Newsletter Subscribe
Enter your email address below and subscribe to our newsletter

Iran i Rosja zakończyły krótkie manewry na Morzu Kaspijskim, które – choć skromne w skali – mają wyraźne znaczenie polityczne. Dla obu państw to próba zamanifestowania wpływów w regionie, w którym tracą sojuszników. W przypadku Iranu – to także sygnał rozczarowania.
W artykule
Ćwiczenia CASAREX 2025 rozpoczęły się 21 lipca i trwały trzy dni pod hasłem „Together for a Safe and Secure Caspian Sea”. Manewrami dowodził kontradmirał Mohsen Razzaghi. Według oficjalnych komunikatów wzięły w nich udział jednostki Sił Morskich Islamskiej Republiki Iranu (NEDAJA), Marynarki Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej (IRGCN), irańskie formacje porządkowe oraz – jak podaje IRNA – rosyjska marynarka wojenna. Obserwatorzy mieli przybyć z Azerbejdżanu, Kazachstanu i Turkmenistanu.
Jednak potwierdzony udział Rosjan ograniczył się jedynie do obecności cywilnego holownika ratowniczy SB‑738 z Flotylli Kaspijskiej, przyjętego przez siły północnej floty Iranu jako element scenariusza ratowniczego. W przeciwieństwie do medialnych deklaracji, nie zidentyfikowano innych okrętów rosyjskich uczestniczących w ćwiczeniach.
Czytaj więcej: Iran wstrzymuje się z blokadą Cieśniny Ormuz. Co to oznacza?
Z kolei po stronie irańskiej widoczna była defilada okrętów rakietowych typu Sina: Paykan (P224), Joshan, Derfash i Separ. Obecność jednostki pomocniczej IRGC Shahid Basir (alias Martyr Basir, nr 117), wyposażonej w pociski przeciwokrętowe Zafar/C704 i operującej z irańskiej bazy w Babolsarze, również została odnotowana w relacjach azerskich mediów
Brak potwierdzenia udziału obserwatorów z państw nadkaspijskich podważa wiarygodność irańskich komunikatów. Teheran nie po raz pierwszy deklaruje uczestnictwo państw trzecich w swoich manewrach bez ich oficjalnego potwierdzenia. Azerski „The Caspian Post” opisał przebieg ćwiczeń, ale nie wspomniał o obecności przedstawicieli Baku.
Relacje między Iranem a Azerbejdżanem pozostają napięte od czasu izraelskich nalotów na cele w Iranie podczas 12-dniowej wojny, w których Teheran dopatruje się współudziału azerskich służb. Równie trudna jest dziś atmosfera między Moskwą a Baku – zaogniona przez falę aresztowań azerskich obywateli w Rosji oraz katastrofę z 25 grudnia 2024 roku, gdy w wyniku ostrzału przy podejściu do lądowania w Groznym zginęło 38 pasażerów samolotu Azerbaijan Airlines.
Nie tylko Azerbejdżan dystansuje się od kremlowskiego protekcjonalizmu. Turkmenistan i Kazachstan również dają Moskwie do zrozumienia, że epoka „starszego brata” dobiegła końca. Moment przełomowy nastąpił podczas Forum Ekonomicznego w Petersburgu (czerwiec 2024 r.), gdy prezydent Kazachstanu Kasym‑Żomart Tokajew – siedząc tuż obok Władimira Putina – otwarcie odmówił uznania rosyjskich roszczeń do okupowanych części Donbasu oraz do Abchazji i Osetii Południowej. Zapowiedział też, że Astana nie zamierza omijać zachodnich sankcji ani wysyłać swoich żołnierzy na wojnę w Ukrainie.
W tle rozgrywa się jednak znacznie istotniejsza batalia: o suwerenność energetyczną. Choć większość kazachskiej ropy dociera do Europy przez Rosję – Kaspijskie Konsorcjum Rurociągowe (CPC) kończącym się w Noworosyjsku – Nur-Sułtan coraz mocniej inwestuje w alternatywę. Chodzi o tzw. kaspijski korytarz południowy: z portu Aktau przez Morze Kaspijskie do Baku, skąd surowiec płynie dalej ropociągiem BTC do tureckiego Ceyhanu. Projekt zyskał wsparcie Abu Dhabi Ports Group, która buduje specjalistyczne, płytkowodne tankowce – przystosowane do eksploatacji na płytkich wodach.
Geografia Morza Kaspijskiego sprzyja Azerbejdżanowi, Turkmenistanowi i Kazachstanowi, które – choć dotąd ze sobą nie współpracowały – zyskują wspólny interes. Kontrolując środkową część tych wód, mogą potencjalnie zakłócać transport morski między Rosją a Iranem. Choć dziś to scenariusz mało realny, w kontekście wojny na Ukrainie i dostawy broni z Iranu do Rosji – zyskuje na znaczeniu.
Dostęp do Morza Czarnego Rosja zapewnia sobie dzięki kanałowi Wołga-Don, łączącemu Morze Kaspijskie z systemem wodnym Donu i dalej z Morzem Azowskim. Mimo uszkodzenia dwóch fregat projektu 11661K (typ Giepard) w wyniku ukraińskiego ataku w listopadzie 2024 roku, rosyjska Flotylla Kaspijska pozostaje najpotężniejszym związkiem taktycznym w regionie – dysponuje łącznie 28 jednostkami, w tym korwetami, trałowcami i okrętami patrolowymi.
Siły irańskie, zgrupowane w ramach tzw. 4. Okręgu Morskiego Marynarki Wojennej, opierają swój potencjał na fregacie IRINS Deylaman (F78) typu Mowdż oraz czterech kutrach rakietowych typu Sina – uzbrojonych w armaty 76 mm i pociski przeciwokrętowe kierowane C-802.
Czytaj też: Precyzyjne uderzenia bombowców B-2 w Irańskie cele
Choć przewaga militarna Rosji i Iranu na Morzu Kaspijskim jest niezaprzeczalna, Azerbejdżan nie zamierza ograniczać się do roli obserwatora. Dzięki współpracy z Izraelem i Turcją, marynarka wojenna tego kraju przeszła istotną modernizację. W skład sił morskich weszły m.in. okręty patrolowe nowej generacji oraz jednostki podwodne typu Triton – jedyne tego typu platformy operujące na tym akwenie.
Rysa w relacjach irańsko‑rosyjskich była widoczna nawet w sferze symbolicznej. Na nagraniu opublikowanym przez irańskie media, ukazującym wejście holownika SB‑738 do portu, odegrano nieoficjalną i zniekształconą wersję hymnu Federacji Rosyjskiej. Zdarzenie to – zdaniem korespondenta „The Maritime Executive” - przyćmiło protokolarne niezręczności z wizyt Władimira Putina w Egipcie (2015) i Arabii Saudyjskiej (2019), gdy tamtejsze orkiestry również nie poradziły sobie z prawidłowym wykonaniem rosyjskiego hymnu.
Źródło: The Maritime Executive/MD


Po ośmiu miesiącach aktywności na trzech oceanach brytyjska grupa lotniskowcowa z HMS Prince of Wales powróciła 30 listopada do Portsmouth. Tym wejściem Royal Navy zamknęła operację Highmast — największe rozmieszczenie sił morskich w bieżącym roku.
W artykule
Rankiem, w końcówce listopada, okręty brytyjskiej grupy lotniskowcowej zaczęły wchodzić do Portsmouth. Lotniskowiec HMS Prince of Wales prowadził szyk powrotny, zamykając tym samym globalną kampanię, w ramach której zespół pokonał ponad 40 tys. mil morskich — dystans odpowiadający półtorakrotnemu okrążeniu Ziemi.
Powitanie miało wymiar uroczysty, zgodny z tradycją Royal Navy: jednostki portowe wykonały salut wodny, zaś załogi eskort i pomocniczych okrętów stanęły wzdłuż burt. Po wielu miesiącach nieobecności marynarze i lotnicy wrócili do rodzin, kończąc etap najbardziej kompleksowej operacji tej części floty od kilku lat.
Operacja Highmast rozpoczęła się wiosną, kiedy z Portsmouth i Bergen wyszły pierwsze okręty tworzące grupę zadaniową. Jej głównym celem było potwierdzenie zdolności Royal Navy do prowadzenia wielodomenowych działań dalekomorskich oraz utrzymania spójnej współpracy z sojuszniczymi okrętami.
W trakcie misji grupa operowała kolejno na Morzu Śródziemnym, w obszarze Kanału Sueskiego, na Oceanie Indyjskim oraz w zachodniej części Indo-Pacyfiku. W tym czasie przeprowadzono szereg ćwiczeń, w tym z marynarkami Włoch, Japonii, Australii, Kanady i Norwegii.
Dowódca zespołu, komandor James Blackmore, określił operację jako „najszerszy sprawdzian brytyjskiej projekcji siły od lat”, podkreślając jednocześnie wzrost interoperacyjności i zdolności bojowej grupy.
Trzon Carrier Strike Group stanowił lotniskowiec HMS Prince of Wales, na którego pokładzie operowało skrzydło lotnicze złożone z samolotów F-35B oraz śmigłowców ZOP i maszyn rozpoznawczych. Uzupełnienie stanowiły niszczyciel rakietowy HMS Dauntless, fregata HMS Richmond, norweska fregata HNoMS Roald Amundsen oraz jednostki wsparcia — tankowiec RFA Tideforce i logistyczny HNoMS Maud.
W kulminacyjnej fazie misji, podczas ćwiczeń na Indo-Pacyfiku, siły zespołu liczyły ponad 4 tysiące żołnierzy i marynarzy.
Zakończona kampania miała znaczenie wykraczające poza tradycyjny pokaz bandery. HMS Prince of Wales po serii wcześniejszych problemów technicznych przeszedł pełny cykl eksploatacyjny, obejmujący przeloty, intensywne działania lotnicze oraz współpracę w warunkach, które sprawdzają możliwości układu napędowego, systemów pokładowych oraz modułów sterowania lotami.
Misja była więc testem nie tylko dla całego zespołu, ale i samego lotniskowca, który tym etapem potwierdził pełną gotowość do globalnych operacji. Dla Royal Navy oznacza to domknięcie okresu niepewności oraz wejście w etap stabilnej eksploatacji obu brytyjskich superlotniskowców.
Operacja Highmast udowodniła, że Wielka Brytania pozostaje zdolna do nieprzerwanej obecności na głównych morskich szlakach komunikacyjnych, szczególnie w regionie Indo-Pacyfiku. W sytuacji rosnącej aktywności floty chińskiej i agresywnych działań rosyjskich — zarówno w Arktyce, jak i na Morzu Śródziemnym — wartościowa obecność sojuszniczych komponentów nabiera szczególnego znaczenia.
Zakończenie operacji pokazuje także, jak duże znaczenie ma utrzymanie ciągłości działań Royal Navy. Powrót HMS Prince of Wales nie kończy brytyjskiej aktywności na Indo-Pacyfiku — stanowi raczej zamknięcie pierwszej z serii zaplanowanych rotacji, które w ciągu kolejnych lat mają stać się fundamentem obecności brytyjskiej bandery na kluczowych szlakach morskich.
Ośmiomiesięczna misja Highmast zapisze się jako jedno z najważniejszych przedsięwzięć brytyjskiej floty ostatnich lat. Zespół przeszedł pełne spektrum działań — od ćwiczeń sojuszniczych po operacje realizowane w rozległych akwenach zachodniej części Indo-Pacyfiku.
Powrót grupy lotniskowcowej, z HMS Prince of Wales na czele, stanowi potwierdzenie, że brytyjski system lotniskowcowy jest w stanie prowadzić globalne operacje w sposób ciągły, niezawodny i zgodny z wymaganiami współczesnej architektury bezpieczeństwa.