Newsletter Subscribe
Enter your email address below and subscribe to our newsletter

Puck na nowo zaznacza swoją obecność na mapie morskiej Polski. W Urzędzie Morskim w Gdyni podpisano umowę na budowę nowego falochronu osłonowego, który ma szansę stać się przełomem dla lokalnej infrastruktury portowej. To inwestycja o znaczeniu wykraczającym poza wymiar lokalny – obejmująca także kwestie bezpieczeństwa i przyszłości nadmorskich społeczności.
W artykule

Nowa inwestycja w Porcie Rybackim w Pucku to kolejny krok w kierunku racjonalnego wykorzystania potencjału małych portów morskich. Zabezpieczenie akwenu i nadbrzeża poprzez budowę stałego falochronu osłonowego ma kluczowe znaczenie nie tylko dla rybaków i żeglarzy, lecz także dla całej infrastruktury nadbrzeżnej, której odporność na skutki zmian klimatycznych oraz zagrożenia hybrydowe staje się coraz ważniejsza.
Wczoraj, 9 września w Urzędzie Morskim w Gdyni podpisano umowę na budowę nowego falochronu osłonowego w Pucku o długości 427,2 m. To kluczowy element modernizacji portu, który zabezpieczy jego infrastrukturę przed nadmiernym falowaniem oraz wpływem lodu, co dotąd ograniczało pełne wykorzystanie potencjału akwenu. W ramach przedsięwzięcia zaplanowano również budowę toru podejściowego z oznakowaniem nawigacyjnym, pirsu pod bramownicę portową, slipu dla mniejszych jednostek i 100-metrowego nabrzeża południowego.
Prace budowlane mają rozpocząć się jeszcze we wrześniu tego roku. Nowy falochron zostanie zintegrowany z mariną żeglarską, otwartą w 2023 roku, co znacząco poprawi funkcjonalność i bezpieczeństwo całego portu. W ramach inwestycji zaplanowano także plac manewrowy z infrastrukturą dla rybaków, dostosowaną do codziennej eksploatacji nabrzeża.
Inwestycja o wartości ok. 50 mln zł w całości zostanie sfinansowane ze środków budżetu państwa. Inwestycję powierzono firmie Strabag – wykonawcy posiadającemu doświadczenie w dużych projektach hydrotechnicznych, m.in. przy budowie terminalu LNG w Świnoujściu.
Jak przyznała dyrektor Urzędu Morskiego w Gdyni, Anna Stelmaszyk-Świerczyńska, to jedna z najdłużej procedowanych inwestycji w historii urzędu. W praktyce oznacza to koniec epoki prowizorycznych rozwiązań. Dotychczasowa pływająca konstrukcja falochronu nie tylko nie spełniała wymagań sztormowej ochrony, ale również hamowała rozwój potencjału żeglarskiego.
Nowa infrastruktura nie tylko poprawi warunki postoju i bezpieczeństwa jednostek rybackich i rekreacyjnych, ale umożliwi dalszą rozbudowę portu jako ośrodka aktywności turystycznej i morskiej – w sposób zgodny z wymogami środowiskowymi oraz wytycznymi rozwoju regionalnego.
Podczas uroczystości podpisania umowy wiceminister infrastruktury Arkadiusz Marchewka zwrócił uwagę na szerszy kontekst inwestycji:
To bardzo ważny dzień nie tylko dla Pucka, ale dla całej Polski morskiej. 105 lat temu właśnie tutaj odbyły się zaślubiny Polski z morzem. Dziś kontynuujemy rozwój gospodarki morskiej, inwestując również w mniejsze porty. To one stanowią element bezpieczeństwa gospodarczego, militarnego i energetycznego.
W świetle rosnących zagrożeń wobec morskiej infrastruktury krytycznej – zarówno w zakresie logistyki surowców energetycznych, jak i ochrony instalacji hydrotechnicznych – wzmacnianie zdolności ochrony nawet w portach niebędących kluczowymi węzłami transportu staje się koniecznością.
Jak pokazują doświadczenia państw skandynawskich, bezpieczeństwo morskie nie ogranicza się do głównych portów handlowych. Małe porty rybackie, przystanie jachtowe czy infrastruktura pomocnicza, mogą stanowić zaplecze działań patrolowych, serwisowych lub interwencyjnych – co potwierdza m.in. przykład wykorzystania lokalnych jednostek do ochrony morskich farm wiatrowych i kabli podmorskich w rejonie Bornholmu.
Zgodnie z planem, inwestycja ma zostać ukończona do 2027 roku. Strony podkreślają, że harmonogram jest ambitny, lecz realny. Wykorzystanie sprawdzonych technologii oraz pełne pokrycie kosztów z budżetu państwa znacząco ogranicza ryzyko opóźnień, które w podobnych przedsięwzięciach często utrudniały realizację.
Wypowiedź Przemysława Kulisia, dyrektora Dyrekcji Budownictwa Ogólnego firmy Strabag, nie pozostawia wątpliwości:
Deklaruję, że inwestycja zostanie zrealizowana terminowo i z najwyższą starannością.
Port w Pucku od lat pełni funkcję bazy dla lokalnego rybołówstwa, jednak jego położenie i walory przyrodnicze predestynują go również do rozwoju jako zaplecza rekreacji i turystyki żeglarskiej. Nowa infrastruktura nie ma na celu wypierania dotychczasowej funkcji portu, lecz umożliwienie jego naturalnej ewolucji – z poszanowaniem tradycji i w zgodzie z interesem lokalnej społeczności.
Warto przypomnieć, że równoległe wykorzystanie portu przez rybołówstwo i turystykę ma miejsce z powodzeniem m.in. w Kołobrzegu, Darłowie czy Helu, gdzie odpowiednia modernizacja infrastruktury stworzyła możliwość współistnienia różnych form działalności na morzu – bez konfliktu interesów.
Autor: Mariusz Dasiewicz

11 listopada grupa uderzeniowa z lotniskowcem USS Gerald R. Ford (CVN-78) weszła w rejon odpowiedzialności USSOUTHCOM na Karaibach. Oficjalnie to wsparcie działań przeciw przemytowi narkotyków, w praktyce czytelny sygnał dla Caracas w czasie narastającego napięcia na linii USA–Wenezuela. To pierwsza tak duża demonstracja siły US Navy w tym rejonie od wielu lat i wyraźne ostrzeżenie, że Waszyngton nie zamierza oddać kontroli nad swoim południowym przedpolem.
W artykule
To największe od lat wzmocnienie obecności US Navy w Karaibach – ruch czytelny jako presja na Caracas, równolegle z operacjami antynarkotykowymi. Połączenie tych dwóch wątków ma prosty przekaz: Waszyngton kontroluje południowe przedpole i jest gotów szybko eskalować, jeśli Maduro podniesie stawkę.
Na wody karaibskie wszedł nie tylko lotniskowiec, ale cały pływający zespół uderzeniowy. USS Gerald R. Ford to pierwsza jednostka nowej generacji amerykańskich lotniskowców o napędzie jądrowym. Posiada pełne skrzydło lotnicze, kompleksową obronę przeciwlotniczą oraz rozbudowane systemy rozpoznania. Wraz z towarzyszącymi mu niszczycielami i okrętami wsparcia tworzy samowystarczalny organizm, zdolny prowadzić działania przez wiele tygodni bez zawijania do portu.
🔗 Czytaj więcej: Lotniskowiec USS Gerald R. Ford na wodach Morza Północnego
Kiedy taki zespół pojawia się w danym akwenie, zmienia się dynamika całego regionu. Znikają z radarów małe jednostki o wątpliwym statusie, a statki handlowe zaczynają ściślej trzymać się korytarzy morskich. Dla marynarzy z państw regionu to jasny sygnał: ktoś teraz przejął kontrolę nad tymi wodami.
Pentagon w swoich komunikatach podkreśla, że obecność lotniskowca ma wspierać działania przeciwko organizacjom przestępczym w rejonie Karaibów. To obszar, przez który od dekad biegną morskie szlaki przemytu narkotyków i broni.
Lotniskowiec typu Ford nie ściga motorówek z kontrabandą. Jego zadanie to rozpoznanie, stała obecność w powietrzu i wsparcie tych, którzy pilnują porządku z bliska. Sam fakt pojawienia się w tym rejonie mówi więcej niż oficjalne komunikaty: Waszyngton przypomina, że południowe przedpole ma pod kontrolą. Gdy na horyzoncie widać USS Gerald R. Ford, nikt w regionie nie ma wątpliwości, kto rozdaje karty na morzu. To również czytelny sygnał dla Caracas – napięcie nie słabnie, a obecność amerykańskiego lotniskowca wyraźnie zwiększa presję na wenezuelski reżim.
Grupa uderzeniowa z lotniskowcem USS Gerald R. Ford na czele to nie demonstracja, lecz pełnowartościowa formacja bojowa. Na pokładzie amerykańskiego lotniskowca stacjonuje ponad siedemdziesiąt maszyn – od myśliwców F/A-18 Super Hornet, przez samoloty wczesnego ostrzegania E-2D Hawkeye, aż po śmigłowce wielozadaniowe MH-60R. To one tworzą pierwszą linię rozpoznania i rażenia, pozwalając Amerykanom działać setki kilometrów od własnych wybrzeży. Sam lotniskowiec dysponuje również własnymi środkami obrony – wyrzutniami pocisków rakietowych krótkiego zasięgu i systemami artyleryjskimi do zwalczania celów nawodnych oraz nisko lecących pocisków manewrujących.
W skład zespołu wchodzą niszczyciele typu Arleigh Burke: USS Bainbridge (DDG-96), USS Mahan (DDG-72) oraz USS Winston S. Churchill (DDG-81), pełniący rolę okrętu dowodzenia obroną powietrzną. Każdy z nich ma system Aegis i wyrzutnie VLS, a także zdolność użycia pocisków manewrujących Tomahawk, zapewniając parasol OPL i silne możliwości uderzeniowe z morza.
W razie konfliktu taki zespół jest w stanie przeprowadzić zmasowane uderzenie z morza w głąb terytorium przeciwnika. Zasięg operacyjny Tomahawków pozwala na rażenie celów oddalonych o ponad tysiąc kilometrów – a to oznacza, że nawet bez przekraczania granic wód terytorialnych Amerykanie mogliby sparaliżować kluczowe obiekty wojskowe i infrastrukturalne wenezuelskiego wybrzeża. Uderzenie poprzedziłoby rozpoznanie prowadzone przez samoloty pokładowe i drony zwiadowcze, wspierane przez śmigłowce ZOP tropiące okręty podwodne.
🔗 Czytaj też: USS Gerald R. Ford z wizytą we Włoszech
W praktyce oznacza to, że cała grupa działa jak jeden, samowystarczalny organizm: lotnictwo przejmuje kontrolę nad przestrzenią powietrzną, krążowniki i niszczyciele tworzą tarczę obronną, a okręty zaopatrzeniowe dostarczają paliwo i amunicję. W ciągu kilku godzin taka formacja jest zdolna prowadzić równoczesne operacje w powietrzu, na morzu i przeciwko celom lądowym. Dlatego wejście USS Gerald R. Ford na wody Karaibów nie można traktować jako rutynowej rotacji floty. To demonstracja siły i gotowości, która – nawet bez wystrzału – działa jak uderzenie precyzyjnie wymierzone w polityczne centrum Caracas.
W nadchodzących tygodniach okaże się, czy obecność lotniskowca USS Gerald R. Ford i jego eskorty na Karaibach to jedynie presja polityczna, czy zapowiedź działań o szerszym wymiarze. Dla Pentagonu to test skuteczności globalnej projekcji siły. Dla Wenezueli – moment prawdy, jak daleko może się posunąć w konfrontacji z USA. Dlatego, mimo deklaracji US Navy o „polowaniu na przemytników”, niewielu wierzy, że to jedyny cel. Skala i timing wskazują, że kluczowy jest sygnał strategiczny pod adresem Caracas. A dla obserwatorów z naszej części świata to przypomnienie, że w polityce morskiej nie ma pustych gestów. Każdy ruch floty wojennej to komunikat – czasem głośniejszy niż jakiekolwiek oświadczenie dyplomatyczne.