Newsletter Subscribe
Enter your email address below and subscribe to our newsletter

27 sierpnia port w Szczecinie zanotował moment, który trudno przeoczyć. Do nabrzeża Słowackiego zacumował masowiec klasy panamax – MV Tokugawa pływający pod panamską banderą. Jednostka dostarczyła 49,96 tys. ton śruty sojowej dla firmy Viterra Polska. To największy jednorazowy ładunek, jaki kiedykolwiek wszedł do Szczecina.
W artykule
Takie wydarzenie nie byłoby możliwe bez pogłębienia toru wodnego Świnoujście–Szczecin do 12,5 metra oraz modernizacji Kanału Dębickiego i Basenu Kaszubskiego. Dzięki nim masowiec Tokugawa mógł wejść z zanurzeniem ok. 11 m – podczas gdy jeszcze niedawno maksymalna głębokość statków wchodzących do portu nie przekraczała 9 m.
Ta różnica oznacza prawdziwą rewolucję: do Szczecina mogą teraz przypływać jednostki z niemal dwukrotnie większymi ładunkami. To oszczędność czasu, niższe koszty transportu i wreszcie – konkurencyjność wobec największych portów w Europie. Nic dziwnego, że zarząd portu mówi dziś wprost: „Jesteśmy #PanamaxReady”.
MV Tokugawa mierzy 229 metrów długości i 32 metry szerokości. Jego sylwetka dominuje nad portową panoramą – najlepiej widać ją z bulwarów na Łasztowni i w rejonie Mostu Długiego. Natomiast z Wałów Chrobrego można go dostrzec, choć widok zależy od perspektywy.
Jeśli więc podczas ostatniego weekendu byłeś w Szczecinie, mogłeś na własne oczy zobaczyć, jak wygląda panamax zacumowany dość blisko centrum miasta. A jeśli nie – sprawdź mapy i zdjęcia satelitarne. Widok tego kolosa przy nabrzeżu Słowackim naprawdę zmienia perspektywę, czym dziś jest port nad Odrą.
Przeładunek Tokugawy pokazuje, że Szczecin jest gotowy na większe wyzwania. To nie tylko wydarzenie logistyczne, ale też dowód, że inwestycje w infrastrukturę realnie otwierają miasto na globalny handel. Masowiec Panamax w Szczecinie to już nie wizja – to codzienność.
Źródło: ZMPSiŚ/MD


Po ośmiu miesiącach aktywności na trzech oceanach brytyjska grupa lotniskowcowa z HMS Prince of Wales powróciła 30 listopada do Portsmouth. Tym wejściem Royal Navy zamknęła operację Highmast — największe rozmieszczenie sił morskich w bieżącym roku.
W artykule
Rankiem, w końcówce listopada, okręty brytyjskiej grupy lotniskowcowej zaczęły wchodzić do Portsmouth. Lotniskowiec HMS Prince of Wales prowadził szyk powrotny, zamykając tym samym globalną kampanię, w ramach której zespół pokonał ponad 40 tys. mil morskich — dystans odpowiadający półtorakrotnemu okrążeniu Ziemi.
Powitanie miało wymiar uroczysty, zgodny z tradycją Royal Navy: jednostki portowe wykonały salut wodny, zaś załogi eskort i pomocniczych okrętów stanęły wzdłuż burt. Po wielu miesiącach nieobecności marynarze i lotnicy wrócili do rodzin, kończąc etap najbardziej kompleksowej operacji tej części floty od kilku lat.
Operacja Highmast rozpoczęła się wiosną, kiedy z Portsmouth i Bergen wyszły pierwsze okręty tworzące grupę zadaniową. Jej głównym celem było potwierdzenie zdolności Royal Navy do prowadzenia wielodomenowych działań dalekomorskich oraz utrzymania spójnej współpracy z sojuszniczymi okrętami.
W trakcie misji grupa operowała kolejno na Morzu Śródziemnym, w obszarze Kanału Sueskiego, na Oceanie Indyjskim oraz w zachodniej części Indo-Pacyfiku. W tym czasie przeprowadzono szereg ćwiczeń, w tym z marynarkami Włoch, Japonii, Australii, Kanady i Norwegii.
Dowódca zespołu, komandor James Blackmore, określił operację jako „najszerszy sprawdzian brytyjskiej projekcji siły od lat”, podkreślając jednocześnie wzrost interoperacyjności i zdolności bojowej grupy.
Trzon Carrier Strike Group stanowił lotniskowiec HMS Prince of Wales, na którego pokładzie operowało skrzydło lotnicze złożone z samolotów F-35B oraz śmigłowców ZOP i maszyn rozpoznawczych. Uzupełnienie stanowiły niszczyciel rakietowy HMS Dauntless, fregata HMS Richmond, norweska fregata HNoMS Roald Amundsen oraz jednostki wsparcia — tankowiec RFA Tideforce i logistyczny HNoMS Maud.
W kulminacyjnej fazie misji, podczas ćwiczeń na Indo-Pacyfiku, siły zespołu liczyły ponad 4 tysiące żołnierzy i marynarzy.
Zakończona kampania miała znaczenie wykraczające poza tradycyjny pokaz bandery. HMS Prince of Wales po serii wcześniejszych problemów technicznych przeszedł pełny cykl eksploatacyjny, obejmujący przeloty, intensywne działania lotnicze oraz współpracę w warunkach, które sprawdzają możliwości układu napędowego, systemów pokładowych oraz modułów sterowania lotami.
Misja była więc testem nie tylko dla całego zespołu, ale i samego lotniskowca, który tym etapem potwierdził pełną gotowość do globalnych operacji. Dla Royal Navy oznacza to domknięcie okresu niepewności oraz wejście w etap stabilnej eksploatacji obu brytyjskich superlotniskowców.
Operacja Highmast udowodniła, że Wielka Brytania pozostaje zdolna do nieprzerwanej obecności na głównych morskich szlakach komunikacyjnych, szczególnie w regionie Indo-Pacyfiku. W sytuacji rosnącej aktywności floty chińskiej i agresywnych działań rosyjskich — zarówno w Arktyce, jak i na Morzu Śródziemnym — wartościowa obecność sojuszniczych komponentów nabiera szczególnego znaczenia.
Zakończenie operacji pokazuje także, jak duże znaczenie ma utrzymanie ciągłości działań Royal Navy. Powrót HMS Prince of Wales nie kończy brytyjskiej aktywności na Indo-Pacyfiku — stanowi raczej zamknięcie pierwszej z serii zaplanowanych rotacji, które w ciągu kolejnych lat mają stać się fundamentem obecności brytyjskiej bandery na kluczowych szlakach morskich.
Ośmiomiesięczna misja Highmast zapisze się jako jedno z najważniejszych przedsięwzięć brytyjskiej floty ostatnich lat. Zespół przeszedł pełne spektrum działań — od ćwiczeń sojuszniczych po operacje realizowane w rozległych akwenach zachodniej części Indo-Pacyfiku.
Powrót grupy lotniskowcowej, z HMS Prince of Wales na czele, stanowi potwierdzenie, że brytyjski system lotniskowcowy jest w stanie prowadzić globalne operacje w sposób ciągły, niezawodny i zgodny z wymaganiami współczesnej architektury bezpieczeństwa.