Newsletter Subscribe
Enter your email address below and subscribe to our newsletter

Morze Czerwone, strategiczna i żywotna arteria morska, stało się areną rosnących napięć i niebezpieczeństw dla transportu morskiego. Incydenty z ostatnich dni z udziałem amerykańskiego niszczyciela rakietowego USS Carney (DDG 64) rzucają światło na eskalację działań rebeliantów Huti z Jemenu, podnosząc alarm w kwestii bezpieczeństwa morskiego w regionie. Efektem tych działań jest planowane przez Stany Zjednoczone wzmocnienie sił chroniących żeglugę na Morzu Czerwonym, mające na celu zapewnienie bezpieczeństwa na tym kluczowym szlaku handlowym.
W obliczu eskalacji konfliktu na Morzu Czerwonym oraz dramatycznych wydarzeń w Izraelu, gdzie 7 października terroryści z Hamasu przekroczyli granicę, dokonując krwawych ataków, zabijając około 1200 osób, w większości cywilów, oraz biorąc 240 zakładników, rośnie obawa o wpływ tych zdarzeń na stabilność regionalną.
Ta fala przemocy, podkreślona przez tysiące wystrzelonych rakiet i brutalne morderstwa mieszkańców okolic muru oddzielającego Izrael od Strefy Gazy, nasila napięcia na Morzu Czerwonym. To ukazuje, jak złożone i powiązane są regionalne konflikty w tym niepokojącym okresie.
Konsekwencje wojny w Izraelu są odczuwalne nie tylko lokalnie, ale także w szerszym kontekście regionalnym i międzynarodowym. Wzrost napięć i przemocy może prowadzić do dalszego zaostrzenia sytuacji na Morzu Czerwonym, zwiększając ryzyko ataków na statki handlowe i okręty wojenne. To z kolei może prowadzić do reakcji ze strony społeczności międzynarodowej, która dąży do stabilizacji regionu i zapewnienia bezpieczeństwa żeglugi.
Sytuacja w Izraelu może również wpływać na decyzje strategiczne państw zaangażowanych w konflikt jemeński, ponieważ zmienia ona ogólny kontekst bezpieczeństwa i równowagi sił w regionie. W tym kontekście, zrozumienie tego konfliktu staje się kluczowe dla pełnej analizy sytuacji na Morzu Czerwonym i wpływu, jaki ma ona na globalną żeglugę oraz politykę międzynarodową.
Czytaj więcej: https://portalstoczniowy.pl/norweski-tankowiec-mt-strinda-trafiony-pociskiem-z-jemenu/
Rebelianci Huti, którzy w przeszłości sporadycznie atakowali statki w regionie, teraz nasilają swoje działania, kierując je przede wszystkim na jednostki powiązane z Izraelem. Niemniej, incydenty te mają wpływ także na inne kraje, co widoczne jest po atakach na statki pływające pod banderą Norwegii czy Liberii. Sposób prowadzenia tych operacji jest różnorodny – od ostrzału rakietowego po przejęcie statków przy pomocy helikopterów.
W odpowiedzi na narastające zagrożenia ze strony rebeliantów Huti, Stany Zjednoczone zdecydowały o wzmocnieniu swojej obecności wojskowej na Morzu Czerwonym. Grupa Uderzeniowa Lotniskowca Dwight D. Eisenhower została przesunięta do Zatoki Adeńskiej, a dodatkowe niszczyciele US Navy dołączyły do Grupy Uderzeniowej Lotniskowca Gerald R. Ford na Morzu Śródziemnym. Ta demonstracja siły pokazuje zdecydowaną postawę USA w obliczu wzrostu napięć w kluczowym regionie dla globalnej żeglugi.
Kluczowi gracze w branży żeglugowej, tacy jak Maersk czy Hapag-Lloyd, zdecydowali się na czasowe wstrzymanie żeglugi swoich jednostek na tych wodach. Jest to decyzja o dużym znaczeniu, biorąc pod uwagę ich dominującą rolę na rynku transportu morskiego.
Oprócz bezpośrednich konsekwencji dla handlu morskiego, ta sytuacja rzuca światło na złożoność współczesnych konfliktów i ich wpływ na międzynarodową żeglugę. Huti, często postrzegani jako sprzymierzeńcy Iranu, poprzez swoje działania na Morzu Czerwonym mogą nie tylko destabilizować region, ale również wpływać na globalną równowagę polityczne i ekonomiczne.
Unia Europejska wyraziła już zaniepokojenie naruszaniem prawa międzynarodowego, które może wynikać z ataków rebeliantów Huti. Prawo międzynarodowe jasno określa zasady wolności żeglugi, a każdy akt agresji na morzu może być uznany za jego naruszenie.
Te wydarzenia na Morzu Czerwonym stanowią znaczący precedens w kontekście bezpieczeństwa morskiego. Ich wpływ wykracza poza bezpośrednio dotknięte przez konflikt strony, rozciągając się na cały światowy handel i politykę międzynarodową. Obecna sytuacja wymaga dogłębnej analizy i zrozumienia jej złożonych konsekwencji, które mogą prowadzić do znaczących zmian w globalnym porządku.
Wpływ ataków Huti na handel morski w rejonie Morza Czerwonego jest znaczący i wieloaspektowy. Przede wszystkim, ataki te stały się poważnym powodem do zaniepokojenia dla firm żeglugowych i armatorów, co jest widoczne w reakcjach gigantów branży takich jak Maersk i Hapag-Lloyd. Decyzje o wstrzymaniu ruchu przez Morze Czerwone i szukaniu alternatywnych tras są bezpośrednią odpowiedzią na zwiększone ryzyko bezpieczeństwa.
Czytaj też: https://portalstoczniowy.pl/francuska-fregata-languedoc-neutralizuje-drony-na-morzu-czerwonym/
Zmiany w logistyce i planowaniu tras są kolejną konsekwencją. Niektóre statki, zwłaszcza te związane z Izraelem, zaczęły wybierać dłuższą drogę wokół Afryki, co wydłuża czas podróży i podnosi koszty operacyjne. To może prowadzić do wyższych opłat za transport, choć jak na razie zmiany te nie wydają się mieć dużego wpływu na ceny dla konsumentów.
Kluczową kwestią są także rosnące koszty ubezpieczenia. Wzrost tych kosztów, szczególnie dla statków przechodzących się przez Morze Czerwone, jest dużym obciążeniem finansowym dla armatorów. W szczególności statki izraelskie doświadczają jeszcze większego wzrostu kosztów ubezpieczenia, a niektórzy ubezpieczyciele rezygnują z pokrywania takiego ryzyka. To może wpłynąć na decyzje operacyjne firm i wybór tras przez armatorów.
Na chwilę obecną sytuacja nie prowadzi to do drastycznych zmian w cenach dla konsumentów, jednak jest to scenariusz, który wymaga ciągłego monitorowania. W przypadku eskalacji konfliktu i zwiększenia ryzyka, koszty te mogą wzrosnąć do poziomu, który zmusiłby armatorów do przemyślenia swoich strategii operacyjnych w regionie.
Ataki Huti na Morzu Czerwonym wpływają więc na handel morski pod wieloma względami: od bezpośredniego zagrożenia dla bezpieczeństwa załóg, poprzez zmiany w logistyce i transportie, aż po rosnące koszty operacyjne i ubezpieczeniowe. Jest to sytuacja, która pokazuje, jak regionalne konflikty i niestabilność mogą wpływać na globalne szlaki handlowe.
Eksperci zwracają uwagę na to, że Huti, mimo swoich działań, nie dysponują zaawansowanym sprzętem militarnym, takim jak okręty wojenne, które wydają się być niezbędne do efektywnej blokady tego szlaku. Ich działania ograniczają się głównie do sporadycznych ostrzałów i pojedynczych akcji, takich jak wykorzystanie helikoptera do operacji abordażowej np. na statek Galaxy Leader z końca listopada b.r., o czym pisaliśmy na naszym portalu.
Czytaj również: https://portalstoczniowy.pl/ostrzezenia-dla-zeglugi-w-regionie-oceanu-indyjskiego-i-zatoki-adenskiej/
Jednocześnie obecność okrętów wojennych różnych państw, w tym Stanów Zjednoczonych i Francji, patrolujących Morze Czerwone, odgrywa znaczącą rolę w zapewnieniu bezpieczeństwa na tym strategicznym szlaku wodnym. Międzynarodowa działalność wojskowa w tym regionie jest kluczowym elementem utrzymania bezpiecznej żeglugi, co stanowi zabezpieczenie przed potencjalnymi zagrożeniami.
Chociaż ataki Huti wprowadzają niepewność i niepokój w branży żeglugowej, to, jak zauważają eksperci z branży żeglugowej, nadal odnotowuje się znaczny ruch towarów przez Morze Czerwone. Jest to krytyczna trasa dla zaopatrzenia Europy i Azji, co podkreśla jej globalne znaczenie.
Eksperci zwracają również uwagę na ograniczony zasięg wpływu Huti na tym szlaku wodnym. Mimo ich działań, branża żeglugowa adaptuje się do sytuacji i podejmuje kroki w celu zminimalizowania ryzyka, nie reagując przesadnie na zagrożenia. Podobne adaptacje były widoczne w innych konfliktach, jak np. wojna na Ukrainie, gdzie niektóre części Morza Czarnego zostały zamknięte.
W obliczu ryzyka zamknięcia szlaków żeglugowych na Morzu Czerwonym, można oczekiwać zdecydowanej odpowiedzi ze strony międzynarodowych sił morskich, mającej na celu zapewnienie ciągłości handlu morskiego. Eksperci wskazują, że pomimo działań Huti, rzeczywista możliwość całkowitego zablokowania tego kluczowego szlaku żeglugowego przez nich wydaje się mało prawdopodobna.
Autor: Mariusz Dasiewicz


Po ośmiu miesiącach aktywności na trzech oceanach brytyjska grupa lotniskowcowa z HMS Prince of Wales powróciła 30 listopada do Portsmouth. Tym wejściem Royal Navy zamknęła operację Highmast — największe rozmieszczenie sił morskich w bieżącym roku.
W artykule
Rankiem, w końcówce listopada, okręty brytyjskiej grupy lotniskowcowej zaczęły wchodzić do Portsmouth. Lotniskowiec HMS Prince of Wales prowadził szyk powrotny, zamykając tym samym globalną kampanię, w ramach której zespół pokonał ponad 40 tys. mil morskich — dystans odpowiadający półtorakrotnemu okrążeniu Ziemi.
Powitanie miało wymiar uroczysty, zgodny z tradycją Royal Navy: jednostki portowe wykonały salut wodny, zaś załogi eskort i pomocniczych okrętów stanęły wzdłuż burt. Po wielu miesiącach nieobecności marynarze i lotnicy wrócili do rodzin, kończąc etap najbardziej kompleksowej operacji tej części floty od kilku lat.
Operacja Highmast rozpoczęła się wiosną, kiedy z Portsmouth i Bergen wyszły pierwsze okręty tworzące grupę zadaniową. Jej głównym celem było potwierdzenie zdolności Royal Navy do prowadzenia wielodomenowych działań dalekomorskich oraz utrzymania spójnej współpracy z sojuszniczymi okrętami.
W trakcie misji grupa operowała kolejno na Morzu Śródziemnym, w obszarze Kanału Sueskiego, na Oceanie Indyjskim oraz w zachodniej części Indo-Pacyfiku. W tym czasie przeprowadzono szereg ćwiczeń, w tym z marynarkami Włoch, Japonii, Australii, Kanady i Norwegii.
Dowódca zespołu, komandor James Blackmore, określił operację jako „najszerszy sprawdzian brytyjskiej projekcji siły od lat”, podkreślając jednocześnie wzrost interoperacyjności i zdolności bojowej grupy.
Trzon Carrier Strike Group stanowił lotniskowiec HMS Prince of Wales, na którego pokładzie operowało skrzydło lotnicze złożone z samolotów F-35B oraz śmigłowców ZOP i maszyn rozpoznawczych. Uzupełnienie stanowiły niszczyciel rakietowy HMS Dauntless, fregata HMS Richmond, norweska fregata HNoMS Roald Amundsen oraz jednostki wsparcia — tankowiec RFA Tideforce i logistyczny HNoMS Maud.
W kulminacyjnej fazie misji, podczas ćwiczeń na Indo-Pacyfiku, siły zespołu liczyły ponad 4 tysiące żołnierzy i marynarzy.
Zakończona kampania miała znaczenie wykraczające poza tradycyjny pokaz bandery. HMS Prince of Wales po serii wcześniejszych problemów technicznych przeszedł pełny cykl eksploatacyjny, obejmujący przeloty, intensywne działania lotnicze oraz współpracę w warunkach, które sprawdzają możliwości układu napędowego, systemów pokładowych oraz modułów sterowania lotami.
Misja była więc testem nie tylko dla całego zespołu, ale i samego lotniskowca, który tym etapem potwierdził pełną gotowość do globalnych operacji. Dla Royal Navy oznacza to domknięcie okresu niepewności oraz wejście w etap stabilnej eksploatacji obu brytyjskich superlotniskowców.
Operacja Highmast udowodniła, że Wielka Brytania pozostaje zdolna do nieprzerwanej obecności na głównych morskich szlakach komunikacyjnych, szczególnie w regionie Indo-Pacyfiku. W sytuacji rosnącej aktywności floty chińskiej i agresywnych działań rosyjskich — zarówno w Arktyce, jak i na Morzu Śródziemnym — wartościowa obecność sojuszniczych komponentów nabiera szczególnego znaczenia.
Zakończenie operacji pokazuje także, jak duże znaczenie ma utrzymanie ciągłości działań Royal Navy. Powrót HMS Prince of Wales nie kończy brytyjskiej aktywności na Indo-Pacyfiku — stanowi raczej zamknięcie pierwszej z serii zaplanowanych rotacji, które w ciągu kolejnych lat mają stać się fundamentem obecności brytyjskiej bandery na kluczowych szlakach morskich.
Ośmiomiesięczna misja Highmast zapisze się jako jedno z najważniejszych przedsięwzięć brytyjskiej floty ostatnich lat. Zespół przeszedł pełne spektrum działań — od ćwiczeń sojuszniczych po operacje realizowane w rozległych akwenach zachodniej części Indo-Pacyfiku.
Powrót grupy lotniskowcowej, z HMS Prince of Wales na czele, stanowi potwierdzenie, że brytyjski system lotniskowcowy jest w stanie prowadzić globalne operacje w sposób ciągły, niezawodny i zgodny z wymaganiami współczesnej architektury bezpieczeństwa.