Enter your email address below and subscribe to our newsletter

Fregaty typu Constellation w impasie. Czy US Navy odrobiła lekcję LCS?

Program budowy nowych fregat rakietowych typu Constellation dla US Navy, oparty na europejskim projekcie FREMM, miał być odpowiedzią na błędy programu LCS. Dziś jednak okazuje się, że amerykańska marynarka ponownie utknęła w spirali zmian, opóźnień i kosztów. Symboliczne wodowanie ostatniego Littoral Combat Ship – USS Pierre (LCS 38) – przypomina, że historia, której nie zrozumiano, lubi się powtarzać.

Ucieczka od błędów – prosto w nowe

Wodowanie USS Pierre zamknęło kontrowersyjny rozdział LCS-ów – programu, który miał być innowacyjny, modułowy i zdolny do asymetrycznej walki w strefach przybrzeżnych, zakończył się wcześniejszym wycofaniem części jednostek i wnioskiem o ich ograniczonej wartości bojowej​. Fregaty typu Constellation miały być naprawą tamtych błędów – wyborem sprawdzonego projektu i stabilnej platformy dla zadań eskortowych, operacji ZOP i obrony powietrznej.

Tymczasem, mimo pozornie lepszego punktu wyjścia, program Constellation zaczyna podążać niepokojąco podobną ścieżką. Liczne zmiany w projekcie doprowadziły do znaczącego odejścia od założeń konstrukcyjnych pierwowzoru FREMM – z pierwotnych 85% wspólnych komponentów pozostało niespełna 15%. Wzrost masy jednostek o ponad 10% w ciągu trzech lat, ograniczenie wyporności rezerwowej i zagrożenie przeciążeniem układów siłowni przypominają o tym, jak łatwo nawet najlepszy projekt można zniekształcić przez nadmierne ambicje i brak dyscypliny w projektowaniu.

LCS miał być ostrzeżeniem – stał się tylko przypisem?

Program LCS od początku budził kontrowersje – z jednej strony przez brak spójnej koncepcji operacyjnej, z drugiej zaś przez pogoń za nowością samą w sobie. Jak pokazał przykład USS Pierre, o czym pisałem w tekście zatytułowanym „Fregata typu Constellation – Opóźnienia i problemy dla US Navy„, zasadniczym problemem okazało się niedostosowanie konstrukcji do realnych wymagań służby – zbyt lekki kadłub, niestandardowy napęd oraz próba stworzenia jednostki zdolnej do realizacji zadań z zakresu zwalczania min, okrętów podwodnych, nawodnych. W praktyce okazało się, że żadnej z tych ról nie była w stanie sprostać.

Mimo to, podobna logika „projektujmy wszystko od nowa” znów zapanowała w Pentagonie – tym razem przy Constellation. Zamiast wdrożenia sprawdzonego projektu, US Navy zaczęła ingerować w każdy element – od systemów dowodzenia po architekturę kadłuba. Efekt? Opóźnienie budowy USS Constellation (FFG 62) o co najmniej trzy lata i gwałtowny wzrost kosztów programu, który już w 2024 roku uszczuplono o miliard dolarów.

Nowa klasa, stare problemy

To, co szczególnie niepokoi, to fakt, że mimo doświadczeń z LCS-ami – okrętami wycofywanymi ze służby po zaledwie kilku latach – nie widać fundamentalnej zmiany w sposobie prowadzenia programów okrętowych w USA. Jak słusznie zauważył kongresmen Trent Kelly – lepiej zbudować fregatę zdolną do wejścia do służby, nawet jeśli spełni 85% oczekiwań, niż kontynuować projekt, który przez nadmiar ambicji może zakończyć się fiaskiem.

Jeśli Constellation zawiedzie – nie będzie już się można tłumaczyć naiwnością. Tym razem Amerykanie wiedzieli, jak kończy się zmiana wymagań i utrata dyscypliny w prowadzeniu programu. Przecież cały cykl życia programu LCS – od założeń, przez konstrukcję, aż po eksploatację – był gotowym podręcznikiem błędów, z którego wystarczyło wyciągnąć wnioski.

Perspektywa na przyszłość

Dziś US Navy zamierza pozyskać 20 fregat typu Constellation. Jeżeli problemy z jednostką prototypową nie zostaną rozwiązane, ten plan może ulec rewizji – lub zakończyć się podobnie jak LCS: programem, który dostarczył więcej wniosków niż użytecznych okrętów.

Jeśli jednak USA potraktują Constellation jako test dojrzałości, a nie eksperyment technologiczny, mogą jeszcze odwrócić bieg wydarzeń. Tym bardziej, że świat – zwłaszcza wody Indo-Pacyfiku – nie będzie czekał, aż Pentagon uporządkuje własne biurka.

Autor: Mariusz Dasiewicz

https://portalstoczniowy.pl/category/marynarka-bezpieczenstwo/
Udostępnij ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

  • Powrót brytyjskiej grupy lotniskowcowej HMS Prince of Wales

    Powrót brytyjskiej grupy lotniskowcowej HMS Prince of Wales

    Po ośmiu miesiącach aktywności na trzech oceanach brytyjska grupa lotniskowcowa z HMS Prince of Wales powróciła 30 listopada do Portsmouth. Tym wejściem Royal Navy zamknęła operację Highmast — największe rozmieszczenie sił morskich w bieżącym roku.

    Symboliczny finał operacji Highmast

    Rankiem, w końcówce listopada, okręty brytyjskiej grupy lotniskowcowej zaczęły wchodzić do Portsmouth. Lotniskowiec HMS Prince of Wales prowadził szyk powrotny, zamykając tym samym globalną kampanię, w ramach której zespół pokonał ponad 40 tys. mil morskich — dystans odpowiadający półtorakrotnemu okrążeniu Ziemi.

    Powitanie miało wymiar uroczysty, zgodny z tradycją Royal Navy: jednostki portowe wykonały salut wodny, zaś załogi eskort i pomocniczych okrętów stanęły wzdłuż burt. Po wielu miesiącach nieobecności marynarze i lotnicy wrócili do rodzin, kończąc etap najbardziej kompleksowej operacji tej części floty od kilku lat.

    Osiem miesięcy globalnej obecnści

    Operacja Highmast rozpoczęła się wiosną, kiedy z Portsmouth i Bergen wyszły pierwsze okręty tworzące grupę zadaniową. Jej głównym celem było potwierdzenie zdolności Royal Navy do prowadzenia wielodomenowych działań dalekomorskich oraz utrzymania spójnej współpracy z sojuszniczymi okrętami.

    W trakcie misji grupa operowała kolejno na Morzu Śródziemnym, w obszarze Kanału Sueskiego, na Oceanie Indyjskim oraz w zachodniej części Indo-Pacyfiku. W tym czasie przeprowadzono szereg ćwiczeń, w tym z marynarkami Włoch, Japonii, Australii, Kanady i Norwegii.

    Dowódca zespołu, komandor James Blackmore, określił operację jako „najszerszy sprawdzian brytyjskiej projekcji siły od lat”, podkreślając jednocześnie wzrost interoperacyjności i zdolności bojowej grupy.

    Skład i możliwości zespołu HMS Prince of Wales

    Trzon Carrier Strike Group stanowił lotniskowiec HMS Prince of Wales, na którego pokładzie operowało skrzydło lotnicze złożone z samolotów F-35B oraz śmigłowców ZOP i maszyn rozpoznawczych. Uzupełnienie stanowiły niszczyciel rakietowy HMS Dauntless, fregata HMS Richmond, norweska fregata HNoMS Roald Amundsen oraz jednostki wsparcia — tankowiec RFA Tideforce i logistyczny HNoMS Maud.

    W kulminacyjnej fazie misji, podczas ćwiczeń na Indo-Pacyfiku, siły zespołu liczyły ponad 4 tysiące żołnierzy i marynarzy.

    Kluczowe wnioski z misji Highmast

    Zakończona kampania miała znaczenie wykraczające poza tradycyjny pokaz bandery. HMS Prince of Wales po serii wcześniejszych problemów technicznych przeszedł pełny cykl eksploatacyjny, obejmujący przeloty, intensywne działania lotnicze oraz współpracę w warunkach, które sprawdzają możliwości układu napędowego, systemów pokładowych oraz modułów sterowania lotami.

    Misja była więc testem nie tylko dla całego zespołu, ale i samego lotniskowca, który tym etapem potwierdził pełną gotowość do globalnych operacji. Dla Royal Navy oznacza to domknięcie okresu niepewności oraz wejście w etap stabilnej eksploatacji obu brytyjskich superlotniskowców.

    Powrót jest równie istotny jak jej wyjście

    Operacja Highmast udowodniła, że Wielka Brytania pozostaje zdolna do nieprzerwanej obecności na głównych morskich szlakach komunikacyjnych, szczególnie w regionie Indo-Pacyfiku. W sytuacji rosnącej aktywności floty chińskiej i agresywnych działań rosyjskich — zarówno w Arktyce, jak i na Morzu Śródziemnym — wartościowa obecność sojuszniczych komponentów nabiera szczególnego znaczenia.

    Zakończenie operacji pokazuje także, jak duże znaczenie ma utrzymanie ciągłości działań Royal Navy. Powrót HMS Prince of Wales nie kończy brytyjskiej aktywności na Indo-Pacyfiku — stanowi raczej zamknięcie pierwszej z serii zaplanowanych rotacji, które w ciągu kolejnych lat mają stać się fundamentem obecności brytyjskiej bandery na kluczowych szlakach morskich.

    Kampania, która przejdzie do historii Royal Navy

    Ośmiomiesięczna misja Highmast zapisze się jako jedno z najważniejszych przedsięwzięć brytyjskiej floty ostatnich lat. Zespół przeszedł pełne spektrum działań — od ćwiczeń sojuszniczych po operacje realizowane w rozległych akwenach zachodniej części Indo-Pacyfiku.

    Powrót grupy lotniskowcowej, z HMS Prince of Wales na czele, stanowi potwierdzenie, że brytyjski system lotniskowcowy jest w stanie prowadzić globalne operacje w sposób ciągły, niezawodny i zgodny z wymaganiami współczesnej architektury bezpieczeństwa.