Newsletter Subscribe
Enter your email address below and subscribe to our newsletter
Na początku września PGZ Stocznia Wojenna uczestniczyła w międzynarodowych targach. Spółka po raz pierwszy pod szyldem Polskiej Grupy Zbrojeniowej wzięła udział w kieleckim Międzynarodowym Salonie Przemysłu Obronnego oraz Międzynarodowych Targach Budowy i Wyposażenia Statków, Maszyn i Technologii Morskich, które odbyły się w Hamburgu. Stoiska PGZ Stoczni Wojennej cieszyły się dużym zainteresowaniem zwiedzających, a rozpoczęte rozmowy biznesowe mogą zaowocować w przyszłości kontraktami.
Tegoroczna, 26. edycja Międzynarodowego Salonu Przemysłu Obronnego w Kielcach miała charakter szczególny, ponieważ przypadła na jubileuszowy rok 100-lecia odzyskania przez Polskę niepodległości. Gdyńska stocznia wystąpiła na nim po raz pierwszy pod nową nazwą PGZ Stocznia Wojenna. Spółka zademonstrowała swoją ofertę w ramach wspólnego stoiska firm stoczniowych skonsolidowanych w Polskiej Grupie Zbrojeniowej. Kompetencje spółek stoczniowych z Trójmiasta oraz Świnoujścia i Szczecina stanowią istotny komponent potencjału remontowo-produkcyjnego polskiego przemysłu.
W dniach 4-7 września PGZ Stocznia Wojenna wzięła również udział w Międzynarodowych Targów Budowy i Wyposażenia Statków, Maszyn i Technologii Morskich, które odbyły się w Hamburgu.
Zobacz też: Zmarnowany przetarg na naprawę sensorów okrętu ORP Orzeł.
Podczas MSPO w Kielcach PGZ Stocznia Wojenna zaprezentowała m.in. okręt ratowniczy, który w ubiegłym roku został zamówiony przez Inspektorat Uzbrojenia MON. Za jego budowę odpowiada konsorcjum, którego liderem jest Polska Grupa zbrojeniowa S.A., a konsorcjantami PGZ Stocznia Wojenna Sp. z o.o., Stocznia Remontowa „Nauta” S.A. oraz Ośrodek Badawczo-Rozwojowy Centrum Techniki Morskiej S.A. Okręt ratowniczy dla Marynarki Wojennej RP zostanie zbudowany na podstawie projektu, którego przygotowanie zostało powierzone firmie MMC Ship Design & Marine Consulting Sp. z .o.o. Za realizację prac stoczniowych i wyposażeniowych związanych z budową okrętu będą odpowiadać PGZ Stocznia Wojenna oraz Stocznia Remontowa „Nauta”. Według przyjętego harmonogramu okręt będzie gotowy z końcem listopada 2022 roku. Wartość tego kontraktu to 755 mln zł, a umowa zawiera opcję na budowę drugiej jednostki.
„Ratownik” będzie mierzył ok. 96 metrów długości i ok. 19 metrów szerokości. Jego wyporność to ok. 6 tys. ton. Załogę okrętu będzie stanowiło ok. 100 osób. Okręt będzie wyposażony m.in. w nowoczesny zespół komór hiperbarycznych, które umożliwią nurkom działanie na głębokości ok. 150 metrów. Na pokładzie jednostki znajdzie się również lądowisko dla śmigłowca, a okręt będzie wyposażony w system dynamicznego pozycjonowania DP2. Do podstawowych zadań okrętu będzie należało m.in. niesienie pomocy załogom okrętów podwodnych oraz prowadzenie wszelkich prac nurkowo-podwodnych przy zastosowaniu m.in. pojazdów ROV. Prace PGZ Stoczni Wojennej obejmować będą budowę platformy okrętu wraz z wyposażeniem jednostki w specjalistyczny kompleks nurkowy.
Zobacz też: Marynarka chce naprawić okręt ORP Bielik, ale firmy ignorują przetarg.
Po upływie kilku miesięcy od przejęcia przedsiębiorstwa Stoczni Marynarki Wojennej, która przez lata pozostawała w stanie upadłości likwidacyjnej, sytuacja Spółki jest coraz lepsza. Obecnie spółka finalizuje prace związane z dokończeniem budowy okrętu patrolowego dla Marynarki Wojennej RP ORP „Ślązak”, a działania przebiegają zgodnie z harmonogramem.
Obecnie PGZ Stocznia Wojenna buduje także, wspólnie ze Stocznią „Nauta”, okręt wywiadowczy dla Szwedzkiej Marynarki Wojennej. Oba przedsiębiorstwa są odpowiedzialne za zbudowanie częściowo wyposażonego kadłuba okrętu, który będzie się składał z 35 sekcji o łącznej masie ok. 550 ton. Również w tym przypadku prace przebiegają zgodnie z przyjętym harmonogramem.
Ponadto PGZ Stocznia Wojenna finalizuje kontrakt dotyczący modernizacji okrętu ratowniczego ORP Piast. Jego realizacja rozpoczęła się w czasach, gdy Stocznia Marynarki Wojennej pozostawała jeszcze w stanie upadłości likwidacyjnej. Również w przypadku tego kontraktu Spółka ściśle kooperuje ze Stocznią Remontową „Nauta”.
Co więcej, PGZ Stocznia Wojenna prowadzi prace związane z remontem trałowca ORP „Śniadrwy”. Częściowo jest także zaangażowana w remont okrętu ORP „Lublin”.
Stocznia realizuje także plan inwestycyjny – zamówiła nowe półautomaty spawalnicze, urządzenia transportu bliskiego, tj. sztaplarki i wózki akumulatorowe. Stocznia prowadzi remont urządzeń dźwigowych i modernizuje żurawie stoczniowe. Remont przechodzą także pomieszczenia socjalne, biurowe i warsztatowe. Na cały program modernizacji infrastruktury PGZ Stocznia Wojenna przeznaczy ok. 50 mln zł. Jest to pierwszy etap inwestycji.
Zobacz też: thyssenkrupp Marine Systems blisko budowy fregat dla Egiptu.
Prezes Zarządu PGZ Stoczni Wojennej Konrad Konefał podkreśla, że stoiska Spółki na targach w Kielcach oraz Hamburgu cieszyły się dużym zainteresowaniem zwiedzających oraz osób reprezentujących zagraniczne firmy działające w obszarze przemysłu stoczniowego. Jak dodaje, podczas targów odbyło się wiele spotkań i rozmów, a nawiązane kontakty mogą w przyszłości zaowocować realizacją wspólnych projektów biznesowych.
– W setną rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości PGZ Stocznia Wojenna wraca do gry na międzynarodowym rynku przemysłu stoczniowego. Nasi obecni i potencjalni partnerzy widzą pozytywne zmiany, jakie zachodzą w naszej spółce, i dostrzegają jej potencjał przemysłowy. Obecność PGZ Stoczni Wojennej na międzynarodowych targach to element budowania pozycji rynkowej jako partnera najsilniejszych europejskich przedsiębiorstw przemysłu obronnego i cywilnego – podkreśla Konrad Konefał, Prezes Zarządu PGZ Stoczni Wojennej.
Źródło: PGZ Stocznia Wojenna.
Przemysł stoczniowy – więcej wiadomości z branży znajdziesz tutaj.

11 listopada grupa uderzeniowa z lotniskowcem USS Gerald R. Ford (CVN-78) weszła w rejon odpowiedzialności USSOUTHCOM na Karaibach. Oficjalnie to wsparcie działań przeciw przemytowi narkotyków, w praktyce czytelny sygnał dla Caracas w czasie narastającego napięcia na linii USA–Wenezuela. To pierwsza tak duża demonstracja siły US Navy w tym rejonie od wielu lat i wyraźne ostrzeżenie, że Waszyngton nie zamierza oddać kontroli nad swoim południowym przedpolem.
W artykule
To największe od lat wzmocnienie obecności US Navy w Karaibach – ruch czytelny jako presja na Caracas, równolegle z operacjami antynarkotykowymi. Połączenie tych dwóch wątków ma prosty przekaz: Waszyngton kontroluje południowe przedpole i jest gotów szybko eskalować, jeśli Maduro podniesie stawkę.
Na wody karaibskie wszedł nie tylko lotniskowiec, ale cały pływający zespół uderzeniowy. USS Gerald R. Ford to pierwsza jednostka nowej generacji amerykańskich lotniskowców o napędzie jądrowym. Posiada pełne skrzydło lotnicze, kompleksową obronę przeciwlotniczą oraz rozbudowane systemy rozpoznania. Wraz z towarzyszącymi mu niszczycielami i okrętami wsparcia tworzy samowystarczalny organizm, zdolny prowadzić działania przez wiele tygodni bez zawijania do portu.
🔗 Czytaj więcej: Lotniskowiec USS Gerald R. Ford na wodach Morza Północnego
Kiedy taki zespół pojawia się w danym akwenie, zmienia się dynamika całego regionu. Znikają z radarów małe jednostki o wątpliwym statusie, a statki handlowe zaczynają ściślej trzymać się korytarzy morskich. Dla marynarzy z państw regionu to jasny sygnał: ktoś teraz przejął kontrolę nad tymi wodami.
Pentagon w swoich komunikatach podkreśla, że obecność lotniskowca ma wspierać działania przeciwko organizacjom przestępczym w rejonie Karaibów. To obszar, przez który od dekad biegną morskie szlaki przemytu narkotyków i broni.
Lotniskowiec typu Ford nie ściga motorówek z kontrabandą. Jego zadanie to rozpoznanie, stała obecność w powietrzu i wsparcie tych, którzy pilnują porządku z bliska. Sam fakt pojawienia się w tym rejonie mówi więcej niż oficjalne komunikaty: Waszyngton przypomina, że południowe przedpole ma pod kontrolą. Gdy na horyzoncie widać USS Gerald R. Ford, nikt w regionie nie ma wątpliwości, kto rozdaje karty na morzu. To również czytelny sygnał dla Caracas – napięcie nie słabnie, a obecność amerykańskiego lotniskowca wyraźnie zwiększa presję na wenezuelski reżim.
Grupa uderzeniowa z lotniskowcem USS Gerald R. Ford na czele to nie demonstracja, lecz pełnowartościowa formacja bojowa. Na pokładzie amerykańskiego lotniskowca stacjonuje ponad siedemdziesiąt maszyn – od myśliwców F/A-18 Super Hornet, przez samoloty wczesnego ostrzegania E-2D Hawkeye, aż po śmigłowce wielozadaniowe MH-60R. To one tworzą pierwszą linię rozpoznania i rażenia, pozwalając Amerykanom działać setki kilometrów od własnych wybrzeży. Sam lotniskowiec dysponuje również własnymi środkami obrony – wyrzutniami pocisków rakietowych krótkiego zasięgu i systemami artyleryjskimi do zwalczania celów nawodnych oraz nisko lecących pocisków manewrujących.
W skład zespołu wchodzą niszczyciele typu Arleigh Burke: USS Bainbridge (DDG-96), USS Mahan (DDG-72) oraz USS Winston S. Churchill (DDG-81), pełniący rolę okrętu dowodzenia obroną powietrzną. Każdy z nich ma system Aegis i wyrzutnie VLS, a także zdolność użycia pocisków manewrujących Tomahawk, zapewniając parasol OPL i silne możliwości uderzeniowe z morza.
W razie konfliktu taki zespół jest w stanie przeprowadzić zmasowane uderzenie z morza w głąb terytorium przeciwnika. Zasięg operacyjny Tomahawków pozwala na rażenie celów oddalonych o ponad tysiąc kilometrów – a to oznacza, że nawet bez przekraczania granic wód terytorialnych Amerykanie mogliby sparaliżować kluczowe obiekty wojskowe i infrastrukturalne wenezuelskiego wybrzeża. Uderzenie poprzedziłoby rozpoznanie prowadzone przez samoloty pokładowe i drony zwiadowcze, wspierane przez śmigłowce ZOP tropiące okręty podwodne.
🔗 Czytaj też: USS Gerald R. Ford z wizytą we Włoszech
W praktyce oznacza to, że cała grupa działa jak jeden, samowystarczalny organizm: lotnictwo przejmuje kontrolę nad przestrzenią powietrzną, krążowniki i niszczyciele tworzą tarczę obronną, a okręty zaopatrzeniowe dostarczają paliwo i amunicję. W ciągu kilku godzin taka formacja jest zdolna prowadzić równoczesne operacje w powietrzu, na morzu i przeciwko celom lądowym. Dlatego wejście USS Gerald R. Ford na wody Karaibów nie można traktować jako rutynowej rotacji floty. To demonstracja siły i gotowości, która – nawet bez wystrzału – działa jak uderzenie precyzyjnie wymierzone w polityczne centrum Caracas.
W nadchodzących tygodniach okaże się, czy obecność lotniskowca USS Gerald R. Ford i jego eskorty na Karaibach to jedynie presja polityczna, czy zapowiedź działań o szerszym wymiarze. Dla Pentagonu to test skuteczności globalnej projekcji siły. Dla Wenezueli – moment prawdy, jak daleko może się posunąć w konfrontacji z USA. Dlatego, mimo deklaracji US Navy o „polowaniu na przemytników”, niewielu wierzy, że to jedyny cel. Skala i timing wskazują, że kluczowy jest sygnał strategiczny pod adresem Caracas. A dla obserwatorów z naszej części świata to przypomnienie, że w polityce morskiej nie ma pustych gestów. Każdy ruch floty wojennej to komunikat – czasem głośniejszy niż jakiekolwiek oświadczenie dyplomatyczne.