Newsletter Subscribe
Enter your email address below and subscribe to our newsletter

Sekretarz US Navy, Carlos Del Toro, ogłosił, że najnowszy okręt podwodny o napędzie atomowym typu Virginia otrzyma nazwę USS Atlanta (SSN 813). Informację tę przekazał 23 października podczas wydarzenia w Bibliotece i Muzeum Prezydenckim Jimmiego Cartera w Atlancie, co stanowiło symboliczny gest wobec miasta i jego historycznego związku z Marynarką Wojenną Stanów Zjednoczonych.
Podczas wydarzenia Del Toro podkreślił, że wybór nazwy nawiązuje do tradycji nadawania okrętom podwodnym typu Virginia nazw amerykańskich miast. „Miasto Atlanta ma długą i znaczącą relację z naszą Marynarką Wojenną. Mieszkańcy Atlanty od zawsze odpowiadali na wezwanie do służby, w tym prezydent Jimmy Carter, który przyczynił się do rozwoju programu atomowych okrętów podwodnych” – zaznaczył sekretarz.
Przyszły USS Atlanta jest 23. jednostką typu Virginia, będącego filarem amerykańskich sił podwodnych. Te nowoczesne okręty o napędzie atomowym są przystosowane do szerokiego spektrum działań. Dzięki reaktorowi atomowemu, który zapewnia nieograniczony zasięg operacyjny i możliwość długotrwałych misji w zanurzeniu, są one idealne do prowadzenia działań wymagających skrytości i precyzji.
Okręty te specjalizują się w zwalczaniu wrogich jednostek podwodnych i nawodnych, przeprowadzaniu precyzyjnych ataków na cele lądowe z wykorzystaniem pocisków manewrujących Tomahawk oraz wspieraniu operacji specjalnych (SOF). Ich wszechstronność pozwala również na prowadzenie misji wywiadowczych, obserwacyjnych i rozpoznawczych (ISR), a także na wspieranie operacji grup bojowych oraz działań przeciwminowych.
Typ Virginia, rozwijany od początku XXI wieku, należy do czołowych jednostek we flocie Stanów Zjednoczonych. Wyposażone w najnowsze technologie, charakteryzują się cichym napędem i zaawansowanymi systemami uzbrojenia, co pozwala im na skuteczne działania zarówno w strefach przybrzeżnych, jak i na otwartym oceanie. Nadawanie nazw miast, takich jak Atlanta, Long Island czy San Francisco, nie tylko podkreśla ich znaczenie historyczne, ale również odzwierciedla duch służby i poświęcenia dla US Navy.


W piątek, w rejonie wsi Achi-Su w Dagestanie, doszło do katastrofy śmigłowca Ka-226. Na pokładzie znajdowali się pracownicy Kizlarskich Zakładów Elektromechanicznych – jednego z kluczowych przedsiębiorstw rosyjskiego przemysłu obronnego. Zginęło pięć osób, a przyczyny tragedii bada komisja lotnicza.
W artykule
Śmigłowiec Ka-226 wystartował z Kizłaru 7 listopada około godziny 10:00 czasu lokalnego, kierując się do Iżbierbaszu. Po kilkunastu minutach lotu doszło do awarii. Na nagraniach widać, że maszyna podczas próby awaryjnego lądowania na plaży straciła część ogona, po czym ponownie wzniosła się w powietrze i po krótkim locie runęła na budynek w miejscowości Achi-Su nad Morzem Kaspijskim.
Agencja Rosawiacja zakwalifikowała zdarzenie jako katastrofę lotniczą. Oficjalna przyczyna wypadku nie została jeszcze ogłoszona, jednak według wstępnych informacji nie można wykluczyć awarii technicznej.
Kizlarskie Zakłady Elektromechaniczne są zaangażowane w produkcję systemów dla samolotów MiG i Su. Fakt, że w katastrofie zginęli doświadczeni pracownicy tego zakładu, podkreśla wagę całego zdarzenia.
🔗 Czytaj więcej: Kontenerowiec MSC ELSA 3: MSC składa pozew do sądu
W warunkach wojny na Ukrainie i obowiązujących sankcji gospodarczych rosyjski przemysł zbrojeniowy boryka się z narastającymi trudnościami technicznymi, ograniczonym dostępem do części zamiennych oraz spadkiem standardów bezpieczeństwa. To tło może – choć nie musi – tłumaczyć okoliczności tragedii w Dagestanie.
Choć oficjalne dochodzenie dopiero się rozpoczyna, trudno uznać to zdarzenie za zwykły wypadek losowy. Katastrofa Ka-226 rzuca cień na kondycję rosyjskiego przemysłu lotniczego – sektora, który mimo wojny i sankcji wciąż ma istotne znaczenie dla funkcjonowania państwa.
Utrata doświadczonych specjalistów z zakładów zbrojeniowych w takich okolicznościach rodzi pytanie, czy mieliśmy do czynienia jedynie z awarią techniczną, czy raczej z przejawem głębszego kryzysu organizacyjnego. Dla branży morskiej i stoczniowej to ważny sygnał ostrzegawczy – bezpieczeństwo technologiczne i operacyjne zależy nie tylko od jakości sprzętu, lecz także od stabilnych dostaw, właściwego nadzoru i sprawnego zaplecza przemysłowego.
Czytaj też: Dwie ofiary śmiertelne pożaru na pokładach dwóch statków
Równie istotna jest ochrona kluczowych kadr – odpowiednie procedury BHP, szkolenia, standardy transportu służbowego i szybka ewakuacja w sytuacjach zagrożenia. Bez ludzi, którzy tę technologię projektują, utrzymują i nadzorują, nawet najlepszy system przestaje działać.
Z punktu widzenia obserwatora sektora obronnego to wydarzenie nie kończy się wraz z raportem komisji. Może okazać się symptomem zjawisk, które w dłuższej perspektywie wpłyną również na inne gałęzie rosyjskiego przemysłu zbrojeniowego. Warto je uważnie śledzić – także z perspektywy polskich programów modernizacyjnych, w których niezawodność łańcucha dostaw i kompetencje techniczne są równie ważne, jak samo uzbrojenie.