Newsletter Subscribe
Enter your email address below and subscribe to our newsletter

Arktyka staje się nowym polem rywalizacji globalnych potęg. Rosja rozbudowuje zaplecze militarne, Chiny inwestują w infrastrukturę cywilną, a Stany Zjednoczone rozwijają działania odstraszające i intensyfikują aktywność w regionie. W obliczu topniejącej pokrywy lodowej obszar ten przestaje być peryferyjny i staje się kluczową areną gry mocarstw.
W artykule
Federacja Rosyjska od ponad dekady rozwija infrastrukturę wojskową w Arktyce, konsekwentnie rozbudowując obecność na kluczowych wyspach i wzdłuż szlaków żeglugowych tego regionu polarnego. Nowoczesne instalacje powstały m.in. na wyspach Franciszka Józefa, Nowej Ziemi, Wyspie Wrangla i Przylądku Szmidta oraz w rejonie Murmańska. Szczególną uwagę zwraca kompleks Nagurskaja, który po gruntownej modernizacji dysponuje nowym pasem startowym przystosowanym do przyjmowania ciężkich samolotów transportowych oraz rozbudowanym zapleczem radiolokacyjnym. Z kolei na wyspie Kotielnyj przywrócono funkcjonalność lotniska Temp, umożliwiając lądowanie maszyn Ił‑76 również poza sezonem letnim.
Rozmach tych działań przywodzi na myśl okres zimnej wojny, choć obecne inwestycje wykraczają poza tamtą logikę – są bardziej złożone, przemyślane i strategicznie osadzone. Nagurskoje, jeszcze niedawno wyłączone z użytku, przekształcono w pełnoprawny węzeł operacyjny, zdolny do prowadzenia szeroko zakrojonego nadzoru nad północnym obszarem Oceanu Arktycznego. O skali rosyjskich ambicji świadczy fakt, że infrastruktura wojskowa pojawia się dziś na wyspach, które do niedawna uchodziły za niedostępne i pozbawione znaczenia operacyjnego.
Rosyjska obecność w Arktyce przestała być jedynie demonstracją flagi w trudnych warunkach klimatycznych. Region, dotąd postrzegany jako przestrzeń dla ekspedycji naukowych i projektów ekologicznych, został podporządkowany twardym interesom strategicznym. Przyspieszające topnienie lodu umożliwia całoroczne utrzymywanie sił i prowadzenie operacji bez sezonowych ograniczeń.
Zmodernizowane bazy wojskowe i systemy przeciwlotnicze – od Nagurskoje po Temp – to nie tylko punkty na mapie, ale elementy większej układanki, którą Rosja układa z uporem godnym imperium powracającego do gry o polarne przywództwo. Trudno dziś mówić o defensywie, gdy rozlokowanie sprzętu i infrastruktury wojskowej przypomina przygotowania do operacji zdolnych zabezpieczyć nie tylko własne interesy, ale też skutecznie ograniczyć swobodę działania innych państw w tej części świata.
Równolegle, ożywienie bazy Temp na Kotelnyj wpisuje się w rosyjską doktrynę kontroli Północnej Drogi Morskiej (NSR) – traktowanej przez Moskwę jako jej wewnętrzny szlak komunikacyjny. Obserwując tempo prac i ich rozmieszczenie, trudno nie odnieść wrażenia, że Arktyka staje się dla Rosji czymś więcej niż geograficzną strefą wpływów – ma być militarno-logistycznym bastionem, z którego można nie tylko nadzorować, ale i wywierać presję na szlaki żeglugowe oraz potencjalnych przeciwników.
Chiny, mimo braku formalnych roszczeń terytorialnych w Arktyce, konsekwentnie realizują koncepcję „Polar Silk Road”, ściśle powiązaną z rosyjską Północną Drogą Morską (NSR). Państwo Środka inwestuje w porty, gazociągi i infrastrukturę badawczą. Choć działania Pekinu mają charakter cywilny, eksperci zwracają uwagę na możliwość ich podwójnego zastosowania. W lipcu i sierpniu 2024 r. trzy chińskie lodołamacze – Xue Long 2, Ji Di i Zhong Shan Da Xue Ji Di – przeszły przez wody Arktyki bez przeszkód. Nie chodziło wyłącznie o sprawdzenie możliwości żeglugowych – był to czytelny sygnał: Pekin zamierza wpisać swoją obecność w arktyczną rzeczywistość na stałe. Ten kierunek został jednoznacznie podkreślony depeszą RIA Novosti z października 2024 r., zatytułowaną: „Arktyka staje się chińska”.
W latach 2023–2024 chińska i rosyjska marynarka wojenna przeprowadziły wspólne manewry w rejonie północnego Pacyfiku oraz Arktyki. Wspólne patrole wokół Aleutów, zakończone zbliżeniem chińskiego krążownika do amerykańskich okrętów, zostały uznane przez Pentagon za próbę badania granic tolerancji. Wspólne patrole wokół Aleutów, zakończone zbliżeniem chińskiego krążownika do amerykańskich okrętów, Pentagon odebrał jako demonstrację mającą na celu ocenę reakcji USA i ich sojuszników. Arktyka coraz bardziej przestaje być regionem o charakterze neutralnym – staje się areną rywalizacji.
Nie tylko Moskwa i Pekin dostrzegają strategiczne znaczenie Arktyki. Stany Zjednoczone konsekwentnie wzmacniają swoją obecność w tym regionie, traktując ją jako element długofalowej strategii odstraszania wobec Rosji i Chin. Symboliczna deklaracja Donalda Trumpa z 2019 roku o chęci zakupu Grenlandii – choć często określana mianem ekstrawaganckiej – unaoczniła rosnące zainteresowanie Waszyngtonu tym terytorium jako kluczowym komponentem amerykańskiego systemu obrony narodowej.
W dokumencie „2024 Arctic Strategy” Pentagon zapowiedział m.in. zmianę siedziby konsulatu USA w Nuuk i rozwój infrastruktury radarowej na Grenlandii, szczególnie wokół bazy Pituffik – co media łączą z planami amerykańskiego systemu obrony przeciwrakietowej, określanego mianem „Złotej Kopuły”. W rzeczywistości projekt ten pozostaje na etapie koncepcji, inspirowanej izraelską „Żelazną Kopułą”, lecz zakładającej znacznie szerszy zakres ochrony – w tym obronę przeciwrakietową kontynentalnych Stanów Zjednoczonych, Hawajów i Guam. Jak wskazują analitycy Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych, brak pełnej dokumentacji planistycznej, w tym przeglądu MDR, a także nierealne założenia czasowe i budżetowe sprawiają, że wykonalność tej inicjatywy w obecnym kształcie budzi szereg wątpliwości.
Warto zastanowić się, jak zmienia się układ sił w Arktyce od strony państw sojuszniczych. W regionie operuje tzw. „arktyczna czwórka NATO” – Stany Zjednoczone, Kanada, Dania (wraz z Grenlandią) i Norwegia. Zespół ten, opisany w raporcie Ośrodka Studiów Wschodnich, podejmuje skoordynowane działania na rzecz bezpieczeństwa i stabilności na północnych wodach, zwiększając liczbę radarów wczesnego ostrzegania, wspólnych ćwiczeń oraz stałej obecności wojskowej. Ich aktywność stanowi przeciwwagę dla rosnących ambicji Rosji i Chin, a także kluczowy element wzmocnienia sojuszniczego nadzoru nad Północną Drogą Morską.
Uzupełnieniem tych działań jest wzmacnianie potencjału morskiego. Budżet National Defense Authorization Act na 2025 rok przewiduje ponad 8,6 miliarda dolarów na budowę nowych lodołamaczy typu Polar Security Cutter dla US Coast Guard – w odpowiedzi na rosnącą aktywność Rosji i Chin w Arktyce. Warto jednak zaznaczyć, że wspomniana kwota to zapis projektu ustawy, a realny koszt programu dynamicznie rośnie i pozostaje przedmiotem sporu w Kongresie. Amerykańska straż przybrzeżna zintensyfikowała patrole w cieśninie Davisa i na Morzu Labradorskim, a działania szkoleniowe i rozpoznawcze realizowane są w ścisłej współpracy z sojusznikami. W rezultacie region arktyczny zyskał status jednego z priorytetowych obszarów konfrontacji geostrategicznej między największymi potęgami świata.
Topniejąca pokrywa lodowa nie tylko toruje drogę nowym szlakom żeglugowym, lecz także radykalnie przekształca układ sił i interesów na globalnej mapie. W miarę ustępowania lodu północny akwen przyciąga rosnącą uwagę światowych mocarstw, skoncentrowanych na dostępie do zasobów naturalnych i kontroli nad kluczowymi trasami komunikacyjnymi – zwłaszcza nad Północną Drogą Morską. W analizach branżowych coraz częściej przywoływana jest analogia do paradygmatu Mackindera: „kto kontroluje szlaki morskie, ten kontroluje ocean światowy”.
Arktyka nie stanowi już jedynie przestrzeni eksperymentów naukowych czy działań na rzecz ochrony środowiska. Przekształciła się w obszar ścierania interesów głównych aktorów geopolitycznych. Rosja i Chiny wzmacniają zarówno militarne zaplecze, jak i cywilną infrastrukturę umożliwiającą całoroczną obecność. W odpowiedzi państwa regionu podejmują inicjatywy wzmacniające ich pozycję: rozbudowują flotę lodołamaczy, modernizują porty i wdrażają nowe mechanizmy współpracy. W rezultacie Arktyka jawi się dziś jako jeden z najbardziej strategicznych teatrów konfrontacji o dominację w XXI wieku.
Przewidywana w przyszłości transpolarna droga morska, która przechodzi przez środek Oceanu Arktycznego, może uczynić z Islandii kluczowy port przeładunkowy i logistyczny. Już dziś państwo to inwestuje w rozwój infrastruktury oraz intensyfikuje relacje z UE, Rosją i Chinami, starając się wzmocnić swoją pozycję w nowym układzie sił.
Symbolicznym echem tej obecności stała się depesza rosyjskiej agencji RIA Novosti z października 2024 roku, zatytułowana wymownie: „Arktyka staje się chińska”. Własne ambicje dotyczące wykorzystania Północnej Drogi Morskiej zgłaszają także Japonia i Korea Południowa które przejawiają zainteresownie swobodą żeglugi bez konieczności podporządkowania się warunkom dyktowanym przez Rosję i Chiny.
W świetle opisanych działań i ambicji głównych aktorów, nasuwa się pytanie: kto ostatecznie narzuci swoją wizję ładu w Arktyce? Czy dominacja przypadnie Rosji, która konsekwentnie rozbudowuje swój potencjał wojskowy w Arktyce i uznaje Północną Drogę Morską za swoje wody wewnętrzne? A może to Chiny, inwestując w miękką obecność cywilną, zdołają wpisać się w arktyczny krajobraz bez konieczności otwartego konfliktu? Czy Stany Zjednoczone i ich sojusznicy zdołają stworzyć przeciwwagę wobec rosyjsko-chińskiego tandemu?
Topniejący lód odsłania nie tylko nowe szlaki, lecz także nowe napięcia. Czy Arktyka stanie się w najbliższych latach teatrem zimnej, lecz coraz mniej przewidywalnej konfrontacji? A może mimo wszystko znajdzie się miejsce na umiędzynarodowienie zasad żeglugi i eksploatacji zasobów, zanim geopolityczna gra przerodzi się w bezpośredni konflikt?
Autor: Mariusz Dasiewicz


Po ośmiu miesiącach aktywności na trzech oceanach brytyjska grupa lotniskowcowa z HMS Prince of Wales powróciła 30 listopada do Portsmouth. Tym wejściem Royal Navy zamknęła operację Highmast — największe rozmieszczenie sił morskich w bieżącym roku.
W artykule
Rankiem, w końcówce listopada, okręty brytyjskiej grupy lotniskowcowej zaczęły wchodzić do Portsmouth. Lotniskowiec HMS Prince of Wales prowadził szyk powrotny, zamykając tym samym globalną kampanię, w ramach której zespół pokonał ponad 40 tys. mil morskich — dystans odpowiadający półtorakrotnemu okrążeniu Ziemi.
Powitanie miało wymiar uroczysty, zgodny z tradycją Royal Navy: jednostki portowe wykonały salut wodny, zaś załogi eskort i pomocniczych okrętów stanęły wzdłuż burt. Po wielu miesiącach nieobecności marynarze i lotnicy wrócili do rodzin, kończąc etap najbardziej kompleksowej operacji tej części floty od kilku lat.
Operacja Highmast rozpoczęła się wiosną, kiedy z Portsmouth i Bergen wyszły pierwsze okręty tworzące grupę zadaniową. Jej głównym celem było potwierdzenie zdolności Royal Navy do prowadzenia wielodomenowych działań dalekomorskich oraz utrzymania spójnej współpracy z sojuszniczymi okrętami.
W trakcie misji grupa operowała kolejno na Morzu Śródziemnym, w obszarze Kanału Sueskiego, na Oceanie Indyjskim oraz w zachodniej części Indo-Pacyfiku. W tym czasie przeprowadzono szereg ćwiczeń, w tym z marynarkami Włoch, Japonii, Australii, Kanady i Norwegii.
Dowódca zespołu, komandor James Blackmore, określił operację jako „najszerszy sprawdzian brytyjskiej projekcji siły od lat”, podkreślając jednocześnie wzrost interoperacyjności i zdolności bojowej grupy.
Trzon Carrier Strike Group stanowił lotniskowiec HMS Prince of Wales, na którego pokładzie operowało skrzydło lotnicze złożone z samolotów F-35B oraz śmigłowców ZOP i maszyn rozpoznawczych. Uzupełnienie stanowiły niszczyciel rakietowy HMS Dauntless, fregata HMS Richmond, norweska fregata HNoMS Roald Amundsen oraz jednostki wsparcia — tankowiec RFA Tideforce i logistyczny HNoMS Maud.
W kulminacyjnej fazie misji, podczas ćwiczeń na Indo-Pacyfiku, siły zespołu liczyły ponad 4 tysiące żołnierzy i marynarzy.
Zakończona kampania miała znaczenie wykraczające poza tradycyjny pokaz bandery. HMS Prince of Wales po serii wcześniejszych problemów technicznych przeszedł pełny cykl eksploatacyjny, obejmujący przeloty, intensywne działania lotnicze oraz współpracę w warunkach, które sprawdzają możliwości układu napędowego, systemów pokładowych oraz modułów sterowania lotami.
Misja była więc testem nie tylko dla całego zespołu, ale i samego lotniskowca, który tym etapem potwierdził pełną gotowość do globalnych operacji. Dla Royal Navy oznacza to domknięcie okresu niepewności oraz wejście w etap stabilnej eksploatacji obu brytyjskich superlotniskowców.
Operacja Highmast udowodniła, że Wielka Brytania pozostaje zdolna do nieprzerwanej obecności na głównych morskich szlakach komunikacyjnych, szczególnie w regionie Indo-Pacyfiku. W sytuacji rosnącej aktywności floty chińskiej i agresywnych działań rosyjskich — zarówno w Arktyce, jak i na Morzu Śródziemnym — wartościowa obecność sojuszniczych komponentów nabiera szczególnego znaczenia.
Zakończenie operacji pokazuje także, jak duże znaczenie ma utrzymanie ciągłości działań Royal Navy. Powrót HMS Prince of Wales nie kończy brytyjskiej aktywności na Indo-Pacyfiku — stanowi raczej zamknięcie pierwszej z serii zaplanowanych rotacji, które w ciągu kolejnych lat mają stać się fundamentem obecności brytyjskiej bandery na kluczowych szlakach morskich.
Ośmiomiesięczna misja Highmast zapisze się jako jedno z najważniejszych przedsięwzięć brytyjskiej floty ostatnich lat. Zespół przeszedł pełne spektrum działań — od ćwiczeń sojuszniczych po operacje realizowane w rozległych akwenach zachodniej części Indo-Pacyfiku.
Powrót grupy lotniskowcowej, z HMS Prince of Wales na czele, stanowi potwierdzenie, że brytyjski system lotniskowcowy jest w stanie prowadzić globalne operacje w sposób ciągły, niezawodny i zgodny z wymaganiami współczesnej architektury bezpieczeństwa.