Newsletter Subscribe
Enter your email address below and subscribe to our newsletter

28 czerwca, w stoczni Ingalls Shipbuilding należącej do Huntington Ingalls Industries w Pascagoula (stan Missisipi) odbyła się ceremonia chrztu kolejnego niszczyciela rakietowego budowanego dla US Navy. Jednostka, która otrzymała nazwę USS Jeremiah Denton (DDG 129) jest trzecim okrętem wersji Flight III i jednocześnie 76. niszczycielem typu Arleigh Burke.
W artykule
Niemal trzy lata minęły od położenia stępki, a już przyszedł czas na ceremonię chrztu. Tempo budowy okrętu jest dowodem na wysoką efektywność stoczni Ingalls Shipbuilding i sprawność całego łańcucha dostaw dla budowy niszczycieli typu Arleigh Burke.
Uroczystość zgromadziła przedstawicieli Marynarki Wojennej USA, administracji federalnej i stanowej, a także kierownictwo stoczni i podwykonawców. Matkami chrzestnymi okrętu zostały córki patrona jednostki – Madeleine Denton Doak oraz Mary Denton Lewis. Zgodnie z tradycją, dokonały one rozbicia butelki szampana o kadłub jednostki.
Nowy okręt nazwano na cześć kontradmirała Jeremiaha A. Dentona Jr., pilota US Navy, który zasłynął z niezłomnej postawy jako jeniec wojenny podczas konfliktu w Wietnamie. W 1965 roku, w trakcie wykonywania zadania bojowego, jego samolot został uszkodzony w wyniku przedwczesnej detonacji ładunku. Denton został zmuszony do lądowania na terytorium kontrolowanym przez przeciwnika, gdzie spędził osiem lat w niewoli. W 1969 roku, wykorzystując propagandowy występ telewizyjny organizowany przez komunistyczne władze w Hanoi, przekazał informację o stosowanych wobec niego torturach, korzystając z alfabetu Morse’a i mrugając oczami do kamery.
Po uwolnieniu w 1973 roku kontynuował służbę w marynarce wojennej, a po przejściu w stan spoczynku został wybrany do Senatu USA, reprezentując stan Alabama w latach 1981-1987. Za postawę podczas niewoli otrzymał Krzyż Marynarki Wojennej – jedno z najwyższych amerykańskich odznaczeń wojskowych. Imię jednostki przypomina nie tylko o jego osobistym bohaterstwie, lecz także o wartościach, na jakich oparta jest służba w marynarce wojennej.
Przyszły USS Jeremiah Denton należy do wersji Flight III, opracowanej jako modernizacja długoletniego programu Arleigh Burke. Jednostki tej generacji zostały zaprojektowane z myślą o zwiększonej skuteczności działania w warunkach wielodomenowego pola walki. Wyposażenie obejmuje m.in. nowy radar AN/SPY-6(V)1 oraz zmodernizowany system kierowania ogniem Aegis w wersji Baseline 10.
Niszczyciel ma 160 m długości, 20 m szerokości i pełną wyporność przekraczającą 9200 ton. Załogę stanowi 380 oficerów, podoficerów i marynarzy. Napędzają go cztery turbiny gazowe General Electric LM2500, co pozwala na osiągnięcie prędkości 31 węzłów.
Uzbrojenie okrętu obejmuje armatę morską Mk 45 Mod 4 kal. 127 mm, system obrony bezpośredniej CIWS Phalanx kal. 20 mm, dwa zestawy automatycznych armat Mk 38 kal. 25 mm oraz cztery wielkokalibrowe karabiny maszynowe kal. 12,7 mm. Główne środki rażenia stanowią dwa zestawy wyrzutni pionowego startu Mk 41 – 32- i 64-komorowy – przeznaczone do odpalania pocisków przeciwlotniczych RIM-66M i RIM-156, pocisków dalekiego zasięgu RIM-174A, przeciwrakietowych RIM-161, oraz rakiet RIM-162 ESSM. System uzbrojenia uzupełniają pociski manewrujące BGM-109 Tomahawk, torpedy rakietowe RUM-139 oraz wyrzutnie torpedowe Mark 32, przystosowane do obsługi lekkich torped Mark 46, Mark 50 i Mark 54. Okręt posiada również hangar i lądowisko dla dwóch śmigłowców pokładowych MH-60R Seahawk.
Jeremiah Denton jest kolejnym niszczycielem typu Arleigh Burke budowanym w stoczni Ingalls Shipbuilding – do tej pory przekazano US Navy 35. jednostek tego typu. W budowie obecnie znajdują się obecnie m.in. Ted Stevens (DDG 128), George M. Neal (DDG 131), Sam Nunn (DDG 133) oraz Thad Cochran (DDG 135). Włączenie jednostek Flight III do służby pozwoli flocie wojennej USA utrzymać dominację w zakresie wielozadaniowych operacji morskich w XXI wieku.
Autor: Mariusz Dasiewicz


Po ośmiu miesiącach aktywności na trzech oceanach brytyjska grupa lotniskowcowa z HMS Prince of Wales powróciła 30 listopada do Portsmouth. Tym wejściem Royal Navy zamknęła operację Highmast — największe rozmieszczenie sił morskich w bieżącym roku.
W artykule
Rankiem, w końcówce listopada, okręty brytyjskiej grupy lotniskowcowej zaczęły wchodzić do Portsmouth. Lotniskowiec HMS Prince of Wales prowadził szyk powrotny, zamykając tym samym globalną kampanię, w ramach której zespół pokonał ponad 40 tys. mil morskich — dystans odpowiadający półtorakrotnemu okrążeniu Ziemi.
Powitanie miało wymiar uroczysty, zgodny z tradycją Royal Navy: jednostki portowe wykonały salut wodny, zaś załogi eskort i pomocniczych okrętów stanęły wzdłuż burt. Po wielu miesiącach nieobecności marynarze i lotnicy wrócili do rodzin, kończąc etap najbardziej kompleksowej operacji tej części floty od kilku lat.
Operacja Highmast rozpoczęła się wiosną, kiedy z Portsmouth i Bergen wyszły pierwsze okręty tworzące grupę zadaniową. Jej głównym celem było potwierdzenie zdolności Royal Navy do prowadzenia wielodomenowych działań dalekomorskich oraz utrzymania spójnej współpracy z sojuszniczymi okrętami.
W trakcie misji grupa operowała kolejno na Morzu Śródziemnym, w obszarze Kanału Sueskiego, na Oceanie Indyjskim oraz w zachodniej części Indo-Pacyfiku. W tym czasie przeprowadzono szereg ćwiczeń, w tym z marynarkami Włoch, Japonii, Australii, Kanady i Norwegii.
Dowódca zespołu, komandor James Blackmore, określił operację jako „najszerszy sprawdzian brytyjskiej projekcji siły od lat”, podkreślając jednocześnie wzrost interoperacyjności i zdolności bojowej grupy.
Trzon Carrier Strike Group stanowił lotniskowiec HMS Prince of Wales, na którego pokładzie operowało skrzydło lotnicze złożone z samolotów F-35B oraz śmigłowców ZOP i maszyn rozpoznawczych. Uzupełnienie stanowiły niszczyciel rakietowy HMS Dauntless, fregata HMS Richmond, norweska fregata HNoMS Roald Amundsen oraz jednostki wsparcia — tankowiec RFA Tideforce i logistyczny HNoMS Maud.
W kulminacyjnej fazie misji, podczas ćwiczeń na Indo-Pacyfiku, siły zespołu liczyły ponad 4 tysiące żołnierzy i marynarzy.
Zakończona kampania miała znaczenie wykraczające poza tradycyjny pokaz bandery. HMS Prince of Wales po serii wcześniejszych problemów technicznych przeszedł pełny cykl eksploatacyjny, obejmujący przeloty, intensywne działania lotnicze oraz współpracę w warunkach, które sprawdzają możliwości układu napędowego, systemów pokładowych oraz modułów sterowania lotami.
Misja była więc testem nie tylko dla całego zespołu, ale i samego lotniskowca, który tym etapem potwierdził pełną gotowość do globalnych operacji. Dla Royal Navy oznacza to domknięcie okresu niepewności oraz wejście w etap stabilnej eksploatacji obu brytyjskich superlotniskowców.
Operacja Highmast udowodniła, że Wielka Brytania pozostaje zdolna do nieprzerwanej obecności na głównych morskich szlakach komunikacyjnych, szczególnie w regionie Indo-Pacyfiku. W sytuacji rosnącej aktywności floty chińskiej i agresywnych działań rosyjskich — zarówno w Arktyce, jak i na Morzu Śródziemnym — wartościowa obecność sojuszniczych komponentów nabiera szczególnego znaczenia.
Zakończenie operacji pokazuje także, jak duże znaczenie ma utrzymanie ciągłości działań Royal Navy. Powrót HMS Prince of Wales nie kończy brytyjskiej aktywności na Indo-Pacyfiku — stanowi raczej zamknięcie pierwszej z serii zaplanowanych rotacji, które w ciągu kolejnych lat mają stać się fundamentem obecności brytyjskiej bandery na kluczowych szlakach morskich.
Ośmiomiesięczna misja Highmast zapisze się jako jedno z najważniejszych przedsięwzięć brytyjskiej floty ostatnich lat. Zespół przeszedł pełne spektrum działań — od ćwiczeń sojuszniczych po operacje realizowane w rozległych akwenach zachodniej części Indo-Pacyfiku.
Powrót grupy lotniskowcowej, z HMS Prince of Wales na czele, stanowi potwierdzenie, że brytyjski system lotniskowcowy jest w stanie prowadzić globalne operacje w sposób ciągły, niezawodny i zgodny z wymaganiami współczesnej architektury bezpieczeństwa.