Newsletter Subscribe
Enter your email address below and subscribe to our newsletter

24 lutego, BS Offshore i Ulstein Verft osiągnęły ważny kamień milowy w realizacji projektu offshore – wodowanie Yno 320, jednostki typu Commissioning Service Operation Vessel (CSOV). Wydarzenie to miało miejsce w stoczni Ulstein Verft w Norwegii, gdzie statek przechodzi finalny etap wyposażenia.
W artykule
Jednostka została zaprojektowana z myślą o wsparciu morskiej energetyki wiatrowej, oferując zarówno wysoką efektywność operacyjną, jak i rozwiązania minimalizujące wpływ na środowisko.
Choć wodowanie odbyło się w Norwegii, to istotna część prac nad jednostką została zrealizowana w Polsce. Kadłub statku powstał w stoczni CRIST w Gdyni, skąd 18 grudnia 2024 roku został przyholowany do Ulstein Verft. W Polsce wykonano także kluczowe prace konstrukcyjne, w tym montaż pierwszych elementów wyposażenia.

To kolejny projekt, w którym polska stocznia CRIST współpracuje z Ulstein Verft, dostarczając wysokiej jakości kadłuby dla nowoczesnych jednostek offshore. Cięcie pierwszych blach na budowę Yno 320 odbyło się w maju 2024 roku, co oznacza, że polscy stoczniowcy uczestniczyli w projekcie od samego początku.
Po dostarczeniu do Norwegii Yno 320 przeszła kompleksowy proces wyposażania, obejmujący instalację systemów elektrycznych, mechanicznych i rurociągowych, a także zabudowę kabin mieszkalnych.
20 lutego statek został przemieszczony z hali dokowej na zewnętrzny dok, gdzie zamontowano kluczowe systemy operacyjne, w tym wieżę Ampelmann i system Walk-to-Work (W2W). Następnie 23 lutego jednostka została zwodowana i zacumowana przy nabrzeżu, gdzie pozostanie do rozpoczęcia prób morskich planowanych na drugą połowę 2025 roku.
Yno 320 to nowoczesna jednostka zaprojektowana z myślą o efektywnej i bezpiecznej obsłudze farm wiatrowych, łącząca innowacyjne rozwiązania technologiczne z ekologicznym podejściem do eksploatacji. Zastosowany kadłub TWIN X-STERN poprawia stabilność i manewrowość, szczególnie w trudnych warunkach pogodowych, a dwa rufowe i dwa dziobowe pędniki umożliwiają precyzyjne pozycjonowanie przy turbinach przy minimalnym zużyciu energii.

Statek wyposażono w 3D-kompensowany dźwig, zapewniający precyzyjne operacje załadunku, oraz system Walk-to-Work (W2W), który zwiększa bezpieczeństwo przewozu personelu na farmy wiatrowe. Napęd diesel-elektryczny z magazynami energii w bateriach znacząco redukuje emisję spalin, a przygotowanie do zasilania metanolem pozwala na dalszą dekarbonizację i dostosowanie jednostki do przyszłych wymogów środowiskowych.
Nowoczesny Yno 320 typu zapewni komfortowe zakwaterowanie dla 132 osób, w tym załogi oraz specjalistów pracujących przy turbinach wiatrowych. Jednostka, której właścicielem będzie BS Offshore, ma zostać przekazana armatorowi w II kwartale 2025 roku, znacząco zwiększając jego zdolności operacyjne w sektorze offshore.
Yno 320 to pierwsza z dwóch jednostek typu CSOV nowej generacji zamówionych przez BS Offshore. W stoczni Ulstein Verft trwa budowa jej bliźniaczej jednostki o numerze budowy NB 321, która będzie wyposażona w te same innowacyjne rozwiązania technologiczne. Oba statki zostaną dostarczone w 2025 roku, wyznaczając nowy standard w obsłudze morskich farm wiatrowych.
Yno 320 to przykład połączenia nowoczesnych technologii z ekologicznym podejściem do eksploatacji. Polska, dzięki zaangażowaniu stoczni CRIST, miała istotny wkład w realizację tej innowacyjnej jednostki, wpisując się w światowe trendy rozwoju morskiej energetyki odnawialnej.
Źródło: Ulstein Group


11 listopada grupa uderzeniowa z lotniskowcem USS Gerald R. Ford (CVN-78) weszła w rejon odpowiedzialności USSOUTHCOM na Karaibach. Oficjalnie to wsparcie działań przeciw przemytowi narkotyków, w praktyce czytelny sygnał dla Caracas w czasie narastającego napięcia na linii USA–Wenezuela. To pierwsza tak duża demonstracja siły US Navy w tym rejonie od wielu lat i wyraźne ostrzeżenie, że Waszyngton nie zamierza oddać kontroli nad swoim południowym przedpolem.
W artykule
To największe od lat wzmocnienie obecności US Navy w Karaibach – ruch czytelny jako presja na Caracas, równolegle z operacjami antynarkotykowymi. Połączenie tych dwóch wątków ma prosty przekaz: Waszyngton kontroluje południowe przedpole i jest gotów szybko eskalować, jeśli Maduro podniesie stawkę.
Na wody karaibskie wszedł nie tylko lotniskowiec, ale cały pływający zespół uderzeniowy. USS Gerald R. Ford to pierwsza jednostka nowej generacji amerykańskich lotniskowców o napędzie jądrowym. Posiada pełne skrzydło lotnicze, kompleksową obronę przeciwlotniczą oraz rozbudowane systemy rozpoznania. Wraz z towarzyszącymi mu niszczycielami i okrętami wsparcia tworzy samowystarczalny organizm, zdolny prowadzić działania przez wiele tygodni bez zawijania do portu.
🔗 Czytaj więcej: Lotniskowiec USS Gerald R. Ford na wodach Morza Północnego
Kiedy taki zespół pojawia się w danym akwenie, zmienia się dynamika całego regionu. Znikają z radarów małe jednostki o wątpliwym statusie, a statki handlowe zaczynają ściślej trzymać się korytarzy morskich. Dla marynarzy z państw regionu to jasny sygnał: ktoś teraz przejął kontrolę nad tymi wodami.
Pentagon w swoich komunikatach podkreśla, że obecność lotniskowca ma wspierać działania przeciwko organizacjom przestępczym w rejonie Karaibów. To obszar, przez który od dekad biegną morskie szlaki przemytu narkotyków i broni.
Lotniskowiec typu Ford nie ściga motorówek z kontrabandą. Jego zadanie to rozpoznanie, stała obecność w powietrzu i wsparcie tych, którzy pilnują porządku z bliska. Sam fakt pojawienia się w tym rejonie mówi więcej niż oficjalne komunikaty: Waszyngton przypomina, że południowe przedpole ma pod kontrolą. Gdy na horyzoncie widać USS Gerald R. Ford, nikt w regionie nie ma wątpliwości, kto rozdaje karty na morzu. To również czytelny sygnał dla Caracas – napięcie nie słabnie, a obecność amerykańskiego lotniskowca wyraźnie zwiększa presję na wenezuelski reżim.
Grupa uderzeniowa z lotniskowcem USS Gerald R. Ford na czele to nie demonstracja, lecz pełnowartościowa formacja bojowa. Na pokładzie amerykańskiego lotniskowca stacjonuje ponad siedemdziesiąt maszyn – od myśliwców F/A-18 Super Hornet, przez samoloty wczesnego ostrzegania E-2D Hawkeye, aż po śmigłowce wielozadaniowe MH-60R. To one tworzą pierwszą linię rozpoznania i rażenia, pozwalając Amerykanom działać setki kilometrów od własnych wybrzeży. Sam lotniskowiec dysponuje również własnymi środkami obrony – wyrzutniami pocisków rakietowych krótkiego zasięgu i systemami artyleryjskimi do zwalczania celów nawodnych oraz nisko lecących pocisków manewrujących.
W skład zespołu wchodzą niszczyciele typu Arleigh Burke: USS Bainbridge (DDG-96), USS Mahan (DDG-72) oraz USS Winston S. Churchill (DDG-81), pełniący rolę okrętu dowodzenia obroną powietrzną. Każdy z nich ma system Aegis i wyrzutnie VLS, a także zdolność użycia pocisków manewrujących Tomahawk, zapewniając parasol OPL i silne możliwości uderzeniowe z morza.
W razie konfliktu taki zespół jest w stanie przeprowadzić zmasowane uderzenie z morza w głąb terytorium przeciwnika. Zasięg operacyjny Tomahawków pozwala na rażenie celów oddalonych o ponad tysiąc kilometrów – a to oznacza, że nawet bez przekraczania granic wód terytorialnych Amerykanie mogliby sparaliżować kluczowe obiekty wojskowe i infrastrukturalne wenezuelskiego wybrzeża. Uderzenie poprzedziłoby rozpoznanie prowadzone przez samoloty pokładowe i drony zwiadowcze, wspierane przez śmigłowce ZOP tropiące okręty podwodne.
🔗 Czytaj też: USS Gerald R. Ford z wizytą we Włoszech
W praktyce oznacza to, że cała grupa działa jak jeden, samowystarczalny organizm: lotnictwo przejmuje kontrolę nad przestrzenią powietrzną, krążowniki i niszczyciele tworzą tarczę obronną, a okręty zaopatrzeniowe dostarczają paliwo i amunicję. W ciągu kilku godzin taka formacja jest zdolna prowadzić równoczesne operacje w powietrzu, na morzu i przeciwko celom lądowym. Dlatego wejście USS Gerald R. Ford na wody Karaibów nie można traktować jako rutynowej rotacji floty. To demonstracja siły i gotowości, która – nawet bez wystrzału – działa jak uderzenie precyzyjnie wymierzone w polityczne centrum Caracas.
W nadchodzących tygodniach okaże się, czy obecność lotniskowca USS Gerald R. Ford i jego eskorty na Karaibach to jedynie presja polityczna, czy zapowiedź działań o szerszym wymiarze. Dla Pentagonu to test skuteczności globalnej projekcji siły. Dla Wenezueli – moment prawdy, jak daleko może się posunąć w konfrontacji z USA. Dlatego, mimo deklaracji US Navy o „polowaniu na przemytników”, niewielu wierzy, że to jedyny cel. Skala i timing wskazują, że kluczowy jest sygnał strategiczny pod adresem Caracas. A dla obserwatorów z naszej części świata to przypomnienie, że w polityce morskiej nie ma pustych gestów. Każdy ruch floty wojennej to komunikat – czasem głośniejszy niż jakiekolwiek oświadczenie dyplomatyczne.