akcję „drobiazgiem o dużym znaczeniu”, a jej przebieg opisało w oficjalnym komunikacie prasowym. Szwedzkie media dorzuciły do tego szczyptę humoru – rzecznik Försvarsmakten żartobliwie zasugerował, że „marynarze na pokładzie raczej nie byli niezadowoleni”.
Z pozoru to tylko anegdota. W praktyce – materiał na poważną refleksję o tym, czym naprawdę jest gotowość operacyjna, logistyka i morale. I że czasem NATO działa nie tylko wtedy, gdy trzeba kogoś odstraszyć, ale także wtedy, gdy trzeba kogoś – po prostu – wspomóc.
Rytuał pod wodą, w cieniu sonarów
Na okręcie podwodnym każdy dzień jest taki sam – i właśnie dlatego każdy szczegół ma znaczenie. W hermetycznym świecie, gdzie przestrzeń jest ściśle wydzielona, a cisza jest taktyczna, rytuały stają się tym, co odróżnia poranek od wieczoru, środę od soboty, a załogę – od grupy ludzi „uwięzionych” pod wodą.
Fika – czyli codzienna przerwa na kawę, nierzadko z dodatkiem ciastka – to dla Szwedów coś więcej niż zwyczaj. To rytuał społeczny, zakorzeniony głęboko w kulturze tego kraju. Dla marynarzy ze Szwecji pełni rolę stałego punktu dnia, także na pokładzie okrętu podwodnego. To nie tylko techniczny przystanek, lecz moment oddechu, mentalnego resetu i potwierdzenie, że mimo alarmów, wacht i ćwiczeń życie płynie dalej w znajomym rytmie. Fika nie zna wyjątków – obowiązuje w domu, w biurze, w porcie, a jak się okazuje, również 40 metrów pod powierzchnią morza.
W warunkach izolacji, zmęczenia i ciągłego napięcia, jakie towarzyszą każdemu patrolowi, psychologiczne detale zyskują strategiczne znaczenie. To nie przesada – kawa może mieć realny wpływ na funkcjonowanie załogi. Utrata rytuału oznacza utratę kontroli nad rytmem dnia. A w miejscu, gdzie każdy milimetr procedury wpływa na bezpieczeństwo, to realny problem. Kawa staje się nie tylko źródłem kofeiny, lecz narzędziem utrzymania porządku, morale i gotowości.
Zabrakło kawy? W warunkach lądowych to detal. Na okręcie podwodnym – sygnał, że coś w trybach rutyny zgrzytnęło. Dlatego właśnie pomoc Royal Navy nie była jedynie sympatycznym gestem. To był znak, że sojusznicza współpraca obejmuje nie tylko przekazywanie danych sonarowych i wspólne manewry, ale także dbałość o ludzką stronę służby.
Nie każda misja musi kończyć się ostrzałem, by zapisać się w historii floty wojennej. Czasem wystarczy worek kawy i dobra intencja. A może właśnie to odróżnia flotę sojuszniczą od przypadkowej zbieraniny jednostek?
Kawa jako kod. Czy był to tylko gest uprzejmości?
Ale na tym nie koniec tej historii. Tak jak wielu z Państwa, potraktowałem ją początkowo jako wdzięczną anegdotę – z humorem, symbolem sojuszniczej uprzejmości i lekką nutą absurdu. Sympatyczny epizod, który aż prosił się o żartobliwy komentarz.
Jeden telefon do znajomego – komandora rezerwy, który sam służył na okrętach podwodnych – wystarczył, by wytrącić mnie z myślenia o tej historii jak o żartobliwym epizodzie. Spojrzałem na nią przez inny „peryskop”. Jego komentarz był krótki, ale sugestywny: przesyłka mogła mieć jeszcze jeden wymiar – taktyczny.
W oficjalnych komunikatach mowa była o torbie z kawą, włoskich ciastkach i sojuszniczym geście. Ale w świecie marynarki wojennej nic nie jest tylko tym, czym się wydaje.
Zestawmy dwa fakty: szwedzki okręt podwodny HMS Södermanland – jednostka skryta, wyposażona w systemy łączności krótkiego zasięgu, działające wyłącznie w wynurzeniu; brytyjski patrolowiec typu Archer – lekka jednostka nawodna, nieposiadająca standardowych środków komunikacji z okrętami podwodnymi. A jednak doszło do precyzyjnego spotkania w określonym miejscu i czasie. Przypadek?
Raczej nie. Wszystko odbyło się pod egidą NATO, z użyciem znanych i kompatybilnych kanałów komunikacyjnych. Warto bowiem pamiętać, że Szwecja – choć formalnie przystąpiła do Sojuszu dopiero niedawno – od lat współpracuje w ramach Partnerstwa dla Pokoju i posiada pełną interoperacyjność systemów łączności z NATO.
Oczywiście, trzeba pamiętać o jednym: to były ćwiczenia. A skoro tak, sam fakt przekazania „czegoś” między okrętami nie musi mieć żadnego realnego ciężaru operacyjnego. Przeciwnie – to przecież idealne środowisko, by trenować, testować i symulować.
Ale właśnie dlatego ten epizod jest ciekawy. Bo w ćwiczeniach także nie wszystko dzieje się przypadkiem. Kiedy nowy członek NATO – jak Szwecja – wchodzi do gry, każdy szczegół nabiera znaczenia. A „spontaniczna” sytuacja, w której do szwedzkiego okrętu podwodnego podpływa brytyjski patrolowiec i przekazuje mu wodoodporną torbę… brzmi jak coś więcej niż tylko dostawa kawy i ciastek.
W kontekście niedawnego przystąpienia Szwecji do Sojuszu, każda forma praktycznego sprawdzenia procedur łączności, wymiany sygnałów czy lokalizacji pozycji staje się cenna. Zwłaszcza jeśli chodzi o okręty podwodne – platformy z natury działające samotnie, w ciszy i w cieniu. Współpraca z lekką jednostką patrolową, jaką niewątpliwie jest HMS Dasher, to doskonała okazja, by przećwiczyć realne procedury spotkania, wymiany informacji, a może nawet… zmylenia obserwatorów.
Co naprawdę zawierała wodoodporna torba? Być może tylko kawę i ciastka. A być może coś, czego nie zapisuje się w logach transmisji. Tego, co naprawdę zostało przekazane, prawdopodobnie nigdy się nie dowiemy. Ale jedno jest pewne: na morzu, nawet worek mielonej arabiki może mieć znaczenie operacyjne – zwłaszcza, gdy zna się zasady gry.
Portal Stoczniowy to branżowy serwis informacyjny o przemyśle stoczniowym i marynarkach wojennych, a także innych tematach związanych z szeroko pojętym morzem.