2 listopada uruchomiono testowo reaktor jądrowy rosyjskiego pływającego bloku energetycznego Akademik Łomonosow. To pierwsza na świecie instalacja tego rodzaju.
Próba objęła rozruch reaktora prawej burty, jednego z dwóch na jednostce, w czasie którego urządzenie osiągnęło minimalny kontrolowany poziom mocy. Test prowadzone są w Murmańsku w bazie zjednoczenia Atomfłot, odpowiedzialnego za eksploatację cywilnych jednostek z napędem jądrowym, dokąd pływająca elektrownia dotarła w maju bieżącego roku. Po ich zakończeniu Akademik Łomonosow zostanie przeholowany (nie ma własnego napędu) przez wody arktyczne na wschód, w rejon portu Pewek, miasta w azjatyckiej części Rosji, w Czukockim Okręgu Autonomicznym. Ma tam trafić latem przyszłego roku i zastąpić w produkcji energii elektrycznej Bilibińską Elektrownię Atomową, której cztery reaktory – najdalej wysunięte na północ cywilne urządzenia tego typu – przeznaczono do wygaszania od 2021 roku. Właścicielem obu – Łomonosowa i elektrowni w Bilbinie – jest spółka państwowa Rosatom.
Zobacz też: Stocznia Szczecińska potrzebuje specjalistów i ogłasza rekrutację.
Pływający blok energetyczny Akademik Łomonosow powstał według projektu 20870 opracowanego przez biuro konstrukcyjne Ajsberg z Sankt Petersburga. Jednostkę zbudowała stocznia Bałtyjskij Zawod w tym samym mieście. Barkę stanowiącą podstawę bloku zwodowano 30 czerwca 2010 roku. We wrześniu i październiku 2013 roku zainstalowano zespoły reaktorów KŁT-40S i turbin parowych TK-35/38-3.4, natomiast paliwo jądrowe załadowano do pierwszego reaktora w lipcu, a do drugiego we wrześniu bieżącego roku. Jednostka ma 144 m długości i 30 m szerokości, wypiera 21,5 tysiąca ton. Moc każdego z reaktorów wynosi 35 MW. Projekt przewiduje co najmniej 36-letnią eksploatację, z trzema cyklami wymiany paliwa w reaktorach.
Zobacz też: Hurtigruten zamawia trzeci wycieczkowiec polarny. Zbuduje go Kleven Verft.
Budowa tej pływającej elektrowni atomowej była od początku przedsięwzięciem kontrowersyjnym, zdaniem niektórych obserwatorów skazanym na niepowodzenie – przynajmniej w wymiarze finansowym. Takie bloki energetyczne miały trafiać w odległe zakątki Rosji, o utrudnionym dostępie z lądu. Wysoki koszt budowy, wynoszący około 32 miliardy rubli (480 mln dolarów) i w zasadzie uniemożliwiający podjęcie produkcji seryjnej, miał być skompensowany zamówieniami zagranicznymi.
W celach marketingowych Rosjanie, wbrew typowemu dla siebie utajnianiu wszelkich informacji związanych z energetyką jądrową, spuścili woal zakrywający Akademika Łomonosowa, zapraszając nawet zagranicznych dziennikarzy i organizacje ekologiczne. Zdaniem tych ostatnich zaleta pływającej elektrowni – możliwość kotwiczenia w odległych rejonach – może okazać się jej głównym problemem w sytuacji awaryjnej. Trudny dostęp skomplikuje akcje ratownicze, a nawet standardowe operacje wywozu zużytego paliwa jądrowego. Także środowisko morskie, w którym ma działać, budzi obawy, podsycane wspomnieniem o katastrofie w Fukuszimie.
Zobacz też: tkMS wygrywa wyścig po kontrakt na fregaty rakietowe dla Egiptu. Umowa podpisana.
Jednak idea elektrowni atomowej na barce morskiej ma też zalety. Nieograniczony dostęp do wody, głównego chłodziwa reaktorów, mógłby pomóc w ratowaniu sytuacji awaryjnej. Sama budowa jednostki może trwać około czterech lat, podczas gdy bloku na lądzie zajmuje jakąś dekadę. Pomysł, choć nie został przez Rosjan do dziś sprzedany, zainspirował Chińczyków, którzy ponoć realizują już program budowy nawet 20 podobnych bloków energetycznych. Także Amerykanie opracowali własny projekt instalacji tego rodzaju.
Podpis: kb
Przemysł stoczniowy – więcej wiadomości z branży znajdziesz tutaj.