Enter your email address below and subscribe to our newsletter

Sygnał dla Iranu – dwa lotniskowce US Navy na Bliskim Wschodzie

Stany Zjednoczone rozszerzają obecność morską na Bliskim Wschodzie, wzmacniając działania przeciwko wspieranym przez Iran rebeliantom Huti. W regionie operuje lotniskowiec USS Harry S. Truman, do którego w najbliższych tygodniach dołączyć ma USS Carl Vinson. Oba okręty działają w składzie własnych zespołów uderzeniowych, w asyście jednostek eskortowych.

Tło operacji amerykańskich lotniskowców w regionie

W ciągu ostatnich dwóch lat Stany Zjednoczone regularnie rotowały swoje siły morskie w ramach Centralnego Dowództwa USA (CENTCOM). Po ataku Hamasu 7 października 2023 r. Waszyngton skierował na wschodnią część Morza Śródziemnego lotniskowiec USS Gerald R. Ford (CVN-78), wspierany przez kilka okrętów, aby zademonstrować gotowość powstrzymania potencjalnych działań Iranu lub Hezbollahu.​

Grupa lotniskowcowa Ford przebywała w regionie do stycznia 2024 r., po czym powróciła do USA. Towarzyszyły jej okręty desantowe USS Mesa Verde (LPD-19), USS Carter Hall (LSD-50) oraz USS Bataan (LHD-5), które wraz z 26. Morską Jednostką Ekspedycyjną (MEU) przebywały za granicą przez osiem miesięcy. Równolegle w rejonie operował lotniskowiec USS Dwight D. Eisenhower (CVN-69), zaangażowany w zabezpieczenie Morza Czerwonego przed atakami ze strony Huti. Jego grupa lotniskowcowa opuściła region w czerwcu 2024 r., kończąc siedmiomiesięczną misję.​

Pentagon podkreślił wówczas, że Eisenhower „chronił statki handlowe przechodzące przez wody Morza Czerwonego, cieśninę Bab al-Mandab i Zatokę Adeńską, udzielał pomocy załogom cywilnym zaatakowanym przez wspieranych przez Iran Huti oraz przyczynił się do powstrzymania dalszej agresji”. Następnie w rejonie działał lotniskowiec USS Theodore Roosevelt(CVN-71), a w sierpniu 2024 r. dołączył do niego USS Abraham Lincoln (CVN-72), mający na pokładzie myśliwce F-35 i F/A-18 Super Hornet.​

Operacja Prosperity Guardian i komponenty sił amerykańskich

W październiku 2024 r. US Navy prowadziła działania na Morzu Śródziemnym z udziałem trzech niszczycieli rakietowych: USS Bulkeley (DDG-84), USS Arleigh Burke (DDG-51) i USS Cole (DDG-67). Cztery kolejne niszczyciele – USS Michael Murphy (DDG-112), USS Frank E. Petersen Jr. (DDG-121), USS Spruance (DDG-111) i USS Stockdale (DDG-106) – operowały w ramach misji Prosperity Guardian, zabezpieczając szlaki żeglugowe Morza Czerwonego. W tym samym czasie okręt USS Indianapolis (LCS-17) znajdował się w cieśninie Bab al-Mandab.​

Dodatkowo, w październiku grupa okrętów desantowych Wasp Amphibious Ready Group – USS Wasp (LHD-1), USS New York (LPD-21) i USS Oak Hill (LSD-51) – działała we wschodniej części Morza Śródziemnego, opuszczając rejon operacyjny w grudniu. Zespół ten uczestniczył w licznych manewrach, podnosząc gotowość bojową i wzmacniając relacje z sojusznikami.​

W połowie grudnia 2024 r. lotniskowiec USS Harry S. Truman wraz z grupą lotniskowcową wszedł w obszar działania CENTCOM. W jej skład wchodzą: lotniskowiec typu Nimitz Truman, skrzydło lotnicze Carrier Air Wing 1, krążownik rakietowy typu Ticonderoga USS Gettysburg (CG-64) oraz niszczyciele typu Arleigh Burke USS Stout (DDG-55) i USS Jason Dunham (DDG-109).​

Ostatnie dni przyniosły znaczną eskalację konfliktu na Bliskim Wschodzie. Amerykańska marynarka wojenna (US Navy) przeprowadziła największą od początku roku operację militarną przeciwko bojownikom Huti w Jemenie. Ataki zostały zrealizowane z udziałem lotnictwa pokładowego z lotniskowca USS Harry S. Truman. Według źródeł wojskowych było to największe działanie tego typu w regionie od czasu prezydentury Donalda Trumpa.

W niedzielę, 23 marca, doradca prezydenta USA ds. bezpieczeństwa narodowego Mike Waltz poinformował, że w ramach ofensywy rozpoczętej 15 marca siły amerykańskie zlikwidowały kluczowych dowódców Huti, w tym specjalistę ds. broni rakietowej. Amerykanie uderzyli również w strategiczne cele, takie jak kwatera główna Huti, centra komunikacyjne oraz zakłady produkcji rakiet i dronów.

W odpowiedzi Huti przeprowadzili atak rakietowy oraz z użyciem bezzałogowca na amerykańskie jednostki operujące na Morzu Czerwonym. Choć pojawiły się spekulacje, że dron mógł być skierowany bezpośrednio na lotniskowiec USS Harry S. Truman, nie potwierdzono jakichkolwiek strat po stronie amerykańskiej.

Obecna sytuacja wpisuje się w szerszą strategię „eskalacja za eskalację”, realizowaną przez siły proirańskie w regionie. Konieczność ochrony strategicznych szlaków żeglugowych na Morzu Czerwonym oraz zapewnienie bezpieczeństwa transportu morskiego stały się kluczowymi argumentami dla zwiększenia obecności morskiej USA w tym niestabilnym regionie.

Działania te wskazują na zaostrzający się konflikt, gdzie z jednej strony mamy do czynienia z działaniami USA skierowanymi na zwalczanie terroryzmu i ochronę swobody żeglugi, z drugiej zaś strony Huti – wspierani przez Iran – konsekwentnie dążą do eskalacji działań zbrojnych i destabilizacji regionu.

Możliwe konsekwencje i sygnał dla Iranu

Rozlokowanie dwóch lotniskowców na Bliskim Wschodzie stanowi znaczące zwiększenie siły militarnej USA w regionie, wysyłając Iranowi wyraźny sygnał odstraszający. Ta operacja wskazuje na gotowość USA do obrony żeglugi i wsparcia regionalnych sojuszników. Obecność USS Truman i zapowiedziane przybycie USS Carl Vinson mogą zaostrzyć działania asymetryczne ze strony Iranu oraz jego sojuszników, potencjalnie skutkując dalszą eskalacją napięć w regionie.

Źródło: US Navy/MD

https://portalstoczniowy.pl/category/marynarka-bezpieczenstwo/
Udostępnij ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

  • Wybór oferenta w programie ORKA. Test prawdziwej powagi państwa – część 3

    Wybór oferenta w programie ORKA. Test prawdziwej powagi państwa – część 3

    W trzeciej, najbardziej wymagającej części mojej opinii o programie ORKA wchodzimy tam, gdzie kończą się proste wybory, a zaczynają realne ryzyka: niejasne harmonogramy, deklaracje trudne do zweryfikowania i konstrukcje, które – choć obiecujące – wciąż nie istnieją w gotowej postaci. To właśnie włoski U212 NFS i szwedzka A26 najmocniej dzielą opinię publiczną oraz ekspertów.

    Jedni widzą w nich przyszłość europejskich okrętów podwodnych, inni – drogę do wieloletnich opóźnień i luki w zdolnościach, na którą Polska dziś po prostu nie może sobie pozwolić. W tej części postaram się oddzielić polityczne szumy od faktów i sprawdzić, czy te dwie oferty naprawdę odpowiadają potrzebom Marynarki Wojennej RP, czy są jedynie dobrze zaprojektowaną narracją.

    Włoskie okręty podwodne U212 NFS z mocnymi deklaracjami, lecz wieloma niewiadomymi

    Może zacznijmy od włoskiego koncernu stoczniowego Fincantieri który proponuje Polsce okręt U212 NFS – rozwinięcie niemieckiej linii U212 z włoskimi modyfikacjami, kompaktowym kadłubem o niskiej sygnaturze, rozwiniętym AIP i zapleczem dla sił specjalnych. Na papierze to konstrukcja, która mogłaby odnaleźć się na Bałtyku. Problem w tym, że w pakiecie z tą ofertą jest zbyt wiele znaków zapytania: niejasny harmonogram dostaw, brak pełnej konfiguracji platformy, mało konkretów o szkoleniach i udziale polskich stoczni, a nawet brak podstawowych danych technicznych, które na tym etapie powinny być standardem.

    Dodatkowo dochodzi kontekst, który każe podchodzić do tej propozycji z większą ostrożnością – poziom deklaracji, narracji i obietnic jest tu znacznie wyższy niż poziom twardych, weryfikowalnych konkretów. Nie chcę rozwijać tego wątku w tym akurat tekście (szerzej opisałem to w tekście (link do tekstu) , ale w skrócie: im więcej polityki i emocji wokół oferty, tym bardziej powinien nas interesować chłodny bilans ryzyka.

    Czytaj również: Minister Kosiniak-Kamysz: program Orka priorytetem

    Do swojej oferty Włosi dorzucili ostatnio mini–okręt podwodny do operacji specjalnych oraz okręt pomostowy niemieckiej konstrukcji, wymagający zgody Berlina i TKMS – co samo w sobie jest źródłem dodatkowych opóźnień i niepewności. Ani mini-orka, ani okręt pomostowy nie są dziś rozwiązaniami sprawdzonymi operacyjnie przez włoską flotę, a w programie tej skali różnica między „może” a „działa” ma znaczenie kluczowe.

    Dlatego U212 NFS pozostaje dla mnie osobiście propozycją ciekawą, ale zbyt mocno opartą na „słowie honoru”, a zbyt słabo na twardych gwarancjach, których Polska w obecnej sytuacji geopolitycznej wyjątkowo potrzebuje.

    Szwedzka A26 Blekinge – najbardziej kontrowersyjna oferta programu Orka

    Szwedzka A26 Blekinge to dziś najbardziej polaryzująca oferta w całym programie Orka. Z jednej strony ma swoich entuzjastów wśród ekspertów i wojskowych, którzy od lat podkreślają, że to konstrukcja niemal „skrojona pod Bałtyk” – cicha, nowoczesna, z interesującymi rozwiązaniami technicznymi. Z drugiej strony mamy twarde fakty: wieloletnie opóźnienia, brak ukończenia dwóch pierwszych jednostek dla Svenska Marinen oraz pytanie, czy moce produkcyjne stoczni w Karlskronie są w ogóle w stanie dostarczyć Polsce okręty w czasie dla nas akceptowalnym. A26 osiągnie pełną dojrzałość dopiero po 2030 roku – w obecnych warunkach geopolitycznych to data obciążona dużym ryzykiem.

    Oferta Saaba opiera się na rozwiązaniach, które na Bałtyku mogłyby wyglądać bardzo dobrze na papierze: kadłub o małej sygnaturze, układ Stirling Mark V, system 9LV, portal MMP dla bezzałogowców podwodnych. Problem polega na tym, że to wciąż obietnica przyszłych zdolności, a nie system, który można zobaczyć w regularnej służbie. HMS Blekinge i HMS Skåne nadal powstają, a dodatkowe zamówienia dla FMV przesuwają większość dostaw na lata 2026–2032. Innymi słowy – mówimy o okrętach, które jeszcze nie przeszły pełnego cyklu życia w szwedzkiej flocie.

    Dodatkowym obciążeniem jest polityczny kontekst. Wspólny list premierów Wielkiej Brytanii i Szwecji, przedstawiany jako sygnał poparcia dla A26, pokazuje, jak bardzo ta oferta stała się elementem gry dyplomatycznej. Ale o tym napisze za chwilę. Tymczasem polska decyzja w sprawie Orki powinna opierać się na realnych harmonogramach i gotowych rozwiązaniach, a nie na gestach sojuszniczych i medialnych efektach. Szwedzka propozycja ma swoje niewątpliwe atuty – ale właśnie dlatego, że mówimy o projekcie wrażliwym czasowo i finansowo, wymaga ona największej ostrożności, chłodnego dystansu i bardzo twardych zapisów w ewentualnym kontrakcie.

    Czytaj więcej: Kolejne opóźnienia w Szwecji. Okręty podwodne typu A26 dopiero po 2030 roku

    Cokolwiek się wydarzy, dla mnie jako wydawcy nie będzie to żadna tragedia. Mam narzędzie, z którego mogę korzystać po to, żeby nasze społeczeństwo wiedziało, co się kryje pod kołderką. Skoro każdy obywatel na płacić za ten program tak ogromne pieniądze, to właśnie nasza Marynarka Wojenna i nasz przemysł powinni mieć z takiego „dealu” realną, namacalną wymianę korzyści – a nie tylko ładne slajdy i przyszłe obietnice, których termin realizacji sięga daleko poza nasze obecne bezpieczeństwo.

    I tutaj muszę się do czegoś przyznać – do własnych przemyśleń i przeczucia co do tego, kto ostatecznie wygra Orkę. Dwa lata temu jedna z osób powiedziała mi wprost, że to postępowanie wygrają Francuzi. A ja mam tę przypadłość, że zapamiętuję szczegóły na lata. Kiedy zestawię tamtą rozmowę z późniejszymi sygnałami i zachowaniem części instytucji, dziś mam niestety około 95% pewności, że to właśnie „kraj koniaku i szampana” wygra ten kontrakt. Czy mam rację – okaże się to w piątek. I jak rzadko kiedy – szczerze chciałbym się mylić.

    Decyzja polskiego rządu, która trafi do historycznych podręczników

    Dlatego ta decyzja nie powinna wynikać z geopolitycznych sympatii ani z medialnych fajerwerków. Każda oferta powinna mieć własną wartość, lecz tylko jedna zbuduje zdolność, której nie będzie trzeba ratować po kilku latach kolejnymi programami naprawczymi. Rząd, który dziś zatwierdzi wybór okrętów podwodnych dla Polski, wpisze się w annały historii – jako ten, który po dekadach zaniedbań uratował Dywizjon Okrętów Podwodnych w Gdyni i przywrócił Polsce jedną z najbardziej wymagających, a zarazem strategicznych domen działania. Jeśli wicepremier Władysław Kosiniak-Kamysz będzie za dwadzieścia lat cytowany w podręcznikach historii, to nie za konferencje prasowe, lecz za decyzję, która zapewniła polskiej flocie podwodnej ciągłość, skrytość i realną siłę oddziaływania pod wodą.

    Czytaj też: Oczekiwany przez lata program Orka na finiszu

    Warto przy tym pamiętać o prawdzie, którą w tej dyskusji zaskakująco często się pomija: od wyboru oferenta do pojawienia się okrętu w Porcie Wojennym Gdynia jeszcze długa droga, wymagająca i pełna ryzyka. Po podpisaniu kontraktu dopiero zacznie się walka o harmonogram, o moce produkcyjne stoczni, o utrzymanie finansowania przez kolejne rządy. Okręty podwodne nie powstają w rytmie konferencyjnych deklaracji – powstają w ciszy hal, gdzie każdy miesiąc opóźnienia przekłada się na stratę, którą Marynarka Wojenna odczuje najdotkliwiej: pod wodą.

    Dlatego Orka powinna być wyborem suwerennym, odpornym na lobbing, gesty sojusznicze i emocjonalne kalki. Musi być decyzją dorosłego państwa, które nie pyta, co inni o tym sądzą — tylko co samo potrzebuje, by przetrwać i zbudować siłę na kolejne dekady.

    To właśnie teraz, na naszych oczach, w piątek zostanie ogłoszona decyzja, która rozstrzygnie, czy za cztery lata Dywizjon Okrętów Podwodnych osiągnie oczekiwany przez wszyskich poziom zdolności, umożliwiającym zabezpieczenie polskiego Bałtyku.

    Mariusz Dasiewicz