Enter your email address below and subscribe to our newsletter

Dania przyspiesza modernizację floty wojennej

Dania przyspiesza modernizację floty wojennej – Minister Obrony Troels Lund Poulsen ogłosił program zakupu i budowy nowych okrętów patrolowych (OPV), jednostek wsparcia oraz systemów bezzałogowych – łącznie 26. Celem jest wzmocnienie duńskiej floty wojennej w zakresie nadzoru morskiego, reagowania kryzysowego oraz ochrony podmorskiej infrastruktury krytycznej.

Okręty patrolowe i jednostki ochrony środowiska – filary bezpieczeństwa morskiego

Nie minął miesiąc od publikacji naszego artykułu, w którym informowaliśmy o ogłoszeniu przez Królestwo Danii strategicznych planów modernizacji Søværnet, gdy Kopenhaga przeszła do etapu ich realizacji. W ramach tego programu rząd przeznaczy około 4 mld koron duńskich (około 614 mln dolarów) na wzmocnienie morskich zdolności obronnych.

Trzon nowego planu stanowić będą OPV, zaprojektowane z myślą o operacjach na wodach terytorialnych oraz w duńskiej wyłącznej strefie ekonomicznej. Jednostki te mają zapewnić stały nadzór nad żeglugą, umożliwiać kontrolę podejrzanych jednostek oraz wspierać działania związane ze zwalczaniem zagrożeń hybrydowych, które coraz częściej pojawiają się w rejonie Morza Bałtyckiego i Północnego.

Uzupełnieniem floty będą specjalistyczne okręty do ochrony środowiska morskiego, które – poza klasycznymi zadaniami, takimi jak neutralizacja skutków wycieków ropy – otrzymają zdolności do prowadzenia działań patrolowych, rozpoznania oraz wsparcia w zakresie zwalczania min morskich. Nowe platformy zastąpią wysłużone jednostki typu Supply i Seatruck, zapewniając Kopenhadze nowoczesne narzędzie do ochrony zarówno środowiska, jak i podmorskiej infrastruktury krytycznej.

Systemy bezzałogowe i sonary – odpowiedź na zagrożenia podwodne

Integralną częścią programu mają być systemy bezzałogowe oraz nowoczesne systemy sonarowe, które umożliwią prowadzenie długotrwałego monitoringu podmorskich kabli, rurociągów i gazociągów. W dobie rosnącego ryzyka sabotażu infrastruktury krytycznej – czego symbolicznym przykładem stał się atak na gazociągi Nord Stream – takie rozwiązania stają się kluczowe dla zapewnienia bezpieczeństwa nie tylko Danii, lecz całego regionu Morza Bałtyckiego.

Współpraca z NATO i krajowy przemysł okrętowy

Ministerstwo Obrony zapowiedziało, że większość okrętów powstanie w duńskich stoczniach, przy możliwym udziale krajów sojuszniczych NATO. To nie tylko inwestycja w bezpieczeństwo, ale również impuls dla lokalnego przemysłu okrętowego i rozwój kompetencji w zakresie nowoczesnych technologii morskich.

Część większego planu odbudowy duńskiej floty wojennej

Realizacja programu modernizacji Søværnet jest elementem szerszego planu odbudowy potencjału obronnego Królestwa Danii. Po ponad dekadzie cięć budżetowych, w 2024 roku rząd przeznaczył 190 miliardów koron duńskich na rozwój sił zbrojnych w perspektywie dziesięciu lat. Wydatki te mają przywrócić zdolności operacyjne odpowiadające współczesnym zagrożeniom, szczególnie w obszarze bezpieczeństwa morskiego.

Realna odpowiedź na „flotę cieni” i nowe zagrożenia

Wzrost aktywności rosyjskiej „floty cieni”, transportującej ropę, broń i zboże z naruszeniem sankcji, a także seria incydentów wokół podmorskiej infrastruktury krytycznej, pokazały, jak pilne jest wzmocnienie zdolności patrolowych i rozpoznawczych.

Zagrożenia, z jakimi mierzymy się dziś na morzu, są inne i znacznie poważniejsze niż jeszcze kilka lat temu. Musimy odpowiedzieć na rosnące zagrożenie ze strony Rosji, w czasie gdy rozwój technologii postępuje w zawrotnym tempie.

Minister Obrony Danii, Troels Lund Poulsen

Dania, podejmując decyzję o natychmiastowym wdrożeniu programu, potwierdza, że transformacja marynarki wojennej nie jest projektem przyszłości, lecz koniecznością wynikającą z bieżącej sytuacji geopolitycznej.

Warto podkreślić, że w najnowszym komunikacie Minister Obrony Danii Troels Lund Poulsen nie odniósł się bezpośrednio do planowanej wymiany fregat typu Iver Huitfeldt, o której informowaliśmy wcześniej na naszym portalu. Wskazuje to, że ogłoszony budżet obejmuje wyłącznie pilne zakupy związane z ochroną infrastruktury krytycznej oraz reagowaniem na zagrożenia hybrydowe. Realizacja projektów dotyczących nowych fregat oraz okrętów przeznaczonych do operacji na wodach Arktyki pozostaje częścią długoterminowej strategii modernizacji duńskiej floty wojennej i będzie wymagać odrębnych decyzji budżetowych oraz znacznych nakładów finansowych w kolejnych latach.

Autor: Mariusz Dasiewicz

https://portalstoczniowy.pl/category/marynarka-bezpieczenstwo/
Udostępnij ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

  • Co oznacza wejście USS Gerald R. Ford na wody Karaibskie?

    Co oznacza wejście USS Gerald R. Ford na wody Karaibskie?

    11 listopada grupa uderzeniowa z lotniskowcem USS Gerald R. Ford (CVN-78) weszła w rejon odpowiedzialności USSOUTHCOM na Karaibach. Oficjalnie to wsparcie działań przeciw przemytowi narkotyków, w praktyce czytelny sygnał dla Caracas w czasie narastającego napięcia na linii USA–Wenezuela. To pierwsza tak duża demonstracja siły US Navy w tym rejonie od wielu lat i wyraźne ostrzeżenie, że Waszyngton nie zamierza oddać kontroli nad swoim południowym przedpolem.

    To największe od lat wzmocnienie obecności US Navy w Karaibach – ruch czytelny jako presja na Caracas, równolegle z operacjami antynarkotykowymi. Połączenie tych dwóch wątków ma prosty przekaz: Waszyngton kontroluje południowe przedpole i jest gotów szybko eskalować, jeśli Maduro podniesie stawkę.

    Potęga na morzu – czym jest lotniskowiec USS Gerald R. Ford

    Na wody karaibskie wszedł nie tylko lotniskowiec, ale cały pływający zespół uderzeniowy. USS Gerald R. Ford to pierwsza jednostka nowej generacji amerykańskich lotniskowców o napędzie jądrowym. Posiada pełne skrzydło lotnicze, kompleksową obronę przeciwlotniczą oraz rozbudowane systemy rozpoznania. Wraz z towarzyszącymi mu niszczycielami i okrętami wsparcia tworzy samowystarczalny organizm, zdolny prowadzić działania przez wiele tygodni bez zawijania do portu.

    🔗 Czytaj więcej: Lotniskowiec USS Gerald R. Ford na wodach Morza Północnego

    Kiedy taki zespół pojawia się w danym akwenie, zmienia się dynamika całego regionu. Znikają z radarów małe jednostki o wątpliwym statusie, a statki handlowe zaczynają ściślej trzymać się korytarzy morskich. Dla marynarzy z państw regionu to jasny sygnał: ktoś teraz przejął kontrolę nad tymi wodami.

    Oficjalna narracja USA – walka z przemytem i przestępczością

    Pentagon w swoich komunikatach podkreśla, że obecność lotniskowca ma wspierać działania przeciwko organizacjom przestępczym w rejonie Karaibów. To obszar, przez który od dekad biegną morskie szlaki przemytu narkotyków i broni.

    Lotniskowiec typu Ford nie ściga motorówek z kontrabandą. Jego zadanie to rozpoznanie, stała obecność w powietrzu i wsparcie tych, którzy pilnują porządku z bliska. Sam fakt pojawienia się w tym rejonie mówi więcej niż oficjalne komunikaty: Waszyngton przypomina, że południowe przedpole ma pod kontrolą. Gdy na horyzoncie widać USS Gerald R. Ford, nikt w regionie nie ma wątpliwości, kto rozdaje karty na morzu. To również czytelny sygnał dla Caracas – napięcie nie słabnie, a obecność amerykańskiego lotniskowca wyraźnie zwiększa presję na wenezuelski reżim.

    Siła ognia, która nie potrzebuje reklamy

    Grupa uderzeniowa z lotniskowcem USS Gerald R. Ford na czele to nie demonstracja, lecz pełnowartościowa formacja bojowa. Na pokładzie amerykańskiego lotniskowca stacjonuje ponad siedemdziesiąt maszyn – od myśliwców F/A-18 Super Hornet, przez samoloty wczesnego ostrzegania E-2D Hawkeye, aż po śmigłowce wielozadaniowe MH-60R. To one tworzą pierwszą linię rozpoznania i rażenia, pozwalając Amerykanom działać setki kilometrów od własnych wybrzeży. Sam lotniskowiec dysponuje również własnymi środkami obrony – wyrzutniami pocisków rakietowych krótkiego zasięgu i systemami artyleryjskimi do zwalczania celów nawodnych oraz nisko lecących pocisków manewrujących.

    W skład zespołu wchodzą niszczyciele typu Arleigh Burke: USS Bainbridge (DDG-96), USS Mahan (DDG-72) oraz USS Winston S. Churchill (DDG-81), pełniący rolę okrętu dowodzenia obroną powietrzną. Każdy z nich ma system Aegis i wyrzutnie VLS, a także zdolność użycia pocisków manewrujących Tomahawk, zapewniając parasol OPL i silne możliwości uderzeniowe z morza.

    Co może zrobić US Navy, jeśli dojdzie do eskalacji?

    W razie konfliktu taki zespół jest w stanie przeprowadzić zmasowane uderzenie z morza w głąb terytorium przeciwnika. Zasięg operacyjny Tomahawków pozwala na rażenie celów oddalonych o ponad tysiąc kilometrów – a to oznacza, że nawet bez przekraczania granic wód terytorialnych Amerykanie mogliby sparaliżować kluczowe obiekty wojskowe i infrastrukturalne wenezuelskiego wybrzeża. Uderzenie poprzedziłoby rozpoznanie prowadzone przez samoloty pokładowe i drony zwiadowcze, wspierane przez śmigłowce ZOP tropiące okręty podwodne.

    🔗 Czytaj też: USS Gerald R. Ford z wizytą we Włoszech

    W praktyce oznacza to, że cała grupa działa jak jeden, samowystarczalny organizm: lotnictwo przejmuje kontrolę nad przestrzenią powietrzną, krążowniki i niszczyciele tworzą tarczę obronną, a okręty zaopatrzeniowe dostarczają paliwo i amunicję. W ciągu kilku godzin taka formacja jest zdolna prowadzić równoczesne operacje w powietrzu, na morzu i przeciwko celom lądowym. Dlatego wejście USS Gerald R. Ford na wody Karaibów nie można traktować jako rutynowej rotacji floty. To demonstracja siły i gotowości, która – nawet bez wystrzału – działa jak uderzenie precyzyjnie wymierzone w polityczne centrum Caracas.

    Co warto obserwować

    W nadchodzących tygodniach okaże się, czy obecność lotniskowca USS Gerald R. Ford i jego eskorty na Karaibach to jedynie presja polityczna, czy zapowiedź działań o szerszym wymiarze. Dla Pentagonu to test skuteczności globalnej projekcji siły. Dla Wenezueli – moment prawdy, jak daleko może się posunąć w konfrontacji z USA. Dlatego, mimo deklaracji US Navy o „polowaniu na przemytników”, niewielu wierzy, że to jedyny cel. Skala i timing wskazują, że kluczowy jest sygnał strategiczny pod adresem Caracas. A dla obserwatorów z naszej części świata to przypomnienie, że w polityce morskiej nie ma pustych gestów. Każdy ruch floty wojennej to komunikat – czasem głośniejszy niż jakiekolwiek oświadczenie dyplomatyczne.