Enter your email address below and subscribe to our newsletter

Woda w ładowniach MSC Baltic III – rosnące zagrożenie dla jednostki i środowiska

Kontenerowiec Baltic III nadal pozostaje uwięziony na mieliźnie w pobliżu Wild Cove w Nowej Fundlandii, a trudne warunki pogodowe komplikują operację ratunkową. 18 lutego informowaliśmy o tym incydencie – przyjrzyjmy się, co od tego czasu zmieniło się na wodach Atlantyku i jakie kroki podjęto, by uwolnić jednostkę.

Nowe ustalenia: uszkodzony kadłub i woda w ładowniach kontenerowca

Po kilku dniach trudnych warunków pogodowych, gdy sytuacja nieco się ustabilizowała, ratownikom udało się w końcu wejść na pokład MSC Baltic III i przeprowadzić wstępne oględziny. Do inspekcji wykorzystano zdalnie sterowany pojazd podwodny (ROV), który potwierdził poważne deformacje kadłuba w rejonie śródokręcia. Z raportów wynika, że aż 75% powierzchni statku spoczywa na dnie, co z jednej strony stabilizuje jednostkę, zaś z drugiej może znacząco utrudnić jej bezpieczne podniesienie z mielizny.

Największe obawy budzi obecność zaolejonej wody w maszynowni oraz przedostawanie się wody morskiej do ładowni. Może to oznaczać uszkodzenie poszycia kadłuba lub problemy z uszczelnieniem konstrukcji. Jeśli woda nadal będzie wnikać do wnętrza statku, istnieje ryzyko dalszej degradacji strukturalnej, co może utrudnić operację ratunkową, a w najgorszym scenariuszu – doprowadzić do złamania kadłuba.

Obserwacje Kanadyjskiej Straży Przybrzeżnej wskazują, że kontenerowiec jest już mocno osadzony na mieliźnie. W pierwszych dniach po incydencie zauważono, że rufa i nadbudówka poruszały się na falach, jednak obecnie jednostka pozostaje stabilna. Z jednej strony ogranicza to ryzyko dalszych uszkodzeń, ale jednocześnie może znacząco utrudnić późniejsze podniesienie statku i jego ewentualne odholowanie.

Zabezpieczenie środowiska i przygotowania do dalszych działań

W rejonie akcji nadal operuje CCGS Jean Goodwill, pełniąc kluczową rolę w monitorowaniu sytuacji i zabezpieczaniu obszaru przed potencjalnym wyciekiem paliwa. Jednostka jest wyposażona w specjalistyczny sprzęt do zwalczania zanieczyszczeń, co umożliwia natychmiastową reakcję w razie zagrożenia dla środowiska.

Tymczasem holownik Avalon Sea, pierwotnie przeznaczony do odholowania MSC Baltic III, został tymczasowo wycofany z operacji i skierowany do portu w St. John’s. Może to oznaczać, że ratownicy nie są jeszcze gotowi na próbę przemieszczenia kontenerowca lub analizują alternatywne scenariusze jego uwolnienia.

Priorytetem służb ratunkowych jest usunięcie paliwa oraz innych substancji niebezpiecznych z pokładu, aby zminimalizować ryzyko wycieku i potencjalnych szkód środowiskowych. Kanadyjska Straż Przybrzeżna potwierdziła, że dopóki to zadanie nie zostanie zakończone, nie będą podejmowane żadne próby ściągnięcia statku z mielizny.

Co dalej? Możliwe scenariusze pomocowe dla MSC Baltic III

Z uwagi na deformację kadłuba i niestabilność konstrukcji, plan operacji ratunkowej musi być bardzo ostrożnie przygotowany. Obecnie rozważane są trzy główne scenariusze:

  1. Odciążenie statku przed próbą jego ściągnięcia z mielizny – usunięcie paliwa oraz części kontenerów w celu zmniejszenia masy jednostki. Na pokładzie znajduje się 470 kontenerów, z czego ponad połowa jest pusta, natomiast pozostałe zawierają drewno, materiały papiernicze i żywność.
  2. Zastosowanie dźwigów pływających i dodatkowych jednostek ratowniczych – w celu stabilizacji i zabezpieczenia konstrukcji przed dalszymi uszkodzeniami.
  3. Podział jednostki na sekcje i usunięcie jej fragmentów – to ostateczność, jeśli okaże się, że kadłub jest zbyt poważnie uszkodzony, aby umożliwić bezpieczne odholowanie statku w całości.

Każdy z tych wariantów jest uzależniony od warunków pogodowych, które wciąż stanowią kluczowe wyzwanie. Prognozy na najbliższe dni przewidują silne wiatry dochodzące do 80–100 km/h, co znacznie ogranicza możliwości prowadzenia działań ratowniczych.

Kanadyjska Straż Przybrzeżna potwierdziła, że obecnie nie ma planów odholowania MSC Baltic III. Priorytetem pozostaje usunięcie paliwa i zabezpieczenie środowiska, a dopiero w kolejnym etapie podejmowana będzie decyzja dotycząca dalszych działań. Wszystko wskazuje na to, że akcja ratunkowa może potrwać tygodnie, a nawet miesiące, w zależności od dalszych ustaleń ekspertów oraz poprawy warunków atmosferycznych.

Czy MSC Baltic III ma szansę na ratunek?

Sytuacja MSC Baltic III nadal pozostaje niepewna. Choć statek jest już stabilny, a ryzyko jego dalszych uszkodzeń zmniejszyło się, jego uwolnienie będzie skomplikowaną i długotrwałą operacją. Dopóki nie zostanie usunięte paliwo i inne substancje niebezpieczne, nie ma mowy o jakiejkolwiek próbie przemieszczenia jednostki.

Ratownicy analizują różne scenariusze, jednak trudne warunki pogodowe i poważne uszkodzenia kadłuba mogą oznaczać, że akcja potrwa tygodnie, a nawet miesiące. Ostateczna decyzja o dalszych krokach zapadnie dopiero po zakończeniu inspekcji i ustabilizowaniu sytuacji.

Na razie kontenerowiec pozostaje uwięziony na mieliźnie, a jego przyszłość jest wciąż niepewna. Czy uda się go uratować, czy też zostanie rozebrany na miejscu – odpowiedź na to pytanie zależy od kolejnych dni i decyzji ekspertów.

Autor: Mariusz Dasiewicz

https://portalstoczniowy.pl/category/marynarka-bezpieczenstwo/
Udostępnij ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

  • Co oznacza wejście USS Gerald R. Ford na wody Karaibskie?

    Co oznacza wejście USS Gerald R. Ford na wody Karaibskie?

    11 listopada grupa uderzeniowa z lotniskowcem USS Gerald R. Ford (CVN-78) weszła w rejon odpowiedzialności USSOUTHCOM na Karaibach. Oficjalnie to wsparcie działań przeciw przemytowi narkotyków, w praktyce czytelny sygnał dla Caracas w czasie narastającego napięcia na linii USA–Wenezuela. To pierwsza tak duża demonstracja siły US Navy w tym rejonie od wielu lat i wyraźne ostrzeżenie, że Waszyngton nie zamierza oddać kontroli nad swoim południowym przedpolem.

    To największe od lat wzmocnienie obecności US Navy w Karaibach – ruch czytelny jako presja na Caracas, równolegle z operacjami antynarkotykowymi. Połączenie tych dwóch wątków ma prosty przekaz: Waszyngton kontroluje południowe przedpole i jest gotów szybko eskalować, jeśli Maduro podniesie stawkę.

    Potęga na morzu – czym jest lotniskowiec USS Gerald R. Ford

    Na wody karaibskie wszedł nie tylko lotniskowiec, ale cały pływający zespół uderzeniowy. USS Gerald R. Ford to pierwsza jednostka nowej generacji amerykańskich lotniskowców o napędzie jądrowym. Posiada pełne skrzydło lotnicze, kompleksową obronę przeciwlotniczą oraz rozbudowane systemy rozpoznania. Wraz z towarzyszącymi mu niszczycielami i okrętami wsparcia tworzy samowystarczalny organizm, zdolny prowadzić działania przez wiele tygodni bez zawijania do portu.

    🔗 Czytaj więcej: Lotniskowiec USS Gerald R. Ford na wodach Morza Północnego

    Kiedy taki zespół pojawia się w danym akwenie, zmienia się dynamika całego regionu. Znikają z radarów małe jednostki o wątpliwym statusie, a statki handlowe zaczynają ściślej trzymać się korytarzy morskich. Dla marynarzy z państw regionu to jasny sygnał: ktoś teraz przejął kontrolę nad tymi wodami.

    Oficjalna narracja USA – walka z przemytem i przestępczością

    Pentagon w swoich komunikatach podkreśla, że obecność lotniskowca ma wspierać działania przeciwko organizacjom przestępczym w rejonie Karaibów. To obszar, przez który od dekad biegną morskie szlaki przemytu narkotyków i broni.

    Lotniskowiec typu Ford nie ściga motorówek z kontrabandą. Jego zadanie to rozpoznanie, stała obecność w powietrzu i wsparcie tych, którzy pilnują porządku z bliska. Sam fakt pojawienia się w tym rejonie mówi więcej niż oficjalne komunikaty: Waszyngton przypomina, że południowe przedpole ma pod kontrolą. Gdy na horyzoncie widać USS Gerald R. Ford, nikt w regionie nie ma wątpliwości, kto rozdaje karty na morzu. To również czytelny sygnał dla Caracas – napięcie nie słabnie, a obecność amerykańskiego lotniskowca wyraźnie zwiększa presję na wenezuelski reżim.

    Siła ognia, która nie potrzebuje reklamy

    Grupa uderzeniowa z lotniskowcem USS Gerald R. Ford na czele to nie demonstracja, lecz pełnowartościowa formacja bojowa. Na pokładzie amerykańskiego lotniskowca stacjonuje ponad siedemdziesiąt maszyn – od myśliwców F/A-18 Super Hornet, przez samoloty wczesnego ostrzegania E-2D Hawkeye, aż po śmigłowce wielozadaniowe MH-60R. To one tworzą pierwszą linię rozpoznania i rażenia, pozwalając Amerykanom działać setki kilometrów od własnych wybrzeży. Sam lotniskowiec dysponuje również własnymi środkami obrony – wyrzutniami pocisków rakietowych krótkiego zasięgu i systemami artyleryjskimi do zwalczania celów nawodnych oraz nisko lecących pocisków manewrujących.

    W skład zespołu wchodzą niszczyciele typu Arleigh Burke: USS Bainbridge (DDG-96), USS Mahan (DDG-72) oraz USS Winston S. Churchill (DDG-81), pełniący rolę okrętu dowodzenia obroną powietrzną. Każdy z nich ma system Aegis i wyrzutnie VLS, a także zdolność użycia pocisków manewrujących Tomahawk, zapewniając parasol OPL i silne możliwości uderzeniowe z morza.

    Co może zrobić US Navy, jeśli dojdzie do eskalacji?

    W razie konfliktu taki zespół jest w stanie przeprowadzić zmasowane uderzenie z morza w głąb terytorium przeciwnika. Zasięg operacyjny Tomahawków pozwala na rażenie celów oddalonych o ponad tysiąc kilometrów – a to oznacza, że nawet bez przekraczania granic wód terytorialnych Amerykanie mogliby sparaliżować kluczowe obiekty wojskowe i infrastrukturalne wenezuelskiego wybrzeża. Uderzenie poprzedziłoby rozpoznanie prowadzone przez samoloty pokładowe i drony zwiadowcze, wspierane przez śmigłowce ZOP tropiące okręty podwodne.

    🔗 Czytaj też: USS Gerald R. Ford z wizytą we Włoszech

    W praktyce oznacza to, że cała grupa działa jak jeden, samowystarczalny organizm: lotnictwo przejmuje kontrolę nad przestrzenią powietrzną, krążowniki i niszczyciele tworzą tarczę obronną, a okręty zaopatrzeniowe dostarczają paliwo i amunicję. W ciągu kilku godzin taka formacja jest zdolna prowadzić równoczesne operacje w powietrzu, na morzu i przeciwko celom lądowym. Dlatego wejście USS Gerald R. Ford na wody Karaibów nie można traktować jako rutynowej rotacji floty. To demonstracja siły i gotowości, która – nawet bez wystrzału – działa jak uderzenie precyzyjnie wymierzone w polityczne centrum Caracas.

    Co warto obserwować

    W nadchodzących tygodniach okaże się, czy obecność lotniskowca USS Gerald R. Ford i jego eskorty na Karaibach to jedynie presja polityczna, czy zapowiedź działań o szerszym wymiarze. Dla Pentagonu to test skuteczności globalnej projekcji siły. Dla Wenezueli – moment prawdy, jak daleko może się posunąć w konfrontacji z USA. Dlatego, mimo deklaracji US Navy o „polowaniu na przemytników”, niewielu wierzy, że to jedyny cel. Skala i timing wskazują, że kluczowy jest sygnał strategiczny pod adresem Caracas. A dla obserwatorów z naszej części świata to przypomnienie, że w polityce morskiej nie ma pustych gestów. Każdy ruch floty wojennej to komunikat – czasem głośniejszy niż jakiekolwiek oświadczenie dyplomatyczne.