Enter your email address below and subscribe to our newsletter

Śmierć komandora Macieja Janiaka – Strażnika „Rzeczpospolitej Morskiej” 

Kiedy opłakujemy stratę tak znaczącej postaci jak kmdr rezerwy Maciej Janiak, trudno jest nie zastanawiać się nad ogromem jego wkładu w rozwój polskiej myśli morskiej oraz koncepcji odbudowy i modernizacji Marynarki Wojennej RP.

Choć Maciej Janiak odszedł ze służby w 1990 r. w stopniu komandora porucznika, to w bieżącym roku, dokładnie w maju, Minister Obrony Narodowej docenił jego wkład i zaangażowanie, awansując go do stopnia komandora. Dlatego w niniejszym tekście z pełnym szacunkiem tytułujemy go jako komandor.

Kmdr Janiak odegrał kluczową rolę jako współtwórca Rady Budowy Okrętów i jako autor Strategicznej Koncepcji Bezpieczeństwa Morskiego, która została zatwierdzona przez Prezydenta Andrzeja Dudę. Jego wizja Polski jako państwa mocno związanego z morzem była dla niego inspiracją do działania, a jego prace przyczyniły się do pełniejszego wykorzystania naszego morskiego potencjału. Warto przypomnieć, że to właśnie pod jego wpływem Rada Budowy Okrętów, założona w końcówce 2012 roku, stała się kluczowym organem decyzyjnym w kwestii odbudowy polskiej floty.

Pod przewodnictwem kmdr Macieja Janiaka, Rada zyskała nową energię i skupienie. Komandor, z głębokim zrozumieniem roli morza w strategii obronnej Polski, podkreślał potrzebę aktywnej i trwałej obecności Marynarki Wojennej nie tylko w kontekście obronnym, ale także jako narzędzia politycznego oddziaływania oraz gwaranta bezpieczeństwa morskiego. Janiak był również krytykiem pewnych aspektów modernizacji technicznej Marynarki Wojennej. Jego zdaniem, najpierw powinna zostać stworzona jasna koncepcja oraz racja bytu naszej floty, a dopiero potem powinno się decydować o konkretnych programach modernizacyjnych.

Czytaj więcej: https://portalstoczniowy.pl/armia-nowego-wzoru-na-morzu-baltyckim-polemika-nr-2/

Wiele lat służby na morzu dało mu praktyczne doświadczenie, które pozwoliło na krytyczne podejście do niektórych decyzji strategicznych. Trudno nie podzielić jego obaw dotyczących decentralizacji dowodzenia Marynarki Wojennej. Jego zdaniem, bliskość morza była kluczem do prawidłowego funkcjonowania Dowództwa, a jego przeniesienie do Warszawy mogło osłabić bezpośredni kontakt z realiami służby na morzu. Nie można też zapomnieć o jego zaangażowaniu w propagowanie idei „Polski Morskiej”. Był głęboko przekonany, że Polska jako państwo leżące nad Bałtykiem, powinna w pełni rozwinąć swój potencjał morski, zarówno w aspekcie militarnym, jak i gospodarczym.

W lutym 2019 r. Komandor został odznaczony przez Prezydenta Andrzeja Dude Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski za zasługi na rzecz bezpieczeństwa morskiego państwa.

Miałem przywilej poznać osobiście Pana Macieja, co było dla mnie niezmiernie cennym doświadczeniem. Pan Maciej był nie tylko wybitnym specjalistą w dziedzinie strategii morskiej, ale również ciepłym, serdecznym człowiekiem o wielkim sercu. Służył pomocą innym, był barwną postacią z charyzmą. Potrafił opowiadać o sprawach morza z wielkim przejęciem i zaangażowaniem, zarażając swoją pasją innych.

Na Portalu Stoczniowym, Pan Maciej napisał niezwykle ważny tekst, w którym przenikliwie poruszył kluczowe kwestie strategiczno-polityczne dotyczące bezpieczeństwa narodowego Polski z kierunku północnego. Jego analiza skupiała się na morskich i północnych aspektach strategii, wskazując kierunki, w jakie powinna podążać nasza polityka morska.

Czytaj też: https://portalstoczniowy.pl/armia-nowego-wzoru-czyli-jak-bialy-slon-potknal-sie-o-wlasne-nogi-polemika/

W dużej mierze dzięki jego zaangażowaniu i strategicznej wizji nasz kraj podjął decyzję o budowie fregat MIECZNIK. Jego wkład w strategiczną koncepcję bezpieczeństwa narodowego jest nieoceniony i pozostanie na długo w pamięci wszystkich, którzy mieli okazję z nim współpracować. Będzie nam go brakować, ale jego dorobek pozostanie żywy w działaniach na rzecz naszego kraju. Podsumowując, kmdr rezerwy Maciej Janiak był wizjonerem, który widział przyszłość Polski Morskiej. Jego wkład w rozwój Marynarki Wojennej RP oraz w kształtowanie polskiej myśli morskiej był bezcenny i na pewno zostanie zapamiętany przez przyszłe pokolenia.

Odejście tak ważnej postaci jest wielką stratą dla całego kraju. Jego legenda, wiedza i zaangażowanie pozostaną z nami, przypominając o niezwykłej roli, jaką odegrał w historii polskiej marynarki wojennej. Z głębokim żalem przyjąłem wiadomość o śmierci Pana Macieja, który urodził się 6.07.1950 w Ostrzeszowie i odszedł od nas 5.10.2023 w Gdyni.

Mariusz Dasiewicz

https://portalstoczniowy.pl/category/marynarka-bezpieczenstwo/
Udostępnij ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

  • Co oznacza wejście USS Gerald R. Ford na wody Karaibskie?

    Co oznacza wejście USS Gerald R. Ford na wody Karaibskie?

    11 listopada grupa uderzeniowa z lotniskowcem USS Gerald R. Ford (CVN-78) weszła w rejon odpowiedzialności USSOUTHCOM na Karaibach. Oficjalnie to wsparcie działań przeciw przemytowi narkotyków, w praktyce czytelny sygnał dla Caracas w czasie narastającego napięcia na linii USA–Wenezuela. To pierwsza tak duża demonstracja siły US Navy w tym rejonie od wielu lat i wyraźne ostrzeżenie, że Waszyngton nie zamierza oddać kontroli nad swoim południowym przedpolem.

    To największe od lat wzmocnienie obecności US Navy w Karaibach – ruch czytelny jako presja na Caracas, równolegle z operacjami antynarkotykowymi. Połączenie tych dwóch wątków ma prosty przekaz: Waszyngton kontroluje południowe przedpole i jest gotów szybko eskalować, jeśli Maduro podniesie stawkę.

    Potęga na morzu – czym jest lotniskowiec USS Gerald R. Ford

    Na wody karaibskie wszedł nie tylko lotniskowiec, ale cały pływający zespół uderzeniowy. USS Gerald R. Ford to pierwsza jednostka nowej generacji amerykańskich lotniskowców o napędzie jądrowym. Posiada pełne skrzydło lotnicze, kompleksową obronę przeciwlotniczą oraz rozbudowane systemy rozpoznania. Wraz z towarzyszącymi mu niszczycielami i okrętami wsparcia tworzy samowystarczalny organizm, zdolny prowadzić działania przez wiele tygodni bez zawijania do portu.

    🔗 Czytaj więcej: Lotniskowiec USS Gerald R. Ford na wodach Morza Północnego

    Kiedy taki zespół pojawia się w danym akwenie, zmienia się dynamika całego regionu. Znikają z radarów małe jednostki o wątpliwym statusie, a statki handlowe zaczynają ściślej trzymać się korytarzy morskich. Dla marynarzy z państw regionu to jasny sygnał: ktoś teraz przejął kontrolę nad tymi wodami.

    Oficjalna narracja USA – walka z przemytem i przestępczością

    Pentagon w swoich komunikatach podkreśla, że obecność lotniskowca ma wspierać działania przeciwko organizacjom przestępczym w rejonie Karaibów. To obszar, przez który od dekad biegną morskie szlaki przemytu narkotyków i broni.

    Lotniskowiec typu Ford nie ściga motorówek z kontrabandą. Jego zadanie to rozpoznanie, stała obecność w powietrzu i wsparcie tych, którzy pilnują porządku z bliska. Sam fakt pojawienia się w tym rejonie mówi więcej niż oficjalne komunikaty: Waszyngton przypomina, że południowe przedpole ma pod kontrolą. Gdy na horyzoncie widać USS Gerald R. Ford, nikt w regionie nie ma wątpliwości, kto rozdaje karty na morzu. To również czytelny sygnał dla Caracas – napięcie nie słabnie, a obecność amerykańskiego lotniskowca wyraźnie zwiększa presję na wenezuelski reżim.

    Siła ognia, która nie potrzebuje reklamy

    Grupa uderzeniowa z lotniskowcem USS Gerald R. Ford na czele to nie demonstracja, lecz pełnowartościowa formacja bojowa. Na pokładzie amerykańskiego lotniskowca stacjonuje ponad siedemdziesiąt maszyn – od myśliwców F/A-18 Super Hornet, przez samoloty wczesnego ostrzegania E-2D Hawkeye, aż po śmigłowce wielozadaniowe MH-60R. To one tworzą pierwszą linię rozpoznania i rażenia, pozwalając Amerykanom działać setki kilometrów od własnych wybrzeży. Sam lotniskowiec dysponuje również własnymi środkami obrony – wyrzutniami pocisków rakietowych krótkiego zasięgu i systemami artyleryjskimi do zwalczania celów nawodnych oraz nisko lecących pocisków manewrujących.

    W skład zespołu wchodzą niszczyciele typu Arleigh Burke: USS Bainbridge (DDG-96), USS Mahan (DDG-72) oraz USS Winston S. Churchill (DDG-81), pełniący rolę okrętu dowodzenia obroną powietrzną. Każdy z nich ma system Aegis i wyrzutnie VLS, a także zdolność użycia pocisków manewrujących Tomahawk, zapewniając parasol OPL i silne możliwości uderzeniowe z morza.

    Co może zrobić US Navy, jeśli dojdzie do eskalacji?

    W razie konfliktu taki zespół jest w stanie przeprowadzić zmasowane uderzenie z morza w głąb terytorium przeciwnika. Zasięg operacyjny Tomahawków pozwala na rażenie celów oddalonych o ponad tysiąc kilometrów – a to oznacza, że nawet bez przekraczania granic wód terytorialnych Amerykanie mogliby sparaliżować kluczowe obiekty wojskowe i infrastrukturalne wenezuelskiego wybrzeża. Uderzenie poprzedziłoby rozpoznanie prowadzone przez samoloty pokładowe i drony zwiadowcze, wspierane przez śmigłowce ZOP tropiące okręty podwodne.

    🔗 Czytaj też: USS Gerald R. Ford z wizytą we Włoszech

    W praktyce oznacza to, że cała grupa działa jak jeden, samowystarczalny organizm: lotnictwo przejmuje kontrolę nad przestrzenią powietrzną, krążowniki i niszczyciele tworzą tarczę obronną, a okręty zaopatrzeniowe dostarczają paliwo i amunicję. W ciągu kilku godzin taka formacja jest zdolna prowadzić równoczesne operacje w powietrzu, na morzu i przeciwko celom lądowym. Dlatego wejście USS Gerald R. Ford na wody Karaibów nie można traktować jako rutynowej rotacji floty. To demonstracja siły i gotowości, która – nawet bez wystrzału – działa jak uderzenie precyzyjnie wymierzone w polityczne centrum Caracas.

    Co warto obserwować

    W nadchodzących tygodniach okaże się, czy obecność lotniskowca USS Gerald R. Ford i jego eskorty na Karaibach to jedynie presja polityczna, czy zapowiedź działań o szerszym wymiarze. Dla Pentagonu to test skuteczności globalnej projekcji siły. Dla Wenezueli – moment prawdy, jak daleko może się posunąć w konfrontacji z USA. Dlatego, mimo deklaracji US Navy o „polowaniu na przemytników”, niewielu wierzy, że to jedyny cel. Skala i timing wskazują, że kluczowy jest sygnał strategiczny pod adresem Caracas. A dla obserwatorów z naszej części świata to przypomnienie, że w polityce morskiej nie ma pustych gestów. Każdy ruch floty wojennej to komunikat – czasem głośniejszy niż jakiekolwiek oświadczenie dyplomatyczne.