Poprawność polityczna w nazwach okrętów US Navy

US Navy znów w centrum ideologicznej debaty. Na początku czerwca sekretarz obrony Pete Hegseth nakazał usunięcie imienia USNS Harvey Milk z jednostki floty wsparcia logistycznego. Decyzja ta – podjęta w trakcie Miesiąca Dumy – unaocznia napięcia związane z obecnością poprawności politycznej w symbolice jednostek marynarki wojennej, niezależnie od barw ideowych stron sporu.

US Navy wycofuje nazwę okrętu Harvey Milk

Na początku czerwca br., a więc w trakcie Miesiąca Dumy – okresu, który w Stanach Zjednoczonych poświęcony jest upamiętnieniu historii i wkładu społeczności LGBT – sekretarz obrony USA Pete Hegseth polecił wycofanie imienia Harvey Milk z amerykańskiego okrętu wsparcia. Mowa o USNS Harvey Milk – jednostce wsparcia logistycznego (T-AO), należącej do amerykańskiego dowództwa logistycznego MSC (Military Sealift Command). Decyzja została opublikowana w formie pisemnego zarządzenia sekretariatu marynarki wojennej, do którego dostęp uzyskały redakcje CBS News i Military.com.

Gdy flota staje się polem sporu – polityka i symbole LGBT

Źródła związane z Pentagonem potwierdzają, że sekretarz marynarki wojennej John Phelan otrzymał bezpośredni nakaz zmiany nazwy jednostki w ramach szerszego programu „rekalibracji tożsamości floty”. Celem tej operacji ma być, jak zapisano w dokumencie, „przywrócenie kultury wojennej” zgodnej z priorytetami prezydenta Donalda Trumpa oraz obecnego kierownictwa Pentagonu.

Nie bez znaczenia jest fakt, że komunikat pojawił się w okresie symbolicznie ważnym dla amerykańskiej społeczności LGBT. Sygnalizuje to nie tylko polityczny charakter decyzji, ale również zmianę narracji wokół symboliki w Siłach Zbrojnych USA.

Kim był Harvey Milk i dlaczego jego imieniem nazwano okręt?

Patron Harvey Milk był jednym z pierwszych amerykańskich polityków, którzy otwarcie deklarowali orientację homoseksualną, ale również weteranem marynarki wojennej – służył w niej podczas wojny koreańskiej. W latach 70. zdobył mandat w radzie miejskiej San Francisco, stając się ikoną walki o prawa człowieka, aż do tragicznego zamachu w 1978 roku.

Nadanie jego imienia jednostce USNS Harvey Milk miało miejsce w 2016 roku, za administracji Baracka Obamy. Okręt należy do serii jednostek wsparcia typu John Lewis, budowanych z myślą o zadaniach logistycznych floty wojennej, nazwanej na cześć kongresmena i działacza ruchu na rzecz równouprawnienia Afroamerykanów. To właśnie w tym miejscu do głosu zaczęła dochodzić poprawność polityczna, redefiniując kryteria doboru patronów – nie według zasług wojskowych, lecz zgodności z narracją społeczną promowaną przez ówczesne elity polityczne.

Harvey Milk, choć był weteranem i odegrał znaczącą rolę społeczną jako polityk walczący o prawa mniejszości seksualnych, nie był zaangażowany w działania zbrojne, nie pełnił funkcji dowódczych ani nie odznaczył się w strukturach wojskowych w sposób charakterystyczny dla patronów dotychczasowych jednostek floty US Navy. Tym samym, decyzja o nadaniu jego imienia okrętowi nie była uhonorowaniem za wyjątkowe zasługi na rzecz państwa, lecz gestem o wyraźnym charakterze ideologicznym – co już wówczas wywołało kontrowersje, które obecnie ponownie zyskują na znaczeniu.

Od bohaterów wojen do ikon ruchów społecznych – co dziś oznacza nazwa okrętu?

Tradycyjnie, nazwy okrętów marynarki wojennej USA oddawały hołd postaciom historycznym, miejscowościom, bitwom lub wartościom istotnym dla amerykańskiej tożsamości. Od kilkunastu lat jednak obserwujemy przesunięcie tego mechanizmu – nazwy coraz częściej odzwierciedlają bieżące napięcia społeczne i ideologiczne.

W 2016 roku administracja Baracka Obamy rozpoczęła nowy trend, nadając nazwę USNS Harvey Milk jednostce wsparcia logistycznego (T-AO), na cześć działacza na rzecz praw osób LGBT, który w młodości służył w US Navy. W kolejnych latach flota wojenna wzbogaciła się o jednostki nazwane imionami ikon walki o prawa obywatelskie: Ruth Bader Ginsburg, Cesar Chavez, Medgar Evers, Dolores Huerta czy Thurgood Marshall.

Z punktu widzenia historyczno-symbolicznego – decyzje te stanowiły próbę „otwarcia” marynarki wojennej na nowe wymiary pamięci zbiorowej. Z punktu widzenia tradycyjnego etosu wojskowego – mogły być postrzegane jako nieproporcjonalne i nacechowane ideologicznie.

Rewizja symboliki floty wojennej jako element sporu o tożsamość sił zbrojnych

Nowa administracja prezydenta Donalda Trumpa, reprezentowana przez Pete’a Hegsetha i sekretarza marynarki wojennej Johna Phelana, zainicjowała przeciwny kurs. Hasło „reinstytucjonalizacji kultury wojennej” stało się pretekstem do rewizji nazw jednostek. Nie chodzi wyłącznie o USNS Harvey Milk. W dokumentach pojawia się też rekomendacja usunięcia takich nazw jak USNS Ruth Bader Ginsburg, USNS Harriet Tubman czy USNS Lucy Stone.

W ich opinii obecność poprawności politycznej w doborze nazw jednostek może zagrażać klarowności misji oraz jedności sił zbrojnych, zastępując etos wojenny symbolicznymi gestami o charakterze światopoglądowym. Dla nich symbole ideologiczne na okrętach wsparcia logistycznego, takich jak USNS Harvey Milk, mogą być postrzegane jako rozmycie jednoznacznej tożsamości wojskowej marynarki.

Gdzie kończy się integracja, a zaczyna poprawność polityczna?

Problem nie leży wyłącznie w wyborze konkretnych nazw. Istotne pytanie brzmi: czy siły zbrojne powinny służyć jako wehikuł afirmacji światopoglądowych narracji, niezależnie od tego, z której strony politycznego spektrum one pochodzą?

Obecność symboli kulturowych, takich jak tęczowe flagi czy imiona działaczy społecznych, może być postrzegana jako gest integracyjny, ale równie dobrze – jako element presji ideologicznej wobec struktur, które powinny pozostać neutralne. W świecie, w którym wojsko coraz częściej wykorzystywane jest do realizacji celów komunikacyjnych i kampanii wizerunkowych, trudno uniknąć zarzutów o instrumentalizację.

Marynarka wojenna a ideologia: gdzie leży granica?

Niezależnie od politycznych ocen, jedno pozostaje niezmienne: nazwa okrętu nie może przesłaniać jego funkcji i znaczenia operacyjnego. Flota wojenna musi być gotowa do działania w każdych warunkach – bez względu na to, czy jednostka nosi imię ikony walki o równość, czy bohatera wojennego.

Marynarka wojenna nie jest placem boju dla kulturowych antagonizmów. Jest narzędziem siły państwa. I to powinno pozostać jej najważniejszym wyróżnikiem.

Obecna sytuacja to zaledwie początek procesu, który nie powinien mieć miejsca w przestrzeni stricte wojskowej. W świecie zdominowanym przez spory światopoglądowe, gdzie granica pomiędzy tożsamością społeczną a presją ideologiczną zaciera się coraz bardziej, tylko jedno środowisko powinno pozostać konsekwentnie neutralne – wojsko.

Wprowadzanie do struktur sił zbrojnych elementów wyraźnie nacechowanych politycznie lub kulturowo prowadzi nieuchronnie do polaryzacji. A przecież właśnie w armii – bardziej niż gdziekolwiek indziej – nie liczy się to, kim ktoś jest, ale co potrafi i jaką wartość wnosi dla bezpieczeństwa kraju. 

Medialna pożywka i polaryzacja

Nie sposób pominąć faktu, że decyzja o zmianie nazwy USNS Harvey Milk stała się niemal natychmiast medialnym paliwem – zwłaszcza dla liberalnych i lewicowych ośrodków opinii. W relacjach pojawiły się określenia takie jak „wojna z pamięcią o równouprawnieniu” czy „atak na symbole różnorodności”, co – choć zrozumiałe z punktu widzenia emocji społecznych – jeszcze bardziej utrudnia merytoryczną debatę o tym, czym powinna być współczesna armia.

W efekcie, struktury sił zbrojnych – zamiast pełnić rolę stabilizatora i obszaru ponadpolitycznego – zostają wciągnięte w medialne pole bitwy, gdzie każda decyzja traktowana jest jako deklaracja światopoglądowa. To zaś prowadzi nie tylko do polaryzacji społecznej, ale także do erozji autorytetu instytucji, które z natury powinny pozostawać neutralne i skoncentrowane na realizacji zadań operacyjnych.

Dlatego aby uniknąć przyszłych napięć i instrumentalizacji wojska, najlepszą drogą może być prosty postulat: niech armia pozostanie poza zasięgiem ideologii. Każdej.

Autor: Mariusz Dasiewicz

https://portalstoczniowy.pl/category/marynarka-bezpieczenstwo/
Udostępnij ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

  • List intencyjny przy budowie statku. Ryzyka dla stoczni i armatora

    List intencyjny przy budowie statku. Ryzyka dla stoczni i armatora

    List intencyjny w procesie zawierania umowy o budowę statku jest powszechnie stosowanym narzędziem na etapie wstępnych negocjacji pomiędzy armatorem i stocznią. Choć dokument ten z założenia ma charakter niewiążący, w określonych okolicznościach jego treść może prowadzić do powstania realnych skutków prawnych. W praktyce przemysłu okrętowego granica między deklaracją intencji a zobowiązaniem kontraktowym bywa nieoczywista.

    List intencyjny w procesie negocjacji umowy o budowę statku

    Z tych, między innymi, powodów powszechną niemal praktyką, jest podpisywanie przez stocznię i armatora zainteresowanego budową w danej stoczni – tzw. „listu intencyjnego” („letter of intent”). Zazwyczaj w dacie podpisania listu – strony są już po wstępnych ustaleniach dotyczących kluczowych elementów przyszłego projektu. Dotyczy to rodzaju statku (z pewną już, ustaloną wstępnie, generalną charakterystyką techniczną i operacyjną), ilości planowanych jednostek, wstępnego szacunku ceny oraz czasu, w którym budowa (budowy) winny być zrealizowane przez stocznię. 

    Oczywiście, na tym etapie, „dane wyjściowe” projektu budowy są jeszcze wysoce uogólnione. Często też, po stronie armatora w szczególności, nie ma zapewnionego jeszcze finansowania rozważanego projektu. Stąd często ten właśnie warunek (to jest uzyskanie przez armatora stosownego kredytu bankowego itp.) stanowi wręcz wyraźny warunek danego „listu intencyjnego”. 

    Generalnie rzecz ujmując, należy zgodzić się ze stwierdzeniem Lorda Willberforce w sprawie „Reardon Smith Line Ltd. v Yngvar Hansen Tangen” („The Diana Prosperity”) [1976] 2 Lloyd’s Rep. 621, iż „Letters of Intent are, in the absence of special circumstances, widely regarded within the industry as comprising no more than their name suggests i.e. statement of the parties’ intention, imposing moral than legal obligations.” [tłum.” List intencyjny, w braku szczególnych, odmiennych okoliczności, jest powszechnie uznawany przez przemysł stoczniowy i żeglugowy, jak nic więc niż sama nazwa tego dokumentu wskazuje, a mianowicie oświadczenie intencji stron, nakładający bardziej moralny niż prawny obowiązek”].

    Innymi słowy, jeżeli armator i stocznia podpisują tego typu dokument, jest to bardziej wyrażenie intencji, iż zamierzają w dobrej wierze prowadzić dalsze negocjacje w celu zawarcia docelowej i wiążącej prawnie umowy o budowę statku, niż próba sformalizowania dotychczasowego etapu negocjacji, która może skutkować w powstaniu ewentualnej odpowiedzialności prawnej.

    Ta ogólna, przedstawiona powyżej, reguła (o niewiążącym charakterze „listu intencyjnego”) winna podlegać ograniczeniu i być uzależniona od każdej, indywidualnej interpretacji poszczególnych zapisów, które w danym „letter of intent” się znalazły. Sędzia Leggath w sprawie „Wilson Smithett v Cape (Sugar) Ltd. v Bangladesh Sugar and Food Industries Corporation” [1986] 1 Lloyd’s Rep. 378 – analizując i interpretując “list intencyjny” w rozważanej tam sprawie, stwierdził, między innymi, iż przy takiej analizie należy „(…) look at the document itself, at the surrounding circumstances, and what happened when (the letter of intent) was brought into existence. The fact that it has the particular label that it has does not brand it at the outset as contractual document or as non-contractual document” [tłum. ”(…) spojrzeć na dokument, jako taki, w okolicznościach, w których został sporządzony, i jakie skutki może wywołać (list intencyjny) kiedy zostanie podpisany. Fakt, że dany dokument ma specyficzny tytuł, nie przesądza to już od początku, iż jest on wiążącym prawnie dokumentem/zobowiązaniem kontraktowym lub, że nie jest takim dokumentem”].

    To niezwykle istotna uwaga Lorda Wilberforce. Sam fakt, iż dokument jest zatytułowany „Letter of Intent”, nie przesądza jeszcze o tym, iż, ex definitione, musi to być dokument niewiążący prawnie. Przesądzać o tym będzie treść takiego dokumentu i zawarte w nim konkretne warunki  (oraz sposób ich sformułowania językowego). 

    Jeżeli więc, z jednej strony, w danym dokumencie będą zawarte jednoznaczne stwierdzenia potwierdzające niewiążący prawnie charakter tego dokumentu i zawartych w nim oświadczeń, ułatwi to w zdecydowany sposób interpretację, przesądzającą o wysoce nieformalnym i niewiążącym charakterze takiego „listu”. Często, formułą, która przesądza ostatecznie o takim charakterze listu – jest przyjmowane stwierdzenie, iż zawarte w dokumencie postanowienia, oświadczenia czy deklaracje są zawsze „subject to agreement upon terms of the Shipbuilding Contract” lub podobnego typu sformułowanie. 

    Z drugiej strony, obecność wszystkich istotnych warunków danej umowy o budowę statku (przedmiot budowy, termin i cena) przy innych kategorycznych i jednoznacznych oświadczeniach woli stron podpisujących dany „Letter of Intent”, może skłonić do interpretacji, iż mamy do czynienia z pewnym pisemnym, wiążącym prawnie, kontraktowym węzłem obligacyjnym, ze wszystkimi wynikającymi z tego skutkami. 

    Odpowiedzialność stron i umowy o wyłączność w listach intencyjnych

    Ciężar dowodu, wykazania niewiążącego lub odwrotnie wiążącego charakteru danego listu intencyjnego, spoczywa na stronie, która z tego tytułu wywodzi skutki prawne (to jest, która jest zainteresowana ustaleniem danego charakteru prawnego „Letter of Intent”) „Edwards v Skyways” [1964] 1 W.L.R. 349; „Hong Kong and Shanghai Banking Corporation Ltd. v Jurong Engineering Ltd.” [2000] 2 S.L.R. 54. 

    Strony listu intencyjnego, zawierają w nim sformułowanie typu, iż zobowiązują się one do prowadzenia negocjacji w dobrej wierze („to negotiable in good faith”). Czy tego zapisu, w przypadku, w którym okazałoby się, iż któraś ze stron w sposobie prowadzenia negocjacji w jaskrawy sposób wręcz wykazuje złą wolę i świadomie torpedując negocjacje lub je utrudniając – pozwala drugiej stronie na wystąpienie z roszczeniem w ramach tzw. „culpa in contrahendo”?

    Stanowisko prawa angielskiego jest jednoznacznie negatywne. Jak obrazowo ujął to Lord Ackner w orzeczeniu „Walford v Miles” [1992] 2 W.L.R. – „the concept of a duty to carry on negotiations in good faith is inherently repugnant to the adversarial position of parties when involved in negotiations. Each party to the negotiations is entitled to pursue this (…) own interest, so long as he avoids making misrepresentations (…)” [tłum. ” pojęcie obowiązku prowadzenia negocjacji w dobrej wierze pozostaje w wewnętrznej sprzeczności z kontradyktoryjną pozycją stron uczetniczących w negocjacjach. Każda ze stron negocjacji zmierza do osiągniecia i zabezpieczenia (….) własnych interesów, do czego jest w pełni uprawniona, tak długo jak nie posuwa się do fałszywych oświadczeń woli”] (zob. również “Courtney & Fairbairn Ltd. v Tolaini (Hotels) Ltd.” [1975] 1 All E.R.).

    Podobne stanowisko interpretacji jurydycznej sądów angielskich, spotkały inne, bardzo często używane w zapisach listów intencyjnych, zapisy typu, iż „strony podejmują się wszelkich lub racjonalnie uzasadnianych działań w celu osiągnięcia porozumienia i zawarcia umowy” („promise to use best or reasonable endeavours to reach agreement”). Sąd Apelacyjny w sprawie „Little v Courage Ltd.” [1995] 70 P&CR 469 – stwierdził, między innymi – „(…) an undertaking to use one’s best endeavours to agree is no different from an undertaking to agree, to try to agree or to negotiable with a view to reaching agreement, all are equally uncertain and incapable of giving rise to enforceable legal obligation” (za Lord Millett (J.). [tłum.” zobowiązanie do podjęcia wszelkich wysiłków do doprowadzenia do uzgodnienia (danej umowy), jest niczym innym jak zobowiązaniem do uzgodnienia, próby uzgodnienia lub prowadzenia negocjacji w celu zawarcia określonej umowy. Wszystkie tego typu zobowiązania są równie nie pewne i nie skutkujące w powstaniu wiążącego prawnie zobowiązania.”

    Odpowiedzialność deliktowa i umowy o wyłączność w listach intencyjnych

    Przytoczony już Lord Ackner (ze sprawy „Walford v Miles” [1992]), wspomniał bardzo znacząco, iż jakkolwiek postanowienia i oświadczenia woli zawarte w liście intencyjnym nie mogą, co do zasady, prowadzić do powstania jakichkolwiek roszczeń odszkodowawczych. To powyższe może nie dotyczyć sytuacji, w których jedna ze stron „Letter of Intent” złożyła w nim oświadczenie, które miały lub mogły mieć charakter zawinionego wprowadzenia w błąd drugiej strony listu („misrepresentation”, „statement made fraudulently or negligently”). Jeżeli więc, na przykład, stocznia w liście intencyjnym potwierdza swoją zdolność techniczno-operacyjną (w tym dostępność dokową) do realizacji projektu negocjowanego w ramach danego listu intencyjnego, w sytuacji, w której stocznia w istocie takich zdolności operacyjnych w ogóle nie posiada, to tego typu oświadczenie stanowić może, w świetle prawa angielskiego, tytuł do wystąpienia z pełnym roszczeniem odszkodowawczym z tzw. czynu niedozwolonego (roszczenie deliktowe, „in tort”). 

    W ramach listu intencyjnego (lub niekiedy w odrębnym dokumencie) strony prowadzące aktualnie negocjacje, w celu zwiększenia efektywności przedmiotowych negocjacji, zawierają tzw. umowę na wyłączność (tzw. „lockout agreement” zwany również „exclusively agreement” itp.). Zgodnie z takim porozumieniem, strony zobowiązują się, iż na czas prowadzenia rozmów i ustaleń, żadna ze stron nie będzie prowadziła negocjacji, w tym samym zakresie, z innymi podmiotami. Precedens „Walfard v Miles” [1992] 2 WLR 174, potwierdził, iż w świetle prawa angielskiego tego typu umowy będą wiążące prawnie, pod jednym wszak zasadniczym warunkiem „Lockout agreement” – is enforceable, but only, if the restriction on freedom to deal with third parties is expressly stated to apply for a specific period of time” [tłum. ”Umowa na wyłączność – jest wiążąca prawnie, ale tylko wówczas, jeżeli takie ograniczenie swobody kontraktowej ze stronami trzecimi jest wyraźnie przewidziane na określony czas”], (zob. również “Pitt v P.H.H. Asset Management Ltd.” [1994] 1 WLR 327).  

    Każda więc umowa o wyłączność, musi, dla swojej efektywności prawnej, określić ścisły, konkretny kalendarzowo termin, na który dana umowa, zastrzegająca wyłączność, jest zawarta. Ustalenie tego terminu w sposób „otwarty”, na przykład, przez określenie „reasonable period” itp. czyni ją niewiążącą prawnie.

    W przypadku, w którym strony zawarły wiążącą prawnie umowę o wyłączność i jedna ze stron tej umowy, dokonała jej naruszenia (przez rozpoczęcie równoległych negocjacji z podmiotem trzecim), wówczas strona poszkodowana może podjąć dwa typy działań prawnych. Z jednej strony, może wystąpić z roszczeniem odszkodowawczym z tytułu szkód, jakie poniosła z uwagi na zawinione działania drugiej strony (często zresztą, tego typu odszkodowanie jest już ściśle określone w samej umowie). Alternatywnie, może wystąpić do sądu o wydanie postanowienia zakazującego stronie naruszającej „lockout agreement”, kontynuację negocjacji z podmiotem trzecim (tzw. „injunction”). W obu przypadkach, może się to okazać bardzo dotkliwe prawnie i finansowo dla strony naruszającej umowę.  

    Marek Czernis – prawnik specjalizujący się w prawie morskim i kontraktach stoczniowych, od lat zajmujący się zagadnieniami związanymi z budową statków, żeglugą oraz odpowiedzialnością kontraktową w przemyśle okrętowym. Doradza armatorom i podmiotom przemysłu morskiego, łącząc praktykę prawną z dogłębną znajomością realiów rynku stoczniowego.