Newsletter Subscribe
Enter your email address below and subscribe to our newsletter

W ostatnią środę, na Cyprze została załadowana pierwsza partia pomocy humanitarnej przeznaczonej dla Strefy Gazy. Statek pływający pod amerykańską banderą, Sagamore, znajdujący się w porcie w Larnace, przyjął na pokład kontenery z pomocą, oznaczone jako wsparcie ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich.
W artykule
Pentagon ogłosił zakończenie budowy tymczasowego pływającego mola, która rozpoczęła się u wybrzeży Strefy Gazy. Projekt ten był realizowany w ramach szeroko zakrojonej współpracy międzynarodowej i obejmuje nie tylko budowę mola, ale również koordynację logistyczną z różnymi agencjami i państwami. Całość działań miła na celu usprawnienie dostarczania dużych ilości pomocy humanitarnej do Strefy Gazy w sposób, który będzie zarówno szybki, jak i bezpieczny.
Zakończyliśmy załadunek pomocy na amerykański statek Sagamore w porcie Larnace. Po przetransportowaniu mola na miejsce, możliwe będzie rozpoczęcie wysyłki.
Konstantinos Letymbiotis, rzecznik rządu cypryjskiego
Pomimo wstępnych kontroli ładunku humanitarnego przez Izrael na Cyprze, konieczne jest ponowne przejście przez izraelskie punkty kontrolne po rozładowaniu na ląd. Wysoko postawiony urzędnik z administracji prezydenta Bidena wyjaśnił, że te dodatkowe procedury są niezbędne ze względów bezpieczeństwa. Organizacja Narodów Zjednoczonych od dawna wskazuje na przeszkody w dostarczaniu i dystrybucji pomocy w Strefie Gazy. ONZ nadal prowadzi rozmowy ze Stanami Zjednoczonymi na temat dystrybucji pomocy po zejściu z mola, ale rzecznik ONZ nie udzielił nowych informacji na temat statusu tych rozmów.
Sigrid Kaag, koordynatorka ONZ ds. pomocy humanitarnej i odbudowy w Strefie Gazy, poinformowała o ustaleniu parametrów, które pozwalają organizacji efektywnie dystrybuować towary. Wiele międzynarodowych organizacji pozarządowych rozważa udział w dystrybucji towarów dostarczanych korytarzem morskim.
Czytaj więcej o kolejnym transporcie humanitarnym drogą morską dla Strefy Gazy
ONZ podkreśla, że morskie dostawy nie mogą zastąpić dostaw lądowych, które nadal muszą pozostać priorytetem w operacjach pomocowych. Trwająca izraelska kampania wojskowa przeciwko Hamasowi, która nasiliła się po ataku Hamasu na Izrael 7 października, pogarsza sytuację humanitarną w Strefie Gazy, zamieszkiwanej przez 2,3 miliona ludzi. Agencje pomocowe ostrzegają przed nieuchronnym głodem w regionie.
W marcu Cypr otworzył morski korytarz pomocowy do Strefy Gazy, jako alternatywę dla utrudnionych dostaw lądowych wynikające przez izraelskie działania militarne. Amerykańska organizacja charytatywna, World Food Kitchen, skorzystała z tej trasy dwukrotnie, zanim siedmiu jej pracowników, w tym obywatel Polski, zginęło po ataku izraelskich dronów na początku kwietnia. 29 kwietnia organizacja wznowiła działalność w Strefie Gazy.
Przypomnijmy, że 26 kwietnia do Strefy Gazy wyszedł okręt desantowy RFA Cardigan Bay, zapewniający zakwaterowanie dla setek amerykańskich marynarzy i żołnierzy zaangażowanych w prace budowlane nowego pływającego mola. Ten okręt, będący integralną częścią operacji logistycznej, miał za zadanie zapewnić odpowiednie warunki mieszkalne dla personelu wojskowego, co było kluczowe dla sprawnego postępu prac.
W ramach operacji zaangażowanych było około 1000 amerykańskich żołnierzy, którzy montowali ogromne segmenty stali. Te elementy łączyły się w sposób przypominający gigantyczną konstrukcję z klocków LEGO, tworząc molo oraz groblę o długości do 550 metrów i szerokości odpowiadającej dwóm pasom ruchu.
Autor: Mariusz Dasiewicz/PAP


11 listopada grupa uderzeniowa z lotniskowcem USS Gerald R. Ford (CVN-78) weszła w rejon odpowiedzialności USSOUTHCOM na Karaibach. Oficjalnie to wsparcie działań przeciw przemytowi narkotyków, w praktyce czytelny sygnał dla Caracas w czasie narastającego napięcia na linii USA–Wenezuela. To pierwsza tak duża demonstracja siły US Navy w tym rejonie od wielu lat i wyraźne ostrzeżenie, że Waszyngton nie zamierza oddać kontroli nad swoim południowym przedpolem.
W artykule
To największe od lat wzmocnienie obecności US Navy w Karaibach – ruch czytelny jako presja na Caracas, równolegle z operacjami antynarkotykowymi. Połączenie tych dwóch wątków ma prosty przekaz: Waszyngton kontroluje południowe przedpole i jest gotów szybko eskalować, jeśli Maduro podniesie stawkę.
Na wody karaibskie wszedł nie tylko lotniskowiec, ale cały pływający zespół uderzeniowy. USS Gerald R. Ford to pierwsza jednostka nowej generacji amerykańskich lotniskowców o napędzie jądrowym. Posiada pełne skrzydło lotnicze, kompleksową obronę przeciwlotniczą oraz rozbudowane systemy rozpoznania. Wraz z towarzyszącymi mu niszczycielami i okrętami wsparcia tworzy samowystarczalny organizm, zdolny prowadzić działania przez wiele tygodni bez zawijania do portu.
🔗 Czytaj więcej: Lotniskowiec USS Gerald R. Ford na wodach Morza Północnego
Kiedy taki zespół pojawia się w danym akwenie, zmienia się dynamika całego regionu. Znikają z radarów małe jednostki o wątpliwym statusie, a statki handlowe zaczynają ściślej trzymać się korytarzy morskich. Dla marynarzy z państw regionu to jasny sygnał: ktoś teraz przejął kontrolę nad tymi wodami.
Pentagon w swoich komunikatach podkreśla, że obecność lotniskowca ma wspierać działania przeciwko organizacjom przestępczym w rejonie Karaibów. To obszar, przez który od dekad biegną morskie szlaki przemytu narkotyków i broni.
Lotniskowiec typu Ford nie ściga motorówek z kontrabandą. Jego zadanie to rozpoznanie, stała obecność w powietrzu i wsparcie tych, którzy pilnują porządku z bliska. Sam fakt pojawienia się w tym rejonie mówi więcej niż oficjalne komunikaty: Waszyngton przypomina, że południowe przedpole ma pod kontrolą. Gdy na horyzoncie widać USS Gerald R. Ford, nikt w regionie nie ma wątpliwości, kto rozdaje karty na morzu. To również czytelny sygnał dla Caracas – napięcie nie słabnie, a obecność amerykańskiego lotniskowca wyraźnie zwiększa presję na wenezuelski reżim.
Grupa uderzeniowa z lotniskowcem USS Gerald R. Ford na czele to nie demonstracja, lecz pełnowartościowa formacja bojowa. Na pokładzie amerykańskiego lotniskowca stacjonuje ponad siedemdziesiąt maszyn – od myśliwców F/A-18 Super Hornet, przez samoloty wczesnego ostrzegania E-2D Hawkeye, aż po śmigłowce wielozadaniowe MH-60R. To one tworzą pierwszą linię rozpoznania i rażenia, pozwalając Amerykanom działać setki kilometrów od własnych wybrzeży. Sam lotniskowiec dysponuje również własnymi środkami obrony – wyrzutniami pocisków rakietowych krótkiego zasięgu i systemami artyleryjskimi do zwalczania celów nawodnych oraz nisko lecących pocisków manewrujących.
W skład zespołu wchodzą niszczyciele typu Arleigh Burke: USS Bainbridge (DDG-96), USS Mahan (DDG-72) oraz USS Winston S. Churchill (DDG-81), pełniący rolę okrętu dowodzenia obroną powietrzną. Każdy z nich ma system Aegis i wyrzutnie VLS, a także zdolność użycia pocisków manewrujących Tomahawk, zapewniając parasol OPL i silne możliwości uderzeniowe z morza.
W razie konfliktu taki zespół jest w stanie przeprowadzić zmasowane uderzenie z morza w głąb terytorium przeciwnika. Zasięg operacyjny Tomahawków pozwala na rażenie celów oddalonych o ponad tysiąc kilometrów – a to oznacza, że nawet bez przekraczania granic wód terytorialnych Amerykanie mogliby sparaliżować kluczowe obiekty wojskowe i infrastrukturalne wenezuelskiego wybrzeża. Uderzenie poprzedziłoby rozpoznanie prowadzone przez samoloty pokładowe i drony zwiadowcze, wspierane przez śmigłowce ZOP tropiące okręty podwodne.
🔗 Czytaj też: USS Gerald R. Ford z wizytą we Włoszech
W praktyce oznacza to, że cała grupa działa jak jeden, samowystarczalny organizm: lotnictwo przejmuje kontrolę nad przestrzenią powietrzną, krążowniki i niszczyciele tworzą tarczę obronną, a okręty zaopatrzeniowe dostarczają paliwo i amunicję. W ciągu kilku godzin taka formacja jest zdolna prowadzić równoczesne operacje w powietrzu, na morzu i przeciwko celom lądowym. Dlatego wejście USS Gerald R. Ford na wody Karaibów nie można traktować jako rutynowej rotacji floty. To demonstracja siły i gotowości, która – nawet bez wystrzału – działa jak uderzenie precyzyjnie wymierzone w polityczne centrum Caracas.
W nadchodzących tygodniach okaże się, czy obecność lotniskowca USS Gerald R. Ford i jego eskorty na Karaibach to jedynie presja polityczna, czy zapowiedź działań o szerszym wymiarze. Dla Pentagonu to test skuteczności globalnej projekcji siły. Dla Wenezueli – moment prawdy, jak daleko może się posunąć w konfrontacji z USA. Dlatego, mimo deklaracji US Navy o „polowaniu na przemytników”, niewielu wierzy, że to jedyny cel. Skala i timing wskazują, że kluczowy jest sygnał strategiczny pod adresem Caracas. A dla obserwatorów z naszej części świata to przypomnienie, że w polityce morskiej nie ma pustych gestów. Każdy ruch floty wojennej to komunikat – czasem głośniejszy niż jakiekolwiek oświadczenie dyplomatyczne.