Newsletter Subscribe
Enter your email address below and subscribe to our newsletter

Niemal 600 osób reprezentujących 369 firm i instytucji wzięło udział w spotkaniu dla firm zainteresowanych współpracą przy realizacji projektu Baltic Power. Budowa silnego łańcucha dostaw jest obecnie jednym z najważniejszych działań zmierzających do rozpoczęcia tej strategicznej dla sektora energetyki inwestycji. Zgodnie z harmonogramem prace rozpoczną się w 2024, a zakończą w 2026 roku.
W trakcie trwającej dwa dni konferencji Baltic Power Offshore Wind Supply Chain Meeting 2021 jej uczestnicy mogli uzyskać najbardziej aktualne informacje na temat inwestycji realizowanej wspólnie przez PKN ORLEN i Northland Power. Oprócz aktualnego harmonogramu, informacji na temat procedur zakupowych i planu łańcucha dostaw, uczestnicy spotkania poznali szczegółowe plany i wymagania wszystkich siedmiu tzw. pakietów instalacyjnych. Każdy z nich dotyczy jednego z kluczowych komponentów morskiej farmy wiatrowej (turbiny, fundamenty, logistyka, baza serwisowa, kable, morska i lądowa stacja elektroenergetyczna), za których realizację będą odpowiedzialne firmy wybrane w nadchodzących postępowaniach przetargowych.
– Projekt wchodzi w decydującą fazę przygotowań, a to oznacza, że przed nami kluczowy z punktu widzenia harmonogramu okres wyboru dostawców. W ciągu najbliższych 6 miesięcy podpiszemy kluczowe dla projektu umowy, a zakontraktowani główni wykonawcy rozpoczną wybór i współpracę m.in. z lokalnymi dostawcami. Temu służą również nasze konferencje – to platforma nawiązywania relacji biznesowych między potencjalnymi głównymi wykonawcami, a dostawcami, jakich szukają w Polsce. To ważne, bo jako Baltic Power będziemy dążyli do zaangażowania polskich firm na poziomie od 20 do 30% kosztu inwestycji – mówi Jarosław Broda, Prezes Zarządu Baltic Power.
Zorganizowana w formule online, kolejna z serii, konferencja zgromadziła rekordowe 600 osób z 369 firm, organów administracji, samorządów, środowisk naukowych i organizacji branżowych. Oprócz prezentacji i sesji pytań i odpowiedzi, uczestnicy mogli również odwiedzać strefę dostawców. To w niej przeszło 50 firm stworzyło swoje wirtualne stoiska, gdzie odwiedzający je uczestnicy mogli zapoznać się z ich ofertą i nawiązać kontakt biznesowy. W trakcie 2 dni konferencji wszystkie stoiska zanotowały łącznie ponad 4000 odwiedzających, z których każdy mógł zostawić na stoisku swoją wirtualną wizytówkę. W ten sposób oprócz informacji o samym projekcie uczestnicy zyskali możliwość nawiązania relacji z innymi firmami, w tym z potencjalnymi głównymi dostawcami projektu.
Z uwagi na duże zainteresowanie konferencją jej strona internetowa będzie aktywna aż do końca roku 2021. Oprócz możliwości nawiązania kontaktów z firmami znajdującymi się w Strefie Dostawców na stronie dostępny jest zapis video wszystkich paneli oraz sesji pytań i odpowiedzi. Dostęp wymaga wcześniejszej rejestracji na stronie wydarzenia pod adresem: offshoremeeting2021.balticpower.pl.
Morska farma wiatrowa Baltic Power to obecnie jeden z najdynamiczniej rozwijanych tego typu projektów na Bałtyku. Na obszarze zlokalizowanym ok. 22 km od brzegu na wysokości Łeby i Choczewa docelowo stanie ponad 70 turbin wiatrowych, o minimalnej mocy 12MW. Morska farma wiatrowa Baltic Power o mocy zainstalowanej do 1200 MW będzie w stanie docelowo dostarczać czystą energię dla około miliona gospodarstw domowych rocznie przez ponad 25 lat.
Źródło: PKN Orlen


11 listopada grupa uderzeniowa z lotniskowcem USS Gerald R. Ford (CVN-78) weszła w rejon odpowiedzialności USSOUTHCOM na Karaibach. Oficjalnie to wsparcie działań przeciw przemytowi narkotyków, w praktyce czytelny sygnał dla Caracas w czasie narastającego napięcia na linii USA–Wenezuela. To pierwsza tak duża demonstracja siły US Navy w tym rejonie od wielu lat i wyraźne ostrzeżenie, że Waszyngton nie zamierza oddać kontroli nad swoim południowym przedpolem.
W artykule
To największe od lat wzmocnienie obecności US Navy w Karaibach – ruch czytelny jako presja na Caracas, równolegle z operacjami antynarkotykowymi. Połączenie tych dwóch wątków ma prosty przekaz: Waszyngton kontroluje południowe przedpole i jest gotów szybko eskalować, jeśli Maduro podniesie stawkę.
Na wody karaibskie wszedł nie tylko lotniskowiec, ale cały pływający zespół uderzeniowy. USS Gerald R. Ford to pierwsza jednostka nowej generacji amerykańskich lotniskowców o napędzie jądrowym. Posiada pełne skrzydło lotnicze, kompleksową obronę przeciwlotniczą oraz rozbudowane systemy rozpoznania. Wraz z towarzyszącymi mu niszczycielami i okrętami wsparcia tworzy samowystarczalny organizm, zdolny prowadzić działania przez wiele tygodni bez zawijania do portu.
🔗 Czytaj więcej: Lotniskowiec USS Gerald R. Ford na wodach Morza Północnego
Kiedy taki zespół pojawia się w danym akwenie, zmienia się dynamika całego regionu. Znikają z radarów małe jednostki o wątpliwym statusie, a statki handlowe zaczynają ściślej trzymać się korytarzy morskich. Dla marynarzy z państw regionu to jasny sygnał: ktoś teraz przejął kontrolę nad tymi wodami.
Pentagon w swoich komunikatach podkreśla, że obecność lotniskowca ma wspierać działania przeciwko organizacjom przestępczym w rejonie Karaibów. To obszar, przez który od dekad biegną morskie szlaki przemytu narkotyków i broni.
Lotniskowiec typu Ford nie ściga motorówek z kontrabandą. Jego zadanie to rozpoznanie, stała obecność w powietrzu i wsparcie tych, którzy pilnują porządku z bliska. Sam fakt pojawienia się w tym rejonie mówi więcej niż oficjalne komunikaty: Waszyngton przypomina, że południowe przedpole ma pod kontrolą. Gdy na horyzoncie widać USS Gerald R. Ford, nikt w regionie nie ma wątpliwości, kto rozdaje karty na morzu. To również czytelny sygnał dla Caracas – napięcie nie słabnie, a obecność amerykańskiego lotniskowca wyraźnie zwiększa presję na wenezuelski reżim.
Grupa uderzeniowa z lotniskowcem USS Gerald R. Ford na czele to nie demonstracja, lecz pełnowartościowa formacja bojowa. Na pokładzie amerykańskiego lotniskowca stacjonuje ponad siedemdziesiąt maszyn – od myśliwców F/A-18 Super Hornet, przez samoloty wczesnego ostrzegania E-2D Hawkeye, aż po śmigłowce wielozadaniowe MH-60R. To one tworzą pierwszą linię rozpoznania i rażenia, pozwalając Amerykanom działać setki kilometrów od własnych wybrzeży. Sam lotniskowiec dysponuje również własnymi środkami obrony – wyrzutniami pocisków rakietowych krótkiego zasięgu i systemami artyleryjskimi do zwalczania celów nawodnych oraz nisko lecących pocisków manewrujących.
W skład zespołu wchodzą niszczyciele typu Arleigh Burke: USS Bainbridge (DDG-96), USS Mahan (DDG-72) oraz USS Winston S. Churchill (DDG-81), pełniący rolę okrętu dowodzenia obroną powietrzną. Każdy z nich ma system Aegis i wyrzutnie VLS, a także zdolność użycia pocisków manewrujących Tomahawk, zapewniając parasol OPL i silne możliwości uderzeniowe z morza.
W razie konfliktu taki zespół jest w stanie przeprowadzić zmasowane uderzenie z morza w głąb terytorium przeciwnika. Zasięg operacyjny Tomahawków pozwala na rażenie celów oddalonych o ponad tysiąc kilometrów – a to oznacza, że nawet bez przekraczania granic wód terytorialnych Amerykanie mogliby sparaliżować kluczowe obiekty wojskowe i infrastrukturalne wenezuelskiego wybrzeża. Uderzenie poprzedziłoby rozpoznanie prowadzone przez samoloty pokładowe i drony zwiadowcze, wspierane przez śmigłowce ZOP tropiące okręty podwodne.
🔗 Czytaj też: USS Gerald R. Ford z wizytą we Włoszech
W praktyce oznacza to, że cała grupa działa jak jeden, samowystarczalny organizm: lotnictwo przejmuje kontrolę nad przestrzenią powietrzną, krążowniki i niszczyciele tworzą tarczę obronną, a okręty zaopatrzeniowe dostarczają paliwo i amunicję. W ciągu kilku godzin taka formacja jest zdolna prowadzić równoczesne operacje w powietrzu, na morzu i przeciwko celom lądowym. Dlatego wejście USS Gerald R. Ford na wody Karaibów nie można traktować jako rutynowej rotacji floty. To demonstracja siły i gotowości, która – nawet bez wystrzału – działa jak uderzenie precyzyjnie wymierzone w polityczne centrum Caracas.
W nadchodzących tygodniach okaże się, czy obecność lotniskowca USS Gerald R. Ford i jego eskorty na Karaibach to jedynie presja polityczna, czy zapowiedź działań o szerszym wymiarze. Dla Pentagonu to test skuteczności globalnej projekcji siły. Dla Wenezueli – moment prawdy, jak daleko może się posunąć w konfrontacji z USA. Dlatego, mimo deklaracji US Navy o „polowaniu na przemytników”, niewielu wierzy, że to jedyny cel. Skala i timing wskazują, że kluczowy jest sygnał strategiczny pod adresem Caracas. A dla obserwatorów z naszej części świata to przypomnienie, że w polityce morskiej nie ma pustych gestów. Każdy ruch floty wojennej to komunikat – czasem głośniejszy niż jakiekolwiek oświadczenie dyplomatyczne.