Enter your email address below and subscribe to our newsletter

Koreański kapitał rusza w stronę rdzewiejących doków Ameryki

Podczas gdy przemysł stoczniowy USA ledwo utrzymuje się na powierzchni, południowokoreańscy giganci – Hanwha, Hyundai i Samsung – szykują się do zmasowanej ofensywy w przemyśle stoczniowym. 27 sierpnia w Filadelfii odbyła się uroczystość ogłoszenia planów, które mają nadać temu procesowi realny wymiar.

Trumpowski impuls – od zapowiedzi do czynów

Aby zrozumieć pełny wymiar tego wydarzenia, trzeba najpierw cofnąć się do chwili, gdy Donald Trump obejmował urząd prezydenta Stanów Zjednoczonych. Już w kampanii wyborczej, następnie w przemówieniach inauguracyjnych, podkreślał potrzebę „przywrócenia wielkości amerykańskiemu przemysłowi”. W szczególny sposób dotyczyło to stoczni – dawniej dumy USA, dziś coraz częściej postrzeganych jako relikt minionej epoki.

Czytaj więcej: Trump i jego 15% kompromis w Turnberry na cła UE

Trump firmował swoją dyplomację handlową nie tylko twardymi negocjacjami, lecz również symbolami – jak słynny złoty kij golfowy, który wręczał sojusznikom i kontrahentom. Ten gest, jakkolwiek osobliwy, wyznaczył styl jego relacji międzynarodowych: spersonalizowanych, dosadnych i nastawionych na efekt.

W czasach, gdy Trump błyszczał złotym kijem, nowy impuls nadał jego następcom prezydent Korei Południowej – Lee Jae Myung. Symbolicznym gestem był prezent przekazany podczas spotkania w Białym Domu: nie model jachtu, nie luksusowy zegarek, lecz miniatura tradycyjnego koreańskiego panokseonu – XVI-wiecznego okrętu wojennego. Tym samym prezydent Lee odwołał się nie do pustego gestu, lecz do historii morskiej niezależności i dumy.

Czytaj również: Amerykańskie cła wchodzą w życie. Czy wywołają kryzys?

To nie był tylko symbol. Koreańska delegacja zapowiedziała inwestycje warte 150 miliardów dolarów w odbudowę potencjału amerykańskiego przemysłu stoczniowego. Hasło przewodnie – „Make America Shipbuilding Great Again” – brzmi jak echo kampanii z lat 2016–2020, jednak tym razem nie idzie za nim polityka celna, lecz kapitał i know-how, następnie konkretne zamówienia.

Hanwha Philly Shipyard w Filadelfii: zardzewiałe krany, nowe fundamenty

Najbardziej spektakularnym posunięciem jest decyzja Hanwha o rozbudowie stoczni Philly Shipyard. Koreańczycy ogłosili inwestycję wartą 5 mld dolarów i zamówili budowę 10 tankowców MR, co ma wyprowadzić zakład ze stagnacji. Plan zakłada zwiększenie zdolności produkcyjnych z poniżej dwóch do nawet 20 jednostek rocznie. Równolegle stocznia w Filadelfii będzie rozwijać kompetencje w zakresie budowy zbiornikowców LNG i sekcji bloków okrętowych, a w dalszej perspektywie także całych okrętów.

Obecnie zakład przypomina portowy dźwig – kiedyś niezbędny, dziś zardzewiały i skrzypiący przy każdym ruchu. Inwestycja Hanwha ma być jak nowy układ hydrauliczny: nie tylko ożywi produkcję, ale pozwoli unieść coś więcej niż same sekcje okrętowe – odbuduje zaufanie do amerykańskich możliwości przemysłowych.

Samsung i HD Hyundai: ofensywa na dwa wybrzeża

Równolegle Samsung Heavy Industries zawarł porozumienie z firmą Vigor Marine z Oregonu. Jego celem jest modernizacja zaplecza remontowego i zwiększenie zdolności amerykańskich stoczni w zakresie remontów i utrzymania jednostek – zwłaszcza okrętów operujących na Pacyfiku.

Czytaj też: Spotkanie Trump-Putin: rozmowy o Ukrainie i energetyczne kulisy szczytu

HD Hyundai poszło o krok dalej – wraz z amerykańskim funduszem Cerberus i Korea Development Bank powołało strategiczny program inwestycyjny „Cerberus Maritime”. Jego celem jest odbudowa amerykańskiego przemysłu stoczniowego, modernizacja zaplecza portowo-infrastrukturalnego oraz rozwój technologii morskich. Wartość przedsięwzięcia określana jest jako wielomiliardowa, choć oficjalna kwota nie została podana.

Jak można przypuszczać po tych deklaracjach, celem Koreańczyków nie są wielkie kontrakty eksportowe, lecz tchnienie nowego życia w amerykańskie doki, które od lat przypominają raczej skansen niż zaplecze globalnej potęgi morskiej. Czy taki ruch faktycznie przywróci przemysłowi stoczniowemu USA dawną dynamikę, okaże się dopiero za niecałą dekadę. Na dziś jedno jest pewne – to Koreańczycy rozdają karty w amerykańskich stoczniach.

Autor: Mariusz Dasiewicz

https://portalstoczniowy.pl/category/okretownictwo-stocznie/
Udostępnij ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

  • Powrót brytyjskiej grupy lotniskowcowej HMS Prince of Wales

    Powrót brytyjskiej grupy lotniskowcowej HMS Prince of Wales

    Po ośmiu miesiącach aktywności na trzech oceanach brytyjska grupa lotniskowcowa z HMS Prince of Wales powróciła 30 listopada do Portsmouth. Tym wejściem Royal Navy zamknęła operację Highmast — największe rozmieszczenie sił morskich w bieżącym roku.

    Symboliczny finał operacji Highmast

    Rankiem, w końcówce listopada, okręty brytyjskiej grupy lotniskowcowej zaczęły wchodzić do Portsmouth. Lotniskowiec HMS Prince of Wales prowadził szyk powrotny, zamykając tym samym globalną kampanię, w ramach której zespół pokonał ponad 40 tys. mil morskich — dystans odpowiadający półtorakrotnemu okrążeniu Ziemi.

    Powitanie miało wymiar uroczysty, zgodny z tradycją Royal Navy: jednostki portowe wykonały salut wodny, zaś załogi eskort i pomocniczych okrętów stanęły wzdłuż burt. Po wielu miesiącach nieobecności marynarze i lotnicy wrócili do rodzin, kończąc etap najbardziej kompleksowej operacji tej części floty od kilku lat.

    Osiem miesięcy globalnej obecnści

    Operacja Highmast rozpoczęła się wiosną, kiedy z Portsmouth i Bergen wyszły pierwsze okręty tworzące grupę zadaniową. Jej głównym celem było potwierdzenie zdolności Royal Navy do prowadzenia wielodomenowych działań dalekomorskich oraz utrzymania spójnej współpracy z sojuszniczymi okrętami.

    W trakcie misji grupa operowała kolejno na Morzu Śródziemnym, w obszarze Kanału Sueskiego, na Oceanie Indyjskim oraz w zachodniej części Indo-Pacyfiku. W tym czasie przeprowadzono szereg ćwiczeń, w tym z marynarkami Włoch, Japonii, Australii, Kanady i Norwegii.

    Dowódca zespołu, komandor James Blackmore, określił operację jako „najszerszy sprawdzian brytyjskiej projekcji siły od lat”, podkreślając jednocześnie wzrost interoperacyjności i zdolności bojowej grupy.

    Skład i możliwości zespołu HMS Prince of Wales

    Trzon Carrier Strike Group stanowił lotniskowiec HMS Prince of Wales, na którego pokładzie operowało skrzydło lotnicze złożone z samolotów F-35B oraz śmigłowców ZOP i maszyn rozpoznawczych. Uzupełnienie stanowiły niszczyciel rakietowy HMS Dauntless, fregata HMS Richmond, norweska fregata HNoMS Roald Amundsen oraz jednostki wsparcia — tankowiec RFA Tideforce i logistyczny HNoMS Maud.

    W kulminacyjnej fazie misji, podczas ćwiczeń na Indo-Pacyfiku, siły zespołu liczyły ponad 4 tysiące żołnierzy i marynarzy.

    Kluczowe wnioski z misji Highmast

    Zakończona kampania miała znaczenie wykraczające poza tradycyjny pokaz bandery. HMS Prince of Wales po serii wcześniejszych problemów technicznych przeszedł pełny cykl eksploatacyjny, obejmujący przeloty, intensywne działania lotnicze oraz współpracę w warunkach, które sprawdzają możliwości układu napędowego, systemów pokładowych oraz modułów sterowania lotami.

    Misja była więc testem nie tylko dla całego zespołu, ale i samego lotniskowca, który tym etapem potwierdził pełną gotowość do globalnych operacji. Dla Royal Navy oznacza to domknięcie okresu niepewności oraz wejście w etap stabilnej eksploatacji obu brytyjskich superlotniskowców.

    Powrót jest równie istotny jak jej wyjście

    Operacja Highmast udowodniła, że Wielka Brytania pozostaje zdolna do nieprzerwanej obecności na głównych morskich szlakach komunikacyjnych, szczególnie w regionie Indo-Pacyfiku. W sytuacji rosnącej aktywności floty chińskiej i agresywnych działań rosyjskich — zarówno w Arktyce, jak i na Morzu Śródziemnym — wartościowa obecność sojuszniczych komponentów nabiera szczególnego znaczenia.

    Zakończenie operacji pokazuje także, jak duże znaczenie ma utrzymanie ciągłości działań Royal Navy. Powrót HMS Prince of Wales nie kończy brytyjskiej aktywności na Indo-Pacyfiku — stanowi raczej zamknięcie pierwszej z serii zaplanowanych rotacji, które w ciągu kolejnych lat mają stać się fundamentem obecności brytyjskiej bandery na kluczowych szlakach morskich.

    Kampania, która przejdzie do historii Royal Navy

    Ośmiomiesięczna misja Highmast zapisze się jako jedno z najważniejszych przedsięwzięć brytyjskiej floty ostatnich lat. Zespół przeszedł pełne spektrum działań — od ćwiczeń sojuszniczych po operacje realizowane w rozległych akwenach zachodniej części Indo-Pacyfiku.

    Powrót grupy lotniskowcowej, z HMS Prince of Wales na czele, stanowi potwierdzenie, że brytyjski system lotniskowcowy jest w stanie prowadzić globalne operacje w sposób ciągły, niezawodny i zgodny z wymaganiami współczesnej architektury bezpieczeństwa.