Newsletter Subscribe
Enter your email address below and subscribe to our newsletter

Rosyjska marynarka wojenna rozpoczęła eskortowanie tankowców należących do tzw. „floty cieni” – starzejących się, często nieubezpieczonych i w złym stanie technicznym jednostek wykorzystywanych do eksportu rosyjskiej ropy. W ostatnich tygodniach okręty wojenne Floty Bałtyckiej towarzyszyły takim transportom m.in. podczas przejścia przez Kanał La Manche w kierunku Cieśnin Duńskich.
W artykule
Możliwe, że bezpośrednią przyczyną tej demonstracji siły była sytuacja z kwietnia, kiedy to estońskie władze tymczasowo zatrzymały tankowiec Kiwala płynący do rosyjskiego portu Ust-Ługa. Jednostka została poddana szczegółowej kontroli z powodu niezgodności z przepisami bezpieczeństwa żeglugi i ochrony środowiska. Po dwutygodniowym postoju, po usunięciu ponad 40 uchybień, tankowiec otrzymał zgodę na kontynuację rejsu do rosyjskiego portu Ust-Ługa.
W odpowiedzi, 23 kwietnia Flota Bałtycka przeprowadziła ćwiczenia z zakresu ochrony morskich linii komunikacyjnych i reagowania na zagrożenia wobec żeglugi handlowej. Scenariusz obejmował m.in. symulowane ataki jednostek nawodnych i podwodnych, działania przeciwpożarowe na okrętach oraz procedury wspierania uszkodzonych jednostek handlowych.
Obserwacje z czerwca wskazują, że korweta RFS Boiky, powracająca z misji w rejonie Afryki Zachodniej, towarzyszyła tankowcom z „floty cieni” podczas przejścia przez Kanał La Manche. Co istotne, rosyjski okręt przed wejściem na ten akwen zmienił sygnalizację AIS, podszywając się pod statek rybacki. Sugeruje to zamiar ukrycia tożsamości i celu operacji.
Wszystkie trzy jednostki – Boiky, Sierra i Naxos – przemieszczały się wspólnie aż do osiągnięcia Cieśnin Duńskich, przez które prowadzi główny szlak morski na Bałtyk. W tym rejonie tankowce rozdzieliły się, obierając różne kursy, podczas gdy korweta skierowała się do swojego macierzystego portu w Bałtyjsku.
Działania stanowią kolejne potwierdzenie, że ochrona rosyjskiego transportu ropy – szczególnie w warunkach nasilających się sankcji – zyskuje charakter operacji militarnej. Ich celem może być zniechęcenie państw zachodnich do podejmowania działań inspekcyjnych wobec tankowców związanych z rosyjskim eksportem ropy naftowej. Obecność okrętu wojennego w pobliżu jednostek handlowych znacząco komplikuje ewentualne działania sił morskich NATO i zwiększa ryzyko eskalacji napięć.
Federacja Rosyjska coraz śmielej wykorzystuje siły morskie do osłony interesów gospodarczych – eskortowanie tankowców z „floty cieni” to element szerszej strategii polegającej na prowadzeniu działań militarnych na międzynarodowych wodach wykorzystywanych do żeglugi handlowej. Celem jest podniesienie progu ryzyka dla państw podejmujących próbę egzekwowania sankcji. Włączenie okrętów wojennych do ochrony transportów rosyjskiej ropy nie tylko zwiększa koszty operacyjne Zachodu, lecz także stanowi próbę narzucenia nowej normy w żegludze międzynarodowej.
Przemieszczanie się statków handlowych w asyście jednostek rosyjskiej marynarki wojennej ma działać odstraszająco i zniechęcać do podejmowania działań kontrolnych na podstawie obowiązujących przepisów prawa międzynarodowego. Tego rodzaju działania mogą prowadzić do niebezpiecznych incydentów, zwłaszcza w rejonach o intensywnym ruchu morskim, takich jak właśnie Kanał La Manche..
Należy jednak podkreślić, że systematyczne eskortowanie tankowców przez jednostki Floty Bałtyckiej generuje istotne obciążenie jej zasobów. Rosyjskie stocznie remontowe dysponują ograniczonymi zdolnościami przerobowymi, co może zacząć odciskać się na gotowości operacyjnej floty, jeśli eskorta będzie wymuszać częste powroty okrętów do portu na prace serwisowe. Takie przestoje, związane z koniecznością przeprowadzenia napraw, bezpośrednio ograniczają zdolność floty do realizacji swoich zadań. Aby ograniczyć ten efekt, Moskwa może kierować na te zadania okręty Floty Północnej – znakomicie to obrazuje obecność fregaty RFS Admirał Kasatonow oraz niszczyciela RFS Wiceadmirał Kułakow w porcie bazowym Floty Bałtyckiej w Baltijsku.
Źródło: Naval News


Stany Zjednoczone formalnie zgodziły się, by Korea Południowa rozpoczęła program budowy okrętów podwodnych o napędzie jądrowym. To decyzja o dużym ciężarze strategicznym – zarówno dla równowagi sił w regionie, jak i dla dotychczasowej polityki USA wobec ograniczania rozprzestrzeniania technologii jądrowych.
W artykule
Amerykańskie przyzwolenie ogłoszono w formie oficjalnego komunikatu na stronie Białego Domu, będącego bezpośrednią konsekwencją wcześniejszych rozmów prezydenta Donalda Trumpa z południowokoreańskim przywódcą Li Dze Mjungiem. W kontekście napięć wokół Półwyspu Koreańskiego i wzrostu aktywności Chin w zachodniej części Indo-Pacyfiku ta decyzja może mieć konsekwencje wykraczające daleko poza region.
Zgoda USA oznacza otwarcie możliwości technologicznej i politycznej, do której Korea Południowa dążyła od lat. Choć kraj ten dysponuje flotą okrętów podwodnych, dotąd ograniczał się do napędu konwencjonalnego – głównie z uwagi na amerykański sprzeciw wobec udostępnienia technologii wzbogacania uranu dla celów wojskowych.
Czytaj więcej: Koreański kapitał rusza w stronę rdzewiejących doków Ameryki
Porozumienie obejmuje również element kluczowy dla przyszłego programu okrętowego Seulu. Waszyngton zadeklarował gotowość wspierania południowokoreańskiego programu cywilnego, który obejmuje produkcję paliwa jądrowego, z zastrzeżeniem jego „pokojowego” przeznaczenia. Taki zapis – znany z międzynarodowych regulacji – w praktyce otwiera drogę do zabezpieczenia paliwa dla okrętów o napędzie jądrowym.
Obok aspektu militarnego, w komunikacie Białego Domu pojawił się wątek gospodarczy: Korea Południowa ma zainwestować 150 miliardów dolarów w rozwój amerykańskiego przemysłu stoczniowego. Kolejne 200 miliardów ma zostać przeznaczone na „cele strategiczne” – bez jednoznacznego doprecyzowania, czym są owe cele.
Współczesna geopolityka, także ta morska, coraz rzadziej sprowadza się wyłącznie do rozmów o okrętach, siłowniach jądrowych i torpedach. Coraz częściej mowa o aliansach przemysłowych, transferach technologii, podziale wpływów i „grze o łańcuchy dostaw”. Z tej perspektywy południowokoreańskie atomowe okręty podwodne to tylko jeden z pionków na szachownicy, której plansza sięga od Filadelfii po cieśninę Tsushima.
Biały Dom nie skomentował w swoim oświadczeniu potencjalnych skutków w regionie, lecz trudno pominąć pytanie o to, jak na tę decyzję mogą zareagować Chiny i Korea Północna. Z perspektywy Pekinu decyzja USA może być odebrana jako precedens przekraczający dotychczasowe granice amerykańskiej polityki wobec transferu technologii jądrowych. Chiny będą z pewnością uważnie śledzić każdy etap południowokoreańskiego programu i dostosowywać do niego własne działania morskie w zachodniej części Indo-Pacyfiku.
W przypadku Korei Północnej nie należy oczekiwać oficjalnej zmiany stanowiska. Reżim Kim Dzong Una od lat prowadzi politykę całkowicie oderwaną od międzynarodowych apeli czy ograniczeń, więc również tym razem można zakładać, że program jądrowy i rakietowy będzie kontynuowany niezależnie od działań Seulu. Pjongjang zwykle reaguje na takie decyzje własnym tempem i według własnych kalkulacji, co tylko zwiększa nieprzewidywalność napięć na Półwyspie.
Czytaj też: Południowokoreańska strategia globalnej ekspansji przemysłu stoczniowego
Tym samym region Indo-Pacyfiku wchodzi w nową fazę rywalizacji, w której pojawienie się południowokoreańskich jednostek o praktycznie nieograniczonym zasięgu operacyjnym może zachwiać dotychczasową równowagą i wymusić nowe kalkulacje zarówno w Pekinie, jak i w Pjongjang
Historia wielokrotnie pokazywała, że każdy poważny transfer technologii ma swoją cenę. W tym przypadku nie chodzi wyłącznie o pieniądze, lecz o odpowiedzialność. Korea Południowa, wchodząc do grona państw dysponujących okrętami o napędzie jądrowym, zyska nowe możliwości operacyjne. Jednocześnie stanie się jeszcze ściślej związana z amerykańską architekturą odstraszania.
Zgoda USA nie jest więc prezentem – to inwestycja w południowokoreańską gotowość bojową, która ma odciążyć amerykańskie siły morskie w regionie Indo-Pacyfiku. To układ, w którym każda ze stron coś zyskuje, lecz także ponosi realne ryzyko.