Kiedy 28 listopada 1918 roku Naczelnik Państwa Józef Piłsudski podpisywał „Rozkaz o utworzeniu Marynarki Polskiej” to chyba w najczarniejszych snach nie wyobrażał sobie, że po ponad 100 latach później jego dziedzictwo zostanie obrócone w proch.
W nawiązaniu do naszych ostatnich publikacji na temat Marynarki Wojennej za zgodą redakcji Dziennika Zbrojnego przypominamy tekst który ukazał się dnia 07.08.2018 r. Czy słowa Dni Zagłady Marynarki Wojennej okażą się prorocze…?
PO CO MARYNARKA WOJENNA?
„Ojcowie Założyciele II RP”, oprócz wizji stworzenia Centralnego Okręgu Przemysłowego, zrealizowali również wizję budowy polskiego portu pełnomorskiego, i towarzyszącej temu projektowi, ideę odtworzenia Marynarki Wojennej. Realizacja wszystkich trzech przedsięwzięć zajęła dwie dekady, a relatywna zdolność bojowa ówczesnej floty oraz stopień nowoczesności były na nieporównywalnie wyższym poziomie niż obecnie.
Warto zatem, z perspektywy dnia dzisiejszego spróbować poszukać odpowiedzi na pytanie, dlaczego, sto lat po wydaniu dekretu Józefa Piłsudskiego, tak trudno uzyskać polityczną deklarację określającą do czego potrzebny nam morski rodzaj sił zbrojnych i jakie powinien posiadać narzędzia do realizacji nałożonych zadań.
Od czasów zdefiniowania i opisania, przez Mahan`a i Corbet`a, podstaw doktrynalnych użycia sił morskich, zadania obronne i zadania interesu ekonomicznego przenikają się wzajemnie, i w zależności od bieżącego poziomu napięć w środowisku bezpieczeństwa, naprzemiennie jedna z nich zdobywa pozycję priorytetową.
W 2016 roku największym partnerem handlowym Republiki Federalnej Niemiec były Chiny, z łączną wartością wymiany towarowej na poziomie 169 mld USD, a na drugim miejscu znalazły się Stany Zjednoczone z wartością 164 mld USD2.
Uważny obserwator poczynań niemieckiej marynarki wojennej mógł z łatwością zauważyć jak, wraz z rozwojem wymiany handlowej z Chinami, zmieniają się obszary operacyjnego zainteresowania sił okrętowych. Próżno dzisiaj spotkać okręty pod niemiecką banderą na Bałtyku, a na Morzu Północnym pojawiają się tylko podczas tranzytu do bardziej oddalonych akwenów położonych w rejonie Morza Śródziemnego, Zatoki Arabskiej, Morza Czerwonego i Zatoki Adeńskiej.
W przypadku Polski, w ujęciu masowym, transport morski odpowiada za około 30% wymiany towarowej, stąd też próba przekonania liderów politycznych i wojskowych o konieczności współuczestnictwa MW w zarządzaniu swobodą żeglugi na świecie, w tym uczestnictwa polskiego okrętu w operacji zwalczania piractwa, spotykał się zwykle z odpowiedzią „ale my tam nie mamy żadnego interesu”. Niestety, rzadko kiedy zwracano uwagę, że pod względem wartościowym transport morski stanowi aż 70% naszej wymiany towarowej. Po drugie, transport morski odgrywa coraz większą rolę w transporcie surowców strategicznych i w procesie dywersyfikacji źródeł zaopatrzenia. A w perspektywie dekady, może nawet odgrywać rolę dominującą.
Skoro, w powszechnej opinii decydentów nie mamy, jako Państwo, żadnego interesu w utrzymaniu bezpieczeństwa na kluczowych akwenach żeglugi, to można zakładać, że podobna argumentacja pojawi się w przypadku akwenów kluczowych dla transportu surowców strategicznych.
Jeżeli przyjąć, że jedynym celem istnienia Marynarki Wojennej pozostaje wyłącznie funkcja militarna, wówczas wysiłek pozyskania nowych okrętów powinien zostać skupiony na pozyskaniu narzędzi które zapewnią realizację zadań obronnych.
KONCEPCJA OPERACYJNEGO UŻYCIA MARYNARKI WOJENNEJ, A RACZEJ JEJ BRAK
Do 1989 roku zadania dla Marynarki Wojennej definiowali nam towarzysze radzieccy w ramach Układu Warszawskiego i sprowadzały się one stricte do agresywnych działań wojennych. Co więcej, zarówno Związek Radziecki, jak i Rosja, nigdy nie były państwami morskimi w „zachodnim” znaczeniu, dlatego rola sił morskich postrzegana była jedynie jako funkcja militarna i to o drugorzędnym znaczeniu.
Wydawałoby się, że zrzucenie brzemienia nadzoru ze strony Związku Radzieckiego pchnie morską sztukę operacyjną na samodzielne tory, niestety, od 1989 roku Polska cierpi na chroniczną niemoc w zakresie zdolności do zdefiniowania interesów morskich państwa, funkcji Marynarki Wojennej w systemie bezpieczeństwa oraz koncepcji jej operacyjnego użycia.
Jedyne doświadczenia z prowadzenia działań na morzu, pozyskane podczas II wojny światowej, zostały kompletnie zaprzepaszczone, bądź to poprzez fizyczną eliminację i degradację kadr bądź poprzez deprecjonowanie (co ma miejsce do dzisiaj) roli MW w Kampanii Wrześniowej i dalszej walce przeciwko Kriegsmarine, przez cały okres trwania wojny.
Okres powojenny, to ponowne podporządkowanie całej taktyki i sztuki operacyjnej działaniom na osi Wschód-Zachód, z nadaniem Marynarce Wojennej roli podrzędnej wobec Floty Bałtyckiej Związku Radzieckiego
Całkowity brak doświadczeń z prowadzenia operacji morskich, zanik własnej myśli wojskowej oraz dziedzictwo wynikające z pozycji Marynarki Wojennej w dawnym Układzie Warszawskim doprowadziły do tego, że zarówno w kręgach politycznych jak i wojskowych z łatwością podejmowane są decyzje jeżeli chodzi o pozyskanie okrętów zabezpieczenia, natomiast kompletny paraliż decyzyjny pojawia się w przypadku pozyskania okrętów uderzeniowych. Co więcej, w wielu publicznych wypowiedziach i publikacjach, w odniesieniu do Morskiej Jednostki Rakietowej (MJR), pojawia się od kilku lat określenie iż jest ona przeznaczona do osłony (sic!) sił morskich i obiektów brzegowych, tak jakby kiedykolwiek MJR posiadała zdolność do zwalczania rakiet czy statków powietrznych.
I o ile można pominąć milczeniem wypowiadanie takich opinii przez osoby cywilne, o tyle w ustach osób w mundurach są one niewybaczalnie szkodliwe, gdyż doprowadziły do wyeliminowania platform okrętowych z programów WISŁA i NAREW, tworząc ogromną lukę w docelowym systemie obrony powietrznej i przeciwrakietowej państwa.
Fakt udanej budowy niszczyciela min, który sam w sobie stanowi na dzień dzisiejszy projekt unikalny w skali światowej, nie może przesłaniać faktu, że w pierwszej kolejności inwestujemy w jednostki pozbawione samodzielnej zdolności przetrwania na współczesnym polu walki.
Obserwując chocholi taniec wokół Marynarki Wojennej, jaki ma miejsce przez ostatnie dwie dekady, czas najwyższy skończyć z filozofią zastępowania starych okrętów nowymi, tego samego typu.
Marynarka Wojenna wymaga poważnej dyskusji nad samą sobą, przedefiniowania swojej roli w systemie obronnym państwa i opracowania Programu Modernizacji Technicznej od podstaw.
Mając świadomość, że Marynarka Wojenna nie będzie priorytetowym rodzajem sił zbrojnych, przynajmniej w perspektywie pokolenia, oraz uwzględniając limitowane nakłady finansowe wydaje się, że kluczem do sukcesu będzie zdefiniowanie tylko jednego zadania operacyjnego wokół którego należy budować komponent sił morskich. Wybór, de facto, ogranicza się do „Odstraszania” lub „Obrony przestrzeni powietrznej”.
ODSTRASZANIE
Kilka lat temu, wraz z rozpoczęciem procesu definiowania programu pozyskania nowych okrętów podwodnych, pojawiła się idea wyposażenia tych okrętów w rakiety manewrujące.
Wkrótce potem pojawiła się idea „triady odstraszania” czyli połączenia zdolności Sił Powietrznych wyposażonych w rakiety JAASM, Wojsk Lądowych wyposażonych w artylerię rakietową dalekiego zasięgu oraz Marynarki Wojennej ze wspomnianymi okrętami podwodnymi.
Można jednak odnieść wrażenie że, w przypadku MW, strona polityczna przyjęła ideę okrętów podwodnych z rakietami manewrującymi bez jakiejkolwiek refleksji nad uwarunkowaniami ich użycia albowiem wystarczy krótki rzut oka na załączoną mapę żeby uświadomić sobie skalę ograniczeń z jakimi będą musiały się borykać w przypadku działań operacyjnych.
Powszechny entuzjazm jaki towarzyszy teoretycznej skrytości okrętów podwodnych w wodach Bałtyku, wynikającej ze specyficznej hydrologii, przesłania fakt, że akweny dostępne stanowią niewielką część Morza Bałtyckiego, z czego niemal połowa znajduje się w rejonach nieprzydatnych operacyjnie dla MW.
Nie wiem czy ktokolwiek próbował określić ile rejonów działań okrętów podwodnych da się „zmieścić” na tym ograniczonym obszarze ale z dużym prawdopodobieństwem można przyjąć że w głębinie wodnej będzie tak ciasno że dojdzie do wzajemnej walki między okrętami podwodnymi zanim nastąpi start jakiejkolwiek rakiety.
Jeżeli jednak, pomimo wszelkich przeciwności, uda się wystrzelić rakiety do wyznaczonego celu to należy pamiętać że działania będą prowadzone w czasie wojny, a siły lotnicze ZOP przeciwnika będą znajdować się w najwyższej gotowości bojowej. Oznacza to, że maksymalnie po 30-40 minutach od startu rakiety rozpocznie się intensywne polowanie na okręty podwodne i w niesprzyjających okolicznościach może okazać się że w ciągu godziny od wykonania uderzenia rakietowego na dnie Bałtyku spocznie majątek o wartości kilkunastu miliardów złotych, a efekty użycia rakiet manewrujących będą niewspółmiernie mizerne.
Źródło: Akademia Marynarki Wojennej
Jeżeli rzeczywiście politycy uważają, że Państwo Polskie powinno posiadać element systemu odstraszania w postaci okrętów podwodnych z rakietami manewrującymi to trzeba od podstaw opracować nową koncepcję ich operacyjnego użycia.
Jeżeli mają one odnieść zakładany efekt bojowy, to po pierwsze należy im zapewnić większą swobodę manewru, a po drugie, większą szansę na skryte rozwinięcie do rejonów operacyjnych, a to oznacza że muszą operować poza Bałtykiem.
Niestety, wiąże się to z budową kosztownego systemu wsparcia okrętów podwodnych na akwenach oddalonych od bazy macierzystej oraz zaopatrywania ich w informację rozpoznawczą.
Po drugie, jeżeli uwzględni się liczbę rakiet niezbędnych do obezwładnienia stanowiska dowodzenia szczebla operacyjnego, stacji radiolokacyjnych wczesnego ostrzegania czy innego podobnego obiektu to okazuje się, że dla efektywnego wykonania uderzenia rakietowego niezbędne będzie pozyskanie 6-8 okrętów o stosownych zdolnościach.
OBRONA PRZESTRZENI POWIETRZNEJ
Jeden ze znamienitszych teoretyków morskiej sztuki operacyjnej, profesor Milan Vego w swoich rozważaniach na temat roli sił morskich realizujących zadania w warunkach mórz zamkniętych lub półzamkniętych, czyli takich jakie prezentuje akwen Morza Bałtyckiego, zwraca uwagę, że od stuleci, zadaniem sił morskich było wsparcie flanki głównych sił prowadzących działania na lądzie.
Co istotne, wykazuje, że wszędzie tam gdzie w praktyce zastosowano zasadę działań połączonych (chociaż przez wieki stosowano inną terminologię do ich opisania), wynik końcowy, w zdecydowanej większości przypadków, był korzystny nie tylko dla przebiegu danej operacji ale wręcz wpływał na przebieg ostatecznego rezultatu prowadzonych działań wojennych.
Tymczasem, uwzględniając historyczne uwarunkowania bezpieczeństwa, utrwaloną teorię sztuki operacyjnej, położenie geograficzne Polski, potencjalne zagrożenia oraz relatywnie długą i trudną do obrony linię brzegową, ciężar osłony i obrony wojsk operujących w pasie nadmorskim, może i powinna przyjąć na siebie Marynarka Wojenna realizując następujące kluczowe zadania:
- uniemożliwienie skrytego wtargnięcia środków napadu powietrznego na terytorium Polski z kierunku morskiego;
- realizacja funkcji wczesnego ostrzegania o wystrzeleniu rakiet z obszaru Obwodu Kaliningradzkiego;
- zapewnienie osłony oraz obrony przeciwrakietowej i powietrznej, z kierunku morskiego, nadmorskiemu skrzydłu sił głównych, prowadzących strategiczną operację obronną na lądzie.
Nie wolno oddzielać działań na morzu od tego co się dzieje na lądzie, i na odwrót. Od lat termin „działania połączone” jest odmieniany przez wszystkie przypadki, tyle tylko że dopóki nie zaczniemy stosować zasady wspólnej (jednolitej) przestrzeni operacyjnej, dopóty działania w relacji ląd-morze pozostaną działaniami połączonymi wyłącznie w sferze teoretycznej.
W otaczającej nas rzeczywistości militarnej, sama tylko Flota Bałtycka siłami okrętowymi i lotniczymi jest w stanie wystrzelić od 140 do 160 rakiet w jednej salwie. Jeżeli dodać do tego wojska rakietowe które już zostały rozmieszczone w Obwodzie Kaliningradzkim oraz ich ewentualne wzmocnienie to liczba rakiet ulega co najmniej podwojeniu. Ich celem będą nie tylko okręty ale również, a może przede wszystkim, wojska operujące na lądzie.
Co więcej, potencjalne zagrożenie stwarzać będzie nie tylko lotnictwo stacjonujące w Obwodzie Kaliningradzkim, ale również lotnictwo stacjonujące w rejonie Sankt Petersburga, które będzie mogło wykorzystać swobodę manewru wynikającą z możliwości wykonania podejścia w przestrzeni powietrznej nad morzem zamiast nad lądem.
Skupienie uwagi operacyjnej na kierunku Wschód-Zachód, rozwinięcie operacyjne wojsk wzdłuż tej osi oraz lekceważenie roli MW w potencjalnym konflikcie zbrojnym może skutkować powstaniem swoistego „miękkiego podbrzusza” z kierunku morskiego, gdzie atakujący przeciwnik napotka niemal zerowe przeciwdziałanie (jeżeli nadal będziemy kontynuować w dotychczasowy sposób modernizację Marynarki Wojennej) oraz uzyska strefę pełnej swobody operacyjnej, a raczej „strefę bezkarności” nad morzem i w pasie nadmorskim.
Uwzględniając powyższe, w celu obrony przestrzeni powietrznej z kierunku morskiego, drugą grupą okrętów na którą może i powinna postawić Marynarka Wojenna są okręty obrony powietrznej (przeciwrakietowej).
Jedynie połączenie zdolności istniejącej Morskiej Jednostki Rakietowej MJR/Nadbrzeżnych Dywizjonów Rakietowych/ ze zdolnościami okrętów obrony powietrznej zapewni stworzenie efektywnej bariery broniącej dostępu do wybrzeża, a jednocześnie zapewni osłonę nadbrzeżnego skrzydła sił walczących na lądzie. Jednocześnie okręty będą osłaniać MJR przed uderzeniami z powietrza i zapewnią informację rozpoznawczą o sytuacji nawodnej na maksymalnych zasięgach uzbrojenia rakietowego MJR.
Co więcej, przyjęcie przez MW funkcji „obrony przestrzeni powietrznej” i pozyskanie stosownych narzędzi w postaci okrętów wyposażonych w minimum dwa kompleksy (2 x 32) wyrzutni rakietowych pionowego startu pozwoli na jednoczesne uzyskanie zdolności odstraszania poprzez zakup stosownej jednostki ognia, a także rozwiąże problem realizacji zobowiązania udziału w stałych zespołach sił okrętowych NATO.
Zgadzając się z twierdzeniem, że najważniejszym zadaniem Marynarki Wojennej jest obrona terytorium Polski z kierunku morskiego oraz wsparcie nadmorskiego skrzydła wojsk lądowych na strategicznej rubieży obrony, kompletnie niezrozumiałym jest brak uwzględnienia okrętowych systemów obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej jako elementów składowych w programach WISŁA i NAREW.
Systemy te są zaawansowane technologicznie, sprawdzone operacyjnie, nie mają problemów z pokryciem obszaru 360º. Ze względu na platformę okrętową są nieustannie mobilne, a co najbardziej istotne, w warunkach środowiska morskiego są znacznie bardziej efektywne niż przy zastosowaniu na lądzie.
Oczywiście, mam świadomość że natychmiast pojawi się argumentacja że okręt tego typu będzie łatwym celem na Bałtyku. Gdzie zatem nie będzie on obiektem ataku? Na środku oceanu? Tam raczej wojny obronnej toczyć nie będziemy.
Tego typu argumentacja jest to o tyle interesujące, że została podpisana umowa na budowę okrętu ratowniczego o wyporności 5.500 ton, zawieszono postępowanie na planowany okręt wsparcia logistycznego o wyporności 6.500 ton wyporności, a w przestrzeni publicznej toczy się absurdalna dyskusja czy trzon sił Marynarki Wojennej czyli nawodne okręty bojowe mogą mieć 2.500 ton czy to już będzie za dużo bo przecież nie będą daleko pływać.
Strona polityczna nie potrafi zdefiniować roli i zadań Marynarki Wojennej, Marynarka Wojenna występuje w roli wielkiego niemego i nieobecnego, gotowa zaakceptować każde rozwiązanie byleby pływało, a w międzyczasie przemysł okrętowy stoczył bratobójczą wojnę o „strategiczne” zamówienie na 6 holowników.
Chciałoby się wierzyć, że jest to tylko i wyłącznie przypadek ale kolejność uruchomionych zamówień, najpierw na niszczyciel min, a następnie na holowniki i okręt ratownicy sugerują że spełnia się najczarniejszy scenariusz i górę bierze „magia małych liczb” czyli uruchamianie projektów które nie stanowią znacznego obciążenia dla budżetu MON.
Owszem, tego typu zamówienia spełnią rolę swoistej kroplówki dla wybranych przedsiębiorstw ale nie wnoszą żadnej wartości dodanej w postaci nowych technologii lub nowych zdolności wytwórczych.
Co gorsza, taka filozofia zemści się błyskawicznie w przypadku konfliktu zbrojnego. Tanie dzisiaj, oznacza bezwartościowe gdy zajdzie konieczność obrony państwa. Zamiast inwestować w okręty uderzeniowe, inwestujemy w okręty zabezpieczenia bojowego i wsparcia, które nie będą do niczego przydatne z braku sił głównych, a także nie będą zdolne do samodzielnego przetrwania na polu walki.
Trzeba sobie wyraźnie powiedzieć, że Marynarka Wojenna nie ma najmniejszych szans na prostą wymianę starych okrętów na nowe.
Bez zdefiniowania się na nowo, bez znalezienia nowego pomysłu na Marynarkę Wojenną i zawężenie kompetencji operacyjnych poprzez wybór jednej z dwóch przedstawionych opcji, co można czytać jako „znalezienie niszy operacyjnej” w systemie obrony Państwa, zamiast podniesienia bandery na nowych okrętach bojowych doczekamy się spuszczenia flagi MW jako jednostki organizacyjnej. I to wkrótce.
Obym, tym razem, okazał się złym prorokiem.
P.S. Zawarte w tekście stwierdzenia zawierają wyłącznie prywatne opinie autora.
Autor: kmdr rez. Mirosław Ogrodniczuk
Related Posts
- Okręty podwodne S-80 i nowy system AIP-BEST. Czy to wystarczy Hiszpanom, aby wygrać w programie ORKA?
- Odbudowa potencjału szkoleniowego ZOP w MW RP
- Umowa o budowę statku – spory dotyczące zmian do umowy
- „Oceania” uratowana: ministerstwo przyznaje dodatkowe środki
- Brytyjski program FSS osiąga kluczowy kamień milowy
Subskrybuj nasz newsletter!
O nas
Portal Stoczniowy to branżowy serwis informacyjny o przemyśle stoczniowym i marynarkach wojennych, a także innych tematach związanych z szeroko pojętym morzem.
Najpopularniejsze
Poprzedni artykuł:
Następny artykuł:
Portal Stoczniowy 2022 | Wszystkie Prawa Zastrzeżone. Portal Stoczniowy chroni prywatność i dane osobowe swoich pracowników, klientów i kontrahentów. W serwisie wdrożone zostały procedury dotyczące przetwarzania danych osobowych oraz stosowane są jednolite zasady, zapewniające najwyższy stopień ich ochrony.