Enter your email address below and subscribe to our newsletter

Przegląd promowy: Prom Wawel i zmiana flagi na Viking Line

Portal „PromySKAT” prezentuje cotygodniowy przegląd najważniejszych wydarzeń w branży promowej. W tym tygodniu szczególną uwagę poświęcono dwóm doniosłym tematom: remontowi promu Wawel oraz zmianie bandery na kluczowym promie Viking Line.

Prom Wawel, obsługujący połączenie Gdańsk-Nynashamn, przeszedł remont w Szczecinie. Prace modernizacyjne obejmowały m.in. konserwację i malowanie kadłuba, remont płetw sterów, wymianę uszczelek na płatach śrub napędowych, wymianę blach wzmocnień zbiorników balastowych, remont jednego steru strumieniowego oraz remont silników elektrycznych w obu sterach strumieniowych.

Na jednostce przeprowadzono również przegląd i remont silników w maszynowni oraz modernizację wentylatorów, silników central klimatyzacyjnych i rekuperacyjnych. Wymieniono także wykładziny, niektóre drzwi oraz sprzęt audiowizualny i oświetlenie w dyskotece.

Czytaj więcej: https://portalstoczniowy.pl/odkryj-skandynawie-z-polferries-sezon-turystyczny-rozpoczety/

Viking XPRS, popularny prom obsługujący połączenia pomiędzy Helsinkami a Tallinnem, zmienił banderę na fińską. Jednostka została dodana do Fińskiego Rejestru Statków, co wzmocniło pozycję armatora jako największego pracodawcy w branży transportu morskiego w Finlandii. Viking XPRS, wcześniej pływający pod flagą szwedzką, dołączył do Viking Glory, Viking Grace i Gabriella, pływających pod fińską flagą.

P&O Ferries odebrał pierwszy z dwóch zamówionych dwukierunkowych promów, które będą służyć na trasie Dover-Calais. Nowa jednostka, P&O Pioneer, o długości 250 metrów i pojemności 1500 pasażerów, została zbudowana w chińskich zakładach Guangzhou Shipyard International (GSI). Jest wyposażona w linię ładunkową o długości 3600 metrów oraz hybrydowy napęd, dzięki czemu może być napędzana paliwem Diesla i energią elektryczną. Łączny koszt inwestycji wyniósł 220 milionów funtów, a drugi prom, P&O Liberte, dołączy do floty jeszcze w tym roku.

Po latach stagnacji związanej z pandemią, wiele firm przewozowych wreszcie odnotowało wzrosty w ubiegłym roku, a ten rok może przynieść kolejne duże zyski. Dowodem na to są właśnie opublikowane przez Grupę Tallink wyniki za luty, które są bardzo pozytywne. W porównaniu z analogicznym miesiącem w 2022 roku, firma zanotowała aż 51-procentowy wzrost liczby pasażerów, co może wskazywać na to, że ludzie zaczęli ponownie podróżować. 

Ponadto, liczba przewiezionych pojazdów osobowych wzrosła o 11%, osiągając poziom 50 259 pojazdów. Niestety, spadek zanotowano w przypadku przewozów cargo, gdzie przewieziono o 18,7% mniej ładunków niż przed rokiem. Warto jednak zaznaczyć, że te wyniki finansowe przedstawiają jedynie krótkoterminową sytuację jednej firmy, a wnioski na temat całej branży przewozowej i rynku turystycznego można wyciągnąć dopiero po przeprowadzeniu szerszych analiz.

Czytaj też: https://portalstoczniowy.pl/optymistyczne-prognozy-dla-przewoznikow-promowych-co-przyniesie-przyszlosc/

Problemy z dostępnością kierowców zawodowych skłaniają firmy do poszukiwania nietypowych rozwiązań. We Francji jedna z takich firm nie wymaga od kandydatów wysyłania CV czy posiadania uprawnień do kierowania ciężarówką. Zamiast tego, kandydaci biorą udział w symulacjach, grach logicznych i fabularnych, które mają wykazać ich umiejętności i cechy, takie jak samodzielność, radzenie sobie w trudnych sytuacjach czy stosunek do standardów. Wymagania na starcie to ukończone 18 lat i prawo jazdy kategorii B.

Podsumowując, branża promowa doświadcza zmian. Prace modernizacyjne na promie Wawel i zmiana flagi na Viking Line są jednymi z najważniejszych wydarzeń ubiegłego tygodnia, podczas gdy nowy prom P&O Ferries wprowadza nową jakość na trasie Dover-Calais.

Źródło: PromySKAT

https://portalstoczniowy.pl/category/marynarka-bezpieczenstwo/
Udostępnij ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

  • Co oznacza wejście USS Gerald R. Ford na wody Karaibskie?

    Co oznacza wejście USS Gerald R. Ford na wody Karaibskie?

    11 listopada grupa uderzeniowa z lotniskowcem USS Gerald R. Ford (CVN-78) weszła w rejon odpowiedzialności USSOUTHCOM na Karaibach. Oficjalnie to wsparcie działań przeciw przemytowi narkotyków, w praktyce czytelny sygnał dla Caracas w czasie narastającego napięcia na linii USA–Wenezuela. To pierwsza tak duża demonstracja siły US Navy w tym rejonie od wielu lat i wyraźne ostrzeżenie, że Waszyngton nie zamierza oddać kontroli nad swoim południowym przedpolem.

    To największe od lat wzmocnienie obecności US Navy w Karaibach – ruch czytelny jako presja na Caracas, równolegle z operacjami antynarkotykowymi. Połączenie tych dwóch wątków ma prosty przekaz: Waszyngton kontroluje południowe przedpole i jest gotów szybko eskalować, jeśli Maduro podniesie stawkę.

    Potęga na morzu – czym jest lotniskowiec USS Gerald R. Ford

    Na wody karaibskie wszedł nie tylko lotniskowiec, ale cały pływający zespół uderzeniowy. USS Gerald R. Ford to pierwsza jednostka nowej generacji amerykańskich lotniskowców o napędzie jądrowym. Posiada pełne skrzydło lotnicze, kompleksową obronę przeciwlotniczą oraz rozbudowane systemy rozpoznania. Wraz z towarzyszącymi mu niszczycielami i okrętami wsparcia tworzy samowystarczalny organizm, zdolny prowadzić działania przez wiele tygodni bez zawijania do portu.

    🔗 Czytaj więcej: Lotniskowiec USS Gerald R. Ford na wodach Morza Północnego

    Kiedy taki zespół pojawia się w danym akwenie, zmienia się dynamika całego regionu. Znikają z radarów małe jednostki o wątpliwym statusie, a statki handlowe zaczynają ściślej trzymać się korytarzy morskich. Dla marynarzy z państw regionu to jasny sygnał: ktoś teraz przejął kontrolę nad tymi wodami.

    Oficjalna narracja USA – walka z przemytem i przestępczością

    Pentagon w swoich komunikatach podkreśla, że obecność lotniskowca ma wspierać działania przeciwko organizacjom przestępczym w rejonie Karaibów. To obszar, przez który od dekad biegną morskie szlaki przemytu narkotyków i broni.

    Lotniskowiec typu Ford nie ściga motorówek z kontrabandą. Jego zadanie to rozpoznanie, stała obecność w powietrzu i wsparcie tych, którzy pilnują porządku z bliska. Sam fakt pojawienia się w tym rejonie mówi więcej niż oficjalne komunikaty: Waszyngton przypomina, że południowe przedpole ma pod kontrolą. Gdy na horyzoncie widać USS Gerald R. Ford, nikt w regionie nie ma wątpliwości, kto rozdaje karty na morzu. To również czytelny sygnał dla Caracas – napięcie nie słabnie, a obecność amerykańskiego lotniskowca wyraźnie zwiększa presję na wenezuelski reżim.

    Siła ognia, która nie potrzebuje reklamy

    Grupa uderzeniowa z lotniskowcem USS Gerald R. Ford na czele to nie demonstracja, lecz pełnowartościowa formacja bojowa. Na pokładzie amerykańskiego lotniskowca stacjonuje ponad siedemdziesiąt maszyn – od myśliwców F/A-18 Super Hornet, przez samoloty wczesnego ostrzegania E-2D Hawkeye, aż po śmigłowce wielozadaniowe MH-60R. To one tworzą pierwszą linię rozpoznania i rażenia, pozwalając Amerykanom działać setki kilometrów od własnych wybrzeży. Sam lotniskowiec dysponuje również własnymi środkami obrony – wyrzutniami pocisków rakietowych krótkiego zasięgu i systemami artyleryjskimi do zwalczania celów nawodnych oraz nisko lecących pocisków manewrujących.

    W skład zespołu wchodzą niszczyciele typu Arleigh Burke: USS Bainbridge (DDG-96), USS Mahan (DDG-72) oraz USS Winston S. Churchill (DDG-81), pełniący rolę okrętu dowodzenia obroną powietrzną. Każdy z nich ma system Aegis i wyrzutnie VLS, a także zdolność użycia pocisków manewrujących Tomahawk, zapewniając parasol OPL i silne możliwości uderzeniowe z morza.

    Co może zrobić US Navy, jeśli dojdzie do eskalacji?

    W razie konfliktu taki zespół jest w stanie przeprowadzić zmasowane uderzenie z morza w głąb terytorium przeciwnika. Zasięg operacyjny Tomahawków pozwala na rażenie celów oddalonych o ponad tysiąc kilometrów – a to oznacza, że nawet bez przekraczania granic wód terytorialnych Amerykanie mogliby sparaliżować kluczowe obiekty wojskowe i infrastrukturalne wenezuelskiego wybrzeża. Uderzenie poprzedziłoby rozpoznanie prowadzone przez samoloty pokładowe i drony zwiadowcze, wspierane przez śmigłowce ZOP tropiące okręty podwodne.

    🔗 Czytaj też: USS Gerald R. Ford z wizytą we Włoszech

    W praktyce oznacza to, że cała grupa działa jak jeden, samowystarczalny organizm: lotnictwo przejmuje kontrolę nad przestrzenią powietrzną, krążowniki i niszczyciele tworzą tarczę obronną, a okręty zaopatrzeniowe dostarczają paliwo i amunicję. W ciągu kilku godzin taka formacja jest zdolna prowadzić równoczesne operacje w powietrzu, na morzu i przeciwko celom lądowym. Dlatego wejście USS Gerald R. Ford na wody Karaibów nie można traktować jako rutynowej rotacji floty. To demonstracja siły i gotowości, która – nawet bez wystrzału – działa jak uderzenie precyzyjnie wymierzone w polityczne centrum Caracas.

    Co warto obserwować

    W nadchodzących tygodniach okaże się, czy obecność lotniskowca USS Gerald R. Ford i jego eskorty na Karaibach to jedynie presja polityczna, czy zapowiedź działań o szerszym wymiarze. Dla Pentagonu to test skuteczności globalnej projekcji siły. Dla Wenezueli – moment prawdy, jak daleko może się posunąć w konfrontacji z USA. Dlatego, mimo deklaracji US Navy o „polowaniu na przemytników”, niewielu wierzy, że to jedyny cel. Skala i timing wskazują, że kluczowy jest sygnał strategiczny pod adresem Caracas. A dla obserwatorów z naszej części świata to przypomnienie, że w polityce morskiej nie ma pustych gestów. Każdy ruch floty wojennej to komunikat – czasem głośniejszy niż jakiekolwiek oświadczenie dyplomatyczne.