Newsletter Subscribe
Enter your email address below and subscribe to our newsletter

W najnowszym epizodzie serii „Za kulisami przemysłu okrętowego”, Marcin Ryngwelski, były prezes Stoczni Remontowej Shipbuilding, odkrywa kulisy procesu wodowania statków i okrętów. To nie tylko spektakularny, ale i skomplikowany proces, wymagający precyzji i zaangażowania wielu specjalistów.
Ostatnie tygodnie dla stoczni Trójmiejskich były wyjątkowo intensywne, odbyły się uroczystości wodowania statku rybackiego oraz okrętu, przyszłej ORP Jaskółka. Chociaż wodowanie jest widowiskowym i podniosłym wydarzeniem, wielu nie zdaje sobie sprawy z jego skomplikowanej natury.
Proces wodowania obejmuje różne metody, stosowane w zależności od specyfiki statku i warunków technologicznych stoczni. Tradycyjnie stosuje się kilka głównych technik wodowania nowych jednostek:
Każda z tych metod ma swoje specyficzne zastosowania i wymaga skrupulatnego przygotowania zarówno technicznego, jak i logistycznego. Wodowanie to kluczowy moment dla każdej stoczni, często wiążący się z finalizacją płatności od armatora oraz uroczystościami, takimi jak chrzest statku czy nadanie mu imienia.
Z uwagi na złożoność technologiczną, stocznia rozpoczyna przygotowania do wodowania znacznie wcześniej. Tworzony jest specjalny zespół pod przewodnictwem kierownika wydziału, który odpowiada za składanie kadłuba. Cały proces jest planowany i realizowany etapami, co pozwala na szczegółowe przygotowanie do tego wydarzenia.

Każdy etap wodowania podlega ścisłej kontroli, a jego ostateczna realizacja może nastąpić tylko po uzyskaniu pisemnych potwierdzeń od każdego członka zespołu odpowiedzialnego za każdy z procesów. Osoby te potwierdzają na piśmie, że wszystkie etapy przygotowań zostały zakończone poprawnie i że statek jest gotowy do zejścia na wodę. Ostateczna zgoda na wodowanie, wydawana przez prezesa stoczni, stanowi formalne potwierdzenie, że cały proces został przeprowadzony zgodnie z najwyższymi standardami bezpieczeństwa i jakości.
W tym epizodzie przyjrzymy się szczegółom wodowania bocznego, technice, która, choć efektowna, niesie za sobą specyficzne wyzwania i ryzyka. Wodowanie boczne, inaczej zwane wodowaniem burtowym, ma zarówno swoje plusy, jak i minusy, które są kluczowe dla zrozumienia całego procesu.
Negatywne aspekty wodowania bocznego:
Pozytywne aspekty:
Wodowanie to proces wymagający zaangażowania specjalistów, takich jak pochylniarze i technolodzy. Osoby te są odpowiedzialne za przygotowanie wszelkich niezbędnych dokumentów, torów ślizgowych oraz smarów, które umożliwiają bezpieczne sprowadzenie kadłuba na wodę. Kadłub spoczywa na specjalnych saniach, które zsuwają się po torach ślizgowych do wody.
Proces wodowania jest szczegółowo nadzorowany, aby zapewnić jego płynny przebieg, co pozwala gościom armatora cieszyć się spektakularnym wydarzeniem, które pozostaje na długo w pamięci. W niektórych miejscach na świecie wodowanie statku może nawet wymagać czasowego zamknięcia pobliskiej drogi, gdyż uderzenie kadłuba o wodę może spowodować chwilowe wystąpienie wody z koryta rzeki.
Chociaż nieudane wodowania zdarzają się rzadko, czasami mogą prowadzić do poważnych incydentów, jak zatrzymanie statku na pochylni czy niekontrolowane zatonięcie. Każdy taki przypadek jest przestrogą dla stoczni, podkreślając znaczenie precyzji i ostrożności w tym dramatycznym aspekcie budowy statków i okrętów.
Jednym z najbardziej pamiętnych przypadków nieudanego wodowania w historii gdańskich stoczni jest incydent z 31 marca 1987 roku, kiedy to podczas wodowania żaglowca Mir doszło do poważnego wypadku. Kadłub jednostki, która miała trafić do Związku Radzieckiego, wywrócił się na pochylni, powodując długotrwałe działania ratunkowe. Pomimo szybkiej interwencji nurków z Polskiego Ratownictwa Okrętowego, żaglowiec udało się wyciągnąć z pochylni dopiero w lipcu, co wiązało się z opóźnieniami i dodatkowymi kosztami.
Śledztwo w sprawie wypadku, prowadzone przez ówczesne władze, nie przyniosło jednoznacznych wyników, choć podejrzewano sabotaż. Ostatecznie uznano, że przyczyną była najprawdopodobniej zamarznięta smarownica w wózkach podtrzymujących dziób statku. Pomimo pechowego początku, budowa tej jednostki ostatecznie została ukończona. W historii żeglarstwa Mir zasłynął jako jeden z najszybszych żaglowców na świecie, co potwierdziły jego liczne zwycięstwa w prestiżowych regatach. Jednak ten dramatyczny epizod pozostaje przestrogą dla stoczni, podkreślającą znaczenie precyzji i ostrożności w procesie wodowania.
Kolejny epizod już wkrótce… ⚓️
Źródło: Marcin Ryngwelski/LinkedIn


Po ośmiu miesiącach aktywności na trzech oceanach brytyjska grupa lotniskowcowa z HMS Prince of Wales powróciła 30 listopada do Portsmouth. Tym wejściem Royal Navy zamknęła operację Highmast — największe rozmieszczenie sił morskich w bieżącym roku.
W artykule
Rankiem, w końcówce listopada, okręty brytyjskiej grupy lotniskowcowej zaczęły wchodzić do Portsmouth. Lotniskowiec HMS Prince of Wales prowadził szyk powrotny, zamykając tym samym globalną kampanię, w ramach której zespół pokonał ponad 40 tys. mil morskich — dystans odpowiadający półtorakrotnemu okrążeniu Ziemi.
Powitanie miało wymiar uroczysty, zgodny z tradycją Royal Navy: jednostki portowe wykonały salut wodny, zaś załogi eskort i pomocniczych okrętów stanęły wzdłuż burt. Po wielu miesiącach nieobecności marynarze i lotnicy wrócili do rodzin, kończąc etap najbardziej kompleksowej operacji tej części floty od kilku lat.
Operacja Highmast rozpoczęła się wiosną, kiedy z Portsmouth i Bergen wyszły pierwsze okręty tworzące grupę zadaniową. Jej głównym celem było potwierdzenie zdolności Royal Navy do prowadzenia wielodomenowych działań dalekomorskich oraz utrzymania spójnej współpracy z sojuszniczymi okrętami.
W trakcie misji grupa operowała kolejno na Morzu Śródziemnym, w obszarze Kanału Sueskiego, na Oceanie Indyjskim oraz w zachodniej części Indo-Pacyfiku. W tym czasie przeprowadzono szereg ćwiczeń, w tym z marynarkami Włoch, Japonii, Australii, Kanady i Norwegii.
Dowódca zespołu, komandor James Blackmore, określił operację jako „najszerszy sprawdzian brytyjskiej projekcji siły od lat”, podkreślając jednocześnie wzrost interoperacyjności i zdolności bojowej grupy.
Trzon Carrier Strike Group stanowił lotniskowiec HMS Prince of Wales, na którego pokładzie operowało skrzydło lotnicze złożone z samolotów F-35B oraz śmigłowców ZOP i maszyn rozpoznawczych. Uzupełnienie stanowiły niszczyciel rakietowy HMS Dauntless, fregata HMS Richmond, norweska fregata HNoMS Roald Amundsen oraz jednostki wsparcia — tankowiec RFA Tideforce i logistyczny HNoMS Maud.
W kulminacyjnej fazie misji, podczas ćwiczeń na Indo-Pacyfiku, siły zespołu liczyły ponad 4 tysiące żołnierzy i marynarzy.
Zakończona kampania miała znaczenie wykraczające poza tradycyjny pokaz bandery. HMS Prince of Wales po serii wcześniejszych problemów technicznych przeszedł pełny cykl eksploatacyjny, obejmujący przeloty, intensywne działania lotnicze oraz współpracę w warunkach, które sprawdzają możliwości układu napędowego, systemów pokładowych oraz modułów sterowania lotami.
Misja była więc testem nie tylko dla całego zespołu, ale i samego lotniskowca, który tym etapem potwierdził pełną gotowość do globalnych operacji. Dla Royal Navy oznacza to domknięcie okresu niepewności oraz wejście w etap stabilnej eksploatacji obu brytyjskich superlotniskowców.
Operacja Highmast udowodniła, że Wielka Brytania pozostaje zdolna do nieprzerwanej obecności na głównych morskich szlakach komunikacyjnych, szczególnie w regionie Indo-Pacyfiku. W sytuacji rosnącej aktywności floty chińskiej i agresywnych działań rosyjskich — zarówno w Arktyce, jak i na Morzu Śródziemnym — wartościowa obecność sojuszniczych komponentów nabiera szczególnego znaczenia.
Zakończenie operacji pokazuje także, jak duże znaczenie ma utrzymanie ciągłości działań Royal Navy. Powrót HMS Prince of Wales nie kończy brytyjskiej aktywności na Indo-Pacyfiku — stanowi raczej zamknięcie pierwszej z serii zaplanowanych rotacji, które w ciągu kolejnych lat mają stać się fundamentem obecności brytyjskiej bandery na kluczowych szlakach morskich.
Ośmiomiesięczna misja Highmast zapisze się jako jedno z najważniejszych przedsięwzięć brytyjskiej floty ostatnich lat. Zespół przeszedł pełne spektrum działań — od ćwiczeń sojuszniczych po operacje realizowane w rozległych akwenach zachodniej części Indo-Pacyfiku.
Powrót grupy lotniskowcowej, z HMS Prince of Wales na czele, stanowi potwierdzenie, że brytyjski system lotniskowcowy jest w stanie prowadzić globalne operacje w sposób ciągły, niezawodny i zgodny z wymaganiami współczesnej architektury bezpieczeństwa.