Wojna bez huku dział. Nowy front, na którym Polska nie może przegrać

We współczesnej wojnie informacyjnej rakiety nie latają nad naszymi głowami. Za to niewidzialne pociski – narracje, emocje, podszepty – uderzają w kręgosłup każdego społeczeństwa. Podczas Open Eyes Economy Summit w Krakowie, brytyjski dziennikarz Peter Pomerantsev prowadził panel o tym, że propaganda to nie zjawisko kulturowe, lecz w pełni funkcjonalna broń.
W artykule
Wojna informacyjna jako broń. Dlaczego Polska jest na celowniku
Społeczeństwa demokratyczne muszą nauczyć się ją rozbrajać, zanim kolejne fale chaosu uszkodzą ich zdolność do podejmowania racjonalnych decyzji. To szczególnie ważne dziś, w kraju znajdującym się na celowniku wrogiego mocarstwa, gdzie informacja staje się narzędziem wpływu równie istotnym jak energia, surowce czy infrastruktura. Pomerantsev przypomina: to nie fakty decydują o kierunku społeczeństw, lecz historie, które są im wmawiane. A te historie coraz częściej piszą algorytmy i cudze interesy.
Czytaj też: Bezpieczeństwo transportu intermodalnego. Dlaczego ta konferencja ma znaczenie?
Mechanizm propagandowy nie jest nowy. Już w 1915 roku pierwsze kampanie manipulacyjne opierały się nie na przekonywaniu do własnych wartości, lecz na subtelnym podważaniu stabilności przeciwnika. W czasie II wojny światowej Brytyjczycy nie starali się uczyć Nazistów demokracji – próbowali zasiać ziarno, które sprawi, że ich przeciwnicy zaczną poddawać rozkazy wątpliwości. To najczystsza forma wojny psychologicznej: nie chodzi o przekonanie przeciwnika, ale o jego dezorientację.
Algorytmy, emocje i nostalgia. Nowe narzędzia starej propagandy
Dziś ta metoda ma nowe narzędzia. Zamiast ulotek mamy algorytmy, zamiast tajnych radiostacji – platformy społecznościowe, a zamiast armii – fabryki treści i boty, które potrafią wygenerować tysiące przekazów dziennie. Współczesna propaganda koncentruje się na wzmacnianiu paranoi. Pomerantsev podkreśla, że działa ona jak energia kinetyczna: uderza w słabe miejsca i zaczyna rezonować w społeczeństwie. W przypadku Polski tym słabym punktem jest poczucie zagrożenia i geopolitycznego osamotnienia. Rosja od lat kieruje w naszą stronę emocjonalne narracje, których celem nie jest przekonanie Polaków do czegokolwiek, lecz utrwalenie chaosu, polaryzacji i nieufności wobec instytucji. Te przekazy są jak mikropęknięcia w poszyciu statku, prawie niewidoczne, lecz w dłuższej perspektywie mogą doprowadzić do katastrofy.
Zwrócono też uwagę na znaczenie nostalgii jako narzędzia manipulacji. Ludzie odrzucają prawdę nie dlatego, że jej nie znają, ale dlatego, że wolą opowieści, które karmią ich tęsknoty. To nie fakty napędzają ruchy społeczne i polityczne, lecz emocjonalne obrazy przeszłości. Im bardziej społeczeństwo żyje legendą, tym mniej dostrzega mechanizmy współczesnej wojny informacyjnej. To, tak często wykorzystywany przez Prezydenta Rosji, powrót do przeszłości nie jako forma refleksji, lecz jako strategia mobilizacji tak dobrze działa za naszą wschodnią granicą. W tej sytuacji nie ma już mowy o okresach informacyjnego spokoju.
Czytaj więcej: Cyberbezpieczeństwo w obliczu obniżonej świadomości społecznej postępu technologicznego
Żyjemy w permanentnej konkurencji wpływów, w której biorą udział zarówno państwa, jak i globalne korporacje technologiczne. Węgry transmitują swój przekaz na Bałkany, budując własną strefę wpływów; Chiny i Iran pokazują, że kontrola nad informacją może być narzędziem polityki zagranicznej; a niemieckie wybory oraz zamieszki w Wielkiej Brytanii pozwalają podejrzewać, że algorytmy mediów społecznościowych amplifikują właśnie te treści, które mogą wywołać największe emocje i destabilizację. W tym kontekście Pomerantsev wypowiedział zdanie, które powinno stać się mottem europejskiej debaty o bezpieczeństwie: „Nie ma supermocarstwa bez własnych mediów społecznościowych”. Dziś potęgę buduje się nie tylko portami, armią czy przemysłem, ale także zdolnością do kontrolowania przepływu informacji na masową skalę.
Europa, technologie i potrzeba budowania własnej odporności
Polska, ze względu na położenie geograficzne i doświadczenie historyczne, od lat rozumie zagrożenie ze strony Rosji lepiej niż Zachód. Jednak sama świadomość nie wystarcza. Paneliści stawiają sprawę jasno: rozumiemy ryzyko, ale musimy mieć odwagę działać samodzielnie, nie czekając na Stany Zjednoczone. Jesteśmy dużym krajem i znaczącym rynkiem informacyjnym. Jeśli nie zaczniemy budować własnej odporności, nikt nie zrobi tego za nas. Rosyjska propaganda nie próbuje już zmieniać sposobu myślenia Polaków – próbuje rozsuwać deski, na których stoimy.
Wojna informacyjna nie dotyczy tylko polityki. Ma realne konsekwencje gospodarcze i strategiczne dla całej unii europejskiej. Fałszywe narracje mogą wpływać na nastroje inwestorów, decyzje globalnych firm i ocenę bezpieczeństwa regionów. Mogą zwiększać koszty ubezpieczeń, zmieniać trasy transportowe, a nawet wpływać na to, gdzie i kiedy armatorzy zdecydują się zawijać do portów. Dezinformacja działa tak samo destrukcyjnie jak atak cybernetyczny – tylko wolniej, bardziej podskórnie, trudniej ją wykryć.
Czytaj również: Ochrona infrastruktury krytycznej na Bałtyku – komentarz COM-DKM
Dlatego kluczowym wnioskiem płynącym z krakowskiego panelu jest potrzeba regulowania nie treści, lecz technologii. Podkreślono, że treści są płynne i mogą się zmieniać, ale technologie pozostają stałe. Demokracje nie mogą cenzurować na wzór Chin, ale mogą wymusić transparentność algorytmów, które decydują o tym, jakie treści widzimy. Mogą zakazać wzmacniania skrajnych emocji, mogą narzucić standardy odpowiedzialności platformom. Mogą wreszcie zacząć tworzyć własne media społecznościowe – europejskie, a przede wszystkim polskie – odporne na obce ingerencje i budujące nasze bezpieczeństwo informacyjne.
Jeśli XXI wiek jest oceanem danych, to Polska nie może płynąć statkiem zaprojektowanym w Dolinie Krzemowej i naprawianym w Pekinie. Potrzebujemy własnej infrastruktury informacyjnej, która stanie się tarczą chroniącą nas przed wrogim wpływem. Bo jeśli, jak mówi Pomerantsev, jesteśmy w permanentnej konkurencji informacyjnej, to stawką tej rywalizacji nie jest jedynie to, co myślimy. Stawką jest to, kto będzie pisał naszą historię. A Polska nie może pozwolić, by ktoś napisał ją za nią.
Autor: Maria Grochulska
Jeden komentarz
Dodaj komentarz
Na Oksywiu program Miecznik idzie jak „Burza”

W PGZ Stoczni Wojennej odbyła się dziś uroczystość położenia stępki pod drugą fregatę programu Miecznik – przyszłą ORP Burzę. Zakończenie etapu montażu stępki bazowej oznacza formalne rozpoczęcie budowy całego kadłuba okrętu.
W artykule
W ceremonii uczestniczyli m.in. sekretarz stanu w Ministerstwie Obrony Narodowej Paweł Bejda, podsekretarz stanu w Ministerstwie Aktywów Państwowych Konrad Gołota oraz przedstawiciele Inspektoratu Uzbrojenia, Dowództwa Marynarki Wojennej RP i partnerów programu. Tradycyjne wspawanie okolicznościowego medalu w konstrukcję stępki symbolicznie otworzyło zasadniczą fazę budowy kadłuba drugiej fregaty.
Program Miecznik jako sprawdzian możliwości polskiego przemysłu okrętowego
Położenie stępki pod Burzę potwierdza, że PGZ Stocznia Wojenna konsekwentnie i zgodnie z harmonogramem realizuje kolejne etapy programu Miecznik. Pierwsza fregata – Wicher – znajduje się już w zaawansowanej fazie montażu kadłuba, natomiast rozpoczęcie budowy drugiej jednostki pokazuje, że stocznia jest gotowa do równoległej realizacji zadań o najwyższym stopniu złożoności.
Marcin Ryngwelski, prezes zarządu PGZ Stocznia Wojenna

Fot. PGZ Stocznia Wojenna Program Miecznik jest największym wyzwaniem w historii współczesnego polskiego przemysłu okrętowego oraz potwierdzeniem zdolności krajowych zakładów stoczniowych do realizacji przedsięwzięć o strategicznym znaczeniu dla bezpieczeństwa naszego państwa. Każdy kolejny etap jego realizacji przybliża moment przekazania Marynarce Wojennej RP nowoczesnych wielozadaniowych fregat.
Miecznik – trzy nowe fregaty dla polskiej floty
Program Miecznik obejmuje budowę trzech fregat wielozadaniowych: Wicher, Burza i Huragan. Jednostki te w perspektywie najbliższych lat przejmą zadania realizowane obecnie przez fregaty ORP Gen. K. Pułaski oraz ORP Gen. T. Kościuszko, zapewniając Marynarce Wojennej RP nowoczesne platformy zdolne do prowadzenia działań w środowisku wielodomenowym.

Fot. PGZ Stocznia Wojenna Po zakończeniu uroczystości zaproszeni goście odwiedzili Halę Kadłubową PGZ Stoczni Wojennej, gdzie prowadzone są intensywne prace przy budowie pierwszej fregaty programu Miecznik – przyszłego ORP Wichra.

Fot. PGZ Stocznia Wojenna Podstawowe parametry fregat Miecznik
Wielozadaniowe fregaty Miecznik to jednostki, które po zakończeniu budowy osiągną długość całkowitą około 138 metrów oraz maksymalną szerokość sięgającą 20 metrów. Wyporność maksymalna, liczona wraz z pełnym wyposażeniem i poszyciem, wyniesie około 7 tysięcy ton. Okręty zaprojektowano z myślą o prowadzeniu długotrwałych działań na morzu – ich autonomiczność szacowana jest na około 8 tysięcy mil morskich, przy prędkości maksymalnej dochodzącej do 28 węzłów.
Napęd dla przyszłych Mieczników zapewnią cztery wysokoprężne silniki tłokowe pracujące w układzie CODAD, co gwarantuje właściwą manewrowość oraz efektywność eksploatacyjną jednostek. Stała załoga fregaty liczyć będzie około 120 marynarzy, z możliwością przyjęcia dodatkowo blisko 60 osób personelu, w zależności od charakteru realizowanych zadań.
Źródło: PGZ Stocznia Wojenna














Konkretnie, zwięźle, czuć lekkość i meritum rozbudowane o ciekawe diagnozy
I to czego brakuje większości- wspaniale sugestywnie przedstawione wnioski nadające odpowiedni kurs właściwego postrzegania budowy strategii jutra