Enter your email address below and subscribe to our newsletter

Kto dokonał sabotażu na gazociąg Nord Stream? [część 1]

Wybuchy, które zniszczyły rurociągi Nord Stream 1 i 2 w 2022 roku, nastąpiły na wodach duńskiej i szwedzkiej wyłącznej strefy ekonomicznej (WSE), a nie w rejonie niemieckiej WSE, gdzie gazociągi również przebiegają, i to na znacznie płytszych głębokościach. Wybór lokalizacji przez sprawców zmusza do zadania pytań o ich motywacje operacyjne oraz możliwe powody pominięcia dogodniejszych warunków w niemieckiej strefie.

Z takiego ujęcia rodzi się hipoteza, że sabotaż Nord Stream mógł być przeprowadzony przy użyciu okrętów podwodnych, których zdolność do działania w ukryciu czyni je idealnym narzędziem do prowadzenia skrytych operacji o wysokim ryzyku politycznym i militarnym. Czy działania sił morskich NATO obserwowane na powierzchni Bałtyku były jedynie widoczną częścią szerszej, podwodnej operacji?

Nowoczesna kryminologia wymaga odpowiedzi nie tylko na pytanie „kto?”, ale także „gdzie i dlaczego?”. Sabotażyści zdecydowali się uderzyć w gazociągi Nord Stream na głębokich wodach duńskiej i szwedzkiej wyłącznej strefy ekonomicznej (WSE), choć łatwiejszym celem były płytsze rejony niemieckiej WSE, gdzie przebiegają zarówno Nord Stream 1, jak i Nord Stream 2. Ten wybór rodzi pytania o taktykę działania i skłania do hipotezy, że w operacji mogły brać udział okręty podwodne. Czy widoczna obecność sił morskich na powierzchni Bałtyku była tylko osłoną dla działań prowadzonych w głębinach?

Okręty podwodne należą do najskuteczniejszych i najbardziej śmiercionośnych systemów uzbrojenia, jakimi dysponują wiodące marynarki wojenne świata. Ich siła wynika nie tylko z możliwości zadania przeciwnikowi decydującego ciosu, ale także z umiejętności wykorzystania jego słabych punktów. Rurociągi Nord Stream były wyjątkowo podatne na atak z dna Bałtyku – szczególnie w czasie, gdy uwaga opinii publicznej i obserwatorów skupiona była na ćwiczeniach NATO na powierzchni.

W niniejszym artykule przeanalizujemy, w jaki sposób skoordynowana, tajna operacja okrętów podwodnych NATO mogła zostać zaplanowana i przećwiczona w ramach tworzenia koncepcji operacyjnej (CONOPS), którą sabotażyści wykorzystali podczas ataku na gazociągi Nord Stream 26 września 2022 roku w duńskiej i szwedzkiej wyłącznej strefie ekonomicznej (WSE). Pokażemy także, jak tego typu działania mogły zostać włączone w operacyjny łańcuch dowodzenia NATO podczas ćwiczeń BALTOPS 22 latem 2022 roku oraz manewrów Northern Coasts 2022, które zbiegły się w czasie z sabotażem Nord Stream.

Dlaczego sabotażyści wybrali wody Danii i Szwecji?

Przystąpienie Szwecji i Finlandii do NATO sprawiło, że niemal wszystkie państwa leżące nad Bałtykiem są obecnie członkami Sojuszu. Ta nowa rzeczywistość geostrategiczna skłoniła część zachodnich analityków do określania tego akwenu mianem „jeziora NATO”. – Szwecja i Finlandia sprawiają, że NATO staje się znacznie bardziej spójne geograficznie. Morze Bałtyckie staje się jeziorem NATO, co jest istotne również w kontekście rosnącego znaczenia Arktyki – mówiła Ulrike Franke z Europejskiej Rady Stosunków Zagranicznych podczas szczytu Sojuszu w Wilnie w 2023 roku.

Co istotne, w tak ukształtowanym środowisku morskim niewiele może się wydarzyć bez wiedzy struktur dowodzenia NATO – o ile oczywiście to właśnie Sojusz nie prowadzi w danym czasie ćwiczeń lub operacji. Jak pokażemy w dalszej części tekstu, przebieg morskich granic państw NATO odgrywa kluczową rolę w analizie wszelkich incydentów podwodnych, w tym celowego sabotażu, który miał miejsce 26 września 2022 roku w duńskiej i szwedzkiej wyłącznej strefie ekonomicznej.

Znaczenie tej lokalizacji rośnie, gdy weźmiemy pod uwagę, że Niemcy – jako członek NATO – nie mogą pozostać całkowicie zdystansowane wobec wydarzeń, do których doszło w rejonie eksplozji Nord Stream.

Nasze dochodzenie prowadzi do zasadniczego pytania, które wymaga jasnej odpowiedzi: dlaczego właśnie te wody stały się miejscem sabotażu?

Dlaczego sabotażyści uderzyli na wodach Danii i Szwecji, a nie Niemiec?

Atak na gazociągi Nord Stream 1 i 2 w duńskiej wyłącznej strefie ekonomicznej (WSE) mógł zostać odebrany jako atak na członka NATO, potencjalnie otwierający drogę do powołania się na art. 5 Traktatu Północnoatlantyckiego. Sabotaż przeprowadzony na wodach niemieckiej WSE wydawałby się logistycznie łatwiejszy, ale jego konsekwencje polityczne mogłyby okazać się poważniejsze – szczególnie w kontekście sankcji nałożonych przez Berlin na projekt Nord Stream 2 jeszcze przed rozpoczęciem pełnoskalowej agresji Rosji na Ukrainę.

Eksplozja w niemieckiej strefie ekonomicznej mogłaby również spowodować szkody na obszarach Natura 2000 – sieci chronionych terenów obejmujących najcenniejsze siedliska i gatunki Europy. Niemiecka organizacja NABU alarmowała, że gazociąg zagraża pięciu takim obszarom, próbując wstrzymać budowę Nord Stream 2. Z kolei Federalna Agencja Morska i Hydrograficzna (BSH) podkreślała, że rurociąg przecina ruchliwą strefę separacji ruchu, co oznacza, że przeprowadzenie operacji minowania dna w tym rejonie byłoby wyjątkowo trudne, a wręcz niemożliwe.

Zamiast tego sabotażyści wybrali Głębię Bornholmską – rejon o głębokości około 100 metrów, zapewniający ograniczoną widoczność i minimalne ryzyko wykrycia. Takie warunki sprzyjają skrytym działaniom okrętów podwodnych (OP), umożliwiając szybki dostęp do miejsc eksplozji oraz dróg ewakuacyjnych prowadzących do polskiej i niemieckiej WSE.

Operacje okrętów podwodnych na Bałtyku koordynuje niemiecki Urząd ds. Operacji Okrętów Podwodnych (SubOpAuth), działający we współpracy z NATO i państwami regionu. Organ ten nadzoruje aktywność jednostek OPOP Sojuszu w wyłącznych strefach ekonomicznych Niemiec, Danii, Szwecji i Polski. Do jego zadań należy m.in. monitorowanie, koordynacja oraz – w razie potrzeby – wyznaczanie stref wyłączonych z ruchu w celu uniknięcia kolizji lub zakłóceń. W praktyce oznacza to realną kontrolę nad podwodnym teatrem operacyjnym w rejonie Bornholmu.

Źródło: 21stcenturywire/Marek Sęk

https://portalstoczniowy.pl/category/marynarka-bezpieczenstwo/
Udostępnij ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

  • Korea Południowa z zielonym światłem na budowę atomowych okrętów podwodnych

    Korea Południowa z zielonym światłem na budowę atomowych okrętów podwodnych

    Stany Zjednoczone formalnie zgodziły się, by Korea Południowa rozpoczęła program budowy okrętów podwodnych o napędzie jądrowym. To decyzja o dużym ciężarze strategicznym – zarówno dla równowagi sił w regionie, jak i dla dotychczasowej polityki USA wobec ograniczania rozprzestrzeniania technologii jądrowych.

    Amerykańskie przyzwolenie ogłoszono w formie oficjalnego komunikatu na stronie Białego Domu, będącego bezpośrednią konsekwencją wcześniejszych rozmów prezydenta Donalda Trumpa z południowokoreańskim przywódcą Li Dze Mjungiem. W kontekście napięć wokół Półwyspu Koreańskiego i wzrostu aktywności Chin w zachodniej części Indo-Pacyfiku ta decyzja może mieć konsekwencje wykraczające daleko poza region.

    Nowa era południowokoreańskiej marynarki wojennej

    Zgoda USA oznacza otwarcie możliwości technologicznej i politycznej, do której Korea Południowa dążyła od lat. Choć kraj ten dysponuje flotą okrętów podwodnych, dotąd ograniczał się do napędu konwencjonalnego – głównie z uwagi na amerykański sprzeciw wobec udostępnienia technologii wzbogacania uranu dla celów wojskowych.

    Czytaj więcej: Koreański kapitał rusza w stronę rdzewiejących doków Ameryki

    Porozumienie obejmuje również element kluczowy dla przyszłego programu okrętowego Seulu. Waszyngton zadeklarował gotowość wspierania południowokoreańskiego programu cywilnego, który obejmuje produkcję paliwa jądrowego, z zastrzeżeniem jego „pokojowego” przeznaczenia. Taki zapis – znany z międzynarodowych regulacji – w praktyce otwiera drogę do zabezpieczenia paliwa dla okrętów o napędzie jądrowym.

    Nie tylko atom. Chodzi też o pieniądze i wpływy

    Obok aspektu militarnego, w komunikacie Białego Domu pojawił się wątek gospodarczy: Korea Południowa ma zainwestować 150 miliardów dolarów w rozwój amerykańskiego przemysłu stoczniowego. Kolejne 200 miliardów ma zostać przeznaczone na „cele strategiczne” – bez jednoznacznego doprecyzowania, czym są owe cele.

    Współczesna geopolityka, także ta morska, coraz rzadziej sprowadza się wyłącznie do rozmów o okrętach, siłowniach jądrowych i torpedach. Coraz częściej mowa o aliansach przemysłowych, transferach technologii, podziale wpływów i „grze o łańcuchy dostaw”. Z tej perspektywy południowokoreańskie atomowe okręty podwodne to tylko jeden z pionków na szachownicy, której plansza sięga od Filadelfii po cieśninę Tsushima.

    Region pod napięciem – jak zareagują Chiny i Korea Północna

    Biały Dom nie skomentował w swoim oświadczeniu potencjalnych skutków w regionie, lecz trudno pominąć pytanie o to, jak na tę decyzję mogą zareagować Chiny i Korea Północna. Z perspektywy Pekinu decyzja USA może być odebrana jako precedens przekraczający dotychczasowe granice amerykańskiej polityki wobec transferu technologii jądrowych. Chiny będą z pewnością uważnie śledzić każdy etap południowokoreańskiego programu i dostosowywać do niego własne działania morskie w zachodniej części Indo-Pacyfiku.

    W przypadku Korei Północnej nie należy oczekiwać oficjalnej zmiany stanowiska. Reżim Kim Dzong Una od lat prowadzi politykę całkowicie oderwaną od międzynarodowych apeli czy ograniczeń, więc również tym razem można zakładać, że program jądrowy i rakietowy będzie kontynuowany niezależnie od działań Seulu. Pjongjang zwykle reaguje na takie decyzje własnym tempem i według własnych kalkulacji, co tylko zwiększa nieprzewidywalność napięć na Półwyspie.

    Czytaj też: Południowokoreańska strategia globalnej ekspansji przemysłu stoczniowego

    Tym samym region Indo-Pacyfiku wchodzi w nową fazę rywalizacji, w której pojawienie się południowokoreańskich jednostek o praktycznie nieograniczonym zasięgu operacyjnym może zachwiać dotychczasową równowagą i wymusić nowe kalkulacje zarówno w Pekinie, jak i w Pjongjang

    Refleksja na koniec – technologia jako zobowiązanie

    Historia wielokrotnie pokazywała, że każdy poważny transfer technologii ma swoją cenę. W tym przypadku nie chodzi wyłącznie o pieniądze, lecz o odpowiedzialność. Korea Południowa, wchodząc do grona państw dysponujących okrętami o napędzie jądrowym, zyska nowe możliwości operacyjne. Jednocześnie stanie się jeszcze ściślej związana z amerykańską architekturą odstraszania.

    Zgoda USA nie jest więc prezentem – to inwestycja w południowokoreańską gotowość bojową, która ma odciążyć amerykańskie siły morskie w regionie Indo-Pacyfiku. To układ, w którym każda ze stron coś zyskuje, lecz także ponosi realne ryzyko.