Enter your email address below and subscribe to our newsletter

Szeregi północnokoreańskiej floty wojennej zasilił nowy niszczyciel Choe Hyon

Kiedy Korea Północna poinformowała o zakończeniu budowy nowoczesnego niszczyciela rakietowego w 400 dni, naturalnym było podejście do tego komunikatu z dużą dozą ostrożności. Okręt Choe Hyon (51), bo o nim mowa, 25 kwietnia został oficjalnie zwodowany w porcie Nampho, oczywiście w obecności Kim Dzong Una.

Tempo budowy oraz prezentowane uzbrojenie tej jednostki skłoniły naszą redakcję do szczegółowej analizy, w której postaramy się oddzielić propagandowy przekaz reżimu od realnych możliwości bojowych Choe Hyon.

Jak na większość północnokoreańskich projektów wojskowych przystało, również w przypadku Choe Hyon brakuje oficjalnych, wiarygodnych danych. Szacunki dotyczące wielkości jednostki opierają się wyłącznie na analizie zdjęć oraz wymiarach doku stoczniowego w Nampho. Według niektórych źródeł okręt może mieć około 144 metrów długości, jednak bardziej ostrożne analizy, takie jak ta opublikowana przez portal MILMAG, wskazują jedynie, że jednostka „na pewno przekracza 100 metrów długości”.

Mimo braku precyzyjnych danych, już teraz wiadomo, że Choe Hyon jest największą jednostką, jaką kiedykolwiek wprowadzono do północnokoreańskiej marynarki wojennej. Na jego dziobie znajduje się armata morska dużego kalibru, prawdopodobnie 127 mm, co wpisuje się w standardowe wyposażenie współczesnych okrętów tej klasy.

Choć na pierwszy rzut oka Choe Hyon prezentuje się niczym nowoczesna jednostka bojowa, bliższa analiza ujawnia typowe dla Korei Północnej rozbieżności między propagandowym przekazem a rzeczywistością.

Propaganda kontra rzeczywistość – czym naprawdę jest Choe Hyon?

Według północnokoreańskiej propagandy mamy do czynienia z jednostką o wyporności 5000 ton, wyposażoną w systemy pionowego startu (VLS), radar AESA oraz zdolności godne morskiej potęgi. Brzmi imponująco? Tak, ale tylko na grafikach i zdjęciach, które od kilku dni obiegają światowe media.

Oto okręt, który sprawia wrażenie połączenia makiety z pokazem propagandowym, niż rzeczywistej jednostki bojowej. Kadłub zdobią liczne pokrywy „imitujące” wyrzutnie rakietowe, anteny przypominające systemy dalekiego zasięgu oraz obowiązkowe portrety przywódców – bo przecież bez nich żadna północnokoreańska konstrukcja nie byłaby w pełni uzbrojona.

Choe Hyon – okręt bojowy Korei Północnej czy pływająca makieta?

Pytanie brzmi: czy Choe Hyon rzeczywiście dysponuje zdolnościami, jakie przypisuje mu propaganda? A może to jedynie jednostka zdolna do paradnego przechodzenia wzdłuż wybrzeża i dobrze wyglądająca na zdjęciach Centralnej Agencji Prasowej Korei Północnej (KCNA)?

Nie jest bowiem tajemnicą, że przemysł okrętowy Korei Północnej nie należy do światowej czołówki. Dotychczasowe doświadczenia reżimu w budowie dużych jednostek nawodnych są skromne, a poziom technologiczny daleki od tego, co oferują marynarki wojenne państw regionu – choćby Japonii, Korei Południowej czy Chin. To rodzi poważne wątpliwości, gdy Pjongjang ogłasza zakończenie budowy nowoczesnego „niszczyciela” w zaledwie 400 dni.

Dla porównania, w Polsce program budowy fregat rakietowych Miecznik, opartych na projekcie Arrowhead 140, przewiduje, że od położenia stępki do wejścia do służby minie około 5 lat. I to mimo współpracy z doświadczonymi partnerami zagranicznymi oraz korzystania z dostępnych technologii, choć wciąż wymagających znaczącej adaptacji do krajowych potrzeb.

W tym kontekście północnokoreańskie tempo budowy Choe Hyon wygląda bardziej na element propagandowej narracji niż wynik rzeczywistego procesu technologicznego prowadzącego do powstania w pełni funkcjonalnej jednostki bojowej.

Ponadto, deklaracje o przenoszeniu na tej jednostce „pocisków manewrujących” i „pocisków balistycznych” brzmią bardziej jak cytat z przemówienia Kim Dzong Una niż rzeczywiste zdolności bojowe okrętu.

Choe Hyon pod lupą – uzbrojenie bardziej na pokaz niż do walki

Oto kilka elementów uzbrojenia i wyposażenia Choe Hyon, które budzą spore kontrowersje i wątpliwości wśród specjalistów związanych z marynarką wojenną:

1. Systemy VLS (Vertical Launch System) – „dziesiątki komór”
Na dostępnych zdjęciach widać liczne pokrywy sugerujące obecność pionowych wyrzutni rakietowych. Problem w tym, że:

  • Nie wiadomo, czy te wyrzutnie są w pełni funkcjonalne, czy tylko wizualnym „straszakiem”.
  • Korea Północna nie ma udokumentowanej historii produkcji nowoczesnych systemów VLS. Dotychczas stosowali bardziej prymitywne wyrzutnie na pokładach starszych jednostek lub lądowych platformach.
  • Deklarowana zdolność przenoszenia zarówno pocisków manewrujących, jak i balistycznych na jednej platformie VLS wydaje się mocno wątpliwa, co stanowi wyzwanie nawet dla najbardziej zaawansowanych marynarek wojennych świata, dysponujących rozbudowanym zapleczem technologicznym i przemysłowym.

2. Radar AESA (Active Electronically Scanned Array)
W niektórych przekazach medialnych pojawiły się sugestie, że Choe Hyon został wyposażony w „radar Aegis typu północnokoreańskiego”. W rzeczywistości reżim chwali się zamontowaniem czteropłaszczyznowej stacji radiolokacyjnej, która wizualnie przypomina radary wykorzystywane na okrętach z systemem Aegis, choć najprawdopodobniej jest to konstrukcja oparta na technologii AESA.

To wyjątkowo mało prawdopodobne, aby Korea Północna była w stanie stworzyć system o porównywalnych zdolnościach. Radary AESA to zaawansowane rozwiązania wymagające wysokiego poziomu technologii, dostępu do nowoczesnych materiałów oraz zaawansowanej elektroniki, co stanowi wyzwanie nawet dla czołowych marynarek wojennych świata. W przypadku Choe Hyon należy zakładać, że mamy do czynienia z uproszczoną stacją o ograniczonych możliwościach, której funkcja może sprowadzać się głównie do roli propagandowej.

3. Pociski balistyczne na pokładzie niszczyciela
To jeden z najbardziej oczywistych przykładów propagandowego przekazu.

  • Idea przenoszenia pocisków balistycznych na jednostce nawodnej jest rzadkością – nawet Rosja i Chiny tego nie stosują na klasycznych niszczycielach.
  • Korea Północna chwaliła się wcześniej eksperymentami z pociskami balistycznymi odpalanymi z okrętów podwodnych (SLBM), ale instalacja takiego uzbrojenia na niszczycielu to raczej element narracji reżimu, pozbawiony realnych podstaw.

4. Systemy przeciwokrętowe i rakiety „Spike”
Pojawiły się sugestie, że okręt ma być wyposażony w północnokoreańskie wersje pocisków przeciwokrętowych, wyraźnie inspirowanych radzieckim P-15 Termit lub chińskim C-802. To konstrukcje, których skuteczność i zasięg są mocno ograniczone, a same systemy wywodzą się jeszcze z realiów zimnej wojny.

Wzmianki o tzw. „North Korean Spike” – rzekomej kopii izraelskiego pocisku kierowanego – należy traktować jako element propagandowej narracji. Korea Północna nie posiada dostępu do tego typu technologii, a ewentualne próby stworzenia podobnego uzbrojenia byłyby jedynie uproszczonym odwzorowaniem bez porównywalnych parametrów bojowych.

5. Rosyjski zestaw przeciwlotniczy Pantsir
Na pokładzie Choe Hyon dostrzeżono system przypominający rosyjski zestaw przeciwlotniczy Pantsir, co samo w sobie budzi uśmiech wśród znawców tematu. Oryginalny Pantsir to system lądowy, a wersja morska – Pantsir-M – pozostaje technologią niedostępną dla Korei Północnej.

W związku z tym, „Pantsir-podobne” rozwiązanie zastosowane na niszczycielu Pjongjangu należy traktować raczej jako wizualny zabieg propagandowy niż realny system obrony bliskiego zasięgu. Skuteczność tej konstrukcji jest również więcej niż wątpliwa.

Korea Północna i Choe Hyon – ambitne plany morskiej potęgi czy propaganda reżimu?

Podczas wodowania Choe Hyon, Kim Dzong Un tradycyjnie nie poprzestał na prezentacji jednej jednostki. Zapowiedział rozbudowę floty wojennej o kolejne okręty tej konstrukcji, większe krążowniki rakietowe oraz od lat obiecywane okręty podwodne o napędzie jądrowym. Wspomniał nawet o „jednostkach eksportowych”, co w realiach północnokoreańskiego przemysłu okrętowego brzmi jak czysta propaganda.

Tymczasem największe okręty we flocie Pjongjangu to przestarzałe fregaty typu Najin z lat 60. XX wieku. Wobec tego wizje nowoczesnej floty oceanicznej pozostają jedynie polityczną narracją. Doświadczenie pokazuje, że północnokoreańskie zapowiedzi zbrojeniowe częściej kończą się na defiladach niż w praktycznym zastosowaniu przez siły morskie tego kraju.

Czy Choe Hyon stanie się początkiem morskiej potęgi Pjongjangu, zdolnej wyjść poza wody terytorialne? Nawet jeśli jednostka faktycznie opuści port, jej wartość operacyjna będzie iluzoryczna bez zabezpieczenia w postaci skutecznego rozpoznania, osłony przeciwlotniczej czy zdolności do współdziałania z innymi komponentami sił morskich.

Bardziej prawdopodobne jest, że okręt pozostanie efektowną dekoracją w porcie wojennym Nampho, otoczony przestarzałymi jednostkami pamiętającymi czasy zimnej wojny i kolejnym symbolem polityki opartej na budowaniu wizerunku zamiast realnych zdolności bojowych. Czy Choe Hyon kiedykolwiek opuści bezpieczne wody portu Nampho w roli pełnoprawnej jednostki bojowej, czy pozostanie jedynie tłem dla kolejnych defilad — odpowiedź poznamy w najbliższych latach, jeśli reżim zdecyduje się faktycznie wykorzystać swój „nowoczesny niszczyciel” w realnym środowisku morskim.

Autor: Mariusz Dasiewicz

https://portalstoczniowy.pl/category/marynarka-bezpieczenstwo/
Udostępnij ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

  • Narodowy Dzień Niepodległości w pracy. Ci, którzy 11 listopada nie mieli wolnego

    Narodowy Dzień Niepodległości w pracy. Ci, którzy 11 listopada nie mieli wolnego

    Podczas wczorajszych obchodów Narodowego Święta Niepodległości, gdy na lądzie trwały oficjalne uroczystości, koncerty i parady, część sektora morskiego – w trakcie codziennej pracy – uczciła ten dzień cicho, lecz znacząco.

    Praca w dzień 11 Listopada. Baltic Power, Orlen Petrobaltic i PGZ Stocznia Wojenna pod biało-czerwoną flagą

    Załoga statku instalacyjnego Wind Osprey, pracująca tego dnia na polu Baltic Power – pierwszej morskiej farmie wiatrowej budowanej u polskich wybrzeży – wywiesiła biało-czerwoną flagę i wykonała pamiątkowe zdjęcie na tle żurawia stawiającego kolejne elementy turbiny. Symboliczny, niemal intymny gest – wyrażający nie tylko szacunek dla historii, lecz także świadomość, że właśnie tam, na tej platformie pracy, tworzy się realna niezależność energetyczna państwa.

    Nie był to zresztą jedyny biało-czerwony akcent w otwartym morzu. Także załoga platformy wiertniczej należącej do Orlen Petrobaltic postanowiła 11 listopada zaznaczyć swoją obecność w narodowym święcie. Wśród konstrukcji offshore, z tłem żurawi i świateł eksploatacyjnych, rozciągnęli flagę państwową – wielką, wyraźną, wyeksponowaną. Bez zbędnych słów. Tylko ludzie, stal i barwy. Nie da się tego odebrać inaczej jak jednoznaczny komunikat: tu też jest Polska.

    Narodowy Dzień Niepodległości w pracy. Ci, którzy 11 listopada nie mieli wolnego / Portal Stoczniowy
    Fot. @GdanskSlodi / X

    🔗 Czytaj też: Narodowe Święto Niepodległości 2025: cała Polska w biało-czerwonych barwach

    Z kolei w halach produkcyjnych PGZ Stoczni Wojennej 11 listopada nie był dniem wolnym. Ale hala kadłubowa, w której powstają kluczowe dla Marynarki Wojennej fregaty z programu Miecznik, po raz drugi z rzędu rozświetliła się w biało-czerwonych barwach Brama ma ponad 40 metrów wysokości i powierzchnię dwóch boisk do koszykówki.. Prosty, czytelny gest – a jednocześnie wyrazisty sygnał, że także w zakładzie stoczniowym święto może być obecne. Jako znak szacunku, jako dowód zaangażowania, jako przypomnienie, że bezpieczeństwo państwa buduje się nie tylko w politycznych deklaracjach, ale przede wszystkim w stoczniowej hali – przy spawaniu, planowaniu i pracy zmianowej.

    Nowe oblicze patriotyzmu w Polsce

    To wszystko układa się w szerszy obraz – nie jednorazowego zrywu, lecz wieloletniego procesu. Polskie społeczeństwo stopniowo budzi się z letargu lat 90., kiedy 11 listopada był dla wielu dniem wolnym od pracy – bez treści. Coraz więcej ludzi – zarówno na lądzie, jak i na morzu – rozumie dziś, że niepodległość to nie hasło na transparencie, lecz konkret: odpowiedzialność, praca, wspólnota.

    Wczoraj w całym kraju tysiące ludzi przyszły na obchody – nie dla kamer, lecz dla siebie nawzajem. Rodziny z dziećmi, seniorzy, młodzież – wszyscy z biało-czerwoną flagą w ręku. Bez scenariusza, ale z przekonaniem. Udowadniając tym samym, że patriotyzm jest dla nich czymś realnym i ważnym.

    Biorąc pod uwagę mój wiek i pamiętając, jak wyglądały te obchody dwadzieścia lat temu – często pełne napięcia, nierzadko przysłonięte przez kontrowersje i polityczne podziały – trudno nie zauważyć, jak wiele się zmieniło. Przez lata 11 listopada bywał świętem trudnym – zawłaszczanym, prowokowanym, odzieranym z godności przez hałas, skrajności i medialny przekaz, który z patriotyzmu czynił temat wstydliwy albo kontrowersyjny. Wielu ludzi, zwłaszcza młodych, trzymało się od tego dnia z daleka.Nie z braku szacunku, lecz z niechęci do uczestniczenia w wydarzeniach, przy których zbyt często pojawiały się zamieszki podsycane przez skrajne grupy i osoby traktujące święto instrumentalnie. Prowokacje przykrywały sens tego dnia, a odpowiedzialność próbowano przerzucać na organizatorów.

    🔗 Czytaj też: Dzień Niepodległości: Powrót ORP Gen. K. Pułaski do Portu Wojennego w Gdyni

    Dziś ten obraz na szczęście się się zmienił. Świętowanie w Narodowy Dzień Niepodległości staje się spokojniejsze, bardziej oddolne. Coraz częściej 11 listopada nie oznacza już podziału – tylko wspólnotę przeżywaną lokalnie: na ulicy, w hali stoczniowej, na platformie morskiej, wśród znajomych z pracy czy sąsiadów z dzielnicy. Święto odzyskuje naturalny sens. I właśnie to daje nadzieję, że dojrzewamy – jako społeczeństwo, jako państwo, jako wspólnota.

    Polska dojrzewa. Coraz mniej wstydu przed biało-czerwoną, coraz więcej zwykłej dumy z Orła w koronie na piersi i bandery na maszcie. Coraz więcej osób szuka sensu w patriotyzmie – nie w deklaracjach, lecz w działaniu: w pracy zmianowej, w salucie banderowym, w odśpiewaniu „Mazurka Dąbrowskiego” w miejscach, gdzie bije polskie życie – od portów po najmniejsze miejscowości. Mimo wieloletniej polaryzacji wielu z nas widzi dziś w barwach narodowych nie pretekst do sporu, lecz powód, by stanąć obok siebie. Coraz bardziej widać zmęczenie podziałami, które latami zatruwały wspólnotę. Narasta potrzeba spokoju, normalności, gestu bez ideologii – flagi wywieszonej na burcie, znicza zapalonego na nabrzeżu, krótkiego „cześć i chwała” szeptanego pod nosem. Właśnie w takich drobnych znakach odradza się polskość: bez zadęcia, z godnością.

    To już nie patos, ale dojrzewanie. Do tego, że polskość nie musi być głośna, by być prawdziwa. I że Bałtyk nie jest tylko horyzontem – staje się przestrzenią, w której Święto Niepodległości wybrzmiewa pełnym głosem. Czasem w huku salwy, czasem w ciszy – ale zawsze z godnością.