Newsletter Subscribe
Enter your email address below and subscribe to our newsletter

16 sierpnia na sztucznej lagunie u ujścia rzeki Jangcy wybuchł pożar na pokładzie byłego sowieckiego lotniskowca Mińsk, który obecnie pełnił funkcję obiektu muzealnego. Okręt, który swoje lata świetności miał już dawno za sobą, uległ poważnemu uszkodzeniu. Lokalne władze potwierdziły, że nikt nie ucierpiał w wyniku tego zdarzenia. Incydent jest obecnie przedmiotem dochodzenia przez chińskie służby.
Pożary na pokładach okrętów, zwłaszcza tych, które nie są w najlepszym stanie technicznym, mogą łatwo wymknąć się spod kontroli. Wystarczy przypomnieć tragiczny pożar na pokładzie fregaty rakietowej INS Brahmaputra (F 31) typu 16A, która znajdowała się w stoczni Naval Dockyard w Mumbaju. Mińsk, który od lat był zaniedbany i pozbawiony odpowiedniej konserwacji, stał się łatwym celem dla takiej tragedii.
Początek służby okrętu Mińsk datuje się na 1978 rok który był drugą z czterech jednostek projektu 1143. Były to wyjątkowe jednostki – hybryda lotniskowca i krążownika o wyporności 40 000 ton, zaprojektowane do przenoszenia samolotów Jak-36M oraz prowadzenia działań bojowych na morzu. Jednak po upadku Związku Radzieckiego rosyjska marynarka wojenna szybko przekonała się, że utrzymanie tych okrętów jest niezwykle kosztowne i trudne. W 1993 roku, zaledwie kilka lat po rozpadzie ZSRR, siostrzany okręt „Noworosyjsk” został poważnie uszkodzony w wyniku pożaru maszynowni, co przyspieszyło decyzję o wycofaniu tych jednostek ze służby.
Trzy z czterech lotniskowców projektu 1143 (znanych w NATO jako klasa Kijew) zostały ostatecznie sprzedane. Mińsk i Noworosyjsk początkowo trafiły do stoczni w Korei Południowej, gdzie Noworosyjsk został zezłomowany. W przypadku Mińska lokalne protesty ekologów doprowadziły do tego, że jednostka została sprzedana chińskiej firmie zajmującej się złomowaniem. Wkrótce po tym okręt uratowano przed rozbiórką i przekształcono w atrakcję turystyczną pod nazwą Minsk World.
Otwarty w 2000 roku park rozrywki w Shenzhen, którego centralnym punktem był lotniskowiec Mińsk, przyciągał tłumy zwiedzających. Na pokładzie lotniskowca prezentowano emerytowane radzieckie i chińskie samoloty bojowe, a także organizowano liczne wystawy poświęcone historii radzieckiej marynarki wojennej. Jednak park szybko stracił na popularności, co doprowadziło do jego bankructwa w 2006 roku. Chiński rząd ostatecznie odzyskał ziemię, na której stała atrakcja, a Mińsk zaczął popadać w ruinę.
Pod koniec 2010 roku Mińsk został przeniesiony do obecnej lokalizacji, około 50 mil na północny zachód od Szanghaju, z zamiarem przekształcenia go w nową atrakcję turystyczną. Jednak plany te nigdy nie doszły do skutku, a stan statku nadal się pogarszał. Z czasem jednostka stała się obiektem zainteresowania „miejskich odkrywców”, którzy dokumentowali jego coraz gorszy stan.
W styczniu 2024 roku władze miasta Nantong ogłosiły plany przekształcenia Mińska w „narodowe centrum edukacji obronnej”. Jednak pożar, który wybuchł 16 sierpnia, może oznaczać koniec tej inicjatywy. Chociaż dawny lotniskowiec już wcześniej był w złym stanie, teraz na podstawie nagrań wideo i zdjęć z pożaru można przypuszczać, że jednostka ostatecznie trafi na złom.
Jak podają dzisiaj chińskie źródła, mostek kapitański wydaje się być zawalony w wyniku pożaru, a zniszczenia spowodowane przez ogień prawdopodobnie potwierdzają, że doszło do tragicznego końca byłego sowieckiego giganta, jak wskazaliśmy w tytule.
Warto zauważyć, że zła passa rosyjskich okrętów wojennych trwa, nawet na obiektach muzealnych znajdujących się daleko od Rosji. Od rozpoczęcia pełnoskalowej wojny na Ukrainie rosyjska marynarka wojenna na Morzu Czarnym zmaga się z poważnymi problemami. Ukraińskie drony regularnie uszkadzają lub zatapiają rosyjskie okręty, czego przykładem jest los krążownika Moskwa oraz najnowszy incydent z 3 sierpnia, kiedy to okręt podwodny Rostów-na-Donu został zatopiony przez precyzyjny ostrzał rakietowy ukraińskich sił zbrojnych.
Autor: Mariusz Dasiewicz


Po ośmiu miesiącach aktywności na trzech oceanach brytyjska grupa lotniskowcowa z HMS Prince of Wales powróciła 30 listopada do Portsmouth. Tym wejściem Royal Navy zamknęła operację Highmast — największe rozmieszczenie sił morskich w bieżącym roku.
W artykule
Rankiem, w końcówce listopada, okręty brytyjskiej grupy lotniskowcowej zaczęły wchodzić do Portsmouth. Lotniskowiec HMS Prince of Wales prowadził szyk powrotny, zamykając tym samym globalną kampanię, w ramach której zespół pokonał ponad 40 tys. mil morskich — dystans odpowiadający półtorakrotnemu okrążeniu Ziemi.
Powitanie miało wymiar uroczysty, zgodny z tradycją Royal Navy: jednostki portowe wykonały salut wodny, zaś załogi eskort i pomocniczych okrętów stanęły wzdłuż burt. Po wielu miesiącach nieobecności marynarze i lotnicy wrócili do rodzin, kończąc etap najbardziej kompleksowej operacji tej części floty od kilku lat.
Operacja Highmast rozpoczęła się wiosną, kiedy z Portsmouth i Bergen wyszły pierwsze okręty tworzące grupę zadaniową. Jej głównym celem było potwierdzenie zdolności Royal Navy do prowadzenia wielodomenowych działań dalekomorskich oraz utrzymania spójnej współpracy z sojuszniczymi okrętami.
W trakcie misji grupa operowała kolejno na Morzu Śródziemnym, w obszarze Kanału Sueskiego, na Oceanie Indyjskim oraz w zachodniej części Indo-Pacyfiku. W tym czasie przeprowadzono szereg ćwiczeń, w tym z marynarkami Włoch, Japonii, Australii, Kanady i Norwegii.
Dowódca zespołu, komandor James Blackmore, określił operację jako „najszerszy sprawdzian brytyjskiej projekcji siły od lat”, podkreślając jednocześnie wzrost interoperacyjności i zdolności bojowej grupy.
Trzon Carrier Strike Group stanowił lotniskowiec HMS Prince of Wales, na którego pokładzie operowało skrzydło lotnicze złożone z samolotów F-35B oraz śmigłowców ZOP i maszyn rozpoznawczych. Uzupełnienie stanowiły niszczyciel rakietowy HMS Dauntless, fregata HMS Richmond, norweska fregata HNoMS Roald Amundsen oraz jednostki wsparcia — tankowiec RFA Tideforce i logistyczny HNoMS Maud.
W kulminacyjnej fazie misji, podczas ćwiczeń na Indo-Pacyfiku, siły zespołu liczyły ponad 4 tysiące żołnierzy i marynarzy.
Zakończona kampania miała znaczenie wykraczające poza tradycyjny pokaz bandery. HMS Prince of Wales po serii wcześniejszych problemów technicznych przeszedł pełny cykl eksploatacyjny, obejmujący przeloty, intensywne działania lotnicze oraz współpracę w warunkach, które sprawdzają możliwości układu napędowego, systemów pokładowych oraz modułów sterowania lotami.
Misja była więc testem nie tylko dla całego zespołu, ale i samego lotniskowca, który tym etapem potwierdził pełną gotowość do globalnych operacji. Dla Royal Navy oznacza to domknięcie okresu niepewności oraz wejście w etap stabilnej eksploatacji obu brytyjskich superlotniskowców.
Operacja Highmast udowodniła, że Wielka Brytania pozostaje zdolna do nieprzerwanej obecności na głównych morskich szlakach komunikacyjnych, szczególnie w regionie Indo-Pacyfiku. W sytuacji rosnącej aktywności floty chińskiej i agresywnych działań rosyjskich — zarówno w Arktyce, jak i na Morzu Śródziemnym — wartościowa obecność sojuszniczych komponentów nabiera szczególnego znaczenia.
Zakończenie operacji pokazuje także, jak duże znaczenie ma utrzymanie ciągłości działań Royal Navy. Powrót HMS Prince of Wales nie kończy brytyjskiej aktywności na Indo-Pacyfiku — stanowi raczej zamknięcie pierwszej z serii zaplanowanych rotacji, które w ciągu kolejnych lat mają stać się fundamentem obecności brytyjskiej bandery na kluczowych szlakach morskich.
Ośmiomiesięczna misja Highmast zapisze się jako jedno z najważniejszych przedsięwzięć brytyjskiej floty ostatnich lat. Zespół przeszedł pełne spektrum działań — od ćwiczeń sojuszniczych po operacje realizowane w rozległych akwenach zachodniej części Indo-Pacyfiku.
Powrót grupy lotniskowcowej, z HMS Prince of Wales na czele, stanowi potwierdzenie, że brytyjski system lotniskowcowy jest w stanie prowadzić globalne operacje w sposób ciągły, niezawodny i zgodny z wymaganiami współczesnej architektury bezpieczeństwa.