Nie jest niespodzianką, że broń opierająca się na wykorzystaniu energii skierowanej (a dokładnie lasery półprzewodnikowe), podobnie jak broń elektromagnetyczna (railgun) trafi na początku właśnie do US Navy. W jednym i drugim przypadku głównym problemem jest składowanie dużych ilości energii, które wymaga dużych i zawansowanych technicznie magazynów. I chociaż miniaturyzacja tego typu rozwiązań postępuje, a lasery wykorzystywane jako broń były już testowane na pokładach samolotów (m.in. specjalnie przebudowanych Boeingach 747…) to właśnie jednostki pływające, jako największe dostępne platformy, jako pierwsze otrzymają seryjnie produkowane systemy tego rodzaju.
[powiazane1]
W ostatnich latach US Navy z sukcesem przetestowało lasery umieszczone na jednostkach pływających, w następstwie czego firma Lockheed Martin otrzymała zlecenie na opracowanie, produkcje i dostarczenie dwóch zestawów złożonych z: wysokoenergetycznego lasera z systemami dozoru HELIOS i zintegrowanymi oślepiaczami. Jeden z tych zestawów ma zostać zainstalowany na niszczycielu typu Alreigh Burke wersji Flight IIA, a drugi w eksperymentalnej instalacji naziemnej. Zgodnie z dotychczasowymi badaniami szacuje się, że jeden „strzał” (impuls) z lasera służącego do obrony przeciw celom lotniczym, rakietom i pociskom manewrującym, będzie kosztował podatnika zaledwie kilka dolarów amerykańskich. Nawet jeżeli ten działający z prędkością światła oręż będzie potrzebował do trafienia i zniszczenia celu kilku czy nawet kilkudziesięciu impulsów, to i tak są to koszty mikroskopijne. Dla porównania pojedynczy pocisk rakietowy systemu Patriot kosztuje kilka milionów USD, a zaprojektowany jako maksymalnie tani izraelski pocisk krótkiego zasięgu do systemu Iron Dome – 30-40 tys. USD.
Na dzień dzisiejszy, biorąc pod uwagę przeprowadzone eksperymenty, także warunkach polowych, można powiedzieć że odpowiednie lasery zostały już w Stanach Zjednoczonych opracowane. Wyzwaniem nadal pozostaje optymalne magazynowanie niezbędnej energii, która – wydawana w olbrzymich krótkich impulsach – ma jednocześnie nie uszkadzać innych wykorzystujących energie elektryczną systemów okrętu.
[powiazane2]
Magazyn energii ma składać się z systemów elektronicznych, przechowywania i kontrolnych, które razem tworzą pojedynczy lub podzielony na części zasób. Ma on być wykorzystywany nie tylko jako magazyn „amunicji” dla broni energii skierowanej, ale także jako źródło energii dla innych systemów, m.in. walki elektronicznej, sensorów i innych. Stworzenie odpowiednich zabezpieczeń jest więc czynnikiem kluczowym. Gdyby nie udało się ich opracować uzbrojenie musiałoby korzystać z zupełnie oddzielnych źródeł energii, które zabierałyby dodatkowe miejsce, a to z wielu względów niepraktyczne, nie wspominając już o rosnących w takim przypadku kosztach.
[powiazane3]
Rozwiązanie, którego poszukuje US Navy ma być także wspólne dla systemów instalowanych na różnych jednostkach pływających, jeżeli chodzi o zastosowane rozwiązania. Ma być także modularne i skalowalne, także jeśli chodzi o moc wydawaną do uzbrojenia i innych urządzeń. Ma także istnieć możliwość jego ponownego naładowania w warunkach polowych w przypadku gdyby zaszła taka potrzeba. US Navy liczy na otrzymanie propozycji rozwiązań na tyle obiecujących, żeby mogła około 2020 roku rozpocząć ich badania. Z kolei w latach 2021 – 2023 miałaby już nastąpić produkcja odpowiednich urządzeń, które do służby weszłyby już w 2023 r. Co za tym idzie w tym samym czasie możemy spodziewać się montowania na amerykańskich jednostkach pływających laserów i – zapewne – także innego uzbrojenia wymagającego potężnych ilości energii. Zgadza się to poniekąd z planami dotyczącymi amerykańskiego lotnictwa wojskowego, w którym na „połowę przyszłej dekady” zapowiadane jest stworzenie lasera z magazynem energii tak małym, że mógłby go przenosić myśliwiec, np. F-35.
Podpis: ms