Newsletter Subscribe
Enter your email address below and subscribe to our newsletter

Największa południowokoreańska stocznia, Daewoo Shipbuilding & Marine Engineering Co (DSME) prawdopodobnie straciła 53 miliony USD na umowie na budowę okrętów podwodnych dla Indonezji.
DSME podpisało 19 kwietnia 2019 roku kontrakt o wartości 1,3 biliona wonów (985,6 mln USD) z rządem Indonezji na produkcję trzech okrętów podwodnych zmodyfikowanego typu Chang Bogo czyli „klona” licencyjnego niemieckiego typu 209-1200. Umowa ta miała być kontynuacją poprzedniej zawartej przez DSME, na dostawę i budowę w Indonezji łącznie 3 okrętów podwodnych.
DSME 26 lipca 2019 roku podpisała kolejną umowę z Siemens AG na zakup trzech elektrycznych silników napędowych dla okrętów podwodnych za 58,5 mln EuR (59,4 mln USD). DSME dokonało przedpłaty w wysokości 6 mln EUR na rzecz Siemensa za komponenty miesiąc po zawarciu umowy.
Po podpisaniu umowy Indonezja nigdy nie dokonała przedpłaty za okręty podwodne. W związku z tym DSME odzwierciedliło w zyskach firmy za rok 2021 rezerwę na straty warunkowe w wysokości 52,5 mln euro, czyli koszt silników napędowych bez uwzględnienia przedpłaty.
Stocznie zwykle otrzymują 10-20% ceny okrętu podwodnego po podpisaniu kontraktu jako zaliczkę, która ma być wydana na surowce i części. Jednak DSME podpisało umowę zakupu z Siemensem jeszcze przed otrzymaniem pieniędzy od Indonezji. W związku z niewpłaceniem wymaganych kwot przez Indonezje, umowa uległa praktycznemu zerwaniu. Tym samym do czasu znalezienia nabywcy na nowe okręty typu 209, ewentualnie na dostawy silników elektrycznych w ramach wymiany, stocznia DSME musi wykazywać koszty poniesione na zakup komponentów dla niedoszłych indonezyjskich OOP jako starty.
Stocznia planuje uzyskać obecnie zamówienia na nowe okręty podwodne od krajów, takich jak Korea Południowa i Filipiny.
Autor: TDW


Stany Zjednoczone formalnie zgodziły się, by Korea Południowa rozpoczęła program budowy okrętów podwodnych o napędzie jądrowym. To decyzja o dużym ciężarze strategicznym – zarówno dla równowagi sił w regionie, jak i dla dotychczasowej polityki USA wobec ograniczania rozprzestrzeniania technologii jądrowych.
W artykule
Amerykańskie przyzwolenie ogłoszono w formie oficjalnego komunikatu na stronie Białego Domu, będącego bezpośrednią konsekwencją wcześniejszych rozmów prezydenta Donalda Trumpa z południowokoreańskim przywódcą Li Dze Mjungiem. W kontekście napięć wokół Półwyspu Koreańskiego i wzrostu aktywności Chin w zachodniej części Indo-Pacyfiku ta decyzja może mieć konsekwencje wykraczające daleko poza region.
Zgoda USA oznacza otwarcie możliwości technologicznej i politycznej, do której Korea Południowa dążyła od lat. Choć kraj ten dysponuje flotą okrętów podwodnych, dotąd ograniczał się do napędu konwencjonalnego – głównie z uwagi na amerykański sprzeciw wobec udostępnienia technologii wzbogacania uranu dla celów wojskowych.
Czytaj więcej: Koreański kapitał rusza w stronę rdzewiejących doków Ameryki
Porozumienie obejmuje również element kluczowy dla przyszłego programu okrętowego Seulu. Waszyngton zadeklarował gotowość wspierania południowokoreańskiego programu cywilnego, który obejmuje produkcję paliwa jądrowego, z zastrzeżeniem jego „pokojowego” przeznaczenia. Taki zapis – znany z międzynarodowych regulacji – w praktyce otwiera drogę do zabezpieczenia paliwa dla okrętów o napędzie jądrowym.
Obok aspektu militarnego, w komunikacie Białego Domu pojawił się wątek gospodarczy: Korea Południowa ma zainwestować 150 miliardów dolarów w rozwój amerykańskiego przemysłu stoczniowego. Kolejne 200 miliardów ma zostać przeznaczone na „cele strategiczne” – bez jednoznacznego doprecyzowania, czym są owe cele.
Współczesna geopolityka, także ta morska, coraz rzadziej sprowadza się wyłącznie do rozmów o okrętach, siłowniach jądrowych i torpedach. Coraz częściej mowa o aliansach przemysłowych, transferach technologii, podziale wpływów i „grze o łańcuchy dostaw”. Z tej perspektywy południowokoreańskie atomowe okręty podwodne to tylko jeden z pionków na szachownicy, której plansza sięga od Filadelfii po cieśninę Tsushima.
Biały Dom nie skomentował w swoim oświadczeniu potencjalnych skutków w regionie, lecz trudno pominąć pytanie o to, jak na tę decyzję mogą zareagować Chiny i Korea Północna. Z perspektywy Pekinu decyzja USA może być odebrana jako precedens przekraczający dotychczasowe granice amerykańskiej polityki wobec transferu technologii jądrowych. Chiny będą z pewnością uważnie śledzić każdy etap południowokoreańskiego programu i dostosowywać do niego własne działania morskie w zachodniej części Indo-Pacyfiku.
W przypadku Korei Północnej nie należy oczekiwać oficjalnej zmiany stanowiska. Reżim Kim Dzong Una od lat prowadzi politykę całkowicie oderwaną od międzynarodowych apeli czy ograniczeń, więc również tym razem można zakładać, że program jądrowy i rakietowy będzie kontynuowany niezależnie od działań Seulu. Pjongjang zwykle reaguje na takie decyzje własnym tempem i według własnych kalkulacji, co tylko zwiększa nieprzewidywalność napięć na Półwyspie.
Czytaj też: Południowokoreańska strategia globalnej ekspansji przemysłu stoczniowego
Tym samym region Indo-Pacyfiku wchodzi w nową fazę rywalizacji, w której pojawienie się południowokoreańskich jednostek o praktycznie nieograniczonym zasięgu operacyjnym może zachwiać dotychczasową równowagą i wymusić nowe kalkulacje zarówno w Pekinie, jak i w Pjongjang
Historia wielokrotnie pokazywała, że każdy poważny transfer technologii ma swoją cenę. W tym przypadku nie chodzi wyłącznie o pieniądze, lecz o odpowiedzialność. Korea Południowa, wchodząc do grona państw dysponujących okrętami o napędzie jądrowym, zyska nowe możliwości operacyjne. Jednocześnie stanie się jeszcze ściślej związana z amerykańską architekturą odstraszania.
Zgoda USA nie jest więc prezentem – to inwestycja w południowokoreańską gotowość bojową, która ma odciążyć amerykańskie siły morskie w regionie Indo-Pacyfiku. To układ, w którym każda ze stron coś zyskuje, lecz także ponosi realne ryzyko.