Newsletter Subscribe
Enter your email address below and subscribe to our newsletter

9 maja, w Akademii Marynarki Wojennej w Gdyni odbyła się inauguracyjna sesja Dnia Przemysłu, zorganizowanego przez hiszpańską grupę stoczniową Navantia oraz jej partnerów, o czym wspominaliśmy w zeszłym tygodniu.
W artykule
Spotkanie miało na celu omówienie współpracy i nowych możliwości w dziedzinie obronności na morzu oraz perspektywach współpracy z polskim sektorem stoczniowym w kontekście nowych programów morskich, takich jak program Orka, który ma strategiczne znaczenie dla modernizacji Marynarki Wojennej RP.
Wydarzenie oficjalnie otworzył Ramiro Fernández Bachiller, ambasador Hiszpanii w Polsce. Po nim głos zabrał Alfonso Valea, dyrektor handlowy Navantia na Polskę, który przedstawił strukturę i zasoby firmy oraz jej bogate doświadczenie w transferze technologii (ToT – Transfer of Technology). Podkreślono także rosnącą współpracę z polskimi firmami przemysłowymi, szczególnie w zakresie dostarczania materiałów i technologii niezbędnych do budowy nowoczesnych jednostek morskich.

Navantia ma bogate doświadczenie w realizacji programów ToT w krajach takich jak Australia, Arabia Saudyjska czy Norwegia. W ramach tych programów Navantia koncentruje się na szkoleniu i koordynacji kluczowych zasobów utrzymania, transferze wiedzy oraz szkoleniu personelu. Szkolenia mogą odbywać się w różnych formatach: od tradycyjnych zajęć w klasie, przez szkolenia w miejscu pracy, po zaawansowane symulatory.
Czytaj więcej i hiszpańskiej Orce dla Marynarki Wojennej RP
Navantia oferuje również wsparcie operacyjne, aby maksymalizować udział lokalnych dostawców poprzez identyfikację i kwalifikację polskiego przemysłu. Firma wspiera również w przenoszeniu zarządzania łańcuchem dostaw do polskich stoczni, co jest kluczowe dla budowania długoterminowej współpracy.
Podczas forum swoje oferty zaprezentowały również znane na polskim rynku firmy, takie jak Babcock International Group i Lockheed Martin. Babcock dostarcza technologię wyrzutni torped dla okrętów podwodnych typu S-80, natomiast Lockheed Martin specjalizuje się w systemach sonarowych, które są kluczowe dla skuteczności operacyjnej tych jednostek.
Dzień Przemysłu obejmował szereg spotkań biznesowych typu „round table”, które pozwoliły polskim przedsiębiorcom lepiej zrozumieć możliwości wynikające ze współpracy w programie Orka i innych projektach. Podczas spotkań B2B przeprowadzonych tego dnia zidentyfikowano ponad pięćdziesiąt lokalnych firm z potencjałem do przyszłej współpracy w dostawach sprzętu, utrzymaniu i uruchamianiu systemów.
Navantia deklaruje, że inicjatywy takie jak Dzień Przemysłu będą odbywać się cyklicznie, aby regularnie oceniać postępy i rozszerzać zakres współpracy. Firma zobowiązuje się do długoterminowych sojuszy z polskimi firmami, co ma na celu wsparcie rozwoju polskiego przemysłu stoczniowego oraz przyczynienie się do wzrostu gospodarczego kraju.

Wwdług Alfonso Valea, dyrektora handlowego na Europę: „Partnerstwo jest niezbędne, aby zdefiniować i budować przyszłość lokalnego przemysłu stoczniowego, wspierać Marynarkę Wojenną RP i stać się zrównoważonym motorem wzrostu gospodarczego kraju. Navantia jest zaangażowana w długoterminowe sojusze z lokalnymi firmami, aby wspierać rozwój polskiego przemysłu.”
Dzień Przemysłu potwierdził, że Polska ma silną strukturę w przemyśle okrętowym. Współpraca z Navantią i innymi międzynarodowymi partnerami stanowi ogromną szansę na dalszy rozwój technologiczny i ekonomiczny. Navantia, jako zaawansowana technologicznie firma, jest gotowa kontynuować budowanie otwartej linii współpracy w ramach nadchodzących programów, co przyniesie korzyści zarówno polskiemu przemysłowi obronnemu, jak i cywilnemu.
Autor: Mariusz Dasiewicz


11 listopada grupa uderzeniowa z lotniskowcem USS Gerald R. Ford (CVN-78) weszła w rejon odpowiedzialności USSOUTHCOM na Karaibach. Oficjalnie to wsparcie działań przeciw przemytowi narkotyków, w praktyce czytelny sygnał dla Caracas w czasie narastającego napięcia na linii USA–Wenezuela. To pierwsza tak duża demonstracja siły US Navy w tym rejonie od wielu lat i wyraźne ostrzeżenie, że Waszyngton nie zamierza oddać kontroli nad swoim południowym przedpolem.
W artykule
To największe od lat wzmocnienie obecności US Navy w Karaibach – ruch czytelny jako presja na Caracas, równolegle z operacjami antynarkotykowymi. Połączenie tych dwóch wątków ma prosty przekaz: Waszyngton kontroluje południowe przedpole i jest gotów szybko eskalować, jeśli Maduro podniesie stawkę.
Na wody karaibskie wszedł nie tylko lotniskowiec, ale cały pływający zespół uderzeniowy. USS Gerald R. Ford to pierwsza jednostka nowej generacji amerykańskich lotniskowców o napędzie jądrowym. Posiada pełne skrzydło lotnicze, kompleksową obronę przeciwlotniczą oraz rozbudowane systemy rozpoznania. Wraz z towarzyszącymi mu niszczycielami i okrętami wsparcia tworzy samowystarczalny organizm, zdolny prowadzić działania przez wiele tygodni bez zawijania do portu.
🔗 Czytaj więcej: Lotniskowiec USS Gerald R. Ford na wodach Morza Północnego
Kiedy taki zespół pojawia się w danym akwenie, zmienia się dynamika całego regionu. Znikają z radarów małe jednostki o wątpliwym statusie, a statki handlowe zaczynają ściślej trzymać się korytarzy morskich. Dla marynarzy z państw regionu to jasny sygnał: ktoś teraz przejął kontrolę nad tymi wodami.
Pentagon w swoich komunikatach podkreśla, że obecność lotniskowca ma wspierać działania przeciwko organizacjom przestępczym w rejonie Karaibów. To obszar, przez który od dekad biegną morskie szlaki przemytu narkotyków i broni.
Lotniskowiec typu Ford nie ściga motorówek z kontrabandą. Jego zadanie to rozpoznanie, stała obecność w powietrzu i wsparcie tych, którzy pilnują porządku z bliska. Sam fakt pojawienia się w tym rejonie mówi więcej niż oficjalne komunikaty: Waszyngton przypomina, że południowe przedpole ma pod kontrolą. Gdy na horyzoncie widać USS Gerald R. Ford, nikt w regionie nie ma wątpliwości, kto rozdaje karty na morzu. To również czytelny sygnał dla Caracas – napięcie nie słabnie, a obecność amerykańskiego lotniskowca wyraźnie zwiększa presję na wenezuelski reżim.
Grupa uderzeniowa z lotniskowcem USS Gerald R. Ford na czele to nie demonstracja, lecz pełnowartościowa formacja bojowa. Na pokładzie amerykańskiego lotniskowca stacjonuje ponad siedemdziesiąt maszyn – od myśliwców F/A-18 Super Hornet, przez samoloty wczesnego ostrzegania E-2D Hawkeye, aż po śmigłowce wielozadaniowe MH-60R. To one tworzą pierwszą linię rozpoznania i rażenia, pozwalając Amerykanom działać setki kilometrów od własnych wybrzeży. Sam lotniskowiec dysponuje również własnymi środkami obrony – wyrzutniami pocisków rakietowych krótkiego zasięgu i systemami artyleryjskimi do zwalczania celów nawodnych oraz nisko lecących pocisków manewrujących.
W skład zespołu wchodzą niszczyciele typu Arleigh Burke: USS Bainbridge (DDG-96), USS Mahan (DDG-72) oraz USS Winston S. Churchill (DDG-81), pełniący rolę okrętu dowodzenia obroną powietrzną. Każdy z nich ma system Aegis i wyrzutnie VLS, a także zdolność użycia pocisków manewrujących Tomahawk, zapewniając parasol OPL i silne możliwości uderzeniowe z morza.
W razie konfliktu taki zespół jest w stanie przeprowadzić zmasowane uderzenie z morza w głąb terytorium przeciwnika. Zasięg operacyjny Tomahawków pozwala na rażenie celów oddalonych o ponad tysiąc kilometrów – a to oznacza, że nawet bez przekraczania granic wód terytorialnych Amerykanie mogliby sparaliżować kluczowe obiekty wojskowe i infrastrukturalne wenezuelskiego wybrzeża. Uderzenie poprzedziłoby rozpoznanie prowadzone przez samoloty pokładowe i drony zwiadowcze, wspierane przez śmigłowce ZOP tropiące okręty podwodne.
🔗 Czytaj też: USS Gerald R. Ford z wizytą we Włoszech
W praktyce oznacza to, że cała grupa działa jak jeden, samowystarczalny organizm: lotnictwo przejmuje kontrolę nad przestrzenią powietrzną, krążowniki i niszczyciele tworzą tarczę obronną, a okręty zaopatrzeniowe dostarczają paliwo i amunicję. W ciągu kilku godzin taka formacja jest zdolna prowadzić równoczesne operacje w powietrzu, na morzu i przeciwko celom lądowym. Dlatego wejście USS Gerald R. Ford na wody Karaibów nie można traktować jako rutynowej rotacji floty. To demonstracja siły i gotowości, która – nawet bez wystrzału – działa jak uderzenie precyzyjnie wymierzone w polityczne centrum Caracas.
W nadchodzących tygodniach okaże się, czy obecność lotniskowca USS Gerald R. Ford i jego eskorty na Karaibach to jedynie presja polityczna, czy zapowiedź działań o szerszym wymiarze. Dla Pentagonu to test skuteczności globalnej projekcji siły. Dla Wenezueli – moment prawdy, jak daleko może się posunąć w konfrontacji z USA. Dlatego, mimo deklaracji US Navy o „polowaniu na przemytników”, niewielu wierzy, że to jedyny cel. Skala i timing wskazują, że kluczowy jest sygnał strategiczny pod adresem Caracas. A dla obserwatorów z naszej części świata to przypomnienie, że w polityce morskiej nie ma pustych gestów. Każdy ruch floty wojennej to komunikat – czasem głośniejszy niż jakiekolwiek oświadczenie dyplomatyczne.