Newsletter Subscribe
Enter your email address below and subscribe to our newsletter

Rok po tragicznej implozji batyskafu Titan, Amerykańska Straż Przybrzeżna (US Coast Guard) kontynuuje skomplikowane dochodzenie w sprawie przyczyn katastrofy. Dochodzenie, które ma na celu zapobieżenie podobnym incydentom w przyszłości, potrwa dłużej niż początkowo zakładano.
W artykule
18 czerwca minie dokładnie rok od momentu, gdy batyskaf Titan, należący do OceanGate Expeditions, podczas misji do wraku Titanica, stracił kontakt z kanadyjskim statkiem badawczym (statkiem-matką) Polar Prince. W ciągu godziny i 45 minut po rozpoczęciu rejsu, kontakt został przerwany, co zapoczątkowało międzynarodową akcję poszukiwawczo-ratunkową.
Trwające rok śledztwo ujawniło, że niepokojący zapis komunikacji między batyskafem Titan a jego statkiem-matką, który był rozpowszechniany przez miliony osób w Internecie, był całkowicie fałszywy. Jeden z amerykańskich portali rzekomo szczegółowo opisywał ostatnią komunikację między batyskafem, próbującym dotrzeć do Titanica z pięcioma pasażerami na pokładzie, a statkiem-matką. Kapitan Jason D. Neubauer, przewodniczący Morskiej Rady Śledczej, potwierdził, że jego zespół śledczy nie znalazł żadnych dowodów na to, że osoby na pokładzie Titan wiedziały, że dojdzie do śmiertelnej implozji. „Jestem przekonany, że to fałszywa transkrypcja… została zmyślona” – powiedział Neubauer. Neubauer ma nadzieję, że prawda dotycząca transkrypcji przyniesie ukojenie rodzinom pięciu mężczyzn znajdujących się na pokładzie Tytana, wiedząc, że nie cierpieli podczas ostatnich chwil życia.
Amerykańska Straż Przybrzeżna ogłosiła, że jej dochodzenie w sprawie implozji batyskafu Titan, które miało początkowo trwać 12 miesięcy, będzie wymagało więcej czasu.
Intensywnie współpracujemy z naszymi partnerami, aby zapewnić kompleksowe zrozumienie tego incydentu. Konieczność przeprowadzenia dwóch misji ratunkowych w celu zabezpieczenia istotnych informacji była jednym z powodów wydłużenia dochodzenia. Jesteśmy wdzięczni za międzynarodową i międzyagencyjną współpracę, która była niezbędna do odzyskania, zachowania i kryminalistycznego zbadania dowodów z odległej części oceanu i ekstremalnych głębokości.
Jason Neubauer, przewodniczący Morskiej Rady Dochodzeniowej (MBI)
Implozja batyskafu Titan miała katastrofalne skutki. 22 czerwca 2023 roku, Amerykańska Straż Przybrzeżna ogłosiła, że batyskaf doświadczył „katastrofalnej utraty komory ciśnieniowej” podczas zejścia, co potwierdzono odnalezieniem szczątków około 900 mil morskich na wschód od Cape Cod w stanie Massachusetts.
OceanGate, która pobierała 250 000 USD za osobę za rejs na pokładzie Titan, zawiesiła wszystkie operacje na początku lipca 2023 roku po licznych ostrzeżeniach dotyczących potencjalnych problemów z bezpieczeństwem.
Warto przypomnieć moją analizę opublikowaną rok temu, która spotkała się z ogromnym zainteresowaniem – przeczytało ją ponad 40 tysięcy osób. Wskazałem w niej na liczne zaniedbania techniczne i konstrukcyjne batyskafu Titan. Moja analiza szczegółowo opisała zjawisko implozji spowodowanej przez ciśnienie hydrostatyczne na głębokości 3780 metrów, które wynosi około 400 kg/cm². Posłużyłem się wtedy przykładem, w którym ciśnienie to porównałem do sytuacji, w której na jednogroszowej monecie ustawiono trzy wanny wypełnione wodą.
Wyjaśniałem również, że o ile zjawisko eksplozji jest powszechnie znane, o tyle implozja, będąca jego odwrotnością w rozumieniu kierunku reakcji sił, nie jest tak powszechna. Wspólną cechą obu jest dynamiczna reakcja na działanie różnicy ciśnień. Najczęściej jest to analizowane w kontekście zjawisk takich jak kawitacja, gdzie mikropęcherzyki pary implodując, oddziałują destrukcyjnie na strefy podciśnienia np. śrub napędowych i instalacji przepływowych; instalacje zbiornikowe, gdzie nadmierne odpompowanie płynu (zarówno cieczy, jak i gazu) powoduje zapadnięcie się zbiornika do środka; oraz bomby próżniowe, gdzie rozpylenie substancji palnej po zapłonie tworzy obszar krótkoterminowego podciśnienia, który potem uderza falą nadciśnieniową.
Przypadek batyskafu Titan najbardziej oddaje problematykę zbiorników, gdzie wewnątrz na ściany przedziału pasażerskiego napiera 1 atmosfera (tę znamy z powierzchni), a zewnętrznie 400 atmosfer wynikających głównie z ciśnienia hydrostatycznego na głębokości 3780 m. Dodałem również, że jest jasne, iż batyskaf jest ekstremalnie ściśnięty.
Podkreślałem wtedy, że Titan posiadał dodatnią pływalność, ale to nie wystarczyło, by zapobiec tragedii. Wskazywałem na zmęczenie materiału, naprężenia wynikające ze zmian ciśnienia, a także na niedoszacowanie marginesów bezpieczeństwa przy doborze grubości ścian jednostki. Moja analiza zwracała uwagę na braki w systemach awaryjnych i niedociągnięcia w jakości wykonania, co mogło przyczynić się do katastrofy. W czasie rocznego dochodzenia nie ustalono jednoznacznie przyczyny katastrofy morskiej, co jest związane z bardzo specyficzną sytuacją nie mającą odpowiednika w historii.
Czytaj więcej o tragicznej implozji batyskafu Titan według Roberta Dmochowskiego
Za cechy unikalne należy wskazać miejsce tragedii oraz konstrukcję, która to z premedytacją twórcy uchylała się powszechnie stosowanym normom. O ile już sama unikalność wysokociśnieniowego środowiska nastręcza bardzo wiele problemów związanych z łatwością kompletacji materiału dowodowego wynikającego z jego rozproszenia, deformacji i częściowego lub całkowitego pogrążenia w luźnej warstwicy piachów dna oceanicznego to bardzo ciekawym zagadnieniem jest ocena przydatności badania przyczyn katastrofy poza sferą wskazania odpowiedzialności wynikającą z oczekiwań rodzin ofiar i przewodów roszczeniowych.
Z technicznej perspektywy analiza przyczyny ma dwa oblicza: jedno wątpiące w jej zasadność wynikającą z teorii iż analiza tragedii konstrukcji amatorskiej gdy nasza wiedza inżynieryjna jest dalece dalsza i drugie traktujące unikalność tego przypadku jako obszar wzbogacający naszą wiedzę o tzw. „ślepe uliczki rozwoju”, które to pokazują czego NIE robić w przypadku rozwoju kolejnych generacji łodzi i okrętów podwodnych.
Osobiście skłaniam się bardziej ku tej drugiej koncepcji ze szczególnym naciskiem na obszar związany ze współpracą różnych materiałów krytycznych, obszarów konstrukcji takich jak sam kadłub zewnętrzny stanowiący zarazem przedział załogowy – zaznaczam iż była to konstrukcja jednopłaszczowa tzn. taka gdzie mamy jeden kadłub bez drugiego kadłuba zewnętrznego, którego awaria nie jest jednoznaczna ze śmiercią załogi oraz pozwala na monitorowanie jego stanu i stosowne reagowanie w przypadku awarii.
W przypadku Titana mieliśmy do czynienia z bardzo ryzykownym zespoleniem materiałów kompozytowych oraz tradycyjnych jak głowica tytanowa. W tego typu zespoleniach problem stanowi różna sprężystość i odporność na procesy zmęczeniowe. O ile tytan jest materiałem sprawdzonym i stabilnym przy zachowaniu odpowiednich reżimów technologicznych i ilościowych, to materiały kompozytowe już nie.
Te charakteryzują się dalece większą elastycznością i inną charakterystyką odporności zmęczeniowej. Zespolenie materiałów o różnych charakterystykach stawia olbrzymie wymaganie dla tej płaszczyzny, zarówno w obszarze połączenia śrubowego jak i samego uszczelnienia. Cały czas proszę pamiętać iż batyskaf zanurzając i wynurzając się był poddawany zmiennemu ciśnieniu od 0,14 g/cm2 będąc wynurzonym do 400000 g/cm2 będąc na poziomie wraku Titanika. Wzrost tych ciśnień, a co za tym idzie naprężenia wynosi ponad 2,8 mln razy.
Ponadto dokładając marginesy bezpieczeństwa obliczeniowo przyjęto by wzrost naprężeń znacząco wyżej, za odniesienie przyjmując krotność cykli zejść w głębię i czas między remontowy obiektu technicznego. Przykładowo, jedno zejście miesięcznie, procedury inspekcyjno-diagnostyczne po i przed każdym zanurzeniu oraz remont generalny po cyklu np. 2 letnim. Bez określenia reżimów remontowych nie ma możliwości doboru stosownych marginesów konstrukcyjnych bezpieczeństwa, a wypadek jest jedynie kwestią ilości odbytych rejsów. Powtórzę jeszcze raz: gdyby polski przemysł okrętowy wykonał batyskaf nie byłoby mowy o tak daleko idącej lekkomyślności wobec środowiska tak skrajnego jak głębia oceaniczna.
W październiku, Straż Przybrzeżna odzyskała „dodatkowe przypuszczalne szczątki ludzkie” oraz ostatnie szczątki z Tytana. Neubauer podkreślił wtedy, że MBI dokłada wszelkich starań, aby w pełni zrozumieć czynniki, które doprowadziły do tej tragedii. Dzięki międzynarodowej współpracy istnieje nadzieja, że uda się uniknąć przyszłych katastrof tego typu. Zrozumienie przyczyn tej tragicznej implozji jest kluczowe dla poprawy standardów bezpieczeństwa w eksploracji głębin morskich. To pozwoli na lepsze zabezpieczenie przyszłych misji i ochronę życia uczestników takich ekspedycji, także poprzez bardziej restrykcyjne przepisy uniemożliwiające realizację rejsów na konstrukcjach amatorskich.
Autor: Robert Dmochowski


Po ośmiu miesiącach aktywności na trzech oceanach brytyjska grupa lotniskowcowa z HMS Prince of Wales powróciła 30 listopada do Portsmouth. Tym wejściem Royal Navy zamknęła operację Highmast — największe rozmieszczenie sił morskich w bieżącym roku.
W artykule
Rankiem, w końcówce listopada, okręty brytyjskiej grupy lotniskowcowej zaczęły wchodzić do Portsmouth. Lotniskowiec HMS Prince of Wales prowadził szyk powrotny, zamykając tym samym globalną kampanię, w ramach której zespół pokonał ponad 40 tys. mil morskich — dystans odpowiadający półtorakrotnemu okrążeniu Ziemi.
Powitanie miało wymiar uroczysty, zgodny z tradycją Royal Navy: jednostki portowe wykonały salut wodny, zaś załogi eskort i pomocniczych okrętów stanęły wzdłuż burt. Po wielu miesiącach nieobecności marynarze i lotnicy wrócili do rodzin, kończąc etap najbardziej kompleksowej operacji tej części floty od kilku lat.
Operacja Highmast rozpoczęła się wiosną, kiedy z Portsmouth i Bergen wyszły pierwsze okręty tworzące grupę zadaniową. Jej głównym celem było potwierdzenie zdolności Royal Navy do prowadzenia wielodomenowych działań dalekomorskich oraz utrzymania spójnej współpracy z sojuszniczymi okrętami.
W trakcie misji grupa operowała kolejno na Morzu Śródziemnym, w obszarze Kanału Sueskiego, na Oceanie Indyjskim oraz w zachodniej części Indo-Pacyfiku. W tym czasie przeprowadzono szereg ćwiczeń, w tym z marynarkami Włoch, Japonii, Australii, Kanady i Norwegii.
Dowódca zespołu, komandor James Blackmore, określił operację jako „najszerszy sprawdzian brytyjskiej projekcji siły od lat”, podkreślając jednocześnie wzrost interoperacyjności i zdolności bojowej grupy.
Trzon Carrier Strike Group stanowił lotniskowiec HMS Prince of Wales, na którego pokładzie operowało skrzydło lotnicze złożone z samolotów F-35B oraz śmigłowców ZOP i maszyn rozpoznawczych. Uzupełnienie stanowiły niszczyciel rakietowy HMS Dauntless, fregata HMS Richmond, norweska fregata HNoMS Roald Amundsen oraz jednostki wsparcia — tankowiec RFA Tideforce i logistyczny HNoMS Maud.
W kulminacyjnej fazie misji, podczas ćwiczeń na Indo-Pacyfiku, siły zespołu liczyły ponad 4 tysiące żołnierzy i marynarzy.
Zakończona kampania miała znaczenie wykraczające poza tradycyjny pokaz bandery. HMS Prince of Wales po serii wcześniejszych problemów technicznych przeszedł pełny cykl eksploatacyjny, obejmujący przeloty, intensywne działania lotnicze oraz współpracę w warunkach, które sprawdzają możliwości układu napędowego, systemów pokładowych oraz modułów sterowania lotami.
Misja była więc testem nie tylko dla całego zespołu, ale i samego lotniskowca, który tym etapem potwierdził pełną gotowość do globalnych operacji. Dla Royal Navy oznacza to domknięcie okresu niepewności oraz wejście w etap stabilnej eksploatacji obu brytyjskich superlotniskowców.
Operacja Highmast udowodniła, że Wielka Brytania pozostaje zdolna do nieprzerwanej obecności na głównych morskich szlakach komunikacyjnych, szczególnie w regionie Indo-Pacyfiku. W sytuacji rosnącej aktywności floty chińskiej i agresywnych działań rosyjskich — zarówno w Arktyce, jak i na Morzu Śródziemnym — wartościowa obecność sojuszniczych komponentów nabiera szczególnego znaczenia.
Zakończenie operacji pokazuje także, jak duże znaczenie ma utrzymanie ciągłości działań Royal Navy. Powrót HMS Prince of Wales nie kończy brytyjskiej aktywności na Indo-Pacyfiku — stanowi raczej zamknięcie pierwszej z serii zaplanowanych rotacji, które w ciągu kolejnych lat mają stać się fundamentem obecności brytyjskiej bandery na kluczowych szlakach morskich.
Ośmiomiesięczna misja Highmast zapisze się jako jedno z najważniejszych przedsięwzięć brytyjskiej floty ostatnich lat. Zespół przeszedł pełne spektrum działań — od ćwiczeń sojuszniczych po operacje realizowane w rozległych akwenach zachodniej części Indo-Pacyfiku.
Powrót grupy lotniskowcowej, z HMS Prince of Wales na czele, stanowi potwierdzenie, że brytyjski system lotniskowcowy jest w stanie prowadzić globalne operacje w sposób ciągły, niezawodny i zgodny z wymaganiami współczesnej architektury bezpieczeństwa.