Enter your email address below and subscribe to our newsletter

Equinor wnioskuje o nowe pozwolenia lokalizacyjne na Bałtyku w ramach drugiej fazy rozwoju MEW

Equinor, jeden ze światowych liderów sektora energetycznego i największych uczestników pierwszej fazy rozwoju MEW w Polsce, złożył kolejne wnioski o nowe obszary pod budowę morskich farm wiatrowych na Bałtyku.

Firma chce kontynuować wkład w transformację energetyczną i poprawę bezpieczeństwa energetycznego Polski, wnosząc wieloletnie doświadczenie i kompetencje jednego z największych na świecie developerów morskich farm wiatrowych. Equinor aktywnie rozwija portfolio i lokalne zespoły, a nowe lokalizacje to szansa na synergie z łańcuchem dostaw budowanym w ramach pierwszej fazy rozwoju offshore.

Od 2018 roku Equinor rozwija jedne z największych i najbardziej zaawansowanych projektów morskich farm wiatrowych w Polsce jako udziałowiec (50%) w spółkach joint venture z Polenergią. Dwa projekty pierwszej fazy – MFW Bałtyk II i MFW Bałtyk III o łącznej mocy 1,44 GW i projekt przygotowywany na kolejny etap rozwoju sektora w Polsce – MFW Bałtyk I o mocy do 1,56 GW. Łącznie dostarczą czystą energię pozwalającą na pokrycie zapotrzebowania około 4 milionów polskich gospodarstw domowych. Dostrzegając potencjał Polski w zakresie budowy sektora morskiej energetyki wiatrowej, Equinor uczestniczył od początku w działaniach rozwojowych i pracach nad przygotowaniem kluczowych dokumentów, tworzących ramy legislacyjne do rozwoju nowej branży. Equinor jest sygnatariuszem i jednym z liderów wdrażania założeń przyjętego jesienią 2021 porozumienia sektorowego na rzecz rozwoju morskiej energetyki wiatrowej w Polsce.

Polska jest dla Equinor jednym ze strategicznych rynków. Jako firma z szeroką ofertą energetyczną, dostarczająca ropę, gaz i odnawialne źródła energii, chcemy wzmacniać naszą obecność w Polsce. Przyspieszenie rozwoju odnawialnych źródeł energii jest sposobem na dywersyfikację i wzmocnienie bezpieczeństwa energetycznego, a Equinor aktywnie poszukuje możliwości dalszego zaangażowania i wzmacniania naszej silnej norwesko-polskiej współpracy energetycznej” – mówi Michał Jerzy Kołodziejczyk, prezes zarządu Equinor Polska.

Płynne przejście z fazy pierwszej do drugiej w rozwoju polskiego sektora morskiej energetyki i efekt synergii między projektami obu etapów zwiększa szanse długoterminowego budowania kompetencji polskich firm, które mogłyby zostać wykorzystane w przyszłości również na innych rynkach. Equinor w oparciu o aktualne portfolio projektowe buduje kompetencje oraz nawiązuje współpracę z firmami z łańcucha dostaw, które z powodzeniem mogą brać udział także w rozwoju kolejnych projektów na polskich wodach Bałtyku i za granicą.

Realizując swoje projekty i czerpiąc z bogatych doświadczeń Equinor w zakresie wielkoskalowych inwestycji morskich szczególną wagę przywiązujemy do współpracy z lokalnymi partnerami, włączanymi do łańcucha dostaw. W synergiach między projektami pierwszej i drugiej fazy dostrzegamy szansę na wzmacnianie konkurencyjności polskiego przemysłu i dalszą efektywną współpracę. Chcemy rozbudowywać ten potencjał poprzez kolejne projekty w portfolio, tworząc efekt skali tak istotny dla dalszego transferu kompetencji w strategicznym i przyszłościowym sektorze przemysłu, jakim jest morska energetyka wiatrowa” – dodaje Kołodziejczyk.

Zaawansowane projekty, lokalne kompetencje

Projekty realizowane przez Equinor to jedne z najbardziej zaawansowanych inwestycji MEW w Polsce. MFW Bałtyk II i MFW Bałtyk III w maju 2021 roku otrzymały decyzje Prezesa Urzędu Regulacji Energetyki przyznającą prawo do pokrycia ujemnego salda dla energii elektrycznej wytworzonej i wprowadzonej do sieci. Firma wskazała już dostawcę turbin, a obecnie przygotowuje projekt bazy operacyjno-serwisowej w Łebie, gdzie zatrudnienie znajdzie ok. 80-100 wysokiej klasy specjalistów, którzy będą zarządzać działaniem farm przez cały ich cykl życia. Baza przyczyni się do powstania w Łebie centrum morskiej energetyki wiatrowej w Polsce i otwarcia nowego rozdziału w tradycji morskiej miasta i całego regionu, przyciągając kolejne inwestycje i tworząc liczne miejsca pracy bezpośrednio i pośrednio związane z sektorem.

Equinor ma silne lokalne kompetencje, zatrudniając w obszarze energetyki odnawialnej w biurach w Warszawie i na Pomorzu ok. 50 polskich ekspertów, zaangażowanych w realizację projektów morskich farm wiatrowych (3GW) i rozwijanie portfolio źródeł lądowych (1,6GW), budowanych poprzez Wento.

W ramach budowy lądowego portfolio OZE w Polsce Wento, spółka-córka Equinor, realizuje wielkoskalowe projekty farm fotowoltaicznych. Należą do nich m.in. zaawansowane inwestycje w woj. warmińsko-mazurskim i w woj. pomorskim o łącznej mocy blisko 120 MW, które wkrótce zostaną włączone do polskiego systemu energetycznego.

Lider sektora offshore – projekty morskiej energetyki wiatrowej Equinor na świecie

Equinor ma ponad 15-letnie doświadczenie w realizacji projektów morskiej energetyki wiatrowej, a od 50 lat realizuje wielkoskalowe morskie projekty energetyczne. Do 2030 roku planuje osiągnąć poziom 12-16GW mocy zainstalowanej z energii odnawialnej, z czego większość pochodzić będzie z morskiej energetyki wiatrowej. Firma, oprócz Bałtyku, buduje klastry morskich farm wiatrowych w Europie na Morzu Północnym, w USA (Wschodnie i Zachodnie Wybrzeże) oraz w Azji. Projekty w fazie operacyjnej zasilają już ponad milion europejskich domów odnawialną energią z wiatru na morzu z farm w Wielkiej Brytanii i Niemczech.

Equinor eksploatuje obecnie projekty morskich farm wiatrowych Sheringham Shoal, Dudgeon i Hywind Scotland w Wielkiej Brytanii, najbardziej rozwiniętym z rynków offshore. Na zaawansowanym etapie budowy i rozwoju znajduje się m.in. Dogger Bank, która będzie największą na świecie morską farmą wiatrową o mocy 3,6 GW. Projekty na zaawansowanym etapie budowy u wybrzeży Nowego Jorku – Empire Wind i Beacon Wind – będą miały łączną moc 3,3 GW. Equinor jako doświadczony developer ma w portfolio projekty offshore realizowane w oparciu o najwyższe standardy techniczne i środowiskowe, które pozwalają dostarczyć w konkurencyjnej cenie czystą energię z morskich farm przy możliwie najbardziej efektywnym ekonomicznie modelu rozwoju.

Ponad 50 lat doświadczenia w realizacji kompleksowych inwestycji offshore Equinor wykorzystuje rozwijając również nowe obszary – jak wychwytywanie i magazynowanie dwutlenku węgla (CCS) czy technologie wodorowe, które wspólnie z morską energetyką wiatrową odegrają szczególną rolę w procesie transformacji energetycznej.

Źródło: Equinor

Udostępnij ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

  • Co oznacza wejście USS Gerald R. Ford na wody Karaibskie?

    Co oznacza wejście USS Gerald R. Ford na wody Karaibskie?

    11 listopada grupa uderzeniowa z lotniskowcem USS Gerald R. Ford (CVN-78) weszła w rejon odpowiedzialności USSOUTHCOM na Karaibach. Oficjalnie to wsparcie działań przeciw przemytowi narkotyków, w praktyce czytelny sygnał dla Caracas w czasie narastającego napięcia na linii USA–Wenezuela. To pierwsza tak duża demonstracja siły US Navy w tym rejonie od wielu lat i wyraźne ostrzeżenie, że Waszyngton nie zamierza oddać kontroli nad swoim południowym przedpolem.

    To największe od lat wzmocnienie obecności US Navy w Karaibach – ruch czytelny jako presja na Caracas, równolegle z operacjami antynarkotykowymi. Połączenie tych dwóch wątków ma prosty przekaz: Waszyngton kontroluje południowe przedpole i jest gotów szybko eskalować, jeśli Maduro podniesie stawkę.

    Potęga na morzu – czym jest lotniskowiec USS Gerald R. Ford

    Na wody karaibskie wszedł nie tylko lotniskowiec, ale cały pływający zespół uderzeniowy. USS Gerald R. Ford to pierwsza jednostka nowej generacji amerykańskich lotniskowców o napędzie jądrowym. Posiada pełne skrzydło lotnicze, kompleksową obronę przeciwlotniczą oraz rozbudowane systemy rozpoznania. Wraz z towarzyszącymi mu niszczycielami i okrętami wsparcia tworzy samowystarczalny organizm, zdolny prowadzić działania przez wiele tygodni bez zawijania do portu.

    🔗 Czytaj więcej: Lotniskowiec USS Gerald R. Ford na wodach Morza Północnego

    Kiedy taki zespół pojawia się w danym akwenie, zmienia się dynamika całego regionu. Znikają z radarów małe jednostki o wątpliwym statusie, a statki handlowe zaczynają ściślej trzymać się korytarzy morskich. Dla marynarzy z państw regionu to jasny sygnał: ktoś teraz przejął kontrolę nad tymi wodami.

    Oficjalna narracja USA – walka z przemytem i przestępczością

    Pentagon w swoich komunikatach podkreśla, że obecność lotniskowca ma wspierać działania przeciwko organizacjom przestępczym w rejonie Karaibów. To obszar, przez który od dekad biegną morskie szlaki przemytu narkotyków i broni.

    Lotniskowiec typu Ford nie ściga motorówek z kontrabandą. Jego zadanie to rozpoznanie, stała obecność w powietrzu i wsparcie tych, którzy pilnują porządku z bliska. Sam fakt pojawienia się w tym rejonie mówi więcej niż oficjalne komunikaty: Waszyngton przypomina, że południowe przedpole ma pod kontrolą. Gdy na horyzoncie widać USS Gerald R. Ford, nikt w regionie nie ma wątpliwości, kto rozdaje karty na morzu. To również czytelny sygnał dla Caracas – napięcie nie słabnie, a obecność amerykańskiego lotniskowca wyraźnie zwiększa presję na wenezuelski reżim.

    Siła ognia, która nie potrzebuje reklamy

    Grupa uderzeniowa z lotniskowcem USS Gerald R. Ford na czele to nie demonstracja, lecz pełnowartościowa formacja bojowa. Na pokładzie amerykańskiego lotniskowca stacjonuje ponad siedemdziesiąt maszyn – od myśliwców F/A-18 Super Hornet, przez samoloty wczesnego ostrzegania E-2D Hawkeye, aż po śmigłowce wielozadaniowe MH-60R. To one tworzą pierwszą linię rozpoznania i rażenia, pozwalając Amerykanom działać setki kilometrów od własnych wybrzeży. Sam lotniskowiec dysponuje również własnymi środkami obrony – wyrzutniami pocisków rakietowych krótkiego zasięgu i systemami artyleryjskimi do zwalczania celów nawodnych oraz nisko lecących pocisków manewrujących.

    W skład zespołu wchodzą niszczyciele typu Arleigh Burke: USS Bainbridge (DDG-96), USS Mahan (DDG-72) oraz USS Winston S. Churchill (DDG-81), pełniący rolę okrętu dowodzenia obroną powietrzną. Każdy z nich ma system Aegis i wyrzutnie VLS, a także zdolność użycia pocisków manewrujących Tomahawk, zapewniając parasol OPL i silne możliwości uderzeniowe z morza.

    Co może zrobić US Navy, jeśli dojdzie do eskalacji?

    W razie konfliktu taki zespół jest w stanie przeprowadzić zmasowane uderzenie z morza w głąb terytorium przeciwnika. Zasięg operacyjny Tomahawków pozwala na rażenie celów oddalonych o ponad tysiąc kilometrów – a to oznacza, że nawet bez przekraczania granic wód terytorialnych Amerykanie mogliby sparaliżować kluczowe obiekty wojskowe i infrastrukturalne wenezuelskiego wybrzeża. Uderzenie poprzedziłoby rozpoznanie prowadzone przez samoloty pokładowe i drony zwiadowcze, wspierane przez śmigłowce ZOP tropiące okręty podwodne.

    🔗 Czytaj też: USS Gerald R. Ford z wizytą we Włoszech

    W praktyce oznacza to, że cała grupa działa jak jeden, samowystarczalny organizm: lotnictwo przejmuje kontrolę nad przestrzenią powietrzną, krążowniki i niszczyciele tworzą tarczę obronną, a okręty zaopatrzeniowe dostarczają paliwo i amunicję. W ciągu kilku godzin taka formacja jest zdolna prowadzić równoczesne operacje w powietrzu, na morzu i przeciwko celom lądowym. Dlatego wejście USS Gerald R. Ford na wody Karaibów nie można traktować jako rutynowej rotacji floty. To demonstracja siły i gotowości, która – nawet bez wystrzału – działa jak uderzenie precyzyjnie wymierzone w polityczne centrum Caracas.

    Co warto obserwować

    W nadchodzących tygodniach okaże się, czy obecność lotniskowca USS Gerald R. Ford i jego eskorty na Karaibach to jedynie presja polityczna, czy zapowiedź działań o szerszym wymiarze. Dla Pentagonu to test skuteczności globalnej projekcji siły. Dla Wenezueli – moment prawdy, jak daleko może się posunąć w konfrontacji z USA. Dlatego, mimo deklaracji US Navy o „polowaniu na przemytników”, niewielu wierzy, że to jedyny cel. Skala i timing wskazują, że kluczowy jest sygnał strategiczny pod adresem Caracas. A dla obserwatorów z naszej części świata to przypomnienie, że w polityce morskiej nie ma pustych gestów. Każdy ruch floty wojennej to komunikat – czasem głośniejszy niż jakiekolwiek oświadczenie dyplomatyczne.