Newsletter Subscribe
Enter your email address below and subscribe to our newsletter

O zagrożeniach chemicznych i konwencjonalnych, które spoczywają na dnie Morza Bałtyckiego: od pewnego czasu obserwujemy temat niebezpiecznych obiektów, takich jak wraki z groźną zawartością, w tym miny morskie. To broń chemiczna i amunicja konwencjonalna, celowo zatopiona pod koniec II wojny światowej, którą Niemcy porzucili, antycypując rozwój morskiej energetyki wiatrowej.
W artykule
Powstanie sektora morskiej energetyki wiatrowej (MEW) w Polsce jest szansą na wieloaspektowy rozwój społeczny, budowanie bezpieczeństwa energetycznego państwa oraz tworzenie inteligentnych specjalizacji. Po uzyskaniu niezbędnych pozwoleń, prace nad polskimi morskimi farmami wiatrowymi (MFW) wejdą w nowy etap obejmujący fizyczną budowę pierwszych z nich. Faza ta realizowana będzie bezpośrednio na morzu, a właściwie na zdefiniowanych w Planie zagospodarowania przestrzennego polskich obszarów morskich, konkretnych działkach inwestycyjnych.
Działalność ta związana będzie z wyraźną ingerencją w dno morskie i poza wybranym systemem posadowienia turbin i stacji transformatorowych, obejmowała będzie także ułożenie setek kilometrów linii przesyłowych o różnym przeznaczeniu. Należy przy tym mieć na uwadze, iż energia elektryczna wyprodukowana w strefie przyległej i wyłącznej strefie ekonomicznej przesyłana będzie liniami podmorskimi i w kilku miejscach wprowadzona zostanie do krajowego systemu energetycznego. Ciekawą koncepcją jest także podmorskie połączenie MFW z systemami energetycznymi państw bałtyckich. To ważna informacja zwiększająca powierzchnię dna morskiego, jaka wykorzystana zostanie na potrzeby włączenia MEW do krajowego, a może także bałtyckiego miksu energetycznego.
Od pewnego czasu dostrzec można próby podnoszenie tematu obiektów niebezpiecznych spoczywających na dnie Morza Bałtyckiego w postaci wraków z niebezpieczną zawartością, broni chemicznej i amunicji konwencjonalnej celowo topionej w ramach powojennej neutralizacji ogromnych zasobów śmiercionośnej broni, właśnie w kontekście realizacji inwestycji budowy sektora wind offshore. Powyższe zagadnienia przez wiele lat był obszarem zainteresowania niemalże wyłącznie naukowców prowadzących badania, nad kwestiami związanymi z lokalizacją broni chemicznej i konwencjonalnej ich oddziaływania na środowisko naturalne.
Przeciętnym obywatelom problem kojarzy się także z akcjami prowadzonych przez patrole rozminowania (Marynarka Wojenna), liczone w setkach interwencji oraz tysiącach zneutralizowanych obiektów. Od pewnego czasu działania w omawianej materii coraz szerzej podejmowane są przez władze samorządowe i polityków krajowych i europejskich. Pojawiają się także inicjatywy społeczne przybliżające ten problem (#BałtykDlaPokoleń).

Celem niniejszego opracowania jest podjęcie próby odpowiedzi na pytanie: Czy zatopiona broń chemiczna oraz konwencjonalna stanowią poważne zagrożenie na drodze do realizacji projektów związanych z rozwojem morskiej energetyki wiatrowej na akwenach polskich obszarów morskich?
Artykuł ma charakter informacyjny i zachęcić ma do głębszego zapoznania się z wynikami prac podjętych, także przez licznych polskich, specjalistów badających omawiane zagadnienia od wielu lat. Budowanie świadomości związanej z rozwojem MEW winno odbywać się, zdaniem autora, w oparciu o całościowe (holistyczne) postrzeganie tej wieloaspektowej problematyki. Bez wątpienia kwestie bezpieczeństwa realizacji inwestycji, w rozumieniu możliwości wystąpienia zagrożeń oraz ich potencjalnych skutków są zaledwie sygnalizowane w dostępnych analizach i raportach branżowych.
Warto zauważyć, iż na potrzebę prowadzenia prac związanych z oczyszczaniem wód Bałtyku z materiałów niebezpiecznych jako istotnego czynnika rozwoju ogółu polskiej gospodarki morskiej wskazuje Strategiczna Koncepcja Bezpieczeństwa Morskiego Rzeczypospolitej Polskiej (2017). Dokument ten określa żywotne interesy narodowe w domenie morskiej oraz szanse związane z wykorzystaniem dostępu do Bałtyku w podstawowych przestrzeniach aktywności ludzkiej na morzu. Nie da się tu pominąć kwestii znaczenia w przyszłym systemie energetycznym państwa, czy programach wodorowych.
Energetyka wiatrowa jako długofalowa inwestycja mająca pochłonąć ok. 130 mld złotych, staje się integralną częścią polskich interesów morskich. Abyśmy byli świadkami efektywnej (terminowej) realizacji projektów rozwojowych, a później stabilnej pracy morskich farm wiatrowych, należy już dziś podejmować kroki w celu zbudowania adekwatnego systemy bezpieczeństwa.
Zdaniem autora, uzasadnione jest postawienie tezy, iż: Jest tylko kwestią czasu, kiedy inwestorzy realizujący swoje projekty związane z rozwojem morskiej energetyki wiatrowej, na polskich obszarach morskich, a ujmując problem szerzej na wszystkich subakwenach Morza Bałtyckiego, natkną się na obiekty niebezpieczne pochodzenia militarnego, w tym broń chemiczna.
Dostępne opinie wyrażają pewność, iż lokalizacje morskich farm wiatrowych zawierają depozyt w postaci obiektów niebezpiecznych, w tym broń chemiczną, a pytanie dotyczy wyłącznie ilości tych substancji. Należy przy tym zaznaczyć, iż część obiektów może być zagrzebana w osadach dennych, a tym samym trudna do zlokalizowania. Ważne, aby plany projektowe (harmonogramy) zakładały możliwość wystąpienia tego typu zagrożeń oraz aby inwestorzy posiadali świadomość prawdopodobieństwa ich napotkania. Kolejną kwestią jest znajomość procedur, zakresu kompetencji oraz wyposażenia służb i organów administracji odpowiedzialnych za postępowanie z niebezpiecznymi znaleziskami.
Należy wiedzieć przede wszystkim, w jaki sposób się zachować (co robić a czego nie), które służby powinny zostać powiadomione w pierwszej kolejności, jak zabezpieczyć personel i miejsce oraz co może okazać się najważniejsze, w jaki sposób udzielić pomocy potencjalnym poszkodowanym. Tym samym, potencjalne ryzyko związane z występowaniem obiektów niebezpiecznych na obszarach MFW poszczególnych interesariuszy powinno zostać zminimalizowane do akceptowalnego poziomu jeszcze zanim dojdzie do fizycznego posadowienia elementów MFW. Jednym z podstawowych elementów jest wiedza ugruntowana badaniami morza.
Dokładne wskazanie ilości amunicji zatopionej w Morzu Bałtyckim, jest praktycznie niemożliwe. Skalę problemu obrazują jednak dane szacunkowe, które wskazują, iż na dnie Bałtyku spoczywa od 360 do nawet 385 tys. ton amunicji stanowiącej mroczny depozyt I oraz II wojny światowej. Topienie amunicji uznano za szybki i tani sposób neutralizacji zagrożenia związanego z jej zawartością (amunicja chemiczna), oraz zapobieżenia powtórnemu jej użyciu. Ponad 300 tys. ton, spośród zdeponowanej na dnie Morza Bałtyckiego amunicji, stanowić ma amunicja konwencjonalna, która w odróżnieniu od środków chemicznych, często topiona była na akwenach płytkowodnych. Oba rodzaje środków spotkać można przy tym w tych samych lokalizacjach (oba rodzaje topione były wspólnie).
Pod pojęciem amunicji chemicznej rozumieć przy tym należy taką amunicję, której podstawową zawartość stanowi bojowy środek trujący (BŚT). Bojowe środki trujące są zaś substancjami chemicznymi przeznaczonymi do rażenia przeciwnika w wyniku ich specyficznych właściwości i działania. Terminem nadrzędnym jest w tym przypadku broń chemiczna.
Pierwotną ideą pozbycia się broni chemicznej było zatopienie jej na dużych głębokościach w naturalnych obniżeniach dna Morza Bałtyckiego, tzw. głębiach. Największym składowiskiem broni chemicznej pozostaje rejon na wschód od duńskiej wyspy Bornholm, gdzie według szacunków, na głębokościach w przedziale od 70 do 105 m, złożono blisko 35 tys. ton broni o zawartości ok. 13 tys. ton BŚT. Kolejne, przynajmniej 2 tys. ton broni chemicznej, spoczywa w Głębi Gotlandzkiej, rozsiane na dnie morskim o powierzchni ok. 600 hektarów. Środki zatopione w Bałtyku obejmują ok. 600 tys. sztuk amunicji (pociski artyleryjskie 105-150 mm, bomby lotnicze o wagomiarze 50, 250, 500 kg, miny, fugasy, świece i granaty dymne), jak i pojemników (głównie beczki i kanistry – stanowiące niewielką część depozytu).

Za szczególnie groźne uznaje się bomby lotnicze z uwagi na jakość materiałów, z jakich były produkowane i niewielką grubość ich skorup oraz pociski artyleryjskie kalibru 105 i 155 mm, które stanowią najliczniejszy depozyt spośród amunicji. Tempo ich korozji oszacowano na ok. 90 lat do pełnego rozszczelnienia (20 lat od chwili obecnej).
Wyniki analiz historycznych wskazują jednak, iż środki chemiczne trafiały za burty statków także podczas przejścia morzem na trasach prowadzących do lokalizacji docelowych z miejsca składowania (Wolgast na wyspie Uznam). Część ładunków została zatopiona wraz z jednostkami i często wydostała się poza ładownie o czym świadczą wyniki sondaży sonarowych wskazujące na amunicję zalegającą wokół wraków. Część z wyrzucanych za burtę środków znajdowała się w drewnianych skrzyniach, które mogły dryfować zanim finalnie spoczęły na dnie morza. Te ciekawe kwestie zostały opisane przez polskich badaczy zajmujących się wspomnianą tematyką (Kasperek, Fabisiak, Michalak, Bełdowski, i inni).
Za rejon występowania amunicji chemicznej, uznaje się cały obszar Bałtyku Południowego. Na przestrzeni lat, w wyniku badań, jak i incydentów, do których dochodziło z udziałem amunicji chemicznej, na polskich obszarach morskich wytypowanych zostało 6 rejonów występowania wskazanych środków. Ich łączna powierzchnia wynosi ok 440 km2 i obejmuje lokalizacje na wysokości Dziwnowa, Kołobrzegu, Darłowa czy Helu oraz rejon w pobliżu wyspy Bornholm. Jednocześnie oceny mówią nawet o 60 potencjalnych lokalizacjach zawierających od 10 tys. do 12 tys. sztuk amunicji różnego kalibru, typów i przeznaczenia.
Szacuje się, iż na dnie morskim zidentyfikowanych obszarów spoczywa ok. 60 ton amunicji chemicznej zaelaborowanej w głównej mierze gazem musztardowym (iperyt). Zatoka Gdańska skrywa przy tym ok. 30 ton niebezpiecznych substancji (Głębia Gdańska – broń chemiczna zawierająca co najmniej iperyt siarkowy i arsenowodór – składowisko o powierzchni ok. 1035 tys. m2). Podobnie, wskazane środki odkryte zostały na akwenie Rynny Słupskiej. Trujący depozyt tworzą bomby, pociski artyleryjskie, miny, jak i pojemniki do przechowywania bojowych środków trujących w postaci beczek, jak i luźne bryły powstałe w wyniku kilkudziesięcioletniego kontaktu z wodą morską.
Bojowe środki trujące z grupy paralityczno-drgawkowych, parzących, duszących, ogólnotrujących czy drażniących, stanowią poważne zagrożenie dla ludzi oraz ekosystemu morza. Wskazuje się, iż zagrożeniem dla ekosystemu morskiego są przede wszystkim środki, które zawierają arsen (adamsyt, Clark I, Clark II, luizyt) oraz iperyt, który również był mieszany ze środkami zawierającymi arsen. Dowiedziono przy tym, iż materiały wybuchowe, jak np. trotyl, degradują się do związków rakotwórczych, iperyt do substancji chemicznych – rakotwórczych, mutagennych oraz neurotoksycznych.
Badania nad wpływem środków chemicznych na organizmy żywe skutkowały zidentyfikowaniem norm dopuszczalnego spożycia, ryb dennych oraz pelagicznych pochodzących z łowisk bałtyckich, jak i przewidywanym czasem uwalniania się substancji niebezpiecznych ze względu na środek przenoszenia (amunicja różnych kalibrów, beczki, itp.) oraz środowisko zalegania (akweny głębokowodne pokryte warstwami osadów dennych, itp). Należy jednocześnie zaznaczyć, iż niepełne dane uniemożliwiają dokładne określenie całkowitej ilości, rodzajów i lokalizacji broni chemicznej spoczywającej na dnie. Uzupełnienie tej wiedzy uznaje się za czasochłonne i kosztowne.
Według szacunków z 2020 r. (ówczesne Ministerstwo Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej w oparciu o szacunkowe wyliczenia na podstawie kosztów i czasu realizacji inwestycji pn. „Modernizacja toru wodnego Świnoujście-Szczecin do głębokości 12,5m”,) wynika, że pełna inwentaryzacja akwenów znajdujących się pod jurysdykcją Rzeczypospolitej zajęłaby 1 375 lat i kosztowałaby ok. 515,7 mld zł.
Uwagę zwraca fakt, iż mimo dość sprecyzowanych granic oficjalnych akwenów składowania amunicji, raporty o incydentach związanych z jej wykryciem, zlokalizowane są w znacznej odległości i praktycznie we wszystkich kierunkach od pozycji centralnych. Przypuszczać można, iż podobnie ma się to w przypadku nawet mniejszych lokalizacji, jak choćby tych zidentyfikowanych wzdłuż wybrzeża polskiego. Zdaniem naukowców, fizyczne wydobycie całej amunicji zalegającej na dnie Bałtyku, jest nierealne, stąd też zwrócono uwagę na potrzebę stworzenia sprawnego systemu do oceny kolejności podejmowania działań w stosunku do zagrożeń, jakie stanowi broń chemiczna i konwencjonalna.
W 1993 r. Komisja Helsińska utworzyła Grupę (HELCOM CHEMU), której zadaniem było sporządzenie raportu (1995) identyfikującego miejsca zatopienia broni chemicznej oraz szacującego jej wpływu na środowisko morskie. W kolejnych latach podejmowano inicjatywy powoływane w celu pogłębiania analiz (HELCOM MUNI) i szacowania ryzyka dla środowiska naturalnego (HELCOM SUBMERGED).
Wyniki projektu CHEMSEA (2015 rok) wskazywały, iż amunicja chemiczna nie stanowi natychmiastowego zagrożenia, jednak miejsca jej zatopienia będą stałym problemem. Zdaniem naukowców, pojemniki z groźnymi substancjami mogą być szczelne nie dłużej niż przez 150 lat. Wszystko oczywiście zależy od sposobu i miejsca ich przechowywania. Zupełnie inaczej kalkulowany będzie czas korozji i ekstrakcji środków trujących z pocisków artyleryjskich dużych kalibrów, a inaczej gdy do czynienia mamy z beczkami o standardowej grubości poszycia. Wskazano jednocześnie, na punktowy i rozproszony charakter źródeł skażeń o znacznym, negatywnym oddziaływaniu na gospodarkę. Projekt DAIMON, będący kontynuacją poprzednich prac skupił się na opracowaniu konkretnych narzędzi wspomagających proces podejmowania decyzji, w jaki sposób postępować z amunicją chemiczną zalegającą na dnie Bałtyku.
Korzystny zdaje się dalszy rozwój technologii opartych o metody sztucznej inteligencji wykorzystujących ogromne ilości zebranych i wciąż pozyskiwanych różnorodnych danych (stan obiektów, skażenie osadów, stężenie związków w funkcji odległości od źródeł, dane oceanograficzne, rozkład prądów i zasolenia, stężenie tlenu, kondycja organizmów żywych) celem szacowania ryzyk związanych z oddziaływaniem zatopionych środków bojowych, a w efekcie podejmowania konkretnych decyzji (z wyłączeniem danego rejonu z eksploatacji). Dane dostępne powinny być za pośrednictwem aplikacji użytkowej tak dla administracji morskiej krajów nadbrzeżnych, jak i komercyjnych użytkowników zasobów morza, czy turystyki. Prace związane z pozyskiwaniem danych mogłyby zostać wydatnie wsparte przy wykorzystaniu dostępnych na rynku autonomicznych pojazdów podwodnych (AUV).
Warto odwołać się do doświadczeń wojskowych i w ramach rozwoju technologii podwójnego zastosowania wykorzystać moduły zadaniowe stosowane dotychczas do poszukiwania, klasyfikacji oraz identyfikacji obiektów podwodnych. Przy odpowiednich nakładach na prace rozwojowe mógłby powstać pojazd nawodny (bezzałogowy) zdolny stanowić bazę dla platform podwodnych (AUV, ROV) co podniosłoby efektywność i wydajność prowadzonych prac, umożliwiając prowadzenie czasochłonnych misji przy jednoczesnym zapewnieniu bezpieczeństwa ludziom i redukcji kosztów całej operacji. Kolejnym pomysłem może być wykorzystanie rojów (ławic) tego typu pojazdów.
W latach poprzednich (2017 rok) pojawiły się nawet pewne wyliczenia i kalkulacje czasowe dotyczące oczyszczenia dna morskiego z broni chemicznej zalegającej na polskich obszarach morskich. Koszty operacji związanej z budową specjalistycznej jednostki odpowiedzialnej za neutralizację obiektów bezpośrednio na morzu, jaki i powołaniem, i funkcjonowaniem organu administracyjnego, oszacowano na 120 mln euro. Czas operacji wynosić miał od 6 do 8 lat.
W roku 2020 pojawił się raport Najwyższej Izby Kontroli (NIK) (Przeciwdziałanie Zagrożeniom Wynikającym z Zalegania Materiałów Niebezpiecznych Na Dnie Morza Bałtyckiego). Wskazał on na zaniechania w obszarach niezbędnych działań dotyczących substancji niebezpiecznych, które przyczynić się miały do rosnącego zagrożenia katastrofą ekologiczną. Zwrócono przy tym uwagę na niedobór odpowiedniego sprzętu umożliwiającego neutralizację materiałów niebezpiecznych podjętych z dna morskiego, a także brak kompleksowego rozpoznania miejsc i skali zagrożeń.
Problematyka broni chemicznej zatopionej po II wojnie światowej była przedmiotem apelu do władz Unii Europejskiej oraz rządu RP, jaki przyjęty został przez Sejmik Województwa Pomorskiego w maju 2021 r. Tym samym, kwestiami zagrożeń, dotychczas podejmowanych głównie przez środowiska naukowe, zajęli się przedstawiciele władz na różnych szczeblach.
Dzięki przyjętej przez Parlament Europejski, w 2021 roku rezolucji wzywającej państwa członkowskie do wspólnego rozwiązania problemu broni chemicznej zatopionego w ramach działań prowadzonych przez UE oraz NATO, problematyka uzyskała zasięg międzynarodowy w rozumieniu politycznym. Spodziewać się należy dalszych konkretnych działań związanych z ulokowaniem konkretnych kwot w celu sfinansowania badań, opracowania efektywnych technologii bezpiecznego wydobycia oraz utylizacji niebezpiecznych obiektów.
Szczególny rodzaj zagrożenia na Bałtyku stanowią miny morskie. Bazując na szacunkach krajów bałtyckich (głównie szwedzkich) wskazuje się, iż w ramach działań bojowych pomiędzy rokiem 1848 a 1945, na Bałtyku postawiono łącznie od 165 do nawet 180 tys. min morskich w 2200 zagrodach minowych. Między 10 a 35% (górna maksymalna wskazywana wartość, najczęściej w źródła spotkać można szacunki rzędu 30% dla całego Morza Bałtyckiego, a dla jego wybranych rejonów nawet 80%), min morskich wciąż pozostaje na jego akwenach.

Tym samym domniemywać można, iż w wodach Bałtyku, pozostawać może tym samym od 16 do 61 tys. min morskich, pozostałości po konfliktach zbrojnych. Przyjmując dane z lat 90tych XX wieku, w odniesieniu do polskich obszarów morskich, kalkulacje wskazują na całkowitą liczbę 2283 postawionych min, z czego 1627 stanowić miały miny niekontaktowe, 637 miny kontaktowych oraz 19 ochraniaczy pola minowego.
Należy przy tym zaznaczyć, iż miny morskie stanowią zagrożenie głównie jako obiekty zawierające, znaczne ilości materiałów wybuchowych. O ile bowiem ich podstawowe cechy bojowe w zdecydowanej większości, w skutek upływu czasu (wyczerpanie baterii zasilających w przypadku min niekontaktowych) i oddziaływania agresywnego środowiska morskiego (utrata dodatniej pływalności w skutek korozji lub pokrycia przez organizmy morskie), zostały znacznie zminimalizowane, o tyle zawierają one duży wagomiar materiałów wybuchowych.
Notowane były ponadto przypadki odnajdowania w pełni sprawnych kontaktowych min morskich z okresu I wojny światowej, przy czym żywotność stosowanych w nich tzw. Rogów Hertza szacuje się nawet na więcej niż 100 lat.
Często spotykane na polskich akwenach morskich, niemieckie oraz brytyjskie miny denne zawierają od 430 kg (mina brytyjska Mk VI – materiał wybuchowy – amatol), po 696 kg (mina niemiecka GC – materiał wybuchowy – heksanit), materiałów wybuchowych. Miny takie, w zależności od wielu czynników (m.in. głębokości, rodzaju dna, wagomiaru i rodzaju materiału wybuchowego), powodować mogą zagrożenie dla statków oraz obiektów hydrotechnicznych w promieniu od ok. 200 m do nawet ponad 1000 m.
Od wielu lat na Bałtyku prowadzone są działania realizowane przez wielonarodowe zespoły sił przeciwminowych, które stanowią dobry przykład efektywnej współpracy. Działania te obejmują także pełne wykorzystanie analiz dotyczących przebiegu morskich linii komunikacyjnych, pozyskiwania zasobów morza (rybołówstwo morskie), rozkładu głębokości, czy danych historycznych (ich rzetelności, jakości informacji, czy tzw. gęstości zagrożeń).
Niedostrzeganie, a co gorsza bagatelizowanie zagrożeń związanych z występowaniem obiektów niebezpiecznych odbić się może w istotny sposób na realizacji kluczowych programów o znaczeniu tak narodowych, jak i transgranicznym. Sytuację doskonale puentuje powiedzenie używane podczas posiedzeń specjalistów zajmujących się wybranym zagadnieniem z zakresu niniejszego opracowania związanym z problemem min morskich na Morzu Bałtyckich (Baltic Ordnance Safety Board – BOSB), które mówi, iż im więcej posiadamy wiedzy na temat działań minowych prowadzonych na Bałtyku, tym gorszy obraz sytuacji odsłania się przed badaczami (the more we know – the worse it gets…). Podobnie sytuacja ma się niezależnie od obiektów objętych badaniami (amunicja artyleryjska, broń chemiczna, torpedy, bomby głębinowe i inne).
Tylko zgromadzona rzetelnie wiedza buduje świadomość i pozwala finalnie znacznie ograniczyć poziom zagrożeń poprzez ich rozpoznanie, lokalizację, opracowanie i doskonalenie metod ich neutralizacji. Naukowe argumenty posłużyć mają także do walki z katastroficznymi wizjami hekatomby ekologicznej. Ma to szczególne znaczenie w przypadku angażowania ogromnych kwot związanych z realizacją projektów gospodarczych, w tym z obszaru MEW. Po drugie zaś pozwala oszacować potencjalny czas, jakim dysponuje społeczność międzynarodowa do neutralizacji problemu, dając przestrzeń do poszukiwania skutecznych technologii poradzenia sobie z wyzwaniami.

Morskie farmy wiatrowe uznać należy za obiekty wielkopowierzchniowe oddziałujące na dno morskie nie tylko poprzez np. fundamenty wbijane na głębokość kilkudziesięciu metrów w głąb dna morskiego ale także, jako morskie stacje transformatorowe, czy w końcu wielokilometrowe odcinki kabli energetycznych o różnym przeznaczeniu, w tym przyłączeniowe wyprowadzające wyprodukowaną energię elektryczną do systemy energetycznego na lądzie. Takie postrzeganie problemu znacznie rozszerza geograficzny zasięg zagrożeń oraz zwiększa ich zakres. Innych bowiem zagrożeń spodziewać się należy na akwenach znacznie oddalonych od brzegu (a polskie farmy wiatrowe należały będą do tego typu obiektów), innych zaś w strefie przybrzeżnej.
Jak pokazuje przykład prac nad budową terminala kontenerowego w Świnoujściu (tylko na obszarze ok. 130 hektarów w wyniku sondażu mangetometrycznego zidentyfikowano i zneutralizowano 1774 obiektów niebezpiecznych), w strefie nadbrzeżnej spodziewać się można, w zależności od specyfiki rejonu, pocisków artyleryjskich, bomb lotniczych, torped, bomb głębinowych czy w końcu min morskich, a także praktycznie wszystkich rodzajów uzbrojenia stosowanego w czasie konfliktów zbrojnych.
Kolejnym aspektem, na który należy zwrócić uwagę jest potencjalne wykorzystanie „zasobów” broni chemicznej oraz konwencjonalnej spoczywających na dnie Morza Bałtyckiego do podejmowania działań ukierunkowanych na porażenie elementów infrastruktury MFW. Scenariusz taki nabiera szczególnego znaczenia analizując pewne szczególne uwarunkowania i cechy wynikające z faktu, iż:
Amunicja chemiczna topiona była w zarówno w docelowych miejscach jej zdeponowania, jak i na trasach przejścia, przy czym w wyniki ruchu dna morskiego, działalności ludzkiej środki te mogą przemieszczać się i zmieniać miejsce swego występowania. Wśród licznych form ludzkiej działalności na morzu (dotychczas najczęściej rybołówstwo morskie), należy przewidywać, iż także prace związane z rozwojem MEW afektowane będą przez obecność obiektów niebezpiecznych.
Analiza problemu wymaga przeprowadzenia gruntownych badań historycznych, które pozwolą na oszacowanie prawdopodobieństwa wystąpienia na dnie morza obiektów niebezpiecznych (odpowiedź na pytanie co i gdzie może się znajdować?), pochodzenia historycznego w połączeniu z sondażami przy wykorzystaniu dostępnych technologii (w tym autonomicznych) oraz oszacowanie potencjalnych skutków dla inwestycji w postaci posadowienia morskiej farmy wiatrowej. Produkt finalny przyjąć powinien formę matrycy ryzyka dla poszczególnych lokalizacji.
Należy przewidywać, iż prace mające na celu zabezpieczenie inwestycji przed potencjalnym niekorzystanym wpływem broni chemicznej oraz amunicji konwencjonalnej, tudzież wraków, związane będą z poniesieniem dodatkowych kosztów oraz potrzebą wydłużenia czasu inwestycji.
Jak wskazują naukowcy, z wyjątkiem iperytu, który w wodzie nie chce się rozpuszczać, wszystkie pozostałe substancje zaliczane do broni masowego rażenia, zatopione na Bałtyku słabo, jednak wraz z upływem czasu rozkładają się w wodzie. O ile problem dotyczył w latach poprzednich głównie rybaków, sporadycznie plażowiczów, o tyle należy sobie zdać sprawę z faktu, iż w przypadku MFW będziemy mieli do czynienia z procesem niezwykle intensywnego ingerowania w dno morskie. Nawet jeśli broń chemiczna oraz amunicja konwencjonalna spoczywa do tej pory „chroniona” warstwą osadów dennych to należy się liczyć z sytuacją, gdy miejsca składowania zostaną spenetrowane, a amunicja, pojemniki i inne obiekty zostaną fizycznie naruszone.
Już wstępne kalkulacje kosztowe oraz czasowe, związane z pozyskaniem jednostki specjalistycznej dedykowanej neutralizacji broni chemicznej bezpośrednio na akwenach jej zalegania, bez transportowania na brzeg, pozwalają na wyciagnięcie wniosku, iż w skali całego Morza Bałtyckiego nie będzie to proces ani tani, ani krótkotrwały. Należy się liczyć z niezwykle kosztownymi i czasochłonnymi pracami, które w ujęciu wszystkich nadbałtyckich państw wymagałyby powołania ciała koordynującego ponadnarodowe aktywności. Kwestią kluczową byłoby tu także ustalenie priorytetów uwzględniając np. plany i harmonogramy rozwoju branży morskiej energetyki wiatrowej, a co za tym idzie transformacji systemów energetycznych państw nadbrzeżnych.
Warto w tym momencie wspomnieć, iż państwa bałtyckie posiadają wieloletnie doświadczenie w sprawnej realizacji licznych inicjatyw, które pozwoliły zbudować kontakty bazujące, na zdaje się, dość wysokim poziomie zaufania. Z jednej strony inicjatywa taka byłaby kolejnym krokiem w budowaniu pozytywnych relacji, z drugiej zaś służyłaby działaniom prorozwojowym społeczności państw nadbrzeżnych oraz byłaby niezwykle pomocna w ratowaniu unikatowego i niezwykle czułego na zmiany ekosystemu Bałtyku.
Pojawiły się już pierwsze projekty mitygacji problemu amunicji chemicznej oraz konwencjonalnej zalegającej na dnie Morza Bałtyckiego. Jeden z pomysłów (Stocznia Remontowa Shipbuilding, Remontowa Marine Design & Consulting Sp. z o.o., firma Ibcol Sp. z o.o. oraz Dynasafe Demil Systems AB ze Szwecji) obejmuje opracowanie koncepcji technicznej dotyczącej jednostki pływającej w formie barki dedykowanej utylizacji obiektów niebezpiecznych (włączając w to proces neutralizacji podjętej z dna morskiego amunicji i środków chemicznych).
Kluczem do sukcesu ma tu być połączenie doświadczenia w przemyśle stoczniowym oraz gotowa linia do utylizacji amunicji konwencjonalnej i chemicznej. Ideą przyświecającą konsorcjum zawiązanemu do realizacji projektu, jest opracowanie technologii umożliwiającej neutralizację obiektów bezpośrednio w rejonie ich występowania, a tym samym minimalizację ryzyka związanego np. z transportem, przeładunkiem, itp.
Najważniejszym elementem instalacji neutralizacyjnej ma być opancerzona komora spalania pracująca w temperaturze 550°C.
Zestaw uzupełnia statek, pełniący rolę holownika dla barki, w formie jednostki specjalistycznej wyposażonej w odpowiedni sprzęt hydrograficzny, roboty podwodne, przestrzeń dla nurków oraz dźwig odpowiedniej nośności na pokładzie głównym. Wydajność systemu utylizacji obiektów niebezpiecznych oszacowano na 1250 kg jednorazowo.
Aby jednak doszło do pożądanej z punktu widzenia autora sytuacji, iż polskie obszary morskie oczyszczane będą przez zaprojektowane i wyprodukowane w kraju statki (zestawy) niezbędne są szybkie decyzje, które umożliwią dotrzymania ambitnych harmonogramów. Podobnie rzecz ma się także z jednostkami specjalistycznymi różnych typów i przeznaczenia dedykowanych budowie i obsłudze MEW w Polsce.
Niestety czas gra na niekorzyść. Biorąc pod uwagę fakt, iż problematyka amunicji chemicznej oraz konwencjonalnej zalegającej na dnie morskim nie jest wyłącznie specyfiką polską, projekt może po pierwsze uzyskać wsparcie instytucji międzynarodowych, po wtóre zaś wykorzystany może być komercyjnie np. na akwenach europejskich. Szczególnego znaczenia w tym kontekście nabiera budowanie bezpieczeństwa energetycznego regionu bałtyckiego w oparciu o potencjał MEW i tworzenia podwodnych połączeń międzysystemowych.
Uwzględniając ambitne plany krajów bałtyckich (Polska, Niemcy, Dania, Szwecja, Finlandia, Litwa, Łotwa i Estonia) dotyczące rozwoju MEW oraz stan zagrożeń, w dużej części nierozpoznanych, celowym zdaje się podjęcie działań mających na celu nadanie problematyce wymiaru międzynarodowego. Dobrymi do tego platformami wydają się być takie inicjatywy, jak Rada Państw Morza Bałtyckiego (RPMB), Komisja Ochrony Środowiska Morskiego Bałtyku (HELCOM), czy też Deklaracji Bałtyckiej na rzecz Morskiej Energetyki Wiatrowej, bądź też inne z kilkudziesięciu inicjatyw o różnym zasięgu i intensywności działań, jakie prowadzą działalność angażując społeczność państw nadbałtyckich. W celach statutowych najważniejszych z nich (RPMB) znajdują się inicjatywy związane z ochrona środowiska naturalnego i zasobów Bałtyku, transport, energetyka czy współpraca regionalna, ukierunkowane na wzmacnianie bezpieczeństwa i stabilności w regionie.
Analiza oparta została na danych Baltic Ordnance Safety Board (BOSB), Morskiego Instytutu Rybackiego (MIR), HELCOM, materiały Parlamentu Europejskiego, odpowiedź na interpelację 7303, Instytutu Oceanologii PAN, Remontowa Shipbuilding.
Autor: dr Rafał Miętkiewicz


W listopadzie na wodach wokół Damoy Point doszło do rzadkiego wydarzenia. Dwa polarne statki wycieczkowe należące do armatora Quark Expeditions – World Explorer i Ultramarine – prowadzące sezonowe wyprawy turystyczne w rejon Antarktydy, przecięły swoje trasy u wybrzeży Półwyspu Antarktycznego.
W artykule
Obie jednostki prowadzą wyprawy rozpoczynające się i kończące w Ushuaia. World Explorer – który po tym sezonie kończy służbę w barwach Quark Expeditions – realizował program „Antarctic Explorer”. Trasa obejmuje przejście przez Cieśninę Drake’a oraz żeglugę w rejonie Lemaire Channel, wyspy Anvers, Archipelagu Szetlandów Południowych i na wodach wzdłuż Półwyspu Antarktycznego. To jeden z klasycznych kierunków urystyki polarnej, który za każdym razem wymusza dostosowanie rejsu do surowych warunków pogodowych.
Na podobnym kursie operował Ultramarine, który w listopadzie prowadził dłuższą, 18-dniową wyprawę „Snow Hill to the Peninsula”. Jej wyróżnikiem jest wejście na akwen Morza Weddella oraz odwiedzenie Snow Hill Island – miejsca znanego z jednej z największych kolonii pingwinów cesarskich. Dla wielu pasażerów to punkt kulminacyjny całej podróży.
Wybrzeża w zachodniej części Półwyspu Antarktycznego należą do najbardziej obleganych przez wycieczkowce polarne, mimo że to jeden z regionów o najbardziej kapryśnych warunkach. Właśnie dlatego spotkanie dwóch statków tej samej linii w jednym punkcie wcale nie jest regułą. Zmienia się wiatr, zmienia się lód, zmienia się plan dnia – i każde takie przecięcie kursów nosi w sobie pewien element przypadkowości, znany dobrze wszystkim, którzy choć raz żeglowali w rejonach polarnych.
Wpisy Quark Expeditions w mediach społecznościowych, szczególnie na platformie X, dobrze pokazują, czym stała się współczesna turystyka polarna. Nie jest to surowa, pionierska wyprawa badawcza, lecz starannie zaplanowany rejs, w którym każdy dzień ma swój program i zestaw atrakcji. Pasażerowie mogą liczyć na lądowania śmigłowcem startującym z pokładu Ultramarine na lodowcu, spływy kajakowe między drobnymi krami lodowymi, trekkingi po zlodzonych grzbietach oraz możliwość nocowania w śpiworze na śniegu pod gołym niebem. Do tego dochodzą bliskie spotkania z pingwinami i szeroko promowane sesje fotograficzne w miejscach, które jeszcze kilkadziesiąt lat temu oglądali wyłącznie polarnicy, badacze oraz załogi statków rządowych.
Całość jest opakowana w narrację „odkrywania nieznanego”, choć w praktyce mamy do czynienia z komercyjnym doświadczeniem premium, realizowanym pod stałą opieką przewodników i załóg odpowiedzialnych za bezpieczeństwo uczestników. To turystyka ekstremalna, pozbawiona jednak dawnego elementu nieprzewidywalności, który kiedyś stanowił fundament polarnej eksploracji. Współczesny podróżnik dostaje namiastkę wyprawy – spektakularną, emocjonującą, wygodną – a jednocześnie w pełni kontrolowaną, prowadzoną w tempie i zakresie wyznaczanym przez Quark Expeditions.
Quark Expeditions utrzymuje obecność w Antarktyce do połowy marca. W tym sezonie, obok World Explorer i Ultramarine, operuje także polarny statek wycieczkowy Ocean Explorer, mogący zabrać na pokład około 140 pasażerów. Jednostka weszła do floty Quarka w 2024 roku i realizuje swój drugi sezon na południu.
W drugiej połowie 2026 roku do floty Quark Expeditions dołączy World Voyager, który przejmie rolę kończącego pracę World Explorer. Nowy statek, pływający obecnie dla Atlas Ocean Voyages, będzie czarterowany przez Quarka na czas kolejnych sezonów antarktycznych. Sam World Explorer, sprzedany w 2024 roku Windstar Cruises, po przebudowie trafi do segmentu rejsów luksusowych. To kolejny dowód na to, jak szybko zmienia się rynek wycieczkowców polarnych i jak intensywnie armatorzy odświeżają swoje oferty.
Spotkanie dwóch statków Quarka to niewielki epizod, lecz dobrze pokazuje, jak zmienia się turystyka polarna. Armatorzy wprowadzają nowe jednostki nie tylko po to, by bezpiecznie prowadzić rejsy wśród lodu, lecz także po to, by zaoferować pasażerom coraz bardziej zróżnicowane przeżycia – od krótkich wypadów na ląd po aktywności, które jeszcze niedawno pozostawały domeną polarników. Dzisiejszy wycieczkowiec polarny ma zapewnić komfort, kontakt z dziką naturą oraz możliwość zobaczenia Antarktydy z bliska, w sposób możliwie intensywny, a jednocześnie kontrolowany.