„Agresja Rosji na Ukrainę” [POLEMIKA]

Opublikowany artykuł na świeżo omawiający kilka spraw związanych z Agresja Rosji na Ukrainę (będę trzymał się „na” gdyż „w” brzmi w moich uszach jak rusycyzm) oceniam pozytywnie, jednakże mam parę uwag do fragmentów z którymi się nie zgadzam i sądzę, że warto je opublikować.

Pierwsze wnioski z działań w domenie morskiej

W pierwszym akapicie kmdr Ogrodniczuk ocenił, że Rosja nie zdołała wysadzić desantu morskiego. W mojej ocenie nigdy nie miała takiego zamiaru. Początkowo zespoły desantowe przeprowadzały działania demonstracyjne, zarówno we wschodniej jak i zachodniej części akwenu i wynikało to zapewne z założeń operacyjnych rosyjskiej inwazji, które przewidywały wejście „wojsk wyzwoleńczych”, brak oporu, witanie kwiatami itp. Na tym etapie desant morski do niczego nie był potrzebny, wszak Ukraińcy – a właściwie wg. Rosji „Rosjanie zachodni” – mieli się masowo i chętnie „przyłączać do macierzy”.

Gdy okazało się że wojna dzieje się naprawdę i armia rosyjska ponosi straty a Ukraińcy naprawdę (i celnie) strzelają, na desant zwyczajnie było za późno.  Nie tylko ze względu na brak zaskoczenia taktycznego, ale i ze względu na: brak sił do jego wsparcia i utrzymania, wysadzenia drugiej i kolejnych fal, brak neutralizacji systemów rakietowych i artyleryjskich obrońców, brak wywalczonej lokalnej przewagi lub panowania w powietrzu i wiele innych.

Wnioski operacyjne a potencjał odstraszania

Z samego składu sił można wnioskować, że nigdy takiej operacji na poważnie nie planowano. Może gdyby udało się wojskom powietrzndesantowym, uchwycić jakikolwiek ważny port, to wtedy siły desantowe posłużyłyby jako drugi rzut, wyładowywany na przygotowanych nabrzeżach. Niemniej jednak wysadzenie desantu gdziekolwiek, nawet na Bałtyku będzie możliwe tylko wtedy, gdy zespół desantowy nie będzie zagrożony zniszczeniem, czyli w sytuacji osiągnięcia lokalnego panowania na morzu i w powietrzu. Przed tym zagrożeniem obecnie broni nas MJR a w przyszłości będą to robić fregaty Miecznik, lotnictwo i być może okręty podwodne.

Przechodząc jednak do różnicy pomiędzy moją a Autora oceną w tym punkcie, nie sądzę, aby właściwe było prezentowanie przez Polskę tak silnie „jastrzębiej” postawy jak deklaracja ataku wyprzedzającego w przypadku koncentracji na Bałtyku rosyjskich okrętów desantowych. Takie stanowisko naraziłoby nas na przyjęcie roli agresora, spowodowało osamotnienie w sojuszu i być może nawet ośmieszałoby nas, gdyż groźby, które są niewykonalne są śmieszne. Poza tym w naszej doktrynie nie istnieje pojęcie ataku wyprzedzającego i użycia broni poza granicami państwa.

Deklaracja ta byłaby też kalką rosyjskich zachowań odmawiających suwerennym krajom swobody w rozlokowywaniu sił własnych i sojuszniczych. Ponadto w wymiarze operacyjnym taka koncentracja nie powodowałaby realnego zagrożenia dla istnienia naszego państwa. Sądze więc, że nie warto zbyt mocno „machać szabelką”, szczególnie użycie jej jest nierealne i nielogiczne.

W punkcie drugim poruszono fakt nieużywania, przez Rosjan pocisków manewrujących do zwalczania celów ruchomych i nie wykonywanie uderzeń saturacyjnych. 

Zaczynając od tego drugiego, w niczym mnie to nie dziwi. Uderzenia saturacyjne wykonuje się na obiekty posiadające silną i wielostrefową obronę powietrzną. Duża liczba pocisków, zsynchronizowana czasowo, ma przeładować kanały celowania takich systemów tak aby nie mógł on zwalczać wszystkich lecących ku niemu pocisków. To zaś powinno zagwarantować porażenie celu.

I nawet bardziej w takim ataku liczy się właśnie liczba wspomnianych kanałów celowania niż liczba posiadanych przez broniącego się pocisków przeciwlotniczych (choć musi ona być wystarczająca). Tymczasem na Ukrainie trudno wskazać cel (okręt, bazę rakietową) mogąca być celem takiego ataku. Tym samym rosyjska taktyka strzelania małymi salwami do wykrytych i rozpoznanych celów była sensowną konsekwencja takiego stanu rzeczy. 

Co do rażenia celów ruchomych to ich zwalczanie odbywa się w czasie gdy po przemieszczeniu znajdują się na pozycjach bojowych. Aby to czynić trzeba takie cele wykryć, zidentyfikować i informacje o nich przekazać do organu planującego ich zwalczanie (komórki targetingu). W obliczu słabości rozpoznania rosyjskiego było to trudnie a właściwie niemożliwe i stąd wynika brak takich ataków.

O mylnej klasyfikacji uzbrojenia i rzeczywistym przeznaczeniu pocisków manewrujących

Nie zgodzę się jednak z tezą, że pociski manewrujące nie są właściwym uzbrojeniem do zwalczania celów stacjonarnych. Otóż do tego właśnie zostały wymyślone. Kryterium kwalifikacji celu jako wartego porażenia pociskiem manewrującym jest zaś jego umiejscowienie, w rozumieniu obecności w jego pobliżu jak i na dolocie do niego systemów obrony powietrznej i przeciwlotniczej. Zwyczajnie mówiąc tam gdzie nie ma szans samolot, tam użyjemy pocisku manewrującego. 

I na koniec uwaga do wniosku w tym punkcie. Zgadam się, że zagrożeniem dla okrętów będą pociski przeciwokrętowe wystrzeliwane z wyrzutni brzegowych, samolotów i kretów. Z tym, że nie są to zasadniczo pociski manewrujące. W moim rozumieniu nie są nimi pociski okrętowe w rodzaju NSM, RBS15, JASSM, Uran, Moskit, itd. To, że potrafią one wykonywać manewry nie czyni ich od razu pociskami manewrującymi.

Te bowiem potrafią wykonywać loty profilowe (tzn. odwzorowujące rzeźbę terenu, w oparciu o systemy inercyjne, astronawigacji, cyfrowe mapy terenu, nawigacje satelitarną, radiowysokościomierze) umożliwiające im przenikanie silnej obrony powietrznej. To przeciw takim pociskom jak Tomahawk czy ALCM tworzono zintegrowane systemy OP. I to przed nimi najlepszą obroną są powietrzne środki wykrywania i ostrzegania takie jak AWACS czy A-50. Korzystając zatem z pretekstu chciałbym to jeszcze raz podkreślić nie każdy pocisk zdolny do wykonywania manewrów pociskiem manewrującym jest.

Mam nadzieję, że moje uwagi znajdą uznanie w oczach Autora „Agresji Rosji na Ukrainę. Pierwsze wnioski z działań w domenie morskiej”.

Autor: Tomasz Witkiewicz

https://portalstoczniowy.pl/category/marynarka-bezpieczenstwo/
Udostępnij ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

  • Ostatnia fregata typu Mogami zwodowana

    Ostatnia fregata typu Mogami zwodowana

    22 grudnia w stoczni Mitsubishi Heavy Industries w Nagasaki odbyło się wodowanie przyszłej fregaty Yoshi (FFM 12). Jednostka ta domyka pierwszą serię fregat typu Mogami budowanych dla Japońskich Morskich Sił Samoobrony. Tym samym program 30FFM w swojej pierwotnej konfiguracji osiągnął zakładany finał produkcyjny.

    Geneza programu 30FFM

    Program fregat typu Mogami został uruchomiony w drugiej połowie minionej dekady jako odpowiedź na potrzebę szybkiej wymiany starzejących się niszczycieli eskortowych starszej generacji. Założeniem była budowa nowoczesnych okrętów nawodnych zdolnych do realizacji szerokiego spektrum zadań przy jednoczesnym skróceniu cyklu projektowo-produkcyjnego. W praktyce oznaczało to postawienie na wysoką automatyzację, ograniczenie liczebności załogi oraz standaryzację rozwiązań konstrukcyjnych.

    Stępkę prototypowej fregaty Mogami (FFM 1) położono sześć lat temu. Od tego momentu program realizowany był w tempie rzadko spotykanym w segmencie dużych okrętów bojowych. Osiem jednostek znajduje się już w służbie, natomiast Yoshi zamyka dwunastookrętową serię przewidzianą w pierwotnym planie.

    Fregata Yoshi – ostatnia z pierwszej serii

    Przyszła fregata Yoshi (FFM 12) została zamówiona w lutym 2024 r., a jej wejście do służby planowane jest na początek 2027 r. Nazwa okrętu nawiązuje do rzeki w prefekturze Okayama i po raz pierwszy pojawia się w historii japońskich okrętów wojennych. Jednostka formalnie kończy realizację pierwszej transzy programu 30FFM, który pierwotnie zakładał budowę 22 fregat, lecz został zredukowany do 12.

    Kontynuacja w wariancie zmodernizowanym

    Zakończenie budowy Yoshi nie oznacza końca samego programu. Japonia planuje dalszą produkcję fregat w wariancie zmodernizowanym, w którym szczególny nacisk położono na rozwój zdolności w zakresie poszukiwania i zwalczania okrętów podwodnych. Ma to bezpośredni związek z sytuacją bezpieczeństwa w regionie, gdzie aktywność flot państw dysponujących rozbudowanymi siłami podwodnymi pozostaje jednym z kluczowych czynników planistycznych.

    Mogami jako projekt eksportowy

    Zmodernizowana wersja fregaty typu Mogami została również wybrana jako punkt wyjścia do opracowania nowych okrętów dla Royal Australian Navy. W ramach programu SEA 3000 Australia planuje pozyskanie do 11 okrętów klasy fregata, które mają zastąpić eksploatowane obecnie jednostki typu Anzac. Japońska oferta oparta na Mogami pokonała konkurencyjny projekt MEKO A200, co otworzyło kolejny etap rozmów między Canberrą a Tokio.

    Departament Obrony Australii zakłada zawarcie wiążących umów handlowych w 2026 r., obejmujących zarówno współpracę przemysłową, jak i kwestie rządowe. Dla Japonii oznacza to pierwszy tak znaczący sukces eksportowy w segmencie okrętów wojennych klasy fregata.

    Symboliczne domknięcie etapu

    Wodowanie Yoshi ma wymiar wykraczający poza rutynowe wydarzenie stoczniowe. To wyraźny sygnał, że Japonia nie tylko odzyskała zdolność do seryjnej budowy nowoczesnych fregat w krótkim czasie, lecz także przygotowała grunt pod dalszy rozwój konstrukcji oraz jej umiędzynarodowienie. Program 30FFM osiągnął etap, na którym doświadczenia z budowy i eksploatacji pierwszej serii zaczynają realnie kształtować dalszy kierunek rozwoju tego programu w marynarce Japonii oraz wyznaczać jego kierunek eksportowy.