Enter your email address below and subscribe to our newsletter

Marynarka wojenna – wysunięta obecność w muzeach [KOMENTARZ]

Marynarka wojenna starzeje się i traci okręty, a marynarzom zostają tylko dobrze znane obietnice i deklaracje. Chociaż ostatnio i te są coraz bardziej mętne.

PGZ Stocznia Wojenna, czyli dawna Stocznia Marynarki Wojennej, ma na swoim koncie pierwsze osiągnięcie po przejęciu przez Polską Grupę Zbrojeniową. Z sukcesem przygotowała ORP Sokół, okręt podwodny typu Kobben zwodowany ponad pół wieku temu, do wyokrętowania, czyli zakończenia służby. Stocznia pracowała nad tym od kwietnia, a w piątek w Porcie Wojennym w Gdyni opuszczono banderę na okręcie. Teraz Sokołem zajmie się Muzeum Marynarki Wojennej, które uczyni z niego atrakcję turystyczną. Miejsca ekspozycji wysłużonej jednostki jeszcze nie wskazano.

Kiedy marynarze żegnali się z Sokołem, w Warszawie trwało spotkanie głów państw Bukaresztańskiej Dziewiątki, czyli prezydentów państw tworzących wschodnią flankę NATO: Polski, Rumunii, Estonii, Litwy, Łotwy, Słowacji, Węgier, Bułgarii i Czech. Były przemówienia, uściski dłoni, pozowanie do zdjęć. Prezydenci wydali też oświadczenie i poinformowali, że przyjęli wspólne stanowisko przed zbliżającym się szczytem Sojuszu w Brukseli.

Zobacz też: Belgijska fregata Louise-Marie: pierwsze wystrzelenie pocisku Harpoon [VIDEO].

– Dyskutowaliśmy na temat wzmocnienia tej sojuszniczej obecności, o rozszerzeniu wysuniętej obecności o komponent morski i komponent powietrzny – po spotkaniu z prezydentami innych państw powiedział Andrzej Duda.

Można by żartobliwie zapytać, czy prezydent był świadomy, że w chwili, w której mówił te słowa, polska marynarka wojenna właśnie traciła kolejny okręt i że rozpoczęła działania mające na celu osiągnięcie wysuniętej obecności w muzeach.

Oczywiście stan naszej marynarki nie może być zarzutem dla prezydenta. Faktem jest jednak, że polskie porty wojenne z każdym dniem coraz bardziej przypominają skanseny niż nowoczesne bazy wojskowe.

Ciężki grzech zaniechania modernizacji marynarki obciąża sumienia wszystkich kolejnych rządów po 1989 r. Obecnie nie ma żadnego planu modernizacji technicznej floty. Ten jest przygotowywany i ma być gotowy wkrótce. Ważne jednak, żeby nie był on powieleniem wizji, która stanowiła podstawę poprzedniego planu i programu operacyjnego „Zwalczanie zagrożeń na  morzu”. Jak wiadomo, były w nim ujęte programy pozyskania wielu różnych jednostek, wielozadaniowych okrętów bojowych Miecznik, patrolowców Czapla, jednostek podwodnych Orka itd. Skończyło się na zakupie niszczycieli min, holowników oraz okrętu ratowniczego.

Nie chodzi jednak o to, że poprzedni plan nie został wykonany. Chodzi o to, że był on zaprojektowany w taki sposób, że nie rozwijał zdolności bojowych floty. Można powiedzieć, że jego autorzy uznali, że jedyne, na co zasługuje nasza marynarka, to utrwalenie tej funkcji, jaką przypisali jej planiści wojskowi Układu Warszawskiego. Wtedy dowództwo ZSRR widziało  polską marynarkę jako flotę pomocniczą, która najwyżej może dowozić paliwo i amunicję, podholować większą jednostkę do portu, oczyścić morze z min, ewentualnie przyłączyć się działań prowadzonych przez większy związek taktyczny okrętów rosyjskich.

Zobacz też: Kongsberg dostarczy sonary dla rakietowych korwet fińskiej marynarki wojennej.

Nie wiadomo, w którym kierunku pójdą autorzy właśnie przygotowywanego planu modernizacji na lata 2017-2026. Oby jednak nie był to kierunek opisany powyżej. Inaczej wszystko, na co mogą w najbliższych latach liczyć nasi marynarze, to nowy zbiornikowiec albo inne jednostki o ograniczonym potencjale bojowym.

Trzeba jednak pamiętać, że kształt nowego planu modernizacji marynarki nie zależy tylko od rozstrzygnięcia pewnego sporu intelektualnego. Spór ten toczy się pomiędzy zwolennikami przygotowanego przez zespół wiceministra Tomasza Szatkowskiego Strategicznego Przeglądu Obronnego oraz tymi, którzy uważają, iż podstawą odbudowy floty powinna być Strategiczna Koncepcja Bezpieczeństwa Morskiego RP, przygotowana przez Biuro Bezpieczeństwa Narodowego. Część jawna SPO, czyli „Koncepcja obronna RP” ani razu nie wspomina o budowie nowych wielozadaniowych okrętów nawodnych. Z kolei w SKBM zawarto wizję strukturalnego rozwoju marynarki wojennej, obejmującego budowę potencjału bojowego poprzez pozyskanie okrętów różnego typu, zarówno nawodnych, jak i podwodnych. Ale ten drugi dokument, w przeciwieństwie do „Koncepcji obronnej RP”, rozpatruje flotę w perspektywie całej gamy współczesnych zagrożeń występujących na morzu. SPO sprowadza flotę do okrętów podwodnych przenoszących pociski manewrujące i traktuje ją jako element systemu odstraszania. SKBM stawia flocie także inne zadania, np. ochronę szlaków żeglugowych czy morskiego transportu surowców strategicznych dla polskiej gospodarki.

Większość mediów za oczywistość uważa, że marynarka najpilniej potrzebuje nowych okrętów podwodnych. Może warto przyjrzeć się motywacji niektórych dziennikarzy lamentujących nad zawieszeniem programu Orka (oficjalnie nie został on zawieszony, lecz jest w fazie „analityczno-koncepcyjnej”). Być może chodzi tylko o rzeczywiste przekonanie o konieczności zakupu okrętów podwodnych, najlepiej francuskich (wszystkie media, które podejmują ten temat, podkreślają, że oferta Naval Group jest najbardziej korzystna). Z drugiej strony może chodzić o coś innego. Nie jest tajemnicą, że koncerny zbrojeniowe na całym świecie prowadzą kosztowne i szeroko zakrojone operacje lobbingowe, a media pełnią funkcję pionków w rozgrywce o wielkie kontrakty. O ile jednak części mediów udało się wmówić opinii publicznej, że okręty podwodne są polskiej marynarce niezbędne, o tyle jednak już nikt nie wierzy, że nas stać na program warty ok. dziesięć mld zł. Ostatnio z żalem napisała o tym pewna gazeta.

Zobacz też: Michał Jach: powinniśmy mieć fregaty, wkrótce poznamy plan modernizacji marynarki [WYWIAD]

Co więc pozostaje? Chyba tylko trzymanie kciuków za wojskowych planistów. Marynarze stanowią niewielką część polskich sił zbrojnych i ich głos jest pewnie kiepsko słyszany w Sztabie Generalnym, który przygotowuje nowy plan modernizacji wojska. Z pewnością marynarka wojenna zasługuje na więcej niż nowe holowniki i stare, zgrane obietnice. Jak ta, którą ostatnio złożył premier Mateusz Morawiecki, o przeniesieniu dowództwa marynarki do Gdyni w 2019 r. Ale być może właśnie to miał na myśli prezydent, kiedy mówił o wysuniętej obecności komponentu morskiego na wschodniej flance.

Podpis: tz

Udostępnij ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

  • Port Gdańsk – stabilny ruch wycieczkowców i podsumowanie sezonu

    Port Gdańsk – stabilny ruch wycieczkowców i podsumowanie sezonu

    Stabilna liczba zawinięć, rosnące znaczenie Gdańska na mapie bałtyckich tras i symboliczny powrót największych jednostek – sezon wycieczkowy 2025 potwierdził ugruntowaną pozycję Portu Gdańsk w segmencie żeglugi pasażerskiej. Choć pandemia spowolniła rozwój w minionych latach, dziś Gdańsk znów przyciąga czołowych armatorów wycieczkowych.

    Powrót do formy po pandemii i geopolityczna zmiana kursu

    Rok 2022 przyniósł rekordowy wynik – aż 79 jednostek pasażerskich odwiedziło Port Gdańsk, przewożąc blisko 30 tysięcy pasażerów. Wzrost ten był efektem odbudowy ruchu po pandemii oraz zmian w trasach rejsowych po wybuchu wojny w Ukrainie. Po wprowadzeniu sankcji na Rosję, armatorzy zrezygnowali z zawijania do Sankt Petersburga – dotąd jednego z najczęściej odwiedzanych portów bałtyckich. W efekcie część ruchu przejęły polskie porty, w tym właśnie wspomniany Gdańsk.

    🔗 Czytaj więcej: Port Gdańsk zainaugurował kolejny sezon żeglugi wycieczkowej

    W kolejnych latach sytuacja ustabilizowała się – w 2023 roku odnotowano 42 zawinięcia, w 2024 roku 60, natomiast w 2025 roku 57. Do Gdańska przypłynęło łącznie ponad 27 tysięcy turystów z kilkudziesięciu krajów, głównie ze Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii i Niemiec. Po zejściu na ląd pasażerowie najczęściej odwiedzają Trakt Królewski, Dwór Artusa, Bazylikę Mariacką czy Europejskie Centrum Solidarności – punkty, które od lat budują rozpoznawalność miasta jako morskiej stolicy Polski.

    Coraz większe statki i rosnący prestiż Gdańska

    Stabilny ruch to nie tylko efekt naturalnego zainteresowania turystów, lecz przede wszystkim konsekwentnej strategii promocyjnej. Port Gdańsk regularnie prezentuje swoją ofertę na międzynarodowych targach branżowych, takich jak Seatrade Cruise Global w Miami czy Seatrade Cruise Europe w Hamburgu.

    Gdańsk ma ogromny potencjał turystyczny i logistyczny. Port Gdańsk jest położony w samym sercu historycznego miasta, co sprawia, że pasażerowie mogą w ciągu kilku godzin zwiedzić jedno z najpiękniejszych miejsc w Polsce. To ogromna przewaga konkurencyjna w porównaniu z wieloma innymi portami w regionie.

    Michał Stupak, menedżer klienta w Dziale Rynku Żeglugowego ZMPG SA

    Dzięki inwestycjom w infrastrukturę i pogłębieniu torów wodnych port może dziś przyjmować jednostki o długości do 250 metrów, a w przyszłości – jeszcze większe. Symbolicznym potwierdzeniem tej zmiany była wizyta Crystal Serenity – luksusowego statku o długości 250 metrów, należącego do linii Crystal Cruises. Na jego pokładzie znajduje się ponad 300 kabin, dwa baseny, kasyno i kort tenisowy – kwintesencja morskiego luksusu.

    W tym samym sezonie czterokrotnie zawijał do Gdańska wycieczkowiec Viking Vella o długości 239 m, natomiast w przyszłym roku spodziewana jest jednostka Rotterdam o długości 299 m – największy wycieczkowiec, jaki kiedykolwiek odwiedził Gdańsk. To wydarzenie ma szansę stać się ważnym momentem w historii portu, symbolicznie potwierdzając jego status wśród najważniejszych przystanków bałtyckich rejsów pasażerskich.

    Port Gdańsk – coraz silniejszy gracz na Bałtyku

    Potencjał Gdańska jest jednak znacznie większy niż obecne 60 zawinięć rocznie. Według analiz port mógłby przyjmować nawet 120 jednostek w ciągu sezonu, przy odpowiednim rozplanowaniu grafików i dalszej rozbudowie infrastruktury.

    🔗 Czytaj też: Port Gdańsk otrzymuje 100 mln euro z Unii Europejskiej

    Jak podkreśla Michał Stupak, większość statków pasażerskich stacjonuje w Porcie Gdańsk od 8 do 12 godzin, co daje pasażerom możliwość intensywnego zwiedzania miasta i jego okolic. Coraz częściej pojawiają się również dłuższe wizyty typu „overnight”, trwające nawet do 24 godzin. Takie zawinięcia są szczególnie korzystne dla lokalnej gospodarki, ponieważ turyści mają wówczas możliwość skorzystania z hoteli, restauracji i atrakcji wieczornych, co przekłada się na realne wpływy dla miasta i regionu.

    Morska brama Polski

    Dla portu i miasta każdy taki statek to nie tylko wydarzenie wizerunkowe, ale też realny impuls gospodarczy. Szacuje się, że jeden rejs to dla lokalnych przedsiębiorców przychód liczony w setkach tysięcy złotych. To także promocja regionu – bo pasażerowie, którzy odwiedzają Gdańsk w ramach rejsu, często wracają tu już samodzielnie.

    Stabilny ruch, rosnące możliwości przyjmowania większych jednostek oraz konsekwentna promocja sprawiają, że Port Gdańsk umacnia swoją pozycję wśród portów Morza Bałtyckiego. Dla Gdańska to coś więcej niż tylko rozwój turystyki morskiej – to potwierdzenie, że miasto nad Motławą coraz śmielej sięga po miano bałtyckiego lidera w segmencie rejsów pasażerskich.

    Źródło: Port Gdańsk