Fot. Niszczyciel HMS Defender, USS Laboon i holenderska fregata HMNLS Evertsen/US Navy
NATO stoi przed poważnym wyzwaniem w dostępie do Morza Czarnego z powodu prawnych ograniczeń narzuconych przez Konwencję z Montreux z 1936 roku, które uniemożliwiają jego członkom interwencję w obronie ukraińskich portów morskich, kluczowych dla eksportu zboża i stali. Blokada morska przez Rosję, kontrolującą większość wybrzeży Morza Czarnego, zagraża nie tylko Ukrainie, ale wpływa na globalny rynek żywności, stawiając przed NATO pytanie o skuteczność możliwych działań w tym regionie.
Porty nad Morzem Czarnym i Morzem Azowskim odpowiadają za około 85 proc. ukraińskiego eksportu zboża. Ukraina dostarcza 13 proc. światowej kukurydzy i podobną ilość pszenicy, co oznacza, że zakłócenia w handlu na ukraińskim wybrzeżu mogą mieć duży wpływ na rynek żywnościowy całego świata. Porty morskie Ukrainy odpowiadają również za około 80 proc. eksportu stali.
Główne miasta portowe jak Mariupol nad Morzem Azowskim i Odessa nad Morzem Czarnym, nie zostały jeszcze zajęte przez wojska rosyjskie. Niestety o pierwsze z nich, toczą się obecnie zacięte walki, jednocześnie trwa dramat jego mieszkańców na niewyobrażalną skalę. Odessa, choć przygotowuje się do obrony, może niebawem podzielić los Mariupola. Sytuacje dodatkowo pogarsza fakt, iż blokada ukraińskich portów przez rosyjską marynarkę wojenną rozpoczęła się jeszcze przed ostatnimi operacjami lądowymi i powietrznymi.
Atak na ukraińskie porty na Morzu Czarnym należy rozumieć jako wojnę ekonomiczną prowadzoną przez Rosjan. Przerwanie normalnego handlu nie tylko pozbawi Ukrainę środków potrzebnych do prowadzenia działań wojennych, ale także obciąży bezpośrednio lub pośrednio prawie każdy kraj na świecie dodatkowymi kosztami.
Czy NATO może zrobić cokolwiek, aby umożliwić Ukrainie dostęp do Morza Czarnego?
Prawdopodobnie nie. Pierwszym możliwym rozwiązaniem byłoby stworzenie dróg lądowych omijających blokadę morską. Ukraina nie ma wystarczających środków transportu lądowego, które mogłyby zastąpić transport morski, a nawet gdyby były, to realistycznie rzecz biorąc, mogłyby przewozić towary tylko do Europy.
Niestety Siły Morskie NATO z powodów czysto prawnych, również nie mogą zapewnić ochrony transportu do portów ukraińskich, ze względu na Konwencję z Montreux z 1936 roku. Na mocy tego traktatu kraje położone nad Morzem Czarnym otrzymują specjalne przywileje morskie, a inne kraje są ściśle ograniczone co do tego, jakie okręty mogą wpływać na morze (np. nie mogą tam wpływać lotniskowce ani okręty podwodne).
Turcja, która kontroluje cieśniny łączące Morze Czarne z Morzem Śródziemnym, decyduje o sposobie egzekwowania tych zasad, a Ankara do tej pory nie była zdecydowana, czy chce lub może wykorzystać swoje przywileje wynikające z traktatu do zakłócania operacji rosyjskich.
Stany Zjednoczone nie są sygnatariuszem traktatu z Montreux, więc technicznie rzecz biorąc, zasady te nie dotyczą marynarki wojennej USA. Jednak amerykańskie okręty wojenne tradycyjnie i tak ich przestrzegają – choćby dlatego, że spośród dziesięciu państw sygnatariuszy osiem to sojusznicy USA: Francja, Wielka Brytania, Australia, Rumunia, Bułgaria, Grecja, Turcja i Japonia.
Co więcej, dochodzenie prawa do korzystania z tej technicznej możliwości prawnej oznaczałoby przepłynięcie amerykańskiego okrętu wojennego przez Stambuł.
Jeśli użycie amerykańskiej marynarki wojennej do przerwania blokady nie wchodzi w grę, to co zrobić z sojusznikami NATO? Cóż, Ci, którzy mają bardziej nowoczesne siły morskie, nie są państwami czarnomorskimi, więc ich dostęp jest ograniczony. A państwa czarnomorskie nie mają wystarczająco dużych flot, mimo że mają do nich dostęp. Niestety, sytuacja jest krytyczna.
Jednym z możliwych rozwiązań byłoby przekazanie Ukrainie amerykańskich pocisków przeciwokrętowych Harpoon. Broń tę, opracowaną pierwotnie przez amerykańską marynarkę wojenną w latach 70. ubiegłego wieku, którą stosuje obecnie ponad 30 państw. Jeśli zatopienie kilku rosyjskich krążowników nie wystarczyłoby do zakończenia blokady, to przynajmniej podniosłoby koszty ponoszone przez rosyjską marynarkę wojenną.
Oczywiście o wiele łatwiej jest rozmieścić, wyszkolić i przetestować nowy (przynajmniej dla Ukraińców) system uzbrojenia, gdy nie toczy się jeszcze wojna. Oznacza to, że najlepszym momentem na przekazanie Ukrainie Harpunów byłby okres między 2014 rokiem a ubiegłym miesiącem tego rok. To samo dotyczy pocisków Stinger i Javelin, które są obecnie gorączkowo przewożone przez granicę polsko-ukraińską.
Istnieją też inne, jeszcze mniej atrakcyjne opcje: ataki małymi łodziami na okręty wojenne, stawianie min zagrażających blokującym je okrętom, atakowanie rosyjskiej marynarki wojennej z powietrza lub inne działania partyzantki morskiej. Byłyby to jednak najprawdopodobniej operacje samobójcze, bez względu na intencje i cele.
Nadzieja na utrzymanie otwartych portów ukraińskich jest w tym momencie prawdopodobnie nierealna. Jedynym sposobem na wygranie wojny na morzu jest zwycięstwo na lądzie.
Portal Stoczniowy to branżowy serwis informacyjny o przemyśle stoczniowym i marynarkach wojennych, a także innych tematach związanych z szeroko pojętym morzem.