Enter your email address below and subscribe to our newsletter

TKMS: chcemy, by Polska dołączyła do podwodnej potęgi Europy

Niemcy nie blefują. TKMS otworzył karty, pokazując gotowość technologiczną, przemysłową i polityczną. Z informacji publicznie dostępnych przez koncern wynika jasno: Polska jest traktowana jako kluczowy partner w rozbudowie europejskiej potęgi podwodnej.

TKMS nie tylko przedstawia swoje możliwości produkcyjne, ale też wizję współpracy obejmującą transfer technologii, serwisowanie i wspólne budowanie bezpieczeństwa morskiego. To nie deklaracje – to zaproszenie do wejścia na głęboką wodę.

Niezależność po niemiecku

W czerwcu tego roku thyssenkrupp Marine Systems formalnie zmienił nazwę na TKMS. Zmiana, na pozór kosmetyczna, ma głębsze znaczenie – to symbol wyjścia stoczni z cienia koncernu i przejścia do pełnej samodzielności. Jak tłumaczą Niemcy, chodzi nie tylko o zarządzanie, ale o nowy sposób myślenia: TKMS ma być już nie „oddziałem przemysłowego giganta”, lecz suwerennym graczem na rynku globalnej obronności morskiej.

To decyzja strategiczna. TKMS jest dziś największym systemowym dostawcą w niemieckim przemyśle morskim i jednym z niewielu w Europie, który łączy projektowanie, produkcję i pełny serwis okrętów podwodnych. Firma przewiduje gwałtowny wzrost zapotrzebowania na tego typu jednostki w ciągu najbliższej dekady, co – przy rosnących napięciach geopolitycznych – oznacza szansę na rozwój, ale też odpowiedzialność. Niemcy chcą ją udźwignąć jako niezależny podmiot.

TKMS chce być morską potęgą

Nowy rozdział ma też nową ambicję. Berlin nie ukrywa, że TKMS ma stać się „morską potęgą” – firmą oferującą nie tylko pojedyncze okręty, lecz całe zintegrowane systemy morskie: od platform załogowych i bezzałogowych, po sieci czujników, efektorów i mobilnych stanowisk rozpoznania.

Chodzi o ekosystem zdolny działać jako „system systemów”, odporny na zmienne środowisko, zagłuszenia czy zakłócenia. Niemcy chcą, by TKMS stał się europejskim liderem z prawdziwego zdarzenia — technologicznie i organizacyjnie.

🔗 Czytaj więcej: Dobro Sił Zbrojnych? A co ja z tego będę miał?

To zresztą nie są puste ambicje. TKMS jest dziś jedną z nielicznych stoczni na świecie, które realnie wyznaczają kierunek rozwoju okrętów podwodnych. Okręty ich konstrukcji pływają pod banderami ponad tuzina państw — od Norwegii, przez Grecję i Izrael, po Koreę Południową. To światowa ekstraklasa wśród producentów jednostek podwodnych, zbudowana na niemieckiej dyscyplinie technicznej, perfekcji wykonania i bezkompromisowej jakości. W tej dziedzinie Niemcy są, po prostu, światową potęgą.

Co z ofertą dla Polski?

Zmiana nazwy nie zmienia nic w sprawie programu Orka. Oferta pozostaje taka sama, a Niemcy jasno potwierdzają, że realizacja projektu dla Marynarki Wojennej RP mieści się w ich obecnych możliwościach produkcyjnych. Co więcej, dzięki uruchomieniu nowego zakładu w Wismarze, TKMS niemal podwoił moce wytwórcze, co pozwala na równoległą realizację zamówień dla Niemiec, Norwegii i potencjalnie dla Polski.

Niemiecki koncern stoczniowy podkreśla, że terminy wymagane przez Agencję Uzbrojenia są możliwe do dotrzymania – i to bez kompromisów jakościowych. Co więcej, Berlin sugeruje, że współpraca międzyrządowa na poziomie G2G (Government-to-Government) może jeszcze te terminy skrócić dzięki elastyczności w polityce bezpieczeństwa w ramach UE i NATO.

OOP typu Ula – most do przyszłości

Jednym z najciekawszych elementów niemieckiej propozycji jest rozwiązanie tymczasowe – przekazanie Polsce okrętu typu Ula jako tzw. „gap filler”. To jednostka dobrze znana i sprawdzona, wciąż ceniona za niezawodność. W tym kontekście warto podkreślić, że Marynarka Wojenna RP ma już doświadczenie w przejmowaniu norweskich okrętów, czego przykładem był program Kobben. Jak przekonuje TKMS, podobny transfer można byłoby przeprowadzić sprawnie – w porozumieniu z Norwegią i Niemcami – wraz z pełnym pakietem szkoleniowym i wsparciem infrastrukturalnym.

Taki krok pozwoliłby utrzymać ciągłość wyszkolenia załóg oraz przygotować zaplecze techniczne jeszcze przed wejściem do służby nowych okrętów w ramach programu Orka.

To nie byłby zakup z drugiej ręki, lecz element procesu wejścia Polski do programu 212CD, a więc logiczny etap przejściowy w szkoleniu załóg i testowaniu infrastruktury. TKMS przekonuje, że OOP typu Ula pozwoliłaby polskim podwodniakom szybciej oswoić się z filozofią operacyjną przyszłych jednostek 212CD.

Transfer technologii. Sprawdzian wiarygodności

Jednym z najważniejszych punktów odpowiedzi TKMS jest deklaracja, że Polska otrzyma własne centrum serwisowo-obsługowe (MRO) dla okrętów typu 212CD. Niemcy nie tylko uważają, że nasz przemysł ma zdolność do stworzenia takiego ośrodka, ale też argumentują, że wobec rosnącej liczby zamówionych jednostek – zarówno dla Niemiec, Norwegii, jak i przyszłych użytkowników w Europie – obecne moce serwisowe w regionie zwyczajnie nie wystarczą.

W praktyce oznacza to, że Polska mogłaby stać się hubem serwisowym dla całego Bałtyku, a PGZ Stocznia Wojenna– naturalnym gospodarzem tego projektu. Z perspektywy ekonomicznej to projekt, który może przynieść PGZ Stoczni Wojennej wielomilionowe przychody i trwałe kompetencje serwisowe w zakresie nowoczesnych okrętów podwodnych. W ciągu najbliższej dekady po Bałtyku będzie operować od 13 do 15 jednostek typu 212A i 212CD, które wymagają regularnych przeglądów, modernizacji i wsparcia technicznego.

Dla PGZ SW to nie tylko potencjalny przychód, ale także realna droga do budowy kompetencji, które pozwoliłyby Polsce wejść do europejskiego łańcucha utrzymania i modernizacji nowoczesnych okrętów podwodnych.

TKMS jasno potwierdza także gotowość współpracy z polskimi stoczniami. Wskazuje, że niezależne użytkowanie okrętów podwodnych przez Polskę wymaga udziału krajowych podmiotów, a firma dysponuje sprawdzonymi modelami transferu technologii, szkolenia i produkcji licencyjnej. To nie są puste deklaracje – Niemcy przypominają, że podobne projekty zrealizowali już m.in. w Norwegii, Grecji i Korei Południowej, budując tam lokalne zdolności MRO na bazie własnych technologii.

AIP, stal niemagnetyczna i przewaga na Bałtyku

TKMS nie ma kompleksów technologicznych. W odpowiedziach podkreśla, że klasa 212CD została zaprojektowana z myślą o operacjach w płytkich, trudnych akwenach – takich jak Bałtyk. Kluczowe jest zastosowanie stali niemagnetycznej, co niemal całkowicie eliminuje sygnaturę magnetyczną okrętu, utrudniając jego wykrycie systemom MAD (magnetic anomaly detection).

To właśnie ta technologia, obok napędu niezależnego od powietrza (AIP), sprawia, że okręty TKMS od lat wyznaczają światowe standardy w kategorii „cichej floty”.

Logistyka NSM: europejska sieć i polski filar

Hiszpania już przestawia swoją flotę na NSM – decyzja o wyborze pocisku jako następcy Harpoona i kontrakt na dostawy dla fregat F-110 czy modernizowanych F-100 pokazują, że powstaje szerszy „sojusz użytkowników” wokół rozwiązań proponowanych przez Kongsberga. W tym kontekście kluczowe dla Polski jest to, że TKMS wprost wskazuje na zdolność integracji NSM/NSM-SL z nową generacją 212CD.

Wersja podwodna – NSM-SL – nie jest już teorią, lecz rozwijaną konsekwentnie technologią: kapsuła do wyrzutni 533 mm, „swim-out”, a następnie odrzucenie osłony i lot marszowy. Fundamentem jest sprawdzona rodzina NSM/JSM, co ogranicza ryzyko integracyjne. W literaturze branżowej wariant SL pojawia się właśnie w kontekście użytkowników 212CD – a więc także potencjalnie Polski. Producent nie publikuje jeszcze oficjalnych dat, ale kierunek jest wyznaczony.

Szacunki wskazują, że okno końca dekady będzie momentem realnym dla wdrażania NSM-SL. To dobrze wpisuje się w kalendarz 212CD – testy platform od 2027 r., pierwsze dostawy od 2029 r. TKMS podkreśla, że ich rozwiązania są projektowane właśnie z myślą o tym, by wprowadzić na Bałtyk efektor, którego przeciwnik nie zlokalizuje i nie zneutralizuje.

NSM to nie tylko pocisk przeciwokrętowy. To broń, która łączy precyzję uderzeń lądowych i morskich, pasywne naprowadzanie IIR, odporność na zakłócenia i profil lotu o niskiej wykrywalności. Wersja SL przenosi tę filozofię pod wodę – zwiększa nieprzewidywalność, zmusza przeciwnika do rozproszenia obrony.

Na tym tle warto przypomnieć, że Wojskowe Zakłady Elektroniczne w Zielonce zostały już wyznaczone jako centrum serwisowo-naprawcze rakiet NSM na poziomie zakładowym w ramach offsetu dla Morskiej Jednostki Rakietowej. To oznacza, że Polska posiada nie tylko użytkownika, ale i własne kompetencje w zakresie utrzymania tego efektora.

Dla Polski to jasny sygnał: wybór TKMS i wejście w program 212CD najpewniej sprawią, że pierwsza Orka wyjdzie w morze z NSM – pociskiem, który dziś buduje europejskie odstraszanie i poważnie pokrzyżuje rosyjskie kalkulacje.

Polska powinna myśleć o uzbrojeniu pod wodą, nie tylko o samej Orce

Niewątpliwie najważniejszą kwestią przy wyborze nowych okrętów podwodnych dla Marynarki Wojennej RP jest dziś ich uzbrojenie – zdolność do przenoszenia i odpalania pocisków manewrujących dalekiego zasięgu. W realiach wojny w Ukrainie i narastających napięć w całym regionie Bałtyku to właśnie ta zdolność staje się kluczem do wiarygodnego odstraszania.

Bałtyk przestał być morzem tranzytowym – stał się przestrzenią rywalizacji i demonstracji siły. Okręt podwodny z pociskiem manewrującym w wyrzutni to dziś strategiczny głos państwa: potrafi przemówić bez zapowiedzi i bez słów. Współczesne pole walki premiuje tych, którzy działają w ciszy i uderzają z głębi.

Dlatego to nie sam okręt, lecz jego uzbrojenie będzie definiować znaczenie Orki w nowym układzie bezpieczeństwa Europy.

W świecie, w którym linie frontu przesuwają się szybciej niż zdążą przybyć nowe okręty, liczy się nie to, co pływa, lecz to, co może uderzyć z głębin. Dlatego rozmowa o programie Orka nie powinna ograniczać się do wyboru producenta kadłuba, ale do tego, czy Polska wejdzie w posiadanie zdolności do uderzeń dalekiego zasięgu z morza. Bo w XXI wieku prawdziwa siła floty kryje się nie na powierzchni, lecz pod nią.

Zanurzony okręt podwodny, który potrafi wystrzelić pocisk manewrujący na cel lądowy i nawodny, to nie tylko broń. To narzędzie politycznego przymusu. NSM-SL – wersja znanego NSM dostosowana do odpalania z wyrzutni torped 533 mm – wnosi do gry element nieprzewidywalności. Skryte, precyzyjne uderzenie z morza zmusza przeciwnika do przekierowania zasobów i uwagi, zmniejszając jego zdolność działania w innych miejscach.

Technicznie NSM-SL bazuje na sprawdzonych rozwiązaniach NSM i JSM. Ma lecieć daleko, trafić precyzyjnie i przetrwać w środowisku z intensywnym wsparciem walki elektronicznej. W praktyce oznacza to ponad 250 km zasięgu, działanie przy zakłóconym GPS, pasywną głowicę samonaprowadzającą z kamerą IR, zdolność odróżniania celów dzięki wbudowanej bazie obrazów oraz profil lotu optymalizowany pod kątem niskiej wykrywalności. Do nawigacji użyto systemów inercyjnych, wojskowego odbiornika GPS, wysokościomierza laserowego oraz map cyfrowych i analizy falowania morza.

🔗 Czytaj też: tkMS wspiera szkolenie nurków niemieckiej Deutsche Marine

Konstrukcyjnie NSM-SL to przede wszystkim integracja w kapsule transportowo-odpaleńczej mieszczącej się w standardowej wyrzutni torpedowej 533 mm. Po „swim-out” kapsuła wynurza się, pocisk odrzuca osłonę i kontynuuje lot silnikiem marszowym; przewidziana jest też opcja użycia silnika wspomagającego w celu zwiększenia zasięgu. Minimalne modyfikacje płatowca i zastosowanie rozwiązań JSM redukują ryzyko techniczne i przyspieszają wprowadzenie tej zdolności do służby.

Dla Polski, która już eksploatuje NSM w Morskiej Jednostce Rakietowej oraz zbudowała krajowe centrum serwisowe, NSM-SL to naturalny i rozsądny rozwój kompetencji. To nie tylko kolejny wariant rakiety — to poważne wzmocnienie możliwości odstraszania i instrument działania, którego wartość rośnie wprost proporcjonalnie do tego, jak trudno znaleźć platformę, z której zostanie odpalony.

Bo to właśnie takich okrętów najbardziej boi się Rosja – tych, których nie widać, które milczą i mogą uderzyć w dowolnym momencie i z dowolnego miejsca. Okręt podwodny uzbrojony w pocisk manewrujący to broń nie tyle ofensywna, co psychologiczna. Działa na wyobraźnię przeciwnika bardziej niż na jego flotę. Uczy ostrożności i każe liczyć się z Polską nie tylko na mapie, ale i pod powierzchnią morza.

Niemcy kontra reszta świata. Sprawdzian transparentności

Najbardziej delikatny punkt dotyczy konkurencji. Włosi i Koreańczycy również ubiegają się o kontrakt w ramach programu Orka, oferując jednostki będą w tych flotach na licencji niemieckiej – włoski typ Todaro bazuje na 212A, a koreańska KSS-I to rozwinięcie projektu 209. Naturalnie rodzi się pytanie, jak wygląda kwestia praw licencyjnych i czy oba państwa mają pełną swobodę ich dalszej odsprzedaży.

Zgodnie z międzynarodowymi umowami każda transakcja dotycząca okrętów opartych na niemieckich projektach wymaga zgody Berlina. Jak w praktyce wyglądałoby jej uzyskanie? Czy oferty Włoch i Korei Południowej zawierają jasne zapewnienia w tej sprawie? I najważniejsze: czy nie rodzi to ryzyka opóźnień w dostawach dla Polski?

TKMS nie odnosi się do tego wprost – co w kontekście delikatnej równowagi dyplomatycznej jest zrozumiałe. Niemcy unikają otwartego sporu z partnerami z południa i Dalekiego Wschodu. Ale pytania pozostają. A skoro w grze liczy się czas, Polska musi wiedzieć, czy takie konstrukcje prawne nie spowolnią realizacji całego programu.

I tu pojawia się zasadnicze pytanie – czy uczciwe jest, by inne państwa przedstawiały w przetargu okręty jako własne konstrukcje, przyznając co prawda ich niemieckie pochodzenie, ale nie wyjaśniając, w jaki sposób i kiedy zamierzają uzyskać zgodę Berlina na ich sprzedaż Polsce?

Bo w grze, w której liczy się czas, taka niepewność może kosztować miesiące – a dziś Polska nie ma już luksusu czekania.

W świecie zbrojeń nie ma nic gorszego niż niepełna transparentność. Bo zakup okrętu podwodnego to nie jednorazowy kontrakt – to więź na 40 lat. Wymaga lojalności, partnerstwa i zaufania.

A Polska? Czy dziś, w czasie wojny za naszą wschodnią granicą, w sytuacji rosnącego napięcia w Europie i niepewności sojuszy, może sobie pozwolić na ryzyko, że decyzja o dostawie okrętów będzie zależała od trzeciego kraju?

Czy stać nas na to, by po wyborze oferty czekać miesiącami, aż Włosi lub Koreańczycy wynegocjują z Niemcami zgodę na sprzedaż? Każdy miesiąc opóźnienia to miesiąc stracony dla bezpieczeństwa. Dziś nie mamy komfortu dyplomatycznej cierpliwości – potrzebujemy realnych zdolności na dziś, nie deklaracji.

Czas decyzji. Polska nie może pozwolić sobie na czekanie

Program Orka nie jest tylko zakupem sprzętu. To wybór cywilizacyjny – decyzja, z kim Polska chce przez kolejne dekady budować swoje zdolności morskie, przemysł okrętowy i bezpieczeństwo naszego kraju.

Berlin wyłożył karty na stół. Mówi jasno, co może dać, a czego nie. Włosi i Koreańczycy – jak na razie – wolą, by o pochodzeniu ich okrętów mówiło się półgębkiem.

Wszystkie pytania zostały już zadane. Wszystkie odpowiedzi – udzielone. Teraz to nie kwestia technologii, lecz odwagi naszych decydentów.

Dla mnie osobiście nie ma znaczenia, kto dostarczy Polsce okręty podwodne — wszystkie liczące się koncerny udowodniły, że potrafią budować jednostki tej klasy i niewątpliwie dostarczą je zgodnie z zamówieniem.

🔗 Czytaj również: Okręty podwodne w 2027 roku. Jest oferta, o której nikt nie mówi. Dlaczego?

Co do deklaracji o wymiarze czasowym, pozwolę sobie jednak na odrobinę pesymizmu. Jak pokazuje praktyka stoczni na całym świecie, proces budowy okrętów podwodnych rzadko kończy się w zakładanym terminie. Nawet największe potęgi morskie notują wieloletnie opóźnienia – między planem a wodowaniem często mijają nie miesiące, lecz lata.

Dlatego w polskim przypadku nie chodzi tylko o to, kto zbuduje Orkę, ale kiedy i czy zdążymy uzbroić się na czas. Bo jeśli realny horyzont dostaw to kolejna dekada, oznacza to, że czterdzieści lat po pierwszych deklaracjach Polska wciąż będzie czekać na własne okręty podwodne.

To nie jest już problem techniczny, lecz strategiczny. Czy możemy pozwolić sobie na kolejne dziesięć lat bez własnej floty podwodnej, gdy do służby niebawem wejdą fregaty Miecznik?

Jeśli będziemy zwlekać, za dekadę otrzymamy nowoczesne kadłuby – ale być może już bez uzbrojenia, o którym dziś tak intensywnie rozmawiamy, a które jest nam tak bardzo potrzebne.

Czas nie gra na naszą korzyść, a morze nie zna litości. Orka – jeśli ma się wynurzyć – musi to zrobić teraz.

Z publicznych deklaracji TKMS wynika jedno: Niemcy chcą, by Polska dołączyła do europejskiej potęgi podwodnej. Co z tego wyniknie, pokażą najbliższe tygodnie.

I oby nie było za późno.

Autor: Mariusz Dasiewicz

Visited 1 times, 1 visit(s) today
Udostępnij ten wpis

Jeden komentarz

  1. Jest mały problem. Realizacja zamówienia po 2038 roku. Chyba, że miejsce w kolejce odstąpią nam zarówno Niemcy, jak i Norwegowie. Kolejny minus to cena. Dużo wyższa od pozostałych oferentów. Okręt jeszcze nie istnieje (podobnie jak szwedzki A26). Na papierze i fotografii projektu wygląda on solidnie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

  • Narodowe Święto Niepodległości 2025: cała Polska w biało-czerwonych barwach

    Narodowe Święto Niepodległości 2025: cała Polska w biało-czerwonych barwach

    Wczoraj, w blasku listopadowego świtu, Polska obudziła się w wyjątkowym nastroju. Ulice miast, miasteczek i wsi wypełniły się ludźmi, którzy – niezależnie od poglądów – wyszli, by razem oddać hołd tym, którzy przed ponad wiekiem wywalczyli wolność. 11 listopada, najważniejsze polskie święto narodowe, ponownie stało się symbolem jedności, wspólnoty i tradycji, przypominając, że mimo różnic potrafimy świętować razem to, co najcenniejsze – niepodległość.

    Obchody 11 listopada – Polska zjednoczona w bieli i czerwieni

    Tegoroczne obchody miały szczególny charakter – zarówno w stolicy, jak i w miastach nadmorskich, gdzie obecność Marynarki Wojennej RP nadała im symboliczny, morski wymiar. W całym kraju rozbrzmiewały dźwięki orkiestr wojskowych, syren okrętowych i patriotycznych pieśni. W Gdańsku tłumy mieszkańców przeszły w barwnej paradzie nad Motławą, w Gdyni odbyła się uroczystość na Skwerze Kościuszki, a w Świnoujściu żołnierze 8. Flotylli Obrony Wybrzeża wraz z mieszkańcami wzięli udział w Mszy Świętej i kawaleryjskim pikniku.

    Kulminacyjnym punktem obchodów pozostała Warszawa, gdzie tysiące Polaków – z prezydentem na czele – uczestniczyły w Marszu Niepodległości, który w tym roku po raz pierwszy odbył się w atmosferze pełnego spokoju i jedności.

    Gdańsk – największa parada i wspólne świętowanie nad Motławą

    Wczoraj w Gdańsku odbyły się jedne z najbardziej uroczystych obchodów Narodowego Święta Niepodległości w kraju. Miasto, od wieków symbol wolności i niezależności, ponownie wypełniło się biało-czerwonymi barwami. Główne wydarzenie – Parada Niepodległości – zgromadziło kilkadziesiąt tysięcy uczestników, wśród których znaleźli się mieszkańcy, harcerze, uczniowie oraz grupy rekonstrukcyjne. Kolumna wyruszyła z ulicy Podwale Staromiejskie i przeszła przez serce miasta, mijając Podmłyńską, Targ Drzewny i Długi Targ, by zakończyć marsz pod Zieloną Bramą, gdzie wspólnie odśpiewano hymn narodowy.

    Tegoroczna parada miała wyjątkowy charakter – nie tylko jako manifestacja pamięci o przeszłości, lecz także jako znak społecznej jedności. Wzdłuż trasy powiewały tysiące flag, a wśród uczestników widoczne były całe rodziny z dziećmi, seniorzy, uczniowie i przedstawiciele różnych środowisk. W wydarzeniu uczestniczył także premier Donald Tusk, który w swoim wystąpieniu podkreślił, że niepodległość jest wspólnym dobrem wszystkich Polaków, niezależnie od poglądów i różnic.

    Rocznica niepodległości, dzień 11 listopada, to jest cud zjednoczenia w 1918 roku, wymodlony przez naszych wieszczów – powiedział premier.

    Ze sceny przemawiała również prezydent Gdańska Aleksandra Dulkiewicz, która przypomniała, że pod biało-czerwoną flagą jest miejsce dla każdego. Po oficjalnych wystąpieniach na Długim Targu rozpoczął się koncert pieśni patriotycznych, który był zwieńczeniem uroczystości w centrum miasta. Gdańsk rozświetliły biało-czerwone iluminacje, a uczestnikom rozdawano flagi i kotyliony. Atmosfera była podniosła, lecz pełna radości i wspólnoty. Gdańsk po raz kolejny pokazał, że świętowanie niepodległości może być nie tylko uroczyste, ale i obywatelskie – zakorzenione w lokalnej tożsamości, otwarte na wszystkich, którzy czują więź z Polską i jej historią.

    Gdynia – serce morskich obchodów Narodowego Dnia Niepodległości

    Wczoraj Gdynia, stolica polskiej Marynarki Wojennej, stała się jednym z głównych punktów obchodów Narodowego Święta Niepodległości na Pomorzu. Na Skwerze Kościuszki odbyła się uroczysta zbiórka z udziałem kompanii reprezentacyjnej, orkiestry wojskowej i załóg okrętów. W powietrzu rozbrzmiewały syreny okrętowe, a z nabrzeża powiewały bandery – symbole morskiej tradycji i dumy.

    W samo południe odczytano apel pamięci, po czym delegacje złożyły wieńce pod Pomnikiem Polski Morskiej. W uroczystościach uczestniczyli marynarze, kombatanci, przedstawiciele władz samorządowych oraz mieszkańcy, którzy – jak co roku – przyszli całymi rodzinami. Na Oksywiu odprawiono mszę świętą w intencji Ojczyzny, a w Porcie Wojennym można było zwiedzić udostępnione okręty Marynarki Wojennej, w tym jednostki 3. Flotylli Okrętów.

    Zgodnie z marynarskim ceremoniałem, z pokładu okrętu-muzeum ORP Błyskawica oddano salut świąteczny złożony z 21 wystrzałów armatnich – najwyższą formę wojskowych honorów, zarezerwowaną dla najważniejszych świąt państwowych i głów państw. Huk salutu rozległ się nad portem punktualnie o godzinie 14:00, przypominając, że wolność ma także swój morski dźwięk – donośny i dumny.

    Gdynia od lat podtrzymuje tradycję obchodów w duchu marynarskiej dyscypliny i patriotycznego umiaru. Wczoraj również nie zabrakło momentów wzruszenia – zwłaszcza gdy orkiestra wojskowa odegrała Hymn do Bałtyku, a uczestnicy wspólnie odśpiewali Mazurek Dąbrowskiego. To miasto, w którym niepodległość pachnie solą i wiatrem, a pamięć o tych, którzy tworzyli Polskę morską, wciąż pozostaje żywa.

    Sopot – świętowanie z historią w tle

    Sopot, choć znany głównie z nadmorskiego spokoju i kultury, wczoraj również dołączył do wspólnego świętowania Narodowego Święta Niepodległości. Miasto udekorowano biało-czerwonymi flagami, a obchody rozpoczęły się o świcie morskim „Skokiem Niepodległości” oraz Sopockim Biegiem Niepodległości, który wystartował z molo. Następnie ulicami miasta przejechała parada zabytkowych samochodów, wozów strażackich i rowerzystów, kończąc swój przejazd przy muszli koncertowej.

    W samo południe na Skwerze Kuracyjnym sopocianie wspólnie odśpiewali hymn państwowy, po czym odbył się koncert pieśni patriotycznych w wykonaniu młodych artystów z Młodzieżowego Domu Kultury. Na scenie zaprezentowały się zespoły dziecięce i młodzieżowe, a wśród publiczności panowała radosna, rodzinna atmosfera. Wieczorem w kościele św. Jerzego odprawiono mszę świętą w intencji Ojczyzny, po której uczestnicy przeszli pod Pomnik Martyrologii Mieszkańców Sopotu, gdzie odbył się apel i złożono wieńce z udziałem asysty honorowej Marynarki Wojennej RP.

    Sopockie obchody, choć skromniejsze niż w Gdańsku czy Gdyni, miały wyjątkowy klimat – łączyły refleksję z radością, sport z tradycją, a sztukę z historią. W takich chwilach widać, że Święto Niepodległości to nie tylko defilady i przemarsze, lecz także wspólne gesty, pieśni i pamięć – to, co naprawdę buduje wspólnotę.

    Świnoujście – marynarska duma i Kawaleryjski Piknik Niepodległości

    Wczoraj Świnoujście – portowe miasto o silnych tradycjach wojskowych – stało się jednym z najbardziej widowiskowych punktów tegorocznych obchodów Narodowego Święta Niepodległości. Uroczystości rozpoczęła msza święta w Kościele Garnizonowym, po której ulicami miasta przeszedł uroczysty przemarsz z udziałem żołnierzy 8. Flotylli Obrony Wybrzeża, kompanii honorowych, orkiestry wojskowej, władz lokalnych i mieszkańców. Nad kolumną powiewały biało-czerwone flagi, a na czele niosiono wojskowe sztandary – symbol ciągłości i wierności tradycji.

    Następnie pod Pomnikiem Bohaterom Walki o Niepodległość Rzeczypospolitej odbyła się oficjalna ceremonia z udziałem asysty honorowej Marynarki Wojennej RP. Złożono wieńce, oddano salwę honorową, a orkiestra wojskowa wykonała wiązankę pieśni patriotycznych. Wśród uczestników panował nastrój skupienia i dumy – marynarze, harcerze i mieszkańcy wspólnie oddali hołd tym, którzy walczyli o wolną Polskę.

    Kulminacyjnym punktem obchodów był Kawaleryjski Piknik Niepodległości, zorganizowany przez żołnierzy 8. FOW. Wydarzenie odbyło się w duchu rodzinnego święta – z pokazami sprzętu wojskowego, przejażdżkami konnymi, rekonstrukcjami i wspólnym biesiadowaniem. Piknik przyciągnął tłumy mieszkańców i turystów, a jego atmosferę najlepiej oddał wpis Marynarki Wojennej RP: 

    Dziękujemy wszystkim uczestnikom za wspólne świętowanie i niezwykłą atmosferę!

    Ten żywy obraz wspólnoty – żołnierzy, dzieci i rodzin – stał się symbolicznym podsumowaniem całego dnia: niepodległość można świętować z powagą, ale i radością, w duchu wspólnoty i wdzięczności wobec historii.

    Warszawa – kulminacyjny moment obchodów narodowych

    Wczoraj Warszawa, jak co roku, ponownie stała się sercem Polski – miejscem, w którym symbolicznie spotkały się wszystkie pokolenia, poglądy i tradycje. To tu, w stolicy, odbyły się centralne uroczystości Narodowego Święta Niepodległości, stanowiące kulminacyjny punkt obchodów w całym kraju. Na Placu Marszałka Józefa Piłsudskiego zgromadzili się mieszkańcy stolicy, przedstawiciele władz państwowych, wojska oraz liczne delegacje z całej Polski.

    W południe, w asyście kompanii reprezentacyjnej Wojska Polskiego, odbyła się uroczysta zmiana warty przy Grobie Nieznanego Żołnierza. Prezydent Karol Nawrocki w swoim wystąpieniu przypomniał, że niepodległość nie jest dana raz na zawsze, lecz wymaga codziennej troski i pracy.

    Wolność nie jest stanem, który można zachować bez wysiłku. Wolność wymaga ofiary, mądrości i jedności – niezależnie od różnic, które dzielą nas na co dzień” – mówił.

    W jego przemówieniu wybrzmiała myśl o potrzebie wspólnoty i odpowiedzialności za państwo – słowa szczególnie aktualne w czasach napięć międzynarodowych.

    Minister obrony narodowej Władysław Kosiniak-Kamysz zwrócił z kolei uwagę na znaczenie służby wojskowej w utrzymaniu pokoju i suwerenności.

    Współczesny patriotyzm to nie tylko pamięć o przeszłości, ale i codzienne wzmacnianie bezpieczeństwa Polski – podkreślił, odnosząc się do rosnącej roli Sił Zbrojnych RP w strukturach NATO.

    Po oficjalnych uroczystościach na Placu Piłsudskiego rozpoczął się Marsz Niepodległości, który tradycyjnie wyruszył o godzinie 14:00 spod ronda Dmowskiego. Kolumna, licząca według danych policji około 120 tysięcy uczestników, przeszła Alejami Jerozolimskimi, przez Most Poniatowskiego, aż na błonia przy Stadionie Narodowym. Tegoroczny marsz przebiegł wyjątkowo spokojnie – po raz pierwszy od wielu lat nie odnotowano żadnych incydentów ani zamieszek. Jak zauważył marszałek Krzysztof Bosak, jeden z organizatorów wydarzenia, była to „najbardziej spokojna edycja marszu w historii”.

    To dowód, że Polacy potrafią świętować w sposób godny, bez podziałów i agresji. Patriotyzm nie musi dzielić – może łączyć – mówił.

    Tegoroczne obchody w stolicy miały wymiar wyjątkowy również z innego powodu. Po raz pierwszy od wielu lat w Marszu Niepodległości uczestniczył urzędujący Prezydent RP – Karol Nawrocki. Dotąd głowy państwa brały udział głównie w oficjalnych uroczystościach państwowych na Placu Marszałka Józefa Piłsudskiego, zachowując dystans wobec społecznego wymiaru święta. Tym razem prezydent przeszedł wśród uczestników marszu z biało-czerwoną flagą w dłoni, symbolicznie łącząc instytucję państwa z obywatelską formą świętowania. Wydarzenie to miało wymiar nie tylko historyczny, lecz także społeczny – po raz pierwszy od lat Marsz Niepodległości stał się przestrzenią wspólnoty, a nie podziału. Obecność głowy państwa podkreśliła, że patriotyzm nie jest własnością żadnej ze stron sporu politycznego, lecz wspólnym dobrem wszystkich Polaków.

    11 Listopada – jedność, wspólnota i tradycja w całym kraju

    Wieczorem, na błoniach Stadionu Narodowego, odbył się koncert „Niepodległa – wspólne śpiewanie”, podczas którego wybrzmiały najpiękniejsze polskie pieśni patriotyczne – od „Roty” po „Niepodległą, niepokorną”. Wystąpili artyści reprezentujący różne style muzyczne, a publiczność – kilka tysięcy osób – śpiewała wspólnie z nimi. Całość zwieńczył pokaz iluminacji i biało-czerwony spektakl dronów nad Wisłą.

    Warszawa po raz pierwszy od dawna przeżyła 11 listopada w atmosferze spokoju i jedności. Bez incydentów, bez podziałów – za to z dumą, refleksją i poczuciem wspólnoty. Dla wielu uczestników był to najbardziej symboliczny moment dnia, pokazujący, że mimo różnic potrafimy razem świętować to, co dla nas najważniejsze – wolność.

    Tegoroczne obchody pokazały, że Narodowe Święto Niepodległości to nie tylko data w kalendarzu, lecz żywa tradycja łącząca pokolenia. Od gór, przez Mazowsze, po Trójmiasto – wszędzie dominowało poczucie wspólnoty, dumy i narodowej ciągłości. W takich chwilach widać najpełniej, czym jest polska jedność, wspólnota i tradycja.